28 O czym myślisz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po powrocie z zajęć usiadłam na kanapie, by zająć się zadaniami od Pigona. Nigdy nie zostawiał nas bez niczego. Westchnęłam, widząc całą stronę trucizn do opracowania. Tego dnia nie miałam ochoty wgłębiać się w ten temat. Zabrałam się za pierwszą z nich. W międzyczasie wrócił John i bez słowa udał się do łazienki. Usłyszałam szum wody spod prysznica. Jego kojący dźwięk sprawiał, że powieki zaczęły mi opadać, jednak miałam jeszcze kilka zadań przed sobą. Brak snu zaczynał mi coraz bardziej doskwierać. Po zapisaniu ostatniego składu trucizny zamknęłam książki i przeciągnęłam się na kanapie. Przetarłam oczy i ziewnęłam.

Spod przymrużonych powiek dostrzegłam Johna, wychodzącego z łazienki w samych bokserkach. Włosy opadały mu na czoło ciemnymi kosmykami, z których wciąż kapała woda, spływająca po umięśnionych ramionach i klatce. Opalenizna na jego ciele w ostatnim czasie przybrała na sile, odznaczając dwa jaśniejsze paski po szortach. Na jego wyrzeźbionej sylwetce nie dało się znaleźć ani grama tłuszczu. Miałam ochotę przesunąć dłonią wzdłuż linii tworzących jego sześciopak i znikających pod bokserkami. Przełknęłam ślinę i poczułam, jak krew pulsuje mi szybciej w żyłach.

– O czym myślisz?

Słowa Johna wyrwały mnie jak z transu.

– O niczym – odpowiedziałam speszona trochę zbyt szybko.

– Właśnie widzę. Dlatego zaczerwieniłaś się jak truskawki w letnim słońcu.

Czułam, jak moja twarz nabiera jeszcze więcej koloru.

– Nie twoja sprawa – postanowiłam tym krótkim stwierdzeniem zakończyć temat, jednak on zbliżył się do mnie powoli. Widziałam, jak każdy jego mięsień pracuje, gdy sunął w moją stronę. Przełknęłam ślinę, gdy nachyli się nade mną, opierając swoje dłonie po przeciwnych brzegach kanapy. Krople wody z jego włosów ściekały na moją bluzkę, pozostawiając mokre plamy na ciemnej koszulce. Moje serce zabiło szybciej. Nachylił się nade mną i szepnął:

– Jeżeli ja wywołuje ten rumieniec, to owszem to moja sprawa.

– Co?!

Jego słowa były jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Odsunęłam go gwałtownie dłońmi, spychając z kanapy. Wstałam, na co na szczęście mi pozwolił, nie blokując mnie tym razem. Jednak moja reakcja zdecydowanie go rozbawiła.

– Za dużo sobie wyobrażasz! – zarzuciłam ręce na piersi, dodając trochę dystansu pomiędzy nami.

Jednak nie przeszkadzało mu to i kontynuował: 

– Jeżeli czegoś chcesz, wystarczy poprosić. Rzucę wszystko i przyjdę na pomoc mojej
n a r z e c z o n e j. – Mrugnął do mnie prawym okiem.

Cała poczerwieniałam, jednak tym razem ze złości. Wysunęłam oskarżycielsko palec w jego stronę. 

– Ty nadęty, zarozumiały, arogancki dupku! – Stukam go palcem w pierś, wymieniając kolejne zarzuty.

Chwycił mnie za nadgarstek. Zamarłam, gdy nasze twarze zbliżyły się do siebie. Czułam jego świeży oddech na twarzy, gdy uśmiechał się zadufany w sobie, patrząc mi prosto w oczy. Wiedział, że ma rację. Jak zawsze, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Nie spuszczając ze mnie wzorku, powiedział:

– Może jestem arogancki, ale moich sprośnych myśli nie zdradza przynajmniej rumieniec. – Uśmiechnął się do mnie szelmowsko, wiedząc, że zapędził mnie w kozi róg i wygrał.

– Ty... – zaczęłam wkurzona. – Chwila co?! "Moich sprośnych myśli"?! To znaczy, że ty... o mnie... Jak śmiesz! Zboczeniec! – Wyrwałam się i odwróciłam się do niego plecami. Nie mogłam na niego patrzeć, doprowadzał mnie do szału.

– Nie rób naburmuszonej miny. – Udawał skruchę. – Poza tym nie masz się czego wstydzić.

– Aaaaaa – wydarłam się wkurzona i go uderzam, a właściwie próbowałam, bo jak zawsze był szybszy i złapał moja dłoń, zanim cokolwiek zdążyłam zrobić. Wprawiło go to w jeszcze lepszy nastrój, widząc, że denerwuje mnie, będąc zawsze krok przede mną. 

– Jak śmiesz – mówię.

– Jak śmie co? To tobie można rozmyślać o mnie nago, a mnie już nie?

– Ja nie myślałam o tobie... – nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów, by określić to, o czym myślałam, by nie zabrzmiało to niewłaściwie.

– Ja za to myślałem o tobie... jak leżysz rozebrana w moich objęciach, jak moje dłonie suną po twoim ciele.

Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, a może to poprzedni nabrał jeszcze mocniejszej czerwieni?

– Jak całuję cię w szyje powoli, namiętnie – nachylił się i demonstracyjnie złożył pocałunek, podczas gdy moje serce zabiło szybciej – Jak moje usta suną po twoim ciele a ty...

– Przestań, wystarczy! – krzyknęłam, odpychając go i zasłaniając sobie uszy. Doprowadzał mnie do białej gorączki. Miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy.

Spróbowałam go wyminąć, ale potknęłam się o własne nogi i przewróciłam się. Zacisnęłam dłonie w pięści. Byłam tak wściekła, że miałam wrażenie, że z oczu zaraz popłyną mi łzy. Moje zachowanie musiało przypominać małe dziecko, które nie dostało zabawki w sklepie. Po kilku głębokich wdechach opanowałam się, wstałam i rzuciłam:

– Nienawidzę cię – Nie wiem, co mnie tak zdenerwowało, czy to, że był tak arogancki i pewny siebie, czy to, że miał rację, że w jakiś pokręcony sposób mi się podobał i co gorsza on chyba zdawał sobie z tego sprawę. 

Udałam się do kuchni i zagotowałam wodę na herbatę. Po chwili John wszedł i stanął w drzwiach. Nie odwróciłam się do niego, ale obserwowałam katem oka jego ruchy.

– Nie odzywaj się do mnie – powiedziałam.

Ruszył powoli w moim kierunku. Zacisnęłam dłonie na blacie, tak mocno, aż zbielały mi kostki. 

Nachylił się nade mną i szepnął:

– Mi się podoba, jak się czerwienisz, słodko wtedy wygadasz. – Zaśmiał się i po chwili usłyszałam zamykanie drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że zostałam w kuchni sama. Odetchnęłam z ulgą i zalałam herbatę wrzątkiem. Usiadłam przy stole, rozmyślając o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Jak ja mam z nim wytrzymać tyle czasu?

Oparłam głowę o blat i pozwoliłam łzom popłynąć. Nienawidziłam go. Nienawidziłam siebie za to, że doprowadzał mnie do takiego stanu. Za to, jak się czułam w jego towarzystwie. Byłam wykończona. Zajęcia szkolne, treningi, utarczki z Johnem i nawracające koszmary sprawiały, że chodziłam coraz bardziej zmęczona i coraz łatwiej było wyprowadzić mnie z równowagi.

***

Stałam w kuchni, gotując wodę na herbatę, przysypiając, oparta o lodówkę.

– Znowu miałaś ten koszmar?

– To nic takiego.

– Wyglądasz coraz gorzej. – Stanął naprzeciwko mnie.

Powieki wciąż opadały mi, domagając się snu.

– Powinnaś zostać dzisiaj w pokoju i odpocząć. Wyglądasz jak trup. Jesteś cała blada i obojętna.

Na dźwięk słowa trup poderwałam się z gwałtownie.

– Trup? Jaki trup?

– Powiedziałam, że wyglądasz na wycieńczoną. Czy wszystko w porządku? Na pewno nie chcesz o tym porozmawiać?

Pokręciłam głową. – To przejdzie.

Nie próbował nawet kryć, że mi nie uwierzył. – Zgoda, ale to ostatni raz. Nie możesz się tak zadręczać. Jeżeli to się powtórzy, wyciągnę to z ciebie w ten czy inny sposób.

– To się nie powtórzy – powiedziałam zaspana i udałam się przebrać na zajęcia. Nie mogłam tak siedzieć bezczynnie w pokoju. Przede wszystkim nie mogłam zasnąć. Nie wiedziałam, jak będę tego wieczorem spała, aby John nie odkrył, że koszmary to nie tylko jednorazowe sytuacje, a powtarzająca się co jakiś czas i nasilająca się gonitwa, która z każdym dniem zbliżała się do mnie i zadręczała coraz bardziej, spychając mnie na granice wytrzymałości.

***
W końcu musiało do tego dojść i zasnęłam na zajęciach doktora Pigeona. Nie skończyło się to najlepiej. Dobrze, że tym razem miałam czystą kartę i to było pierwsze zaspanie Rebeccy.
Pigeon nie odważył się na podobne zagranie jak z Darrenem. Nie zamierzał podawać trucizny narzeczonej dyrektora, zamiast tego zdecydował się skierować z tym bezpośrednio do niego, co było chyba jeszcze gorsze. Mówiłam, że nie ma takiej potrzeby, że miałam ciężką noc i to był pierwszy i ostatni raz. Jednak im bardziej próbowałam go przekonać, aby nie wspominał Johnowi o mojej drzemce na lekcji, tym bardziej upewniał się co do tego, że podjął właściwą decyzję, a kara będzie dla mnie dużo bardziej dotkliwa niż podanie trucizny. Być może był również świadom, że z moimi wynikami w nauce nie wybrałabym błędnej fiolki i cała akcja spełzłaby na niczym.

Bez względu na to, o czym myślał, na koniec zajęć siedzieliśmy sami w sali, w oczekiwaniu na Johna. Serce waliło mi w piersi, ręce mi się pociły, a słuch był tak wyostrzony, że reagowałam na najmniejszy dźwięk.

Pigeon dostrzegł moje obawy, co skwitował szerokim złośliwym uśmiechem. Najwidoczniej nie mógł się już doczekać spotkania.

Po paru minutach do sali wszedł John, poinformowany przez jednego z uczniów o spotkaniu. Gdy mnie zobaczył, zmierzył mnie ostrym spojrzeniem. Poczułam, jak serce zatrzymało mi się na chwilę.

– O co chodzi? – zapytał niezadowolony z sytuacji, której stał się częścią.

– Pańska narzeczona postanowiła spać na moich zajęciach, pomyślałem, że właściwe będzie poinformowanie pana o tym, w celu ustalenia kary, jaką powinna ponieść.

Twarz Johna spochmurniała. 

– Powiedziałaś mi wczoraj, że ten koszmar to był wyjątek i skończyłaś z tym – zarzucił mi ostrym tonem.

– Nie zrobiłam tego specjalnie – wiedziałam, że to słaba obrona, ale co innego miałam powiedzieć w zaistniałej sytuacji.

– Zajmę się tą sprawą, dziękuję, że mnie poinformowałeś Thomasie.

Chwycił mnie mocno za ramię i pociągnął w kierunku drzwi.

– A ty mi zaraz wszystko wyśpiewasz. 

Próbowałam stawiać opór, gdy wyprowadzał mnie z sali. Nie chciałam, nie byłam gotowa, wyznać mu całej prawdy. W drzwiach minęła mi rozradowana twarz Pigeona. W myślach wymieniłam listę inwektyw, którą bym go teraz obdarzyła za chamskie znęcanie się nad uczniami i czerpanie z tego satysfakcji. Jego działania w porównaniu do zastraszeń Johna były podłe. John zaciągnął mnie do pokoju siłą i dopiero wtedy rozluźnił uścisk, pozostawiając na moim ramieniu czerwony ślad.

– Gadaj, co tu się dzieje! Od kilku dni chodzisz jakaś przewrażliwiona i na wszystko reagujesz bardziej niż zwykle. Myślałem, że masz może okres, ale chyba się myliłem.

– Nie może być. Ty się pomyliłeś? Może powinniśmy to wpisać do kalendarza?

– Nie odwracaj kota ogonem. Twoje oczy tylko błagają o sen.

– Nic mi nie jest. Po prostu miałam ciężką noc i przysnęłam.

– Noc?! A może noce?!

Odwróciłam wzrok. Co miałam mu powiedzieć? Czy jak powiem mu prawdę, to znowu mi daruje złamanie zasad, czy może tym razem postanowi się mnie pozbyć? Zdawałam sobie sprawę, że byłam mu potrzebna, ale wszystko ma swoje granice, a ja nie chciałam poznać, gdzie kończyły się jego. Na wspomnienie tamtego dnia po moim ciałem wstrząsnął dreszcz.

– Kilka nocy.

– Kilka to znaczy ile?! Trzy, pięć dziesięć?!
W głowie zaczęłam się zastanawiać, ile czasu minęło, odkąd zamieszkałam u Johna. Z początku nie miałam koszmarów, jednak po pewnym czasie zaczęły pojawiać się częściej.

– Pierdole to Rebecco, gadaj! – Pierwszy raz widziałam go tak wytrąconego z równowagi. Dawny strach powrócił do mnie ze zdwojoną siłą, przypominając mi, aby z nim nie zadzierać.

– Nie wiem z dwadzieścia, trzydzieści – wypaliłam spanikowana pod naciskiem, jaki na mnie wywarł, zanim przemyślałam swoją odpowiedź.

– Trzydzieści?!

Na twarzy Johna malowała się wściekłość. Obłęd wirował w jego oczach, widziałam, jak walczył ze sobą, by mnie nie uderzyć, jednak czy był wystarczająco silny?

– Ja nie wiem ile. – Zaczęłam panikować. John był już mocno zdenerwowany, a jeszcze nie znał prawdy.

Stałam roztrzęsiona, przyglądając się, jak robi długie powolne wdechy.

– W takim razie może powiesz mi, co ci się śni? W końcu to na pewno powinnaś wiedzieć. – powiedział już trochę spokojniej.

Pokręciłam głową, zaciskając usta i spuszczając głowę.

– Może masz ochotę na małą kąpiel? Z tego, co pamiętam, ostatnio poskutkowało.

Zrobiłam przerażone oczy, zanim jednak zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, John chwycił mnie za nadgarstek i zaciągnął siłą do łazienki.

– Nie proszę! – błagałam.

Gdy stałam w ubraniach pod prysznicem, John odczekał chwilę, dając mi ostatnią szansę. Zanim jednak przemyślałam wszystkie za i przeciw wyjawienia mu tego, co zrobiłam, ze słuchawki poleciał strumień lodowatej wody. Odruchowo chciałam się cofnąć, ale John sprawnym ruchem mnie zatrzymał.

Stałam nieruchomo, zastanawiając się, dlaczego mnie to spotyka. Dlaczego znowu ja? Czy to była moja kara za zabicie Kevina?

– W porządku powiem ci – powiedziałam głosem pozbawionym emocji.

Nagle strumień wody przestał lecieć, a uścisk znikł. Spojrzałam zrezygnowana na Johna. Nie próbowałam uciekać, wiedziałam, że to nic nie da. Wpatrywałam się w jego czarne oczy. Czarne jak otchłań, w którą co noc wpadałam wraz z Kevinem. Do moich oczy napłynęły łzy.

– Zabiłam Kevina.

***

John wpatrywał się we mnie osłupiały od dobrych paru minut, gdy ja siedziałam na ziemi i wypłakiwałam łzy. Trzęsłam się z zimna, a z ust wylewał mi się potok słów o tym, że nie chciałam, że to wszystko potoczyło się za szybko, że się bałam. Mówiłam na okrągło, że nie zasługuję, by żyć i jestem potworem, podczas gdy John milczał.

Wyczułam, jak kucnął przy mnie i położył dłoń na moim ramieniu. 

– Wybacz, nie wiedziałem. Nie płacz, proszę. Jestem skończonym idiotą. Nie powinienem tak na ciebie naciskać. Wiem, co to znaczy, nie móc zmrużyć oka przez dręczące cię koszmary. Źle to rozegrałem. Powinienem dać ci więcej swobody i pozwolić samej zadecydować, kiedy będziesz gotowa się tym ze mną podzielić.

Sięgnął po ręcznik zawieszony na haczyku obok i otulił mnie szczelnie, przytulając do piersi.

– Czasami ludzie pod wpływem strachu robią okropne rzeczy, ale musimy liczyć się z tym, że pewnych wydarzeń nie da się cofnąć. Powinnaś wziąć lekcję, jaką dało ci życie, aby w przyszłości nie popełnić ponownie tego błędu i sobie wybaczyć. Nie możesz przez resztę życia się tym zadręczać. Żyjemy w okrutnym świecie, w którym rządzi zasada: zabij albo zgiń i nic nie możemy z tym zrobić.

– I co mam tak o tym zapomnieć i żyć dalej? – zapytałam, szlochając i pociągając nosem.

– O tym nie da się zapomnieć. Każdy pamięta swój pierwszy raz, gdy pozbawił kogoś życia. Niektórzy mieli słuszny powód, a niektórzy popełnili błąd jak ty. Jednak to nie ma sensu, by się teraz załamywać i poddawać. 

Położył dłonie na moich policzkach, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. John przesunął ręką po mojej twarzy i założył za ucho kosmyk włosów, który wydostał się z warkoczyków.

– Zaszłaś tak daleko, bo wytrwale parłaś do przodu. Zamierzasz to teraz zaprzepaścić?

– A co gdyby Kevin dostał się do szkoły. Może ja nie...

– Ciii – nie wiesz, co by było, gdyby. Życie jest zbyt krótkie, zwłaszcza w obecnych czasach, by rozpamiętywać każdy błąd.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro