21.1 Propozycja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Próbowałam ukryć fakt, że przed chwilą płakałam, zanim wejdę do gabinetu Johna. Wybrałam okrężną drogę, by uspokoić myśli. W mojej głowie już nie dźwięczał strach o to, co będzie, tylko ostatnie słowa Erica. Dlaczego mu nie powiedziałam, że też go kocham? Zależało mi na nim. Był dla mnie jak rodzina, ale może w tym tkwił szkopuł, był dla mnie jak brat, którego udawał. Jednakże, gdy mnie pocałował, czułam, że mogłabym spędzić z nim resztę życia. Wiedziałam, że byłabym szczęśliwa u jego boku. Zawsze byłam. Rozmyślając, nie zauważyłam, że stałam już przed drzwiami gabinetu.

Przypomniałam sobie, jak potoczyło się nasze ostatnie spotkanie w tym miejscu. Na myśl o tamtej chwili, moje obawy powróciły. Wiedziałam, że jak się nie zjawię, tylko pogorszę sytuację. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Upewniłam się, że na mojej twarzy nie ma śladów płaczu i  uniosłam rękę, by zapukać, jednak zanim to zrobiłam, drzwi się otworzyły.

Nie spodobało mi się to.

– Zapraszam. – Zachęcił mnie ręką do wejścia, przytrzymując drzwi.

Dostrzegłam, że zdążył już się przebrać w czystą czarną koszulkę i sprane dżinsy oraz oczyścił  cięcia na skórze po walce.

Niepewnie weszłam do pokoju i przystanęłam na środku, nie wiedząc co zrobić.

Usłyszałam zamykanie drzwi i złowrogi szczęk zamka, rozchodzący się w cichym pomieszczeniu. Moje tętno przyśpieszyło. Nie było drogi ucieczki. Nagle poczułam, jak jego dłoń oparła się o zagłębienie moich pleców. Wzdrygnęłam się lekko. Miałam nadzieję, że tego nie wyczuł.

– Usiądź, proszę. – Gestem wskazał mi krzesło ustawione naprzeciwko biurka. Jego spokojny ton głosu robił mi wodę z mózgu. Usiadłam na krześle na tyle głęboko, aby nie wzbudzać podejrzeń, że zerwę się do ucieczki, ale nie na tyle płytko, aby mi ją utrudnić. Tylko gdzie miałabym pobiec? Drzwi były zamknięte.

John zasiadł na swoim miejscu i zaczął grzebać w szufladzie. W niewielkim pokoju wydawał się większy i masywniejszy. Jego szerokie ramiona i potężne bicepsy drastycznie kontrastowały z moim drobnym ciałem. Nawet, teraz gdy nabrało ono sporo masy mięśniowej, wciąż nie miałam przy nim szans. Co tylko udowodnił mi chwilę temu. Czy po to było to całe przedstawienie? Chciał pokazać mi, kto tu miał władzę?

– Jak się czujesz Darren? Ian opatrzył ci rany? – zagadnął, po czym wyjął z szuflady pistolet i położył go na biurku.

– W porządku, rany nie są głębokie, więc wystarczyło je zabandażować – powiedziałam wymijająco, licząc na to, że nie będzie drążyć tematu.

– Yhm – dał znać, że rozumie i wyciągnął nóż, który położył obok pistoletu. Wstał i udał się do pomieszczenia po mojej prawej. Otwierał drzwi, za którymi zauważyłam oświetlone pomieszczenie, w którym stał stół i cztery krzesła. Prawdopodobnie była to kuchnia.

Dlaczego on to robi?  – Zastanawiałam się.

Mógł po prostu wyłożyć czarno na białym, że zna prawdę i mnie zabić. Po co było to całe przedstawienie? Zawsze uważałam, że jest typem, który nie okazuje litości i lubi ból, ale to przechodziło moje najśmielsze wyobrażenia.

A może to była jakaś gra? Spojrzałam w kierunku kuchni, z której dochodziły dźwięki przelewającej się wody. Ponownie spojrzałam na broń, leżącą przede mną na biurku. Gdybym ją wzięła, mogłabym sama zakończyć to wszystko, ale co jeśli broń nie była naładowana, a John wróciłby, zastając mnie z pistoletem w dłoni. Miałabym tylko dodatkowe kłopoty, jeżeli może być coś gorszego niż groźba śmierci. Czy to był jakiś test? Sprawdzał, czy wezmę broń?

Westchnęłam. Zanim podjęłam decyzję, wrócił ze szklanką wody, którą postawił przede mną. Płyn nie był krystalicznie przeźroczysty, co od razu przykuło moją uwagę. Miał delikatnie oleisty żółty odcień, który nieuważna osoba mogłaby przeoczyć.

Gdy nadrabiałam zaległości w wiedzy, przesiadując w bibliotece, poznałam znaczną ilość pojęć i substancji, wykraczających poza podstawową wiedzę. Jedną z takich trucizn był jad występujący u kilku gatunków skorpionów. Jego spożycie mogło powodować zawroty głowy, silny ból i zaburzenia oddychania, prowadzące do śmierci. Nie była to łatwo dostępna trucizna w tym rejonie, ale też nie należała do najrzadszych. Być może John zdecydował się na nią, myśląc, że jej nie wykryję.

W myślach przeszukałam wszystkie informacje na jej temat i nie mogłam sobie przypomnieć, czy czytałam coś o odtrutce na tę truciznę.

Siedziałam, wiercąc się na krześle, gdy John podniósł pistolet z biurka i zaczął go oglądać, przekładając z ręki do ręki.

– Podoba ci się tutaj? – zagadnął.

Nie był to przypadkowy dobór słów. Dokładnie o to samo zapytał mnie na balu, gdy rozmawialiśmy na tarasie.

– Tak jest w porządku – ostrożnie odpowiedziałam.

– A twojemu bratu? Jesteście ze sobą blisko, prawda?

Serce załomotało mi w piersi. Mówił o Ericu. – Jak to bracia, mamy tylko siebie. – Starannie dobierałam słowa.

– Nie napijesz się? Po walce jesteś pewnie spragniony. – Wskazał dłonią z pistoletem na szklankę.

Przełknęłam nerwowo ślinę.

– Nie dziękuję. Wypiłem coś po drodze.

Nie miałam już wątpliwości. To był koniec, nie łudziłam się, że wyjdę z tego cało. Postanowiłam zaryzykować i walczyć o życie najbliższych. 

– Zależy mi na moim bracie najbardziej na świecie. Zrobiłbym wszystko, aby go ocalić. Rodzina jest najważniejsza, nieprawdaż?

– Być może, jednak czasami to rodzina jest problemem.

Nie podobał mi się kierunek, w jakim szła ta rozmowa. Patrzył na mnie przenikliwie. Widziałam, że dobrze się bawił moim kosztem.

– Przyznam, że mi zaimponowałeś Darren. Nie każdy walczyłby tak długo, będąc poważnie rannym.

Serce stanęło mi w piersi.

Niemożliwe. Jak się dowiedział? Czy było coś jeszcze, o czym wiedział, a co próbowałam zataić? Od jak dawna znał prawdę?

Tak bardzo bałam się śmierci, że wolałam ją przeciągać chyba w nieskończoność, a może lepiej byłoby zakończyć to tu i teraz, niż dawać sobie złudną nadzieję na przeżycie. Mącił mi tylko w głowie. Starałam się grać w jego grę dalej.

– Te draśnięcia włócznią? To tylko kilka zadrapań. – Zaśmiałam się lekceważąco. Miałam nadzieję, że brzmiało to wystarczająco przekonująco. – Ten ostatni cios pod żebrami pod koniec walki, to była poważna rana, nie było co zbierać – zażartowałam. – Miałem wrażenie, że przez chwilę, rzeczywiście walczymy ze sobą jak wrogowie.

– Wybacz, zależało mi na wiarygodnym odzwierciedleniu warunków, jakie się odgrywają podczas walki. – Mierzył mnie przez cały czas wzrokiem, jakby czekał, aż wykonam jakiś ruch lub pęknę i sama się wygadam. – Starałem się jednak zachować ostrożność, aby nie wyrządzić ci większego uszczerbku na zdrowiu. Jak wspominałeś, rana nie była na tyle głęboka, aby uszkodzić narządy i wystarczyło ją zabandażować.

Przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, zanim zapytał:

– Powiedz mi Darren. Czy wiesz dlaczego, tak naprawdę chciałem się z tobą spotkać?

Co miałam mu powiedzieć? Prawdę? Licząc na łaskę w zamian za szczerość, którą okazuję, dopiero gdy stoi nade mną kat? Czy może skłamać? Czego ode mnie oczekiwał?

Postanowiłam milczeć, ale czułam, że było to jednoznaczne z przyznaniem się.

– Rozbierz się – polecił.

– Co?!

Musiałam coś prędko wymyślić. Nie wiedziałam, co kombinuje, ale nie zamierzam w tym brać udziału.

– Słuchaj... – zaczęłam niepewnie. – Wiem, że jesteś naszym przywódcą i tak dalej... – Starałam się wejść na luzacki ton – ale jeżeli no wiesz... jesteś gejem. To źle trafiłeś. Na pewno znajdzie się w szkole ktoś, kto z chęcią spędzi z tobą trochę czasu. 

Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, jakby nie wierzył, że naprawdę to powiedziałam.

Wstałam i odwróciłam się w kierunku wyjścia, modląc się w duchu, aby odebrał to jako żart, nieporozumienie albo strzelił i zakończył to wszystko.

Gdy zbliżałam się do drzwi, koło mojej twarzy przeleciał nóż, wbijając się w ich drewnianą płytę.

Poczułam, jak z głowy odpłynęła mi cała krew. Mało brakowało, a upadłabym pod wpływem szoku.

– Powiedziałem: rozbierz się. A może potrzebujesz pomocy? – oznajmił tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

Stałam przez chwilę zwrócona do niego plecami. Czułam, jak nogi się pode mną ugięły.

Nie miałam wyboru, musiałam powiedzieć prawdę. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu prosto w oczy, gotowa na to, co się zaraz stanie.

– Muszę ci się...

– Nie pytałem cię o nic. – Przerwał mi ostry tonem. – Zapewniam cię, że ja nigdy nie pudłuję, więc jeżeli kolejne ostrze nie ma wbić się w twoje ciało, rób, co mówię.

Zaczęłam od zdjęcia butów i skarpetek trzęsącymi się dłońmi, po czym zabrałam się za ściąganie spodni. Stałam tak przez chwilę w za długiej koszulce, nie wiedząc co dalej.

John poszedł do mnie i chwycił mocno za prawe ramię. Zawyłam z bólu, w głowie zakręciło mi się, a z oczu popłynęły łzy. Gdy puścił moją rękę, zauważyłam, jak na jego dłoni i mojej bluzce widnieje krew. Otarł ją o swoje dżinsy, zostawiając na nich brunatny ślad.

– Bluzka – powtórzył.

Zdjęłam ostrożnie ubranie, drżącymi ze strachu dłońmi. Stałam przed nim tylko w męskich bokserkach, kilku bandażach i przepasce na piersiach.

John uśmiechnął się niczym drapieżnik, który zapędził ofiarę w sytuację bez wyjścia.

– Ja... Ja... – Chciałam przeprosić, ale czy to by coś dało. Zęby drżały mi od powstrzymywania płaczu. Przyciągnęłam ręce do klatki piersiowej i wykonałam krok w tył. Zderzyłam się plecami z drzwiami. John podszedł do mnie i wyciągnął dzielący kilka centymetrów od mojej twarzy, wbity nóż. Zamknęłam mocno oczy, przyciskając twarz do piersi i kuląc się w sobie, tak mocno jakbym mogła stać się malutka i zniknąć. Poczułam, zimny dotyk metalu rozdzierający przepaskę na moim biuście. Cała się trzęsłam z nadmiaru emocji.

Moje myśli biegały jak szalone, spośród nich, wyłapałam tą jedną. Za paskiem spodni Johna zawsze był wetknięty nóż. Zanim obmyśliłam dokładny plan, szybkim ruchem wyjęłam zdobycz zdrową ręką. Moje szczęście nie trwało długo. Mój przeciwnik szybko zorientował się, co zamierzałam i wypuścił trzymany nóż, który upadł ze szczękiem na podłogę, po czym chwycił za mój nadgarstek, blokując atak, a następnie drugą ręką ścisnął moją dłoń i wyciągnął trzymane przeze mnie ostrze.

Od razu pożałowałam tego, co zrobiłam.

– Nie przestajesz mnie zaskakiwać. Jednak wciąż zapominasz, że mam nad tobą wiele lat przewagi i doświadczenia – zakręcił nożem przy mojej twarzy.

Patrzyłam z przerażeniem w jego ciemne oczy, zastanawiając się, jak mogłam na balu pomylić je z innymi. Czubkiem noża otarł łzę spływającą po moim policzku, następnie zjechał nim w kierunku mojej szyi i odchylił moją głowę do tyłu. Nie stawiałam oporu, wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji, a każda moja próba zakończy się fiaskiem. Czułam, jak ostrze kreśliło linie wzdłuż mojej szyi.

– Zastanawiasz się pewnie, dlaczego jeszcze żyjesz. Ja zaś, po co to wszystko? Nie jesteś szpiegiem, bo nic ważnego nie zniknęło, poza odpowiedziami do testów dla Jamesa, za co później wyciągnę konsekwencje. Przyznam, że nieźle się spisałaś, mimo że nie pochwalam tego, co zrobiłaś. Ominęłaś jednak pewien mały szczegół. Nie wiem, jak udało ci się zdobyć te klucze, ale z odłożeniem ich najwidoczniej miałaś już spory problem. Sprytnie wykombinowałaś, odkładając je pod drzwi, tak jakby upadły. Pominęłaś jednak, że Pigeon opuszczając pomieszczenie z dokumentacją, nie był sam. Towarzyszyłem mu, gdy wychodził i zauważyłbym, gdyby upuścił klucze.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Wiedział to od tak dawna, a jednak nic z tym nie zrobił. Co więcej, znał mojego szantażystę, o czym ja mogłam tylko pomarzyć. Co jeszcze wiedział, o czym ja nie miałam pojęcia?

– Obserwowałem cię od momentu, gdy przyszłaś do mnie porozmawiać. Znam prawo i ty również. Wiemy, jakie są konsekwencje za jego złamanie, jednakże jesteś cennym zasobem w naszych szeregach.

Potarł kciukiem moją krtań.

– Nie chcesz umierać, a ja nie chcę cię zabijać, również z pewnych względów. Zatem zapytam ponownie: po co to wszystko?

– Jak to, po co?! Zależało mi, aby się tutaj dostać. Czekałam już wystarczająco długo, zanim osiągnęłam siedemnaście lat.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Że też musiałam akurat trafić w coś, czego nie wiedział. Za każdym razem w jego towarzystwie moje szczęście wyparowywało szybciej niż topniejący śnieg na zimę.

– Siedemnaście? Nie ważne zresztą to nic nie zmienia. Nie pomyślałaś może, że dziewczyny też przyjmujemy? Jesteś albo głupia, albo kłamiesz. A znam cię wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że pierwsza opcja odpada.

– Ale nie było miejsc dla dziewczyn, zostały tylko trzy, a potem nawet dwa dla chłopaków. – Słowa wypadały mi z ust, bez namysłu mówiłam to, co mi ślina na język przyniosła. Szloch przepełniony desperacją wstrząsał moim ciałem, gdy próbowałam się usprawiedliwić.

– Nie ma wyznaczonej liczby osób danej płci, którą przyjmujemy. Pogrążasz się tylko.

– Co?! – Nagle świat się zatrzymał. Wpatrywałam się w niego oszołomiona – Kłamiesz! Powiedzieli mi, że mnie nie przyjmą.

Musiałam być naprawdę zaskoczona jego wyznaniem, bo John wpatrywał mi się z namysłem, oceniając, czy przypadkiem nie blefuję.

Chwycił mnie za nadgarstek, odsuwając od drzwi i pociągając na środek pokoju.

– Zaraz wracam, jeżeli zależy ci na pozostaniu przy życiu, radziłbym ci się nie ruszać z miejsca i niczego nie dotykać.

Zabrał pistolet i wyszedł, zamykając za sobą drzwi z głośnym trzaskiem.

Nie rozumiałam, co się właśnie stało. Jak to nie było ograniczeń w liczbie przyjmowanych dziewcząt? Czyżbym narażałam życie za coś, czego nie było?

Stałam osłupiała, wpatrując się w widok za oknem. To mógł być ostatni raz, by spojrzeć na zieleń. Za szybą rozpościerała się polana, na której zbieraliśmy się każdego poranka na bieg. Od tamtej pory tak wiele się zmieniło.

Teraz stałam tutaj w oczekiwaniu na wyrok. Nigdy nie miałam nawet chłopaka, nie mówiąc już o małżeństwie i dzieciach. Nawet nie myślałam o takich sprawach. Wszystko potoczyło się tak szybko odkąd wybuchła wojna, że nawet nie zauważyłam, kiedy tak wyrosłam.

Czy po pocałunku z Erickiem mogłam go nazwać moim chłopakiem?

Gdy spojrzało się pod odpowiednim kątem przez okno, można było dostrzec sady jabłoni i ogrody rozmieszczone na terenie ośrodka. Stałam, wpatrując się w korony drzew poruszane delikatnym wiatrem i rozmyślając o tym, ile przeżyłam w ciągu tych kilkunastu lat i o tym, co jeszcze mogłam przeżyć przez kolejne. Łza spłynęła mi po policzku na myśl, że nigdy nie dowiem się, czym jest prawdziwa miłość, taka, jaka łączyła moich rodziców.

Odkąd pamiętałam, byłyśmy z mamą we dwie. W domu nie było żadnych zdjęć taty, a mama nie lubiła o nim wspominać. Z jej krótkich wypowiedzi, gdy już o nim mówiła, wywnioskowałam, że bardzo go kochała i ciężko przeszła jego śmierć, dlatego nie wypytywałam ją zbytnio o ojca, by nie rozdrapywać ran. Czułam ukłucie w sercu, na wspomnienie mamy. Co by mi teraz powiedziała?

Drzwi otworzyły się, po czym z hukiem zamknęły. Kątem oka dostrzegłam wściekłego Johna, zmierzającego ku biurku. Oddychając ciężko, oparł dłonie o blat, zaciskając palce na jego krawędzi tak mocno, że knykcie mu pobielały.

Zdałam sobie sprawę, że od środka pokoju, w którym mnie zostawił, do okna, w pobliżu którego stałam, dzieliła mnie odległość kilku kroków. Co gorsza, stałam niebezpiecznie blisko jego biurka, co pogarszało tylko moją sytuację. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, abym się nie ruszała z miejsca, podczas jego nieobecności.

Jego złość stała się niemal namacalna. Gdy na mnie spojrzał, w jego oczach dostrzegłam wściekłość. Odruchowo cofnęłam się i wpadłam na ścianę. Wzdrygnęłam się przestraszona.

– Nie było żadnych ograniczeń nałożonych na kobiety! Od dawna zastanawiałem się, dlaczego co roku w szkole pojawia się zaledwie garstka dziewcząt! Myślałem, że jest was po prostu mniej, bo ciężej wam przetrwać w warunkach zewnętrznych! A to była kwestia ich seksistowskich poglądów! – Walnął pięścią w biurko.

Podskoczyłam przerażona. Czy pozbył się dwóch mężczyzn przeprowadzających rekrutację? Podejrzewałam, że tak.

Wziął głęboki oddech, po czym oznajmił:

– Jesteś dobrym żołnierzem i szkoda, by było zmarnować taki potencjał. Dodatkowo potrafisz nieźle kłamać, a w obecnej sytuacji potrzebuję kogoś takiego jak ty. Jednak jeżeli dowiem się, że masz na karku zdradę naszej szkoły, zabiję cię z czystym sumieniem, choćby we śnie.

Przełknęłam ślinę. Do czego zmierzał?

– Zostaniesz moją narzeczoną – zadeklarował, jakby to od niego zależało.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro