30.1 Gdzie jesteś?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


John wyjechał ponad dwa tygodnie temu. Początkowo uważałam, że nie mogło mnie spotkać nic lepszego. Był to koniec z udawaniem, pocałunkami w miejscach publicznych i pieszczotami.

Mogłam być w pełni sobą. Jednak wyjazd się przeciągał, a ja zaczynałam być coraz bardziej zaniepokojona. Po szkole chodziły plotki, że konwój zmierzający na negocjacje pokojowe do East nie dotarł. Niektórzy wspominali, że pojazdy wjechały na niewybuchy z czasów wojny, inni uważali, że wpadli w zasadzkę i zostali rozstrzelani lub zaatakowali ich tubylcy i wzięli jako jeńców. Nie wiedziałam, w co wierzyć, każda z opcji była równie prawdopodobna co wcale i każda była równie okropna.

Jedno było pewne, Pigeon od kilku dni zacierał ręce i pozwalał sobie na coraz więcej w South. Nie mogliśmy zostać bez przywódcy. John gdzie się podziewasz?

Mieszałam właśnie składniki, na odtrutkę, która leżała na naszym stole. Ręce mi się trzęsły, gdy odmierzałam każdą dodawaną substancję. Gdy skończyłam, skinęłam głową do Erica, a następnie do nauczyciela, dając znać, że jesteśmy gotowi.

Pigeon podszedł do nas, czekając na efekty naszej pracy.

Spojrzałam przerażona na Erica, który lekko się uśmiechnął i przykrył swoją dłonią moją, by dodać mi otuchy.

– Będzie dobrze – powiedział, po czym otworzył i wypił fiolkę z trucizną, czekając, aż zacznie działać. Ręce pociły mi się ze strachu o życie przyjaciela.

Co, jeśli pomyliłam jakieś składniki albo dałam je w złych proporcjach? Co, jeśli zrobiona przeze mnie odtrutka okaże się zbyt słaba?

Gdy na twarzy Erica dostrzegłam pierwsze krople potu i pojawiły się problemy z oddychaniem, Pigeon skinął głową, bym podała przyjacielowi sporządzony roztwór.

Wlałam zawartość butelki do jego ust, modląc się, by zadziałała. Po chwili, która zdawała się trwać w nieskończoność, jego oddech zaczął się wyrównywać.

– Bardzo dobrze. Kto następny?

Z tyłu sali zgłosiła się jakaś para.

– Wszystko w porządku?

– Tak nic mi nie jest. – Odetchnął. – Cieszę się, że trafiłem na tak dobrą parę. – Uśmiechnął się.

– To nie jest zabawne. Gdyby John tu był, wcale nie musiałbyś pić tej trucizny i narażać swojego życia.

– Przesadzasz. To są normalne zajęcia. Nie jesteśmy już żółtodziobami, którzy uczą się tylko wzorów na kartkach.

Zagryzłam wargę. On tego nie widział, ale Pigeon powoli zmieniał zasady tej szkoły.

Zza moich pleców dobiegły, przerażone krzyki. Chłopak za nami upadł na ziemię, wstrząsany przez kolejne dreszcze.

– Niech mu pan pomoże! – krzyczała przerażona dziewczyna ławkę przed nim.

– W takim razie sama zrób odtrutkę, jak ci tak na nim zależy. Wszystko, co do niej potrzebne leży na stole. Jego przyjaciel nie powinien mieć z tym większego problemu.

Oczy dziewczyny zaszły łzami, gdy chłopak wykręcał się pod wpływem bólu.

Wstałam bez namysłu i podeszłam na tyły sali. Odepchnęłam nauczyciela i spojrzałam na resztki trucizny w fiolce. Była ciemnozielona i bardzo gęsta. Spora jej część osadziła się na ściankach buteleczki. Delikatnie dłonią poprowadziłam zapach substancji do nozdrzy i wyczułam siarkę.

Prędko wzięłam odtrutkę sporządzoną przez chłopaka obok i powąchałam. Miała delikatnie kwaśny zapach. To nie było to. Kolor się zgadzał, ale chłopak źle zidentyfikował truciznę.

Szybko zaczęłam nalewać do pustego naczynia kolejne substancje, nie zwracając uwagi na dokładne proporcje. Nie miałam czasu na zabawę, z ich odmierzaniem. Musiałam zrobić wszystko na oko, bo życie chłopaka coraz bardziej wisiało na włosku.

Gdy skończyłam, nabrałam zawartość buteleczki do strzykawki. Podwinęłam koszulkę chłopaka i wstrzyknęłam mu odtrutkę w brzuch, by szybciej zadziałała. Miał tak opuchnięte gardło, że przypuszczałam, że i tak nie byłby w stanie jej przełknąć.

Czekałam w panice, aż coś się stanie, gdy on dalej zwijał się w spazmach na ziemi. Mijały sekundy, a potem minuty, gdy jego ciało zaczynało coraz bardziej słabnąć. Zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś nie pomyliłam. Wszyscy stali nad nami, nie wiedząc co zrobić. Wtedy nagle chłopak wziął głęboki wdech i otworzył oczy. Dyszał ciężko, próbując dojść do siebie po niedotlenieniu.

Dziewczyna przed nim rzuciła się i go objęła, płacząc. Chłopak delikatnie odwzajemnił uścisk.

– Już dobrze – powiedział. – Dziękuję ci – zwrócił się do mnie, słabym głosem.

Przytaknęłam roztrzęsiona i drżącymi rękami pomogłam mu wstać.

– Zabierz go do Iana, niech się nim zajmie, takie niedotlenienie mogło wywołać poważne urazy na jego zdrowiu – poleciłam dziewczynie.

Energicznie przytaknęła i razem udali się do wyjścia.

– Chcę, aby wszyscy opuścili salę – powiedziałam, wciąż trzęsąc się, po tym, co miało miejsce.

– Co? – na sali rozległo się zdziwienie.

– Lekcja jeszcze się nie skończyła –powiedział ktoś.

– Powiedziałam wynocha! – Walnęłam pięścią w stół obok, tak mocno, że leżące na nim buteleczki się poprzewracały.

Wszyscy rozejrzeli się niepewnie, nie wiedząc co zrobić. Spoglądali to po sobie to na nauczyciela.

– Jazda mi stąd! – chwyciłam najbliższego chłopaka za bluzkę i popchnęłam w stronę wyjścia.

 W końcu, gdy Pigeon się nie odezwał, wystraszeni opuścili salę. Widziałam, jak moi przyjaciele patrzyli na mnie zdezorientowani. 

Oni tego nie rozumieli.

Patrzyłam na Pigeona wściekła do momentu, aż drzwi się zamknęły za ostatnim uczniem.

– Ty gnido! Myślisz, że jestem ślepa i nie wiem, co kombinujesz! Innym możesz robić wodę z mózgu, ale nie mi! Sądzisz, że jak Johna nie ma w pobliżu, to wolno ci robić to, na co masz ochotę?!

Podszedł do mnie i zdzielił mnie w twarz z liścia, po czym chwycił za szyję.

– Tak jak powiedziałaś. Nie ma go tu. Więc nie masz nic do gadania. Bez niego jesteś nikim – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Jesteś tylko zwykłą kurwą, którą przyprowadził.

Nie bałam się. Przywykłam do gróźb i zagrywek Johna. Pigeon był od niego o wiele słabszy i mniejszy. Uśmiechnęłam się krzywo i oparłam cały ciężar ciała na jego wyprostowanej ręce. Tak jak przypuszczałam, nie był w stanie jej utrzymać. Tym razem role się zamieniły. Nie ja byłam tutaj ofiarą.

Stanęłam blisko niego, patrząc mu w oczy.

Chwyciłam go mocno za nadgarstek, wykręcając przy tym rękę. – To, że go tu nie ma, nie znaczy, że jesteś nowym dyrektorem i wolno ci zmieniać szkołę. Więc zapamiętaj to sobie, że dopóki on żyje, podlegasz jemu i masz robić to, co do ciebie należy.

Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech, spowodowany bólem.

– A skąd ta pewność, że on wciąż żyje. Powinien wrócić już kilka dni temu. – Uśmiechnął się złośliwie. Na co wykręciłam mu jeszcze bardziej dłoń. Skrzywił się od bólu. – Jesteś taka sama jak on.

Spojrzałam mu w oczy – Nie porównuj mnie do niego – i popchnęłam go na ścianę.

Wychodząc, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Cała się trzęsłam. Co będzie dalej? Właśnie zaatakowałam nauczyciela, czy regulamin uwzględniał taką sytuację?

– Rebecco? Co tam się wydarzyło?

Spojrzałam na stojącego na korytarzu Erica. Pierwszy raz żałowałam, że nie ma tutaj Johna. Wszystko wymykało się spod kontroli.

Odwróciłam się do niego plecami i udałam się do swojego pokoju. 

Wyciągnęłam z prania starą koszulkę Johna i przytuliłam się do niej. John gdzie jesteś? Co, jeżeli on naprawdę umarł i Pigeon obejmie dowództwo? Co się wtedy ze mną stanie? Jeżeli John nie wróci, Pigeon na pewno coś wymyśli, aby się mnie pozbyć.

***



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro