24.1 Postaraj się bardziej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy rano usłyszałam krzątanie się po pokoju, postawiłam nie reagować, dalej udając, że śpię. Kiedy John wyszedł, udałam się do łazienki obmyć twarz i umyć zęby szczoteczką, którą mi przyniósł. Wchodząc do kuchni, zauważyłam przygotowane kanapki i kubek z jeszcze ciepłą herbatą. Na krześle obok leżała damska odzież, głównie bielizna i kilka spodenek oraz bluzek.

Zdenerwowana wybrałam coś do przebrania. Jeżeli myślał, że mnie tym udobrucha, to był w błędzie.

Po zjedzonym posiłku poszłam zmienić opatrunki. Rany wyglądały już znacznie lepiej i za kilka dni Ian będzie mógł mi zdjąć szwy. Miałam nadzieje, że nie będzie bolało tak, jak przy ich zakładaniu.

Usiadłam z książką na kanapie i konturowałam lekturę. Skończyłam dział zwierząt lądowych i przejrzałam tylko kolejny, których był znacznie krótszy. Znudzona odstawiłam ją obok pozostałych i udałam się do kuchni odgrzać wczorajszą zupę. Brakowało mi treningów, ale nie mogłam się nadwyrężać, aby nie zerwać szwów. Jadłam w ciszy, minęło już prawie południe. John jeszcze nie wrócił, ale to dobrze, nie chciałam go teraz widzieć.

Postanowiłam skorzystać z jego nieobecności i wziąć prysznic. Ciepła woda przyjemnie oblewała moje ciało. Po wyjściu spod prysznica posmarowałam rany maścią i nałożyłam na siebie czystą bieliznę i jedne ze spodenek, które rano na mnie czekały. Nie zakładałam czystych bandaży, rany były dobrze zszyte i nic z nich nie wyciekało. Na koniec przełożyłam przez głowę żółtą koszulkę Johna, w której pewnie nigdy nawet nie chodził.

Wyszłam z łazienki w momencie, gdy John wchodził do mieszkania.

– Już się wykąpałaś?

Dalej byłam zła, ale nie miałam ochoty już się boczyć. – Tak – wzruszyłam ramionami. Cały dzień w samotności dał mi się we znaki, w końcu mogłam się do kogoś odezwać.

– Zdjęłaś bandaże. – Zauważył.

– I do tego spostrzegawczy – dodałam kolejną cechę do jego osoby.

– To chyba nic złego?

Wzruszyłam ramionami. W jego przypadku nawet dobre cechy potrafiły mieć negatywny oddźwięk.

– Przyniosłem ci kawałek zapiekanki, jakbyś miała ochotę. Wstawię ją do lodówki. – Wyszedł do kuchni. Usłyszałam otwieranie lodówki i dźwięk wody po chwili wrócił, trzymając w dłoni szklankę. Ostawił ją na biurko.

– Chciałbym, abyśmy dzisiaj poćwiczyli, nad twoją reakcją. Zaś od jutra możemy powoli wrócić do treningów walki. Zaczniemy od czegoś, co nie będzie nadwyrężać twojego ramienia.

– Nie zamierzam niczego z tobą ćwiczyć, w ogóle to wszystko jest bez sensu. Siedzę tutaj przez pół dnia sama, czytając książki i nic więcej. Następnie wracasz sobie z uśmiechem, przyklejonym do twarzy i postanawiasz się nade mną znęcać. Potrzebuję się stąd ruszyć, bo oszaleję – wyżaliłam się.

Westchnął. – To nie takie proste. Jeżeli ci jednak na tym tak bardzo zależy, coś wymyślę, by chociaż treningi z walki odbywały się na sali, ale to będzie w godzinach ciszy nocnej. Muszę mieć pewność, że nikt cię teraz nie zobaczy. Zgoda?

Po chwili namysłu przytaknęłam.

John podszedł do mnie powoli, patrząc mi w oczy i obserwując moją reakcję.

– Chwila! Na nic więcej się nie zgadzałam!

– Dlaczego robisz z tego taki problem? Czy to takie trudne? Założę się, że nie raz całowałaś się z Ericem i z nim spałaś.

Zakrztusiłam się powietrzem. – Co?!

– Przecież widać, że się mu podobasz. Nie mów, że on tobie nie?

– To chyba nie twoja sprawa.

Westchnął. – Możemy zakończyć ten temat i przejść do rzeczy?

– Jakoś nie specjalnie mam na to ochotę.

– A kiedyś będziesz miała?

Pokręciłam głową i westchnęłam. Wiedziałam, że mnie to nie minie. To był tylko pocałunek, jakoś go musiałam przeżyć. – Dobra, miejmy to już za sobą.

Starałam się zachowywać spokojnie, gdy do mnie podchodził. Górował nade mną, w każdym stopniu i mój instynkt odruchowo kazał mi uciekać. Dałam krok do tyłu.

– Czeka nas sporo pracy – odparł zrezygnowany. – Może spróbujmy odwrotnie. – Oparł się o krawędź biurka, patrząc na minie zachęcająco. – Podejdź do mnie po prostu. Najbliżej jak możesz.

Zmniejszyłam dzielący nas dystans, pokonując go w kilku małych krokach. Czułam się pewniej, wiedząc, że to ja miałam kontrolę nad sytuacją, a John nie miał jak mnie unieruchomić, opierając się o mebel. Zatrzymałam się metr od niego. Powoli się przysuwałam, ale dzieląca nas odległość wydawała się wciąż taka sama.

– Nie dam rady – powiedziałam zrezygnowanym głosem.

– Spróbuj – zachęcił mnie.

– Staram się. – Po chwili dodałam:

– Zamknij oczy.

– Poważnie? – uniósł brwi, nie dowierzając, że to powiedziałam.

– Nie wiem, może tak będzie łatwiej, jak nie będziesz się we mnie wpatrywał.

John przewrócił oczami i wykonał polecenie.

Nie spodziewałam się tego, ale poczułam się znacznie swobodniej. Przyglądałam się mu przez chwilę, korzystając z okazji. Stał wsparty o biurko, trzymając się dużymi silnymi dłońmi za jego krawędź. Miał delikatne wory pod oczami i wyraźne zarysowane kości policzkowe. Czarne włosy były zmierzwione od częstego przeczesywania ich dłonią i opadały częściowo na czoło. Silne ramiona oraz klatka piersiową opinały granatową koszulkę. Moje obawy powróciły, gdy go tak obserwowałam, porównując swoje drobne mięśnie z jego posturą i odtwarzając w głowie kolejne sceny, kiedy mną dyrygował. Bez problemu przerzucił mnie wczoraj przez siebie jak zwykły plecak. – To nie wyjdzie. – Odsunęłam się zrezygnowana.

John jednym ruchem chwycił moją dłoń i obrócił, tak że zamieniliśmy się miejscami, tylko że tym razem staliśmy znacznie bliżej, a ja nie miałam jak uciec. Znowu.

– Podglądałeś – oskarżyłam go. Nie mógł złapać mnie tak szybko. Jego oczy nie przyzwyczaiłyby się do światła w takim tempie. Nawet on był człowiekiem i nie miał wpływu na niektóre rzeczy.

– Tylko trochę. – Uśmiechnął się.

Spuściłam wzrok. Zrobiło mi się strasznie wstyd, że widział, jak przyglądałam mu się uważnie.

– Jesteś słodka, jak się rumienisz. – Zbliżył się do mnie na odległość kilku centymetrów. Czułam na sobie jego ciepły oddech.

– Pocałuj mnie – zażądał.

Pokręciłam głową. – Nie mogę. Nie potrafię – odparłam głosem przepełnionym paniką wywołaną jego bliskością.

– W takim razie, puszczę cię, gdy się uspokoisz. Nie chcę widzieć żadnych objawów strachu.

– To głupie.

– Jak fakt, że się wzdrygasz, gdy tylko się do ciebie zbliżam.

Ale prawda była zupełnie inna. Dał mi nie jeden powód, abym tak reagowała. Staliśmy tak przez kilka minut, podczas których moja panika tylko wzrastała. Miałam wrażenie, że zaraz wykona jakiś ruch na moją niekorzyść, ale on tylko stał wsparty o biurko, bacznie mi się przyglądając.

– Wystarczy na dziś – powiedziałam błagalnie. Spróbowałam odejść, ale cały czas mnie blokował. – Proszę.

Westchnął zrezygnowany. – To był długi dzień. Może spróbujemy jutro.

Ale ja nie miałam ochoty więcej próbować ani jutro, ani nigdy więcej. Zasypiając, myślałam tylko o tym, aby dzieląca nas poduszka, leżąca na środku łóżka, zawsze go ode mnie odpychała.

***

Kolejne dni wyglądały podobnie. Za dnia czytałam książki, a po powrocie z zajęć John przynosił mi obiad. W za dużej bluzie przemykałam wraz z nim do sali treningowej, którą zamykaliśmy od wewnątrz i trenowaliśmy, zaczynając od około półgodzinnego biegu i kończąc na rzucaniu nożem oraz strzałach z broni palnej. Rany całkowicie mi się zagoiły i jutro o świcie, zanim dzień się na dobre rozpocznie, Ian miał przyjść i zdjąć mi szwy. Za dwa dni będę mogła wrócić do normalnych treningów i bezpośrednich starć.

Po powrocie braliśmy kąpiel, zawsze w tej samej kolejności. Brałam prysznic, gdy John sprawdzał papiery i wchodził po mnie odświeżyć się po treningu. Pod koniec dnia ćwiczyliśmy, jak to nazwał "moją reakcję". Minął już ponad tydzień, a ja wciąż nie robiłam postępów. Zostało nam pięć dni, zanim John ogłosi, że jestem jego narzeczoną.

– Nie dam rady. Ćwiczymy to kolejny dzień i nic! – miałam już tego dosyć, męczyło mnie to. Te ćwiczenia sprawiały, że całymi dniami chodziłam zestresowana, tym co będzie wieczorem.

– Po prostu wyluzuj i mi zaufaj trochę. Dzień w dzień podchodzę do ciebie, a ty się wzdrygasz, nawet twój głupi organizm powinien zakodować, że to nic strasznego. Co jest z tobą nie tak!

– Ze mną! Może to w tobie tkwi problem! Czy ty widziałeś się w lustrze?

– A co onieśmielam cię? – uśmiechnął się arogancko, doskonale wiedział jak na mnie działa. Tu nie chodziło o wygląd. Oczywiście nie można było zaprzeczyć, że był przystojny. Szkopuł tkwił w tym, że był większy i silniejszy, a ja byłam zdana na jego łaskę. Mógł ze mną zrobić co, tylko by mu przyszło do głowy, a ja nawet nie miałabym siły, by się bronić. Podczas gdy on nawet w takiej chwili potrafił żartować. – Jak to jest, że gdy się na mnie wściekasz, to jesteś w stanie mnie uderzyć, a jak tylko masz normalnie podejść, panikujesz?!

– Może dlatego, że nie wytrzymuję czasami z tobą i jestem tak zdenerwowana, że nie myślę rozsądnie.

– To może właśnie od tego musimy zacząć, podejdź do mnie i daj mi z liścia.

Stanęłam wryta w ziemię. – To tak nie działa.

– W takim razie może ja to zrobię.

– Co! Nie! – Zasłoniłam się odruchowo rękami.

John zdjął koszulkę, odsłaniając swoją muskulaturę. Podniósł mnie i przerzucił przez ramię.

– Co ty robisz?! Puszczaj mnie!

Rzucił moim ciałem o łóżko. Złapał mnie za nadgarstki, siadając nade mną okrakiem.

Patrzył na mnie zdesperowanym wzrokiem.

– Co ja mam z tobą zrobić? – Chwycił brzegi mojej bluzki i sprawnym szarpnięciem ściągnął ze mnie bluzkę.

– Co ty wyprawiasz?!

Spróbowałam wstać, gdy on uniósł mnie lekko i przesunął moje ciało bliżej ramy. Zdjął pasek spodni i przywiązał mi nim ręce łóżka, dość mocno, by przytrzymać je w miejscu, ale nie na tyle, by sprawić mi ból.

– To nie jest śmieszne. – Zaczęłam przerażona szarpać się i wić na pościeli.

Przyglądał mi się z góry. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, rozpiął mi rozporek i lekko zsunął szorty.

Trzęsłam się ze strachu. Obiecał. Obiecał, że tego nie zrobi.

– Błagam, przestań – mówiłam, przez łzy.

Wstał i wyjął z szafki nocnej do połowy pełną strzykawkę. Wbił mi ją w zgięciu ręki. Spanikowana zaczęłam szarpać ze zdwojoną siłą.

– Obiecałeś! – krzyczałam. Czułam, jak moje ciało opuszczają siły i osuwam się w głęboki sen.

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro