26.2 Podróż

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Czas rozpocząć grę – oznajmił mi, gdy zbliżaliśmy się do bram szkoły. Widziałam, że cieszy się jak dziecko i nie może się tego doczekać. Uwielbiał sobie pogrywać z innymi.

Włożył rękę do kieszeni spodni, następnie wyciągając ją w moją stronę. – Trzymaj.

Złożyłam dłonie w łódeczkę, łapiąc to, co zamierzał mi dać.

Przyglądałam się zaskoczona, na spoczywający w nich złoty pierścionek z małym białym oczkiem.

– Ależ ty jesteś romantyczny. – Przewróciłam oczami, zakładając pierścionek na palec. O dziwo pasował idealnie.

– Myślałem, że to tylko udawany związek i nie zależy ci na robieniu z tego czegoś większego.

– Bo tak jest.

– To w czym problem?

– W niczym. Po prostu dałeś mi go w taki sposób... Zresztą nieważne. – Czy to miało jakieś znaczenie? Tak jak powiedział John, to nic nie znaczyło.

– Pamiętasz, co masz robić?

Kolejny raz przewróciłam oczami.

– Powtarzaliśmy to milion razy. Jak wjedziemy, wysiadasz pierwszy, następnie podchodzisz otworzyć mi drzwi. Podajesz mi dłoń i pomagasz wysiać, następnie całujesz. – Skrzywiłam się.

Wzięłam kilka głębokich wdechów, by opanować kotłujące się we mnie emocje. Nie mogłam wyjść zdenerwowana.

– Doskonale, tylko się nie wystrasz, jak się do ciebie zbliżę – zażartował.

– To nie jest śmieszne i dobrze o tym wiesz. A teraz lepiej się przymknij albo zamiast pocałunku oberwiesz w twarz.

– Wątpię.

Na szczęście nic więcej nie dodał. Wszystko poszło dokładnie tak, jak to omawialiśmy. Weszliśmy do budynku i John wyjął kartkę z torby o moim przyjęciu, podając ją Pigeonowi, do archiwizacji.

– Nie spodziewałem się, że kiedyś cię zobaczę. – Przyglądał mi się przez chwilę, oceniając mnie. – Wyglądasz, jakbyś się go bała.

– Po prostu trochę mnie onieśmiela – odpowiedziałam zgodnie z planem awaryjnym, który sporządziliśmy kilka dni wcześniej.

Przytaknął. – W takim razie, witamy panienkę w South. – Uśmiechnął się sztucznie.

Uśmiechałam się i trzymając się za ręce z Johnem, udaliśmy się do stołówki. Przed wejściem na sale, ścisnął mi lekko dłoń, dodając otuchy, jednak to nie pomogło.

W drzwiach przystanął i pocałował mnie delikatnie w usta. Spojrzał mi w oczy i założył za ucho niesforny kosmyk, który wydostał się z warkoczyka.

W głębi duszy pragnęłam odwrócić wzrok, gdyż sposób w jaki na mnie patrzył przy wszystkim onieśmielał mnie, bardziej niż gdybyśmy byli sami.

– Uważaj na to, co mówisz – szepnął i odszedł do swojego stołu, pozostawiając po sobie charakterystyczny korzenny zapach.

Wiedziałam, że nie mogę tak po prostu usiąść z moimi przyjaciółmi. Mijając ich stolik, zarejestrowałam, że Emily i Matt siedzą obok siebie odrobinę bliżej, niż zwyczajni przyjaciele i wymieniali między sobą ukradkowe spojrzenia.

Stałam z tacą, rozglądając się, za jakimś miejscem. Znalazłam w kącie wolny stolik i usiadłam. Spojrzałam tęsknie w stronę Ericka. Nasze spojrzenia spotkały się na moment i natychmiast odwróciłam wzrok.

Dokańczałam posiłek, skupiając się na przeżuwanych kęsach. Nie miałam odwagi podnieść ponownie głowy znad posiłku. John chciał mnie zapisać do wyższego rocznika. Nie znałam nikogo i nie wiedziałem, gdzie mogłabym usiąść. Większość stolików i tak była już w pełni zapełniona.

Nad moją głową pojawił się cień.

– Cześć.

Zobaczyłam dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Gdy podniosłam głowę, serce zabiło mi mocniej. Czy to było możliwe, że Erick mnie rozpoznał? Stał przede mną z potarganych włosami, uśmiechając się zachęcająco. Poza zmęczeniem widniejącym na jego twarzy, na pierwszy rzut oka nic się nie zmienił. Zwykła osoba, która nie znała go wystarczająco dobrze, nie dostrzegłaby delikatnie spuchniętych oczu i cery o odcień bledszej niż zazwyczaj. Może to czas pozwolił mi dostrzec te zmiany, a może tak dobrze znałam jego twarz.

Nagle zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w niego osłupiałą, gdy on cały czas trzymał wyciągniętą rękę. Szybko wstałam, zahaczając o szklankę i wylewając resztkę wody.

– Przepraszam. – Zaczęłam odruchowo sprzątać zrobiony bałagan. Gdy podniosłam wzrok, nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłam wzbierające się łzy w oczach przyjaciela. Nie miałam wątpliwości. Rozpoznał mnie.

– Jestem Rebecca. – Wyciągnęłam rękę, aby się przedstawić. – Przepraszam za ten bałagan. Jestem trochę niezdarna.

Eric uśmiechnął się na te słowa, na pewno wspominał wszystkie moje upadki.

– Eric. Miło cię poznać.

– Przyłączyli mnie do grupy z trzeciego rocznika. – Oznajmiłam mu – A ty jesteś w...?

– Drugiej. – Jego uśmiech na chwile znikł z twarzy.

Kontynuowaliśmy zwyczajną rozmowę jak dopiero co poznani znajomi. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś przypadkiem podsłuchał za dużo i wszystko się wydało. Rozmawialiśmy tak długo, podczas gdy Eric cały czas nie odrywał ode mnie swoich zielonych oczu. Jakby nie mógł uwierzyć, że żyję i siedzę naprzeciwko niego.

Czułam się tak, jakbyśmy dalej mieszkali kilka pokoi obok siebie i nic tego nie zakłóciło. Każde z nas chciało powiedzieć drugiemu, jak się cieszyło na jego widok, ale nie miało wystarczająco odwagi, by zaryzykować i wszystko stracić. W końcu oznajmił:

– Muszę się zbierać na zajęcia. Zobaczymy się jutro?

Przytaknęłam.

Odchodząc, powiedział bezdźwięcznie: cieszę się, że żyjesz.

Na co uśmiechnęłam się i przytaknęłam, dodając już na głos:

– Cieszę się, że cię poznałam.

Właśnie odłożyłam swoją tacę i miałam udać się do swojego pokoju, gdy John złapał mnie za rękę.

– Pokaże ci nasz pokój. – Ścisnął moją dłoń, a ja zdałam sobie sprawę, jak duży błąd mogłam właśnie popełnić. Przytaknęłam i uśmiechnęłam się jak zakochana dziewczyna, która nie może oderwać wzorku od swojego chłopaka. Cały czas czułam na sobie oceniające spojrzenia całej szkoły. Kurczowo trzymałam się boku Johna, przytłoczona całą tą sytuacją. Od razu po wejściu do pokoju rzuciłam się wykończona na łóżko. Nie spałam od wielu godzin i jedyne, o czym myślałam to sen.

– Nie wierzę, że tak szybko cię rozpoznał.

Spojrzałam na niego zdezorientowana. Po chwili rozumiałam, że miał na myśli Erica. – Znamy się od dawna, wiemy o sobie praktycznie wszystko. – Wzruszyłam ramionami.

– W takim razie będę cię musiał trzymać od niego z daleka. Nie mogę ryzykować, że mi cię zabierze.

Zrobiłam przestraszona minę. John zaśmiał się, widząc moją reakcję. Zrozumiałam, że to był żart i kamień spadł mi z serca. Potrzebowałam mojego przyjaciela. Kogoś, komu ufałam bezgranicznie.

Udałam się do łazienki. Zatrzymałam się przed lustrem, wpatrując w swoje odbicie. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego wszyscy mi się tak przyglądali. Osoba po drugiej stronie lustra wyglądała zupełni inaczej niż wczoraj. Zaplecione w warkocze włosy, podkreślały kości policzkowe, a ich długość sięgająca do ramion, zaznaczała delikatny zarys obojczyków, wystających spod przykrótkiej bluzki, która idealnie uwydatniała mój drobny biust, odkrywając przy tym umięśniony brzuch i ramiona zaś podarte spodnie opinające pośladki dodawały całemu zestawieniu buntowniczego charakteru.

Wszystko, czego w sobie nie lubiłam przy odpowiednim dobraniu ciuchów, zmieniło się nie do poznania. Ciężko było mi to przed sobą przyznać, ale wyglądałam atrakcyjnie.

– Przypatrz się uważnie, bo od teraz należysz do mnie. I nie pozwolę ci chodzić w takim stroju po szkole.

Odwróciłam się gwałtownie na dźwięk jego słów.

– Jak długo tu stoisz?

Podszedł do mnie, tak blisko, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.

– Wystarczająco długo, abym miał ochotę zdjąć z ciebie te ubrania. Więc jeżeli nie chcesz leżeć naga w moim łóżku, to lepiej przebież się, zanim wrócę z zajęć. – Chwycił dłonią za mój podbródek, unosząc go lekko i pocałował mnie w czoło.

Stałam sparaliżowana. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, spojrzałam ponownie w lustro, zapamiętując ten widok. Uśmiechnęłam się, nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym tak dobrze wyglądać. Prędko narzuciłam na siebie jedna z koszulek, które otrzymałam od Johna i zmieniłam spodnie na dresowe. Położyłam się na kanapie i zasnęłam.

***

Obudziło mnie otwieranie drzwi.

– Wybacz, nie wiedziałem, że będziesz spała.

Pokręciłam tylko głową, dając znać, że nic się nie stało i położyłam się twarzą na poduszkę, chowając oczy przed światłem. Poczułam uginającą się pode mną tapicerkę.

– Jutro możesz wrócić na zajęcia.

Przytaknęłam i odwróciłam się do niego niezgrabnie.

– Mogę porozmawiać z Ericem?

John skrzywił się. – Na razie wolałbym, abyście nie wzbudzali dodatkowych podejrzeń, już sam fakt, że cię rozpoznał, jest wystarczająco niepokojący.

– Tylko on o tym wie, znamy się praktycznie na wylot, można było to przewidzieć. Wiesz, że potrafi dochować tajemnicy.

– Innym razem – uciął temat.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro