21.2 Propozycja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Patrzyłam się zdziwiona na Johna. Zastanawiając się, czy mi się przesłyszało. Przed chwilą mi groził, a teraz prosił mnie o rękę?

– Słucham?

– Potrzebuję narzeczonej, a ty idealnie się do tego nadasz.

– Jesteś szalony! Nigdy za ciebie nie wyjdę!

– To nie była propozycja. Nie proszę cię, abyś za mnie wyszła, tylko była moją narzeczoną.

– Niby dlaczego ja?!

– Powiedzmy, że nie wszystko poszło po mojej myśli, a ty jesteś dobrą aktorką. Ukrywałaś przede mną prawdę, a to rzadko się zdarza, żeby komuś udało się tak długo coś przede mną zataić. Muszę przyprowadzić narzeczoną przed radę do końca miesiąca, inaczej stracę posadę.

W mojej głowie pojawiły się wspomnienia z tamtego wieczoru, jak razem z Ericem przypadkowo podsłuchaliśmy jego rozmowę.

– Nie rozumiem, co ma jedno do drugiego. Po co ci narzeczona i dlaczego miałbyś stracić posadę, ponieważ jej nie masz?

– To już nie jest twoja sprawa.

– Prędzej umrę, niż to zrobię – skrzyżowałam ręce na piersi.

– To akurat dałoby się załatwić, jednak ja nie mam takiego wyboru.

– Nic dla ciebie nie zrobię!

– A dla swoich przyjaciół? Dla Erica?

Serce zaczęło mi bić mocniej. Czy zamierzał ich skrzywdzić?

– Oni nic nie zrobili! Nie możesz ich za to obwiniać!

– Owszem, znali prawdę i ją zataili.

– Tego nie wiesz.

– Wiem – przyznał zbyt pewny siebie.

Wściekła odwróciłam się do niego plecami.

– Może po prostu potrzebujesz trochę ochłonąć, aby przemyśleć moją propozycję.

Podniósł mnie za nogi i przerzucił przez ramię. Czułam palący ból brzucha, pulsujący z rany, na której się opierałam.

– Puszczaj mnie! Pomocy! – krzyknęłam i zaczęłam okładać jego plecy pięściami. Na próżno. Były twarde od mięśni, a moje uderzenia zdawały się nie robić na nim najmniejszego wrażenia.

– Tutaj nikt ciebie nie usłyszy – możesz sobie krzyczeć i wołać, a i tak nikt ci nie pomoże.

Zaniósł mnie do drzwi znajdujących się po lewej, za którymi była sporych rozmiarów łazienka obłożona beżowymi kafelkami. Na ścianie po lewej znajdował się duży zlew, a nad nim lustro, w którym dostrzegłam, jak John trzymał mnie swobodnie, jakbym była nie cięższa od worka ziemniaków. W prawym rogu była duża wanna zaś na drugim końcu sporych rozmiarów prysznic. Postawiał mnie na zimnych kafelkach, a następnie wyjął pasek ze szlufek spodni i związał nim moje nadgarstki.

– Co robisz! – pisnęłam przerażona.

Nie odpowiedział mi.

Zawiesił pas na uchwycie prysznica, tak że jedynie moje palce u stóp dotykały ziemi. Szarpałam się, ale nie mogłam nic zrobić, gdy tylko dałam krok w którąś stronę, traciłam grunt. John zdjął koszulkę i ujrzałam jego silnie zbudowany sylwetkę. Wzdłuż lewej piersi przechodziła długa blizna. Wyglądała na starą i bardzo głęboką. Zbliżył się do mnie, a ja przełknęłam ślinę. Odkręcił prysznic, z którego poleciała lodowata woda.

– Zobaczymy, jak długo tak postoisz.

Minęło kilka minut, podczas których wyrywałam się i miotałam, gdy on stał obok, przyglądając się mi. Krzyczałam, wierzgałam i błagam: przestań! Wystarczy! Moje ciało drżało z zimna. Lodowaty chłód przenikał przez skórę, aż do kości.

– A zatem przemyślałeś moją propozycję i zrobisz to, o co cię proszę?

– Tak! Błagam, tylko przestań! – obiecałam.

Wyłączył strumień i zdjął mnie na ziemię. Szybkim ruchem postanowiłam go ominąć i uciec, ale zagrodził mi drogę i chwycił mnie w mocnym uścisku.

– Niegrzeczna dziewczynka – pokręcił głową.

Czułam, jak jego gorące ciało przywiera do mojej drobnej zmarzniętej sylwetki w ciasnym uścisku. Ponownie odkręcił wodę, jednak teraz, staliśmy tam razem.

– Ja mogę tak stać, ale nie wiem, czy ty długo jeszcze wytrzymasz. A więc, zrobisz to, o co cię poproszę, czy nie?

Próbowała się wyswobodzić, ale trzymał mnie w żelaznym uścisku. Moje ciało przeszywały kolejne dreszcze. Byłam całkowicie bezradna, kolejny raz łzy pociekły po mojej twarzy.

– Obiecuję, tylko przestań, proszę – pokornie odpowiedziałam.

– Na pewno? Bo może wolisz, abym cię tutaj zostawił jeszcze na chwilę?

– Proszę – błagałam słabym głosem, dygocząc zębami.

John wyłączył wodę i wypuścił mnie z ramion. Upadłam na kolana i objęłam swoje półnagie ciało rękami, próbując się ogrzać. Z góry spadł na mnie ręcznik, kiedy się nim szczelnie owijałam, dostrzegłam, jak John zdejmował przemoczone spodnie i wrzucał je do wanny, odwróciłam wzrok, gdy się rozbierał i skupiłam na cieple ręcznika.

Przegrałam. Utknęłam na łasce tego potwora. Dlaczego tak bardzo mu na tym zależało?

Gdy John wrócił przebrany przyszedł do mnie, wręczając mi parę suchych męskich bokserek, ciepłe skarpety i bluzkę, następnie wyszedł, abym mogła się przebrać. Przynajmniej miał tyle przyzwoitości.

Nie wiedziałam, gdzie znajdę czyste bandaże, więc osuszyłam te, które miałam na sobie ręcznikiem. Zdjęłam przemoczone bokserki i wyrzuciłam opaskę opinającą mój biust do kosza. Już nie była mi potrzebna i tak ledwo się trzymała. Założyłam czyste i ciepłe ubrania na wyziębione ciało. Gdy zajrzałam do głównego pokoju, zatrzymałam się zmieszana, widząc Iana.

Uśmiechnął się do mnie niepewnie.

– Połóż się na łóżku, proszę.

– Słucham? – zapytałam zaskoczona, robiąc krok do tyłu, nie wiedząc, co mnie czeka. Miałam dość niespodzianek jak na jeden dzień.

– Co on tutaj robi? – zwróciłam się pytająco do Johna.

Lekarz nie wyglądał na zdziwionego moją obecnością, wiec musiał tu przyjść na jego polecenie.

– Ian opatrzy ci rany, jeśli pozwolisz. Same raczej szybko się nie zagoją – odpowiedział John głosem pozbawionym emocji, jakby informował mnie o godzinie.

Niepewnie podeszłam do łóżka i usiadła na jego brzegu.

– Zdejmij, proszę bluzkę.

Wytrzeszczyłam oczy, serce zabiło mi szybciej, ale posłusznie wykonałam polecenie, czerwieniąc się cała na twarzy. Wiedziałam, że inaczej utrudnię mu dostęp do ran.

Lekarz wydawał się nie zwracać uwagi na mój odkryty biust, zachowując profesjonalizm. Byłam mu za to bardzo wdzięczna i po chwili się trochę odprężyłam. Z wszystkiego złego co mnie spotkało było, chociaż tyle dobrego, że ktoś zajął się tymi ranami.

– Jesteś cała zmarznięta – powiedział wstrząśnięty i rzucił gniewne spojrzenie Johnowi, czym ten drugi wcale się nie przejął i tylko wzruszył ramionami.

Zdjął mi opatrunek z ręki i skrzywił się.

– Nie wygląda to dobrze.

Wyciągnął kilka rzeczy ze skórzanej brązowej torby, którą zabrał ze sobą i następnie oczyścił mi rany gazą nasączoną alkoholem. Czułam pieczenie, ale starałam się wytrzymać. Lekarz ponownie się skrzywił.

– Muszę to zaszyć. Mamy bardzo ograniczoną ilość znieczuleń na szczególne przypadki. – Spojrzał na mnie niepewnie, sprawdzając, czy zrozumiałam, co miał na myśli.

Doskonale wiedziałam, do czego zmierzał i pomachałam rękami zaprzeczając.

– To nie będzie konieczne, już kilka razy się zagoiła bez szwów.

– Ale wcześniej rana prawdopodobnie była mniejsza. Nie mylę się?

Nie odpowiedziałam. Przegryzłam wargę.

– Przytrzymaj ją John – polecił.

– Nie, nie, nie... proszę nie. – Próbowałam wstać, ale Ian mi nie pozwolił. Jako lekarz miał zdumiewająco dużo siły. Po chwili zjawił się mój oprawca i wsadził mi kawałek materiału do buzi, abym nie przegryzła sobie języka i mnie unieruchomił.

Jego silne ręce zacisnęły się na moim ciele, nie pozwalając mi nawet na najdrobniejszy ruch.

Ian wyjął igłę i nici z torby, po czym spojrzał mi ostatni raz w oczy i wbił ją w skórę. Ból był potworny, wierzgałam się z całych sił, ale moja ręka pozostawała nieruchomo w jednym miejscu. Gdy skończyli, byłam wycieńczona.

Druga rana również wymagała szycia. Każde wbicie igły było jak poparzenie rozżarzonym dłutem, jednak już się nie wierzgałam. Nie miałam siły, aby stawiać dalszy opór.

Zamknęłam oczy i przeżywałam ból w głowie. Na koniec poczułam, jak ktoś smarował mi ranę maścią i bandażował, ale nie wiedziałam, kto to był, bo już zasypiałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro