23 Ciemięzca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Podczas gdy John był w pracy, nudziłam się niemiłosiernie. Za oknem od rana padał deszcz, nadając pokojowi ponurego wyglądu. Pogoda doskonale dostosowała się do mojego obecnego nastroju. Ciemne chmury kłębiły się nad szkołą. Przyglądałam się, jak deszcz padał naprzemiennie. Od dobrych kilku minut mżyło, ale zapowiadało się na powrót ulewy.

Wyglądałam z zazdrością na członków mojej klasy, pokonujących kolejne okrążenia wzdłuż muru. W tej chwili oddałabym wszystko, za możliwość wyjścia z tego pokoju i pobiegania nawet w deszczu. Zewsząd otaczali mnie ludzie. Na korytarzu dało się słyszeć przytłumione rozmowy, przechodzących uczniów pod drzwiami, biegi spóźnialskich i śmiechy grupek przyjaciół. Jednak ja nigdy nie czułam się taka samotna.

Postanowiłam zwiedzić dokładnie mieszkanie Johna, pomijając biurko. Nie chciałabym mieć problemów, że w nim grzebałam. Resztą się nie przejmowałam, w końcu od teraz, to był też mój pokój. Zaczęłam od zajrzenia do komody, stojącej po prawej stronie od drzwi. W pierwszej szufladzie znalazłam czarne kominiarki, rękawiczki, dwa krawaty: czarny oraz szary i paski od spodni. Wśród nich był jeden wykonany z ciemnobrązowej skóry, ze złotą sprzączką. Ten sam, którym spiął mi ręce pod prysznicem. Przeszył mnie dreszcz na wspomnienie lodowatej wody. Prędko zamknęłam szufladę i zajrzałam do pozostałych. W jednej z nich były koszulki, głównie czarne i białe, ale było też kilka bordowych i granatowych oraz jedna żółta. Nie wyobrażałam sobie Johna w tym kolorze. W ostatniej szufladzie znajdowały się spodnie. Zaskoczyło mnie, że we wszystkich panował idealny porządek. W szafie opartej o ścianę oddzielającej kuchnię od pokoju znalazłam kilka elegantszych ubrań, jak koszule czy garnitur oraz kilka par butów, głównie sportowych.

Znudzona zajrzałam do kuchni. Sprawdziłam lodówkę. Była dobrze zaopatrzona, ale nie pełna. Mleko, jajka, masło, dwa pomidory i ogórek – podstawowe produkty. Ciekawiło mnie, czy pozostali członkowie personelu, też mieli własną kuchnię. Podejrzewał, że raczej nie. Być może tylko kilkoro z nich, załapało się na takie udogodnienia jak Pigeon czy Henry.

Otwierałam kolejne szafki, sprawdzając ich zawartość, aż natknęłam się na jedną zamkniętą. Wróciłam myślami do dnia, w którym John przyniósł mi szklankę z zatrutą wodą. To z niej musiał wziąć truciznę. Sprawdziłam, czy uda mi się ją otworzyć przy pomocy jakichś narzędzi kuchennych, ale było to niemożliwe. Byłam ciekawa, co jeszcze skrywała za swoimi drzwiczkami.

Minęła prawdopodobnie niecała godzina, gdy skończyłam obchód po mieszkaniu. John wciąż nie wrócił. Być może miał się zjawić dopiero w porze obiadu. Rozejrzałam się po pokoju, szukając czegoś, co mogłoby zająć mnie na dłużej.

Na biurku dostrzegłam książkę "Budowa pojazdów samochodowych", leżała na wierzchu, więc John nie powinien się obrazić, że ją wzięłam. Usiadłam przy biurku i otworzyłam na pierwszej stronie, na której były wymienione różne silniki, ich część i sposoby naprawy, każdego z nich. Czytałam kolejne podpunkty i uwagi zapisane długopisem przy każdym z nich, próbując coś zapamiętać. Wątpiłam, aby cokolwiek mi się z tego przydało, ale nie miałam lepszego zajęcia. Zastanawiałam się, czy Johna interesowała motoryzacja, czy może naprawiał pojazdy organizacji z konieczności. Wciąż wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiedziałam. Większości z przeczytanych rzeczy nie rozumiałam i czułam coraz większe znużenie. W pewnym momencie przestałam już czytać opisy i wertowałam kolejne, strony oglądając obrazki.

***

– Nie grzebałam ci w rzeczach! – wypaliłam, gdy czyjaś dłoń mną potrząsnęła.

– Zaglądałaś do moich rzeczy? – zapytał niezadowolony.

Zrobiłam się cała czerwona. Dlaczego to powiedziałam? Skarciłam siebie w duchu.

– Tylko do kilku szafek – ujęłam delikatnie. – Do biurka nie zaglądałam, przysięgam. – Podniosłam ręce w obronie, na znak niewinności. – Książka leżała na wierzchu. Swoją drogą interesujesz się samochodami czy...

– Tak, lubię przy nich pracować w wolnej chwili. To mnie odpręża. A ty nie powinnaś grzebać w cudzych rzeczach – skarcił mnie.

– Może gdybyś mnie tutaj nie zamknął na pół dnia, bez niczego do roboty, to by nie było takiego problemu. Co ja mam tutaj robić?! Siedzieć przy stole, czekając na powrót jaśnie pana?! – zarzuciłam mu.

Westchnął, godząc się na przegraną.

– Chcę jakieś książki! Skoro nie mogę stąd wychodzić, to przynajmniej czegoś się nauczę. Ale nie takich nud jak ta. – Wskazałam na książkę poświęconą motoryzacji. – Jak ty w ogóle możesz to studiować? Jak skończą ci się pomysły na znęcanie się nade mną, możesz mi to poczytać.

– Zapamiętam to sobie i na pewno skorzystam. – Jego kącik ust uniósł się w zadziornym uśmiechu.

Przewróciłam oczami.

– Przyniosłem ci zupę pomidorową z grzankami. – Podniósł trzymany w dłoni spory słoik.

– Dzięki. – Wstałam, zamknęłam książkę i wzięłam obiad. Zupa była jeszcze ciepła, więc wyjęłam tylko miski i dwie łyżki.

– Ja już jadłem. To dla ciebie.

Spojrzałam na niego zdziwiona, to było znacznie więcej niż zwykły przydział ucznia.

– Nie zjem tyle.

Wzruszył ramionami. – To schowaj resztę do lodówki, jak przestygnie i zjesz później.

– Zamierzam mnie utuczyć? – zagaiłam, unosząc jedną brew do góry.

– Nie. Wyglądasz w porządku – odpowiedział i wyszedł.

Patrzałam w kierunku drzwi zdziwiona. Czy to był komplement?

***

Zupa była przepyszna. Umyłam naczynia i schowałam resztę do lodówki. Na koniec wyjęłam szklankę z szafki i napełniłam ją wodą.

– Widzę, że szybko się odnalazłaś i nie masz problemu ze znalezieniem niczego.

Khe khe – zakrztusiłam się wodą. – Możesz przestać, tak mnie nachodzić?! – odpowiedziałam, gdy doszłam do siebie.

– Przyniosłem ci książki – położył na stole w kuchni niemały zbiór.

Nie wiedziałam, że wyszedł, gdy jadłam obiad. Potrafił być dyskretny, co normalnie byłoby zaletą, ale jak tak będzie znikał i się pojawiał, to kiedyś dostanę zawału. Spojrzałam na stos podniszczonych dzieł. "Trucizny dla zaawansowanych" , "Uprawa roślin w klimacie zwrotnikowym i podzwrotnikowym", "Pierwsza pomoc", "Anatomia człowieka", "Encyklopedia wojskowa".

– Nie wiedziałem, co cię zainteresuje, więc wziąłem książki z różnych dziedzin.

– Nigdy nie widziałam żadnej z nich w bibliotece, a jak zapewne wiesz, trochę w niej przesiedziałam.

– Bo tam ich nie znajdziesz. Są to pojedyncze egzemplarze, zawierające przydatną wiedzę i nie możemy ryzykować, że znikną lub zostaną zniszczone, dlatego są trzymane pod kluczem – wyjaśnił.

Patrzyłam na stos książek – I tak po prostu mi je przyniosłeś? Skąd wiesz, że ich nie zniszczę?

– Bo nie sabotażowałabyś własnej organizacji, prawda? – Nachylił się w moim kierunku.

Odsunęłam się kilka kroków do tyłu. Odchrząknęłam:

– Dzięki. Za książki.

– Serio musimy coś z tym zrobić.

– Z czym? – nie zrozumiałam.

– Z tym. – Zbliżył się do mnie.

Obserwowałam uważnie każdy jego ruch. Podniósł powoli rękę i przejechał zewnętrzną stroną dłoni po mojej szyi. Wzdrygnęłam się i ponownie odsunęłam.

– Muszę do toalety. – Szybko opuściłam kuchnię. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami, głęboko oddychając. Nie dam rady. Za każdym razem jak się zbliżał, panikowałam. Podeszłam do toalety i spuściłam wodę, aby nie wzbudzać podejrzeń. Umyłam twarz zimną wodą, osuszyłam.

Gdy wyszłam z łazienki, John siedział przy biurku, co trochę mnie uspokoiło, widząc, że zajął się swoimi sprawami.

Przyniosłam z kuchni książki. Wybrałam tą o truciznach i odłożyłam pozostałe na komodę. Była dość duża, w twardej granatowej oprawie o obdartych krawędziach i grzbiecie. Usiadłam na kanapie i otworzyłam ją na pierwszej stronie. Książka liczyła prawie osiemset stron i była podzielona na pięć działów. Każdy odpowiadał pochodzeniu trucizn. Począwszy od zwierząt lądowych po morskie, rośliny, substancje chemiczne oraz pozostałe zebrane na końcu książki.

Podekscytowana otworzyłam pierwszy rozdział i zaczęłam czytać. Wertowałam kolejne strony, zawierające różne odmiany zwierząt, ułożone w kolejności od tych najbardziej śmiertelnych, po te, które rzadko zagrażają życiu. Po krótkiej charakterystyce okazu był zapis objawów po spożyciu toksyny, wykorzystanie w medycynie, jeżeli takie było i odtrutka.

Dotarłam do części poświęconej płazom, a wśród nich znajdowały się piękne kolorowe liściołazy, wytwarzające batrachotoksyne, która może posłużyć w walce z chorobami, jak i środek przeciwbólowy. Westchnęłam na myśl o bólu, podczas zszywania mi ran. Dalej pojawiła się też ropucha trzcinowa i salamandra plamista.

Na dworze zrobiło się ciemno, więc podeszłam do ściany, by zapalić światło i wróciłam do lektury. Czytałam po kolei każdą stronę, zapamiętując, ile się da, aż natknęłam się na gatunek skorpiona Tityus serrulatus, wytwarzającego ten sam jad, który znalazł się w mojej szklance. Mój wzrok powędrował na sam dół.

Antidotum: antytoksyna botulinowa X - bardzo droga i rzadka surowica
UWAGA!
Podanie antytoksyny może spowodować silne objawy uboczne, jak reakcja uczuleniowa czy zaburzenia oddychania, przyśpieszające śmierć.

Przełknęłam ślinę i uniosłam głowę znad książki.

– John?

Gdy wspomniałam jego imię, oderwał się od pracy i spojrzał na mnie, wyczekująco.

– Czy posiadasz antytoksynę botulinową X? – zapytałam lekko drżącym głosem.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Jego spojrzenie zatrzymało się na trzymanej przeze mnie książce.

– Uważasz, że proponowałbym ci wypicie jadu, nie mając antidotum? – zapytał.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Westchnął i wyjął jakiś mały przedmiot z szuflady biurka. Wstał i udał się do kuchni. Przez chwilę zastanawiałam się, czy pójść za nim. Jadnak ciekawość wzięła górę. Gdy stanęłam w drzwiach, zauważyłam, że trzyma w dłoni mały kluczyk, którym otwiera zamkniętą szafkę. Otworzył drzwiczki i nie rozglądając się, wyciągnął małą buteleczkę, którą mi podał.

Na etykiecie widniał zapis:

Antytoksyna botulinowa X. 10ml

Wpatrywałam się przez chwilę na przeźroczysty płyn, wypełniający butelkę do połowy. Czułam, jak całe napięcie uchodzi z mojego ciała.

– Nie rozumiem, dlaczego dałeś mi tak trudno dostępną truciznę, z jeszcze trudniej dostępną odtrutką. Po co w ogóle była cała ta akcja z pistoletem, nożem i wodą z jadem! – Zarzuciłam zdenerwowana, gdy już w pełni do siebie doszłam.

John zabrał mi buteleczkę i odstawił na miejsce pomiędzy kilka innych preparatów. Zamknął szafkę na klucz i włożył go do tylnej kieszeni spodni. Odwrócił się w moją stronę.

– Byłem ciekaw czy wypijesz zawartość szklanki. Podejrzewałem, że tego nie zrobisz, więc antidotum nie byłoby potrzebne, gdybym jednak się mylił, a ty byś wypiła zawartość szklanki, miałem odtrutkę, tak jak przed chwilą widziałaś. Jad nie jest, aż tak ciężko dostępny i mamy go sporo, a charakteryzuje się niską wykrywalnością – wyjaśnił. – Jeżeli chodzi o pistolet i nóż, cóż świetnie się bawiłem, widząc twoje wewnętrzne zmagania. Nóż się nawet przydał – odpowiedział zadowolony, wspominając tamtą chwilę.

– Sadysta. Czerpiesz przyjemność z czyjegoś strachu i bólu – zarzuciłam mu.

Stanął naprzeciw mnie i oparł ręce o blat, uniemożliwiając mi ucieczkę. Uśmiechnął się łobuzersko. – Owszem lubię patrzeć na czyjś strach. Dzięki niemu widzę, do czego tak naprawdę są zdolni ludzie. To on odkrywa naszą prawdziwą naturę. Obserwuję, jak próbują się uwolnić z opresji, błagają o litość i myślą, że jednak uda im się mnie zaatakować i uciec. Przyznaj to zabawne. Dokładnie jak ty teraz. Jak twoje spięte mięśnie, pulsująca żyłka na szyi i rozszerzone źrenice, reagują na moją bliskość. – Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej tak, że przywarłam mocniej do blatu, odchyliłam tułów do tyłu i przełknęłam głośnio ślinę.

Zmarszczył brwi. – Ale nie lubię zadawać bólu komuś, kto na to nie zasłużył. Nigdy tego nie chciałem. – Odsunął się ode mnie. Zanim odszedł, zauważyłam w jego oczach smutek.

Stałam w kuchni, zastanawiając się, co miał na myśli, mówiąc, że tego nie chciał. Usłyszałam szum wody spod prysznica i postanowiłam pójść za jego przykładem i przygotować się do spania. Odłożyłam książkę na pozostałe i wyciągnęłam jedną z większych koszulek z szuflady. Przejrzałam również bokserki, ale wszystkie były na mnie za duże.

Jak tylko łazienka się zwolniła, udałam się pod prysznic. Zamknęłam drzwi i zdjęłam ciuchy, rzucając do kosza na brudną bieliznę. Znalazłam w szafce żyletkę i ogoliłam się pod prysznicem. Przynajmniej nie musiałam wyglądać już jak zarośnięty facet. Wytarłam się otrzymanym wczoraj ręcznikiem i założyłam koszulkę, która ledwie zasłaniała mi pośladki.

– Cholera – przeklęłam pod nosem. Przypomniało mi się, że nie poprosiłam Johna o nowe bokserki. Odblokowałam drzwi i lekko odchyliłam. – Czy mogę cię prosić o czystą bieliznę? Nie obrażę się, jak będzie damska.

– Nie mam nic, co bym mógł ci dać, przyniosę ci jutro, teraz jest już późno.

Poczułam jak się cała czerwienie ze złości. – Przestań sobie ze mną pogrywać i mi coś daj! – krzyknęłam i wyciągnęłam rękę przez szczelinę w drzwiach.

Usłyszałam, jak otwiera szafę i szuka czegoś, następnie po odgłosie zbliżających się kroków uznałam, że coś znalazł. Czekałam, aż materiał dotknie mojej dłoni, ale nic nie wyczułam.

– John?

Nagle pociągnął moją dłoń i wypadłam na niego z łazienki. Chciałam go uderzyć, ale przypomniałam sobie jego wcześniejsze słowa i nie zamierzałam robić mu tej przyjemności, zwłaszcza że nic by to nie pomogło. Odsunęłam się tylko od niego i zawstydzona wyciągnęłam rękę po trzymane przez niego spodenki. – Daj mi to! – wycedziłam.

– No nie wiem, jak dla mnie możesz być bez nich. – Zmierzył mnie wzrokiem. Szybko pożałowałam, że nie znalazłam czegoś dłuższego. – Kto by pomyślał, że można wyglądać tak atrakcyjnie w męskiej koszulce. Chyba je odłożę na miejsce.

– Nawet się nie waż!

– Przepraszam, jestem okropny. Masz, są twoje. – Psotny uśmiech nie znikł z jego twarzy. Uniósł wysoko rękę, czekając na mój ruch.

Tego było już za wiele! Zacisnęłam pięści. Nie zamierzałam dawać mu tej satysfakcji, skacząc wokół niego w samej bluzce. Obeszłam go dookoła, podczas gdy on obserwował z ciekawością, co zrobię. Skoczyłam mu na plecy i spróbowałam sięgnąć spodenki, ale wciąż były za wysoko.

John się zaśmiał i chwycił mnie za uda. Podszedł do łóżka i nachylił się nad nim tak gwałtownie, że przeleciałam nad nim, lądując na plecach. Leżałam oszołomiona z podwiniętą koszulką.

– To teraz widziałem już chyba wszystko poza twoim tyłeczkiem – powiedział i rzucił mi spodenki na twarz.

Szybko wstałam i poprawiłam bluzkę. Cała się trzęsłam z wściekłości. Wzięłam jedną z poduszek, leżących na łóżku, przykładając ją sobie do twarzy i zaczęłam krzyczeć z całej siły.

Jak tylko się uspokoiłam, włożyłam spodenki. – Z każdą chwilą dowiaduję się o tobie czegoś nowego.

– Tak? – uniósł pytająco brwi. – A czego dowiedziałaś się przed chwilą?

– Że uwielbiasz upokarzać innych. Co tylko potwierdza twoją sadystyczną naturę.

Zaśmiał się głośno.

Wcisnęłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy, odwrócona do niego tyłem.

– Nie gniewaj się, jeżeli ci to poprawi humor, też możesz zobaczyć mój tyłeczek.

– Trzymaj swoje dupsko z dala ode mnie i moich oczu!

Zabrałam całą kołdrę, owijając się nią szczelnie. – Znajdź sobie coś innego do przykrycia. – Zacisnęłam ręce na pościeli i spróbowałam zasnąć, ale emocje długo mną targały, zanim odpłynęłam w błogi sen.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro