27.2 Przestańcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy tylko otworzyłam drzwi, powitał mnie ostry i chłodny głos Johna:

– Mogę wiedzieć, gdzie byłaś?

– U dziewczyn – odparłam lekko i udałam się do kuchni.

Wyjęłam szklankę z szafki i nalałam sobie wody. Wypiłam jej zawartość. Umyłam i odstawiłam na zlewie do wyschnięcia, podczas gdy John obserwował mnie, stojąc w drzwiach.

Gdy chciałam wyjść, zagrodził mi ręką drogę.

– Jak chcesz czegoś, to powiedz albo mnie przepuść. – Spróbowałam go wyminąć, jednak zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku, uniemożliwiając mi to. Jego wzrok nie wróżył niczego dobrego, a rytmiczne ruchy szczęki sygnalizowały, że jego cierpliwość się kończyła.

– Dałem ci szansę, abyś sama mi wyjaśniła, co się dzisiaj wydarzyło. Chłopak leży w gabinecie Iana, a ja nie wiem co mam powiedzieć radzie. Wszyscy uważają, że jesteś niezrównoważona i powinnaś zniknąć z tej szkoły na dobre, po takim ataku agresji.

Zamurowało mnie.

– Zniknąć? Co masz dokładnie na myśli?

– Wiesz, co to znaczy. Nie zostawiamy świadków.

Przełknęłam ślinę.

– To się nie powtórzy. Poniosło mnie – odparłam głosem pozbawionym emocji.

– To nie odpowiedź na zadane pytanie – powiedział ostro.

– Ale powinna ci wystarczyć. Czego ode mnie oczekujesz? Znasz prawdę, więc sobie daruj i zostaw mnie w spokoju!

Zaskoczenie na jego twarzy dało mi chwile przewagi. Szarpnęłam się mocno i wyrwałam z uścisku. Wyjęłam z komody czystą koszulkę do spania i poszłam się przebrać. Zanim jednak zdążyłam zamknąć drzwi, ręka Johna wsunęła się pomiędzy nie. Otworzył je szeroko i podszedł do mnie wściekły.

– Do cholery, przestań owijać w bawełnę i powiedz, o co chodzi! Mam powiedzieć radzie, że moja narzeczona ma problemy z agresją i zasługuje na kulkę w głowę?! Tego chcesz?!

Wszystkie emocje wezbrane w ciągu dnia wylały się ze mnie w momencie, gdy John podniósł na mnie głos. Poczułam, jak rozpadam się na kawałki. Miałam dość wszystkiego. Udawania. Kłamania. Oszczerstw kierowanych w moją stronę. Dzień za dniem, czułam się coraz gorzej. Czy chciałam umrzeć? Nie wiem. Być może.

Stałam przed nim zapłakana, patrząc mu prosto w oczy.

– Proszę bardzo, strzelaj! Mam tego dość! Chcesz wiedzieć, o co chodziło?! Cała szkoła nazywa mnie dziwką, szmatą i suką. Wszyscy wokół gadają o tym, że jestem tutaj tylko dlatego, że z tobą sypiam. Słaba dziewczynka, która daje dupę, aby zdobyć pozycję! To chciałeś usłyszeć?! A teraz do cholery zejdź mi z oczu!

Zaskoczenie malowało się na jego twarzy. Stał z otwartymi ustami niezdolny powiedzieć nic na swoje usprawiedliwienie.

– Wyjdź – powiedziałam słabo.

On jednak zrobił krok do przodu, wyciągając przed siebie ręce. Złapał mnie w potężnym uścisku, przyciskając do piersi. Na co rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nogi się pode mną ugięty i zaczęłam się osuwać na ziemię. Ukląkł przy mnie, trzymając mnie cały czas w objęciach.

– Przepraszam. Nie wiedziałem. Wybacz, że pozwoliłem, aby to zaszło tak daleko. Dotarło do mnie z dwa czy trzy razy jak ktoś wspominał o tobie w ten sposób, ale nie wiedziałem, że osiągnęło to taką skalę. Wiem, że mnie to nie usprawiedliwia, ale miałem sporo na głowie w związku z naborem nowych rekrutów i mogłem być trochę przez to nieobecny.

Nic nie odpowiedziałam. Wsunął dłonie w moje włosy.

– Rebecco spójrz mi w oczy – poprosił delikatnie. Jednak ja tylko na chwile obdarzyłam go zrezygnowanym spojrzeniem, by po chwili załamana oprzeć czoło o jego pierś. Wypłakiwałam się w jego koszulkę, pozostawiając ciemne plamy na szarym materiale. Nie wiem, jak długo tak siedzieliśmy na ziemi. Mój płacz ustał i przerodził się w lekki szloch, przerywany pociąganiem nosa. Czułam się zmęczona. Miałam dziwne wrażenie, że jestem bezpieczna i nic mi już nie grozi. Osunęłam się w głęboki sen.

***

Gdy się obudziłam, byłam sama. Leżałam w łóżku w tych samych ciuchach co wczoraj. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że John nie wykorzystał okazji, aby mnie rozebrać, pod pretekstem przebrania w piżamę.

Skorzystałam z porannej toalety, włożyłam czyste ciuchy, wybierając zwykły dres w kolorze bordowym. Wczorajszy przejaw buntu wydawał mi się niedorzeczny. Wrzuciłam wyzywający strój na dno szafy, aby mnie więcej nie prowokował i udałam się na śniadanie.

Gdy weszłam na zatłoczoną stołówkę, wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Zaciągnęłam kaptur na głowę i udałam się po porcję sałatki z kurczakiem.

Usiadłam przy stole z przyjaciółmi i zaczęłam powoli jeść. Nie byłam głodna, ale wiedziałam, że nie powinnam wymyślać, bo kolejny posiłek miał być dopiero za dobre kilka godzin.

– Jak się trzymasz? – zapytał Eric.

– Jakoś. Jestem trochę zmęczona.

Zdawałam sobie sprawę, że oczy miałam cały czas trochę spuchnięte po przepłakanej nocy, ale nie zamierzałam poruszać ponownie tamtych wydarzeń. Zjadłam w milczeniu, słuchając, jak moi przyjaciele wymieniają się teoriami na temat tego, co pojawi się na dzisiejszym sprawdzianie z chemii. Materiał obejmował wszystko to, co się pojawiło na zajęciach do tej pory na temat roślin i ich toksyn. Było tego sporo, zajęcia nierzadko kończyły się po czasie, a ich częstotliwość wraz z kolejnym rokiem tylko wzrosła. Mimo że zostałam przeniesiona na rok wyżej, John pozostawił mnie w drugiej klasie na zajęciach doktora Pigeona, abym dokładnie przerobiła cały materiał z pozostałymi.

Ostatnio sporo czasu spędziłam wieczorami nad książkami, więc miałam nadzieję, że to wystarczy, aby zaliczyć dzisiejszy test. 

Gdy odnosiłam tacę z pustym talerzem, dołączył do mnie Eric.

– Możemy porozmawiać?

– Zależy o czym – odparłam zrezygnowana. – Jeżeli o tym, co miało miejsce wczoraj. To podziękuje. – Ruszyłam w kierunku toalet, by załatwić się przed egzaminem, gdyż Pigeon nawet podczas zwykłej lekcji, nie wypuszczał z zajęć. A nierzadko trwały dobre dwie godziny.

– O tobie i Johnie.

Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam w jego kierunku, następnie rozejrzałam się w panice czy nikt nas nie podsłuchuje.

– Susan mi powiedziała.

Skarciłam w myślach przyjaciółkę.

– Spokojnie nikomu nie powiem, ona też nie. Uznała tylko, że jako twój przyjaciel powinienem znać prawdę. Myliła się?

– Nie. Przepraszam, że sama ci nie powiedziałam. Po prostu nie mogę za bardzo o tym rozmawiać. Rozumiesz?

– Jak to znosisz? Czy zmusza cię do... – Przeczesał skrępowany włosy.

– Nieee! – Potrząsnęłam energicznie rękami i głową zaprzeczając. Moja gwałtowna reakcja przyciągnęła uwagę kilku uczniów. Rozejrzałam się i dostrzegłam niezadowolonego Johna. Nie lubił, jak rozmawiałam z Ericem. Wyszłam na korytarz, mając nadzieję, że przyjaciel podaży za mną. Na szczęście tak się stało i jak tylko byliśmy już sami, dodałam szeptem:

– Nie sypiamy ze sobą. Owszem mamy umowę, ale obowiązuje tylko poza pokojem. Może nie jest łatwo, bo John potrafi być naprawdę okropny i często posuwa się trochę za daleko ze swoimi gierkami, ale zna zasady i nie zamierza ich złamać. Po prostu lubi mi przypominać kto tu rządzi.

– Ufasz mu?

Gdy zadawał to pytanie, zobaczyłam smutek w jego oczach.

– Nie mam wyboru Eric. To jedyna szansa bym mogła dalej żyć. Nie jest aż tak źle, jak mi się z początku wydawało.

Twarz przyjaciela przygasła.

– Eric. Nie kocham go, jeżeli o to ci chodzi.

– Wybacz, nie powinienem się wtrącać. Idziemy na zajęcia? – zmienił prędko temat.

Przytaknęłam, uśmiechając się słabo. 

– Skorzystam jeszcze z toalety i do ciebie dołączę.

***

Egzamin był prosty. Składał się z kilku pytań na temat rozróżnienia roślin trujących, zaczynając od wyciągów z grzybów takich jak orellanina z zasłonka rudawego czy amanityny występującej u innych gatunków, aż po rozróżnienie jadalnych owoców od tych trujących, takich jak jałowiec pospolity czy sabiński. Następne zadanie polegało na zapisaniu objawów, po spożyciu tych toksycznych i podaniu nazw leków, jeżeli takie istniały. Na koniec każdy dostawał indywidualny przykład, który miał dokładnie opisać.

Przypadł mi cis, więc odruchowo wykorzystałam informacje zawarte w poprzednim zadaniu, nawiązujące do jego podobieństwa do jałowca. Godziny spędzone nad książkami, gdy John trzymał mnie pod kluczem, przydały się. Zapisałam objawy po jego spożyciu i na zakończenie dodałam postępowanie w sytuacji, gdy dojdzie do zatrucia.

Zadowolona oddałam kartkę przed czasem i mogłam opuścić salę. Była to jedyna sytuacja, gdy Pigeon pozwalał nam wyjść przed zakończeniem zajęć.

Do obiadu było jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam pobiegać. Wpadłam do pokoju się przebrać i wyszłam na zewnątrz.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro