25 Siła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przymierzałam się do strzału w tarczę, gdy obok mojej twarzy przeleciał nóż. Nie mogłam się skoncentrować, gdy John kręcił się wokół mnie, rzucając kolejnymi ostrzami. Jedyne co mnie powstrzymywało, przed poruszaniem się, to strach, że wykonując najmniejszy ruch, nadzieję się na przelatujące ostrze. Czułam, jak napięcie w moim ciele rosło, a pistolet ślizgał mi się w dłoniach. Ręce drżały mi, od ciągłego trzymania ich w powietrzu.

– Wystarczy – rozpaczliwie błagałam. – Nie dam rady dłużej.

Wiedziałam, że gdyby coś poszło nie tak. Mogłabym liczyć na pomoc Iana, ale to mogłoby nie wystarczyć, gdyby nóż wyrządził poważniejszy uraz. Przeszył mnie dreszcz po całym ciele, na myśl o wbitym w kark ostrzu.

– W takim razie odpocznij – mówiąc to, rzucił nożem przed moją twarzą.

Wyczerpywana osunęłam się na ziemie, zdając się na los.

Leżałam zmęczona na ziemi, niezdolna unieś rąk. Stres wykończył mnie szybciej niż godzinny sparing.

Patrzyłam obojętnie, jak John przechadza się po sali, zbierając porozrzucane noże.

Gdy podniósł ostatni, podszedł do mnie, okręcając go w dłoni i uśmiechając się zadziornie. Wyciągnął rękę z ostrzem skierowanym na moją twarz.

– Nie odważysz się – powiedziałam wykończona.

– Czyżby? 

Powoli odginał palec po palcu. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej od turlałam się resztkami sił, na tyle, by znaleźć się poza zasięgiem spadającego noża. Gdy leżałam twarzą skierowaną do ziemi, usłyszałam świst i głuchy brzdęk metalu.

Wściekła wstałam na chwiejnych nogach i ruszyłam do Johna. – Ty psychopato! A co jeśli bym się nie odsunęła!

– Ale się od turlałaś, więc nic się nie stało.

Rzuciłam się na niego z pięściami, ale szybko mnie powstrzymał, chwytając za nadgarstki. Wykończona osunęłam się w jego kierunku.

Chwycił mnie w pasie, bym nie upadła i podniósł, łapiąc drugą ręka pod kolanami. Nie miałam już siły się sprzeciwiać. Jedyne, o czym marzyłam to odpoczynek.

Przemierzaliśmy w ten sposób korytarz, gdy moje ciało bezwiednie potrząsały miarowe ruchy kroków Johna.

– Złość czasami wyzwala z nas więcej, niż myślimy, że jesteśmy w stanie z siebie wydusić. Gdybym cię nie sprowokował, nie przekonałbym cię, byś wstała tak łatwo, a co dopiero mnie zaatakowała. Musisz wiedzieć, że wielu żołnierzy ginie tylko dlatego, że nie radzi sobie ze strachem czy bólem, szczególnie tym psychicznym. Dlatego tak ważne jest, by być ponadto, ale o tym pewnie wiesz już trochę.

– Jesteś podły.

– To już chyba wiemy. Nie mniej jednak ból kiedyś minie, a raz utracone życie, opuszcza ciało na zawsze.

Usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Po chwili John odstawił mnie ostrożnie na ziemi, upewniając się, że jestem w stanie ustać.

– Muszę się położyć.

– Raczej wykąpać.

Pokręciłam głową. – Nie mam siły. – Rzuciłam się w ciuchach na łóżko.

– W takim razie ci pomogę.

– Ani mi się waż – odpowiedziałam stłumionym przez kołdrę głosem. Powoli stoczyłam się z łóżka i poczłapałam w kierunku łazienki. – Nigdy nie odpuszczasz, co?

Za plecami usłyszałam śmiech.

– Nienawidzę cię.

– Wiem skarbie.

Zrobiłam odruch, jakbym miała zwymiotować od tej słodyczy z jego ust.

Wzięłam szybki prysznic, po którym udałam się do pokoju, ponowie upadając na łóżko. Nie miałam siły nawet wejść pod kołdrę.

***

Obudziłam się w środku nocy zlana potem. To już czwarty raz w tym tygodniu. John na szczęście dalej spał mocno. Miał potargane włosy i przyciągniętą kołdrę do ramion. Nigdy bym nie powiedziała, że mężczyzna śpiący obok mnie, był zdolny do przemocy.

Wyślizgnęłam się spod pościeli i na palcach udałam się do kuchni. Przemyłam twarz zimną wodą, a następnie nalałam sobie trochę wody do szklanki. Usiadłam zmęczona, przy stole analizując koszmar.

Stałam na krawędzi głębokiej przepaści w paśmie górskim. Podeszłam bliżej, by ocenić jak daleko może sięgać w głąb. Kawałek skały przy moich stopach oderwał się i poleciał w czarną otchłań. Nie było słychać, jak upada, być można dno było tak daleko, że dźwięk osypujących się skał, nie docierał na górę, a może wcale nie było dna. Przeszedł mnie dreszcz i odruchowo się odsunęłam. 

Plecami zderzyłam się z jakąś postacią. Odwróciłam się i ujrzałam Kevina. Twarz miał zakrwawioną i porozcinaną. Przyciskał jedną dłoń do lewego oka, z którego wypływała stróżka krwi. Ciągnął za sobą połamaną nogę, mówiąc chropowatym głosem: 

– Zabiłaś mnie.

– To był wypadek.

– Przez przypadek podniosłaś kawałek betonu i rzuciłaś w moim kierunku? Czy może przez przypadek trafiłaś we mnie, bo celowałaś w kogoś lub coś innego?

– To nie tak – zaprzeczyłam, czując napływające do oczu łzy.

– A teraz śpisz sobie wygodnie w łóżku dyrektora. Niewinna dziewczynka, która przypadkiem ujrzała czyjąś śmierć. Czy nie tak o tobie myśli?

– Ja... nie wiem.

– Wiesz i to bardzo dobrze. Gdybyś nie czuła się winna, mnie by tu nie było. – Zrobił krok do przodu. – Zabiłaś mnie. – Kolejny krok. 

Cofnęłam się. Przy kolejnym kroku wyczułam, że grunt pod moimi piętami się kończy.

– Teraz ja zabiję cię. – Skoczył w moim kierunku, pociągając nas w ciemną otchłań.

Wtedy zazwyczaj się budziłam. Czasami krzyczałam, a czasami tak jak dzisiaj tylko leżałam zlana potem z walącym sercem.

Zanim pojawiłam się u Johna, miałam koszmary, tylko przez pierwsze dni o tym, jak strąciłam Kevina do dziury. Były odzwierciedleniem tego, co się wydarzyło. Jednak te nie miały z tym wiele wspólnego. Były narastającymi wyrzutami sumienia. Żyłam u boku mężczyzny, który nie wiedział, co zrobiłam.

Kevin miał rację, to nie fair. Być może nie dostałby się do szkoły, nawet gdyby żył, ale ja również nie powinnam tu być. Próbowałam skupić się na czymś innym, byle tylko nie zasnąć i znowu nie przeżywać tego koszmaru. Jednak ciężkie powieki ciążyły mi coraz bardziej. Przymykałam oczy na coraz dłużej, każde mrugniecie, przeciągało się w kolejne sekundy, a sekundy w minuty.

***

Próbowałam zachować koncentracje, gdy John przejechał ostrzem po moim udzie. Jednak to było silniejsze ode mnie i odsunęłam nogę od noża.

– Skup się! Ból nie powinien cię dekoncentrować!

Wściekłość i spływająca powoli stróżką krwi po mojej nodze wzięły nade mną górę.

– Co ty sobie myślisz?! Będziesz mnie teraz okaleczać pod pretekstem ćwiczeń? – Spojrzałam na niego wilkiem.

Treningi z Johnem były wymagające, nie tylko pod kątem fizycznym, ale i psychicznym. Codziennie uczyłam się czegoś nowego i przekraczałam granice, o których nie miałam pojęcia. Jednak sposób, w jaki mi przekazywał wiedzę, leżał daleko od moralnego postępowania.

– W ten sposób nauczysz się znacznie więcej, niżeli bym na ciebie chuchał i dmuchał. W takim razie zrób dwadzieścia pompek. Z tym. – Wskazał worek z ziarnem stojący pod ścianą.

Westchnęłam. Tego dnia biegałam z nim i podnosiłam go już przez dobrą godzinę. Nie miałam siły się z nim kłócić, bo i tak zawsze przegrywałam. Przybrałam odpowiednią pozycję, czekając, aż John położy obciążenie na moich plecach i zaczęłam wykonywać pompki. Pierwsze dziesięć wykonałam bez większych problemów, ale później moje siły zaczęły słabnąć.

Pot spływał mi po twarzy. Dłonie trzęsły się, gdy próbowałam się podnieść. W końcu po czternastym razie leżałam na ziemi, nie będąc w stanie się ruszyć.

– Wystarczy już chyba na dziś. 

Podniósł obciążenie z moim pleców, odkładając je na miejsce i wyciągając do mnie dłoń. – Wstawaj. Zbieramy się.

– Jeszcze chwilę.

Lekceważąc moją prośbę, chwycił mnie za dłoń i pomógł wstać. Włócząc nogami po ziemi, przeszłam przez korytarz, zatrzymując się przed schodami.

Zrezygnowana opadłam na czworakach i zaczęłam się wczołgiwać na drugie piętro.

– Co ja się z tobą mam. – Podniósł mnie, biorąc na barana, niosąc do pokoju.

– Gdybyś mnie tak nie męczył, sama mogłabym wejść po schodach.

– Ból to znak, że doprowadziłaś ciało na skraj wytrzymałości i świadczy o wysiłku włożonym w pracę. To dzięki niemu najlepiej się rozwijamy. 

– A czy to nie ty mówiłeś, że odpoczynek jest równie ważny co praca? Inaczej osiągnie się przeciwny rezultat, do tego zamierzonego.

– Masz zdumiewająco dobrą pamięć.

– Wiem – odpowiedziałam, ziewając.

***

Było już dość późno i zastanawiałam się, dlaczego John wciąż śpi. Ostrożnie potrząsnęłam jego ramieniem. 

Chwycił moją dłoń i pociągając moje ciało, tak że w połowie przeleciałam przez niego, zatrzymując się brzuchem na jego nogach. Otworzył oczy wstrząśnięty. Cała się zaczerwieniłam.

– Więcej cię nie obudzę – odparłam. Zgramoliłam się z jego nóg i niepewnie odeszłam. – Jest już dość późno – odparłam zmieszana.

Szybko wstał i wyjrzał przez okno, włożył tylko spodnie i buty, pozostawiając koszulkę, w której spał.

To było dość dziwne. John zawsze był punktualny, a to był już kolejny raz, odkąd zaspał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro