30.2 Gdzie jesteś?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


***

– Nie zjesz tego? – zapytał Eric, patrząc, jak bawię się jedzeniem, przesuwając widelcem ryż z mięsem to z jednej strony talerza, to na drugą.

– Nie jestem głodna – odsunęłam talerz na środek stołu – Matt wykorzystał szansę na dodatkowy posiłek i prędko zabrał moją porcję.

– Jeżeli będziesz tyle jadł, zamienisz się w świnkę – powiedziała mu Emily.

– Przynajmniej będę twoją świnką. – Uśmiechnął się z pełną buzią.

Nikt z nas nie wspominał wydarzeń z tamtej lekcji. Sporo osób krzywo na mnie patrzało, jakby myśląc, że na za dużo sobie pozwalam jako narzeczona dowódcy. Na szczęście Pigeon trochę się opamiętał i mimo że wciąż wdrażał jakieś plany w szkole, wydawały się one na razie nieszkodliwe.

– Chodzi o Johna? – zapytał Eric, a w jego głosie dało się czuć nutę goryczy. – Przecież do niedawna się cieszyłaś z wolności.

– Jeżeli wkrótce nie wrócą, wszystko o co do tej pory walczyliśmy, się zmieni, dlaczego wy tego nie widzicie?

– A ty znowu o tym samym – powiedział Matt. – Ciągle tylko nawijasz o tym, jaki Pigeon jest zły, rozumiem, że za sobą nie przepadacie, ale ty masz na jego punkcie jakąś obsesje.

W szkole robiło się coraz większe zamieszanie, którego nikt nie dostrzegał poza grupką osób z personelu, które nie były w stanie nic z tym zrobić. Jeżeli Pigeon przejmie szkołę, sami zaczniemy się wybijać, a on będzie tylko nam w tym kibicował.

– Boję się, że on knuje coś więcej i liczy na połączenie sił z North – podzieliłam się swoimi obawami.

– Sądzisz, że zniknięcie Johna to była jakaś pułapka? – zdziwiła się Susan.

– Wielokrotnie wyjeżdżaliśmy w teren i nigdy nic poważnego się nie stało. Zginęły co najwyżej jedna lub dwie osoby, ale nie cały konwój – szeptałam. – Nie uważacie, że to dziwne, że akurat, teraz gdy grupa wyjechała pertraktować do East, coś się wydarzyło?

– To mógł być zbieg okoliczności. Nie sądzę, aby doktorek, kręcił za plecami Johna. Domyślilibyśmy się – mówił Matt.

Nie byłam tego taka pewna, mi udało się przez zaledwie kilka miesięcy ukrywać inną płeć, co było znacznie trudniejsze niż zmowa na boku, bo narażałam się na każdym kroku. Dobrze wiedziałam, na co powinnam uważać, dlatego łatwiej mi teraz było wychwycić podejrzane zachowanie nauczyciela. Gdyby nie kilka wpadek, być może również dziś siedziałabym tutaj w przebraniu chłopaka, snując teorie na temat zniknięcia dyrektora i pozostałych.

Zanim ktoś rzucił kolejne przypuszczenia, drzwi stołówki otworzyły się i wbiegł przez nie jeden ze zwiadowców stojących na straży.

– Wrócili!

Wszyscy rzucili się zobaczyć zaginionych. Wypytując, co się stało i jak do tego doszło. Kilka osób stojących z przodu, szeptało:

– Wyglądają strasznie.

– Jest ich tylko piątka.

– Nie wyjdą z tego.

Przepychałam się przez tłum, modląc się, że to tylko koloryzowanie uczniów. Wszyscy stali ściśnięci i próbowali coś zobaczyć, rozpychałam się łokciami i przechodziłam między nogami, zanim dotarłam do pierwszego rzędu. Szeroko otwartymi oczami przemierzam małą grupkę w poszukiwaniu Johna. Kilku wyszkolonych żołnierzy zagradzało tłumowi drogę, aby ranni mogli bez przeszkód dostać się do kliniki Iana. Całe ciała mieli osmolone od ognia i dymu, w wielu miejscach, gdzie ich skóra była porozcinana, utworzyły się duże strupy, a ubrania wokół nich były zabarwione rdzawą czerwienią. Jeden z mężczyzn nie miał ręki, przyciskał kikut do piersi cały pobladły na twarzy. Wtedy dostrzegłam go z tyłu.

Nie zważając na protesty, przepchnęłam się przez osłonę, wyrywając jednemu ze strażników i podbiegłam do Johna. Był cały, nie licząc wielu rozcięć i czerni pokrywającej jego ciało. Żył i stał przede mną. Chwyciłam jego twarz w dłonie i zaczęłam zawzięcie całować. Początkowo zdawał się oszołomiony, lecz po chwili objął mnie jedną ręką w pasie i odwzajemnił delikatnie pocałunek. Ze skroni spływała mu strużka krwi, którą otarłam delikatnie kciukiem, czując ukłucie w sercu, widząc go w takim stanie. Był taki bezbronny.

Założyłam sobie na barki jego ramię i pomogłam mu dojść na piętro, gdzie czekał już na nich Ian. Idąc korytarzem, co chwila ktoś rzucał pytania, o to, co się wydarzyło, utrudniając nam przejście. Dostrzegłam, że John lekko kuleje na lewą nogę, czego wcześniej nie zauważyłam. Zdawało się, że z całych sił starał się zachować wyprostowaną postawę, nie okazując żadnych słabości. Nawet w takim momencie walczył o swoją reputację w szkole, nie dając powodów do pozbawienia go pełnionej przez niego funkcji.

Przed gabinetem Ian poprosił mnie, abym została na zewnątrz i nie przeszkadzała. Usiadłam się niechętnie na ławce i wpatrywałam w sufit.

John wrócił.

Wkrótce dołączyli do mnie przyjaciele i kilkoro uczniów wypytujących mnie co się stało. Pokręciłam tylko głową, dając znak, że nic jeszcze nie wiem. Niektórzy upierali się, że zatrzymuję to dla siebie i trzeba było sporo wysiłków, aby ich zapewnić, że wiem tylko tyle, co wszyscy.

W końcu zostałam sama z przyjaciółmi.

– Laska, ale odegrałaś ten pocałunek, aż uwierzyłam, że był prawdziwy – powiedziała Susan.

Byłam tak przerażona i przejęta, że ledwie byłam w stanie myśleć, a co dopiero jeszcze grać rolę przy wszystkich. – Tak, starałam się – odpowiedziałam niepewnie.

– Współczuję ci w sumie trochę, że wrócił, bo znowu będziesz musiała udawać, ale teraz przynajmniej może odpuścisz trochę i zejdziesz z Pigeona – powiedział Matt, który wciąż silnie upierał się przy swojej wersji.

Widziałam, jak Eric spochmurniał na wzmiankę o pocałunku.

– Nie wiem, czy całowanie kogoś ze spaloną wargą jest przyjemne – wtrącił opryskliwie.

Dziewczyny spojrzały po sobie zmieszane, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Przez chwilę siedzieliśmy całą piątką przed gabinetem, czekając na wieści.

Godziny mijały i Emily wraz z Mattem odeszli obejmując się i szepcząc coś do siebie, chwilę po nich Susan udała się do pokoju, a ja zostałam sama z Ericem.

Zmęczona oparłam się o jego ramię. Nie widziałam co mam mu powiedzieć. Przepraszam, że go pocałowałam? Tylko, czy ja na pewno tego żałowałam. To nie była część mojej roli. Przez ten czas całkowicie wyleciało mi to z głowy. Czy naprawdę tak za nim tęskniła, czy to była kwestia przyzwyczajenia?

– Eric? – zaczęłam niepewnie.

– Nie rozmawiajmy o tym, dobrze?

– Słuchaj, ale jeżeli się z tym źle czujesz, nie możesz tego dusić w sobie. Spójrz mi w oczy i powiedz, cokolwiek, ale nie odwracaj się ode mnie. Nie chcę znowu otaczać się ciszą. Nie zniosę tego dłużej. Nie chcę cię stracić. – Z oczu popłynęły mi łzy, częściowo były one wynikiem obawy przed ponowną utratą przyjaciela, a częściowo wywołane zmęczeniem i natłokiem emocji skumulowanych we mnie przez ostatnie tygodnie. – Proszę, powiedz coś.

Wpatrywał mi się w oczy ze smutkiem, nachylił się do mnie i delikatnie pocałował mnie w usta. Jego usta smakowały zakazanym owocem. Nagle zdałam sobie sprawę, że jesteśmy na korytarzu i pośpiesznie się rozejrzałam. Zauważyłam, jak ktoś zniknął za rogiem.

– Nie powinniśmy byli tutaj... – urwałam i zagryzłam wargę. Nie chciałam powiedzieć czegoś nie tak. Pobiegłam za umykającą sylwetką, ale nigdzie jej nie mogłam znaleźć. Zniknęła.

Usiadłam zrozpaczona na ławce, przyciskając nogi do piersi i chowając głowę w kolanach.

– Jak to się wyda, będę mieć dopiero przerąbane – wydukałam.

Od zawarcia umowy z Johnem byłam z nim nieodwracalnie związana i nie powinnam pozwalać na takie chwile nieuwagi. A już na pewno nie w miejscach publicznych.

– Przepraszam. To moja wina – powiedział, ale w jego głosie nie było słychać skruchy. Nie żałował tego. – Zawsze możesz powiedzieć, że cię do tego zmusiłem. Nie mogą ci zarzucić, że go zdradziłaś, czy coś. Nie wiemy nawet, czy ten ktoś postanowi rozpowiedzieć to, co widział.

Westchnęłam, nie chciałam dzielić się swoimi obawami, wierząc, że ma rację, ale czułam, że to nie był koniec. Dłonie wciąż mi się pociły, a kolana drżały, w obawie przed tym, co przyniesie jutro. Tłumaczyłam sobie, że przywykłam do bliskości Johna i popełniłam błąd, całując go, ale głos w mojej głowie wciąż mówił, że to nie prawda.

– Chyba wrócę do siebie.

– Nie powinnaś być teraz sama.

– To nie najlepszy pomysł i tak możemy mieć już spore kłopoty.

– Nic się raczej nie stanie, jak wpadniesz do mnie na chwilę i nikt nas nie zauważy.

Uśmiechnęłam się, widząc Erica takiego jak dawniej.

– W porządku, ale tylko na chwilę.

Matt już spał, gdy po cichu weszliśmy do ich pokoju. Usiedliśmy się na łóżku Erica, oparci o siebie. Szeptem wspominaliśmy wszystko, co do tej pory przeszliśmy od naszego pierwszego spotkania, aż do mojego zniknięcia, gdy Eric myślał, że nie żyję.

– Wiesz, że nie miałam wyboru.

– Wiem, ale nie podoba mi się to wszystko. Powinienem być mu wdzięczny za to, że cię oszczędził, ale gdy tylko widzę was razem, ściska mnie w żołądku i chcę mu przywalić.

Nie odpowiedziałam na jego groźbę. Wpatrywałam się w śpiącego Matta. Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz przyszliśmy do pokoju Erica.

– Rebecco? – Eric spojrzał mi w oczy, szukając w nich odpowiedzi.

– Tak?

– Kochasz go, prawda?

Zdziwiona spojrzałam na przyjaciela.

– Nie mogłabym pokochać kogoś tak złego, podłego i aroganckiego.

Eric posmutniał.

– Miłość nie wybiera, to nic złego się zakochać.

– Ale ja go nie kocham – powiedziałam przez łzy. – Dlaczego mi nie wierzysz?

– Bo nie widziałaś swojej twarzy, gdy go dzisiaj zobaczyłaś – powiedział. – Powinnaś już iść, jest już późno, a ty jesteś zmęczona.

Skinęłam smutno głową i udałam się w kierunku drzwi. Położyłam dłoń na klamce i podziałałam:

– Dziękuję, że ze mną zostałeś.

Przytaknął.

Opuściłam pokój.

Szłam ciemnym korytarzem, rozmyślając o postaci, która nas widziała i o kolejnej nocy spędzonej w samotności. Gdy otworzyłam drzwi, zaskoczona ujrzałam, jak John siedział na brzegu łóżka, zakładając ostrożnie bluzkę, w której śpi. Jego ciało było w wielu miejscach obandażowane, ale wyglądał znacznie lepiej, gdy był czysty. Wtedy zrozumiałam, że jego stan nie był tak poważny, jak się martwiłam. Jedynie z bandaża na jego lewej nodze wciąż wypływała krew, która zabarwiała go na czerwono.

– Jak się czujesz? Czekałam na ciebie przed gabinetem i... – urwałam.

– Bywało znacznie lepiej. Ian wypuścił mnie i Maxa godzinę temu, reszta jest w gorszym stanie i została pod jego nadzorem, gdyby wymagali interwencji. Zwłaszcza Ben. – Mówił o chłopaku z odciętą ręką. – Nie widziałem cię, kiedy wychodziłem.

– Byłam u Erica, trochę rozmawialiśmy, było już późno i myślałam, że nie wypuszczą cię dzisiaj – Zdałam sobie sprawę, że nie zabrzmiało to najlepiej. – To nie tak, że ...

– W porządku, rozumiem.

– Pójdę się wykąpać – oznajmiłam i zabrałam piżamę leżącą na łóżku. Wzięłam szybki prysznic, wciąż zastanawiając się nad słowami Erica i moją reakcją na widok Johna.

Gdy wyszłam z łazienki, zobaczyłam, że John siedział jeszcze przy biurku, pracując. Nawet w takim stanie nie pozwalał sobie na odpoczynek. Stałam w drzwiach, przyglądając mu się. Każda normalna osoba byłaby wykończona i marzyła o pójściu spać, ale nie on. Zamyślony, pochylał się nad dokumentami, nie zauważając mnie.

Wpatrując się w niego, poznałam odpowiedź na dręczące mnie pytanie. Być może już wcześniej ją znałam, ale wypierałam prawdę. 

Zależało mi na nim.

Oczy zaszły mi łzami, gdy pomyślałam, jak prawie go straciłam. Owszem był denerwujący, arogancki i czasem przerażający, ale był mój. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało.

Gdy podeszłam do biurka, John spojrzał na mnie, zdziwiony.

– Coś się stało? – odsunął się na krześle, przyglądają mi się uważnie, zatroskanym wzrokiem.

Serce zabiło mi mocniej. Załzawiona rzuciłam się mu w ramiona, całując go i domagając się jego bliskości. 

Z początku zdawał się zaskoczony moją nagłą reakcją, jednak po chwili odwzajemnił pocałunki. 

Upojona tą chwilą, siedząc mu na kolanach, przywarłam jeszcze bardziej do jego ciała. Chciałam kosztować każdy kawałek jego warg, każdy centymetr, delektując się tą bliskością. Czułam jego ciepło i zapach, których tak mi brakowało. Jego silne ramiona wiły się po moich plecach. Przytuliłam go jeszcze mocniej i poczułam, jak jego mięśnie spięły się od bólu.

– Przepraszam – wychlipałam i wciąż siedząc mu na kolanach, poluzowałam uścisk, przecierając ręką oczy.

Wpatrywał się we mnie zaskoczony. Otarł dłonią łzę spływającą po moim policzku. Podniósł się wraz ze mną i kulejąc, ruszył w stronę łóżka. Położył mnie na pościeli, nachylając się nade mną i składając delikatny pocałunek na moich ustach. 

Wiedziałam, że nie zrobi niczego bez mojej zgody.

Patrzyłam mu głęboko w oczy, zastanawiając się, dlaczego mu wcześniej nie mogłam zaufać. Jego spojrzenie było łagodne i pełne czułości.

Przyciągnęłam go bliżej siebie i delikatnie pocałowałam.

– Kocham cię.

Zdawało mi się, że nie zrobiło to na nim wrażenia, jakby wiedział, to zanim sama przed sobą się do tego przyznałam, a może od początku zakładał, że tak będzie. W tamtym momencie to nie miało znaczenia. Pocałowałam go namiętnie i z pasją. Pozbyłam się wszelkiego oporu, dając się ponieść chwili. Zdjęłam mu ostrożnie koszulkę, podczas gdy on pomagał mi się rozebrać. Leżałam przed nim naga. Nie wstydziłam się. Pragnęłam jedynie, aby znalazł się jak najbliżej mnie. Między nami przeszła elektryzująca fala, a jego gorące ciało dopasowało się do mojego. Zatraciłam się w nim upojona jego bliskością i pożądaniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro