33 Wizyta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem, ile dni minęło odkąd ostatni raz postawiłam nogę w pokoju Johna. Miałam wrażenie, że świat zatrzymał się w miejscu, a ja jak w pętli dzień za dniem wykonywałam te same czynności, dorzucając do nich wieczorne sesje nauki. Po powrocie do pokoju Iana, zasypiałam, jak tylko moja głowa zetknęła się z poduszką.

Cała ta sytuacja zaczynała mi ciążyć i odbijała się na otaczających mnie ludziach. Nie mogłam go wiecznie unikać i spać w pokoju Iana. Udałam się do jego pokoju, a gdy otworzył mi zaskoczony drzwi, stanął w nich zaskoczony.

– Mogę wejść? – zaczęłam.

Jego wzrok przechodził to ze mnie, to na pokój, jakby nie był pewien, czy to dobry pomysł. W końcu przytaknął i wpuścił mnie do środka.

Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, pożałowałam swojej decyzji.

Choć prawda wciąż mnie przerażała, tak bardzo za nim tęskniłam, za jego dotykiem, ciepłem i zapachem, że potrzebowałam go zobaczyć. Będąc z dala od niego, czułam się jak ryba bez wody. Był jak narkotyk. Wiedziałam, że źle robiłam, przebywając w jego towarzystwie, ale im dłużej byłam na odwyku, tym bardziej mnie do niego ciągnęło.

Przez moją głowę przebiegła myśl, że może powinnam powiedzieć komuś, że do niego idę. Tak na wszelki wypadek. Od kilku dni rozmawiałam z przyjaciółmi o powrocie do Johna, ale cały czas wydało mi się to tak odległe. Żałowałam, że pomyślałam o tym tak późno i nie poinformowałam Iana o swoich zamiarach. Czułabym się teraz znacznie pewniej.

Przyglądałam się Johnowi, gdy on wyczekiwał tego, co zrobię. Tak bardzo pragnęłam poczuć jego wargi na moich, jak jego dłonie oplatają moje ciało. Wpatrywałam się w niego, jak urzeczona. Jednak w każdej chwili byłam gotowa zerwać się do ucieczki.

John pozwalał mi na tę chwilę refleksji i pozostawał w bezruchu, jakby bojąc się, że każdy jego ruch mógł sprawić, że ponownie od niego ucieknę.

Wpatrując się w niego, szukałam tego chłopca, który stracił mamę i się zagubił.

Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przerwało mi wycie syren alarmowych. Głośne alarm odbijał się od ścian w całym budynku. Spojrzeliśmy w kierunku drzwi i wybiegliśmy na korytarz, zobaczyć co się dzieje.

– Zostań w pokoju. Zobaczę, co się stało – rzucił w biegu i zniknął za rogiem.

Postanowiłam go tym razem posłuchać i usiadłam na kanapie. Czas płynął. Na korytarzu od dawna słychać było ciszę, a John wciąż nie wracał. Usłyszałam zbliżające się kroki, co najmniej dwóch osób.

Instynktownie zerwałam się z miejsca i rozejrzałam za czymś do obrony. Mój wzrok zatrzymał się na biurku. Podeszłam do niego i po cichu otworzyłam szufladę. Zaczęłam ją przeszukiwać, szukając pistoletu, którym mi kiedyś groził. Znalazłam go pod stertą papierów. Ktoś nacisnął klamkę drzwi. W ostatnich chwili przysiadłam za biurkiem.

– To chyba jego gabinet?

– Wygląda identycznie jak trzy pozostałe i za każdym razem to mówisz. A my wychodzimy z pustymi rękami. Przeszukajmy go szybko i idźmy dalej, zanim Marco się zdenerwuje, że tak długo nas nie ma.

Marco? Coś mi to imię mówiło, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie i kiedy je słyszałam. Miałam tylko nadzieję, że pistolet był naładowany, nie zdążyłam tego sprawdzić, zanim mężczyźni weszli do pokoju.

Oparta o biurko nasłuchiwałam, jak ktoś przeszukuje komodę. Przerażona odnotowałam, że moje zmysły się wyostrzyły pod wpływem zagrożenia. Skoncentrowana na napastnikach wychwytywałam najmniejszy dźwięk w otoczeniu. Miałam tylko jedną szansę, by wykonać atak z zaskoczenia. Musiałam wybrać odpowiedni moment.

Wzięłam głęboki oddech i po cichu odblokowałam pistolet. Gdy usłyszałam kroki wystarczająco blisko, aby mieć pewność, że trafię, zanim mnie któryś zauważy, wyskoczyłam i strzeliłam.
Trafiłam. Mężczyzna w czarnym stroju padł na ziemię, trzymając się za postrzeloną pierś. Wciąż żył.

W tym momencie doskoczył do mnie drugi, chwytając i uderzając mnie łokciem w plecy, odbierając przy tym broń.

Upadłam. Przyzwyczajona do bólu szybko do siebie doszłam i zanim znalazłam się na celowniku, przetoczyłam się za biurko.

Wykorzystałam tę chwilę, aby pozbierać się i zaatakować. Kopnęłam go z całej siły w łydkę. Gdy ugiął się od bólu, wyrwałam mu z ręki karabin.
Mężczyzna był dobrze wyszkolony, jak tylko stracił broń, obrócił się, pięścią uderzając mnie w twarz. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, łapiąc równowagę i wymierzyłam w niego bronią.
W momencie, gdy strzeliłam, uderzył w lufę, a pocisk ledwo drasnął go w ramie. Nie zdążyłam przeładować broni, gdy się do mnie zbliżył. Bez dłuższego namysłu uderzyłam go karabinem w skroń. Usłyszałam trzask i zobaczyłam upajające ciało.

Oddychałam szybko, zastanawiając się, co tu się przed chwilą wydarzyło. Doszłam do wniosku, że w szkole coś się stało i mogli potrzebować mojej pomocy.

Podniosłam pistolet z ziemi i skróciłam męki postrzelonego oprawcy. Ściągnęłam czarną kurtkę i spodnie z jednego z mężczyzn i ubrałam się w nie. Na koniec nałożyłam niezakrwawioną kominiarkę i wzięłam karabin, który przeładowałam.

Ruszyłam pustym korytarzem, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Miałam wrażenie, że są dłuższe niż zazwyczaj, a pokonanie ich zajmowało mi dwa razy tyle, co normalnie. Ostatecznie bez problemów przeszłam przez kolejne korytarze, nie napotykając nikogo po drodze, co wzbudziło we mnie jeszcze większy niepokój. Dookoła panowała całkowita cisza. Dopiero gdy zbliżyłam się do stołówki, usłyszałam odległe krzyki.

Ostrożnie wyjrzałam zza rogu, by ocenić sytuację.

Na sali zgromadzono wszystkich członków naszej organizacji. Rozbrojeni stali otoczeni przez postacie w czerni, mierzących do nich z karabinów. John klęczał na środku sali, trzymając ręce na potylicy. Dwóch rosłych mężczyzn sądząc po posturze, chwyciło go za barki i unieruchomiło. Szarpał się, ale nie miał możliwości wyrwania się z potężnego uścisku.

– Gdzie jest pendrive! – powiedział mężczyzna stojący przed nim, uderzając go karabinem i łamiąc mu nos. Widziałam, jak z jego nozdrzy spływa cienka stróżka krwi.

Nie mogłam dalej stać w drzwiach i czekać, aż zaczną nas kolejno zabijać.

Uniosłam cicho karabin, stabilizując go na ramieniu. Na cel wybrałam grupę stojącą nieopodal uczniów. John stał za daleko, a wokół kręciło się zbyt wiele osób, abym miała pewność, że uda mi się ich kolejno powybijać, nie raniąc go przy tym. Wzięłam głęboki oddech. Nie było już odwrotu. Musiałam ich zabić, tak jak tych dwóch w pokoju Johna. Potrząsnęłam głową, odpędzając natrętne myśli. Potem będzie czas na wyrzuty sumienia. Wstrzymałam oddech i wystrzeliłam serie pocisków.

Gdy kolejne ciała zaczęły upadać, na sali zrobiło się zamieszanie. Kilka osób próbowało do mnie podbiec, jednak zanim zdążyli to zrobić, byli już martwi. Obierałam kojne cele, na przemian przeładowując broń. Wkrótce na podłodze leżała masa ciał w czerni.

Gdy ja wybijałam kolejnych wrogów, kilka, co odważniejszych osób z South ruszyło do walki wręcz.

Wiedziałam, że nie uda mi się wszystkich zabić. Amunicja była na wyczerpaniu, a żołnierzy z każdą chwilą przybywało.

Gdy przymierzałam się do kolejnego strzału, poczułam silny ból na karku.

Zobaczyłam czarne plamy przed oczami, po czym zemdlałam.

***

Gdy się ocknęłam, miałam związane nadgarstki za plecami przy pomocy szorstkiego sznura. Klęczałam w stołówce przed wysokim mężczyzną. W głowie jeszcze mi się kręciło, a wzrok wychwytywał tylko nieostre kształty.

– No proszę, już myślałem, że się nie obudzisz. – Usłyszałam silny głos.

Gdy ostrość mi wróciła, spojrzałam na mężczyznę stojącego przede mną. Był to ten sam, który złamał Johnowi nos.

Jako jedyny nie miał kominiarki, a krótkie kręcone włosy opadały mu lekko na twarz, przysłaniając część blizny ciągnącej się od nasady głowy, wzdłuż lewego policzka mijając oko. Ciemne brązowe oczy wyglądające spomiędzy kosmyków dodawały mu pewnej tajemniczości.

To musiał być Marco.

Poczułam, jak dwie osoby chwyciły mnie za ręce i podniosły, abym znalazła się na jego poziomie.

Wyciągnął sztylet z wysokiego czarnego buta i przytknął ostrze do mojej szyi.

– Powiedz, co ja mam z tobą zrobić złociutka. Zabiłaś sporo moich ludzi. Gdybym cię teraz zabił, okazałbym ci tylko litość.

Wpatrywał się we mnie ostrym wzrokiem. Chwycił moją brodę jedną ręką i zaczął oglądać. – Masz ładną buźkę. Ciekawe jak reszta ciała.

Szarpnęłam się w uścisku.

– Odwal się.

– Zadziorna podoba mi się – uśmiechnął się zadowolony – lubię wyzwania.

Przejechał ostrzem wzdłuż mojego ciała. Zatrzymał się przy moim udzie, delikatnie zwiększając nacisk. Nóż powoli zagłębiał się w moją nogę, miałam wrażenie, że ta chwila trwałą wieki. Zagryzłam wargę, aby nie krzyczeć. Z oczu popłynęły mi łzy.

Po raz pierwszy przyznałam przed samą sobą, że treningi Johna jednak się na coś zdały. Dzięki nim łatwiej było mi znieść ból i presję zewnętrzną. W głowie powtarzam sobie, że to wszystko minie. Wytrzymaj tylko.

Nóż zagłębił się ledwie na centymetr, po czym szybkim ruchem go wyjął. Poczułam natychmiastową ulgę. Silne ręce trzymające mnie w uścisku puściły mnie i upadłam na ziemię.

– Zabierzcie ją do wozu, jeszcze z nią nie skończyłem.

– Zostaw ją! – wycedził wściekły John.

Marco odwrócił się do Johna i gestem ręki zatrzymał mężczyzn, którzy właśnie mieli mnie podnieść z ziemi. Przyglądał się mu zaciekawiony. – Proszę, proszę, kto by się spodziewał. Nasz mały John znalazł sobie nową dziewczynę. Muszę z ciężkim sercem przyznać, że zawsze miałeś dobry gust. – Podszedł do mnie i pociągnął mnie za rękę tak, że oparłam się o jego plecy. Poczułam jak coś ostrego naciska na moją krtań.

– W końcu zrobiło się ciekawie. – Słyszałam jego rozochocony głos. Zdecydowanie lubił sobie pogrywać z ludźmi tak samo jak John. Tylko że tutaj to on rozdawał karty.

– Powiedz mi złotko, opowiadał ci, co się stało z jego kochankami? – Przełknęłam ślinę. – Opowiadał ci, jak umierały wiele dni, błagając go, aby zakończył ich męki? – zapytał. – Jak czerpał siłę z ich łez, bólu i próśb o zakończenie tego? – Przycisnął mocniej nóż do mojego gardła. Poczułam jak ciepła strużka krwi spływa mi po szyi. – Jak kończył, dopiero gdy prosiły o śmierć, spełniając ich życzenie? Nie wydajesz się zaskoczona. Niesamowite. Powiedział ci, czy sama się dowiedziałaś?

Nikt nie przerywał tego monologu, czekając, do czego to zaprowadzi. – A wyjawił ci, kim były te dziewczyny? – Jego głos ściszył się i spiął. – Powiedział ci, że jedna z nich była moją siostrą?! – wygiął mi raptownie rękę do tyłu. Wrzasnęłam i upadłam na ziemię.

– Teraz nadeszła chwila, gdy role się odwrócą – spojrzał uśmiechnięty na Johna – Przytrzymajcie go mocno – polecił swoim ludziom.

Marco podwinął rękawy, nie odwracając od niego wzroku. Dostrzegłam, jak jego mięśnie się napięły.

– Nie! – John szarpał się i wyrywał. Udało mu się uwolnić jedną rękę, ale podszedł do nich trzeci mężczyzna, który mocno uderzył go w żebra i pomógł unieruchomić.

Widziałam, jak upadł na kolana, pod wpływem uderzenia. Wciąż się wierzgał, ale już z mniejszą siłą, podczas gdy Marco upajał się tym widokiem.

– Przyznam, że trochę szkoda. Myślałem, że jeszcze się z tobą zabawę złotko, ale posłużysz mi w innym celu. – Przejechał kciukiem po mojej szyi. – Przytrzymajcie ją mocno – polecił. – I chcę, by patrzała na Johna, by widział jej ból.

Szarpałam się, kątem oka dostrzegłam, że John również. Pierwszy raz widziałam go tak przerażonego i bezradnego.

Marco rozciął mi bluzkę i więzy splatające dłonie. Dwóch krępych mężczyzn chwyciło mnie za ręce i położyło mój tułów na stole, wciąż mocno trzymając. Widziałam kątem oka, jak Marco rozpinał pas spodni i wysunął go ze szlufek.

– Trochę o tobie słyszałem, złociutka. Chodzą plotki, że jakaś małolata usidliła naszego malutkiego Johna. Ale wiesz, jak to jest z plotkami, często prawda leży daleko od tego, co do nas dociera. Jednak tym razem okazały się prawdziwe. – Dostrzegłam ostre spojrzenie Johna – Bez wątpienia nie jesteś zwyczajna.

Przejechał dłonią po moich plecach. Poczułam jego usta we wgłębieniu kręgosłupa. Prowokował Johna, napawając się jego cierpieniem. Nie liczyło się to, że byliśmy w sali pełnej ludzi, wszystko rozgrywało się jakby w zamkniętej bańce między mną, Johnem i Marco.

– Trzymaj łapy z dala od niej!

Gdy się ode mnie odsunął, zdałam sobie sprawę, że mój oddech przyśpieszył. Moje ciało chciało walczyć, ale nie miałam jak się nawet ruszyć.

– Coś mówiłeś?

Poczułam dotyk, skórzanego pasa spływającego po moim ciele, każdy jego centymetr i każdy  chropowaty szew.

– Musisz być niezwykle odważna, skoro zostałaś z nim, znając prawdę.

Starałam się wyluzować, aby zmniejszyć nadchodzący ból, ale nie wychodziło mi to. Marco przeciągał moje cierpienie i jak zawodowiec budował napięcie. Naprzemiennie kontynuował swoją opowieść, z drobnymi gestami świadczącymi o nadchodzących torturach.

– Może przywykłaś do wygodnego życia u boku kochanego dyrektorka, a może ból sprawia ci przyjemność. Zapewne wkrótce się o tym przekonywamy. Jedno jest pewne. W tej chwili to ja decyduję, co z tobą zrobię.

Odwróciłam wzrok od Johna, nie chciałam widzieć jego reakcji.

Zanim dotarłam do South, wiele razy wyobrażałam sobie, jak w obliczu zagrożenia jestem silna i  dzielnie stawiam mu czoło. To wszystko działo się jednak tylko w mojej głowie. W obliczu prawdziwego zagrożenia czułam, jak strach przejmował nade mną kontrolę, paraliżując moje ciało. Czekałam bezradnie na wyrok, niezdolna do żadnego ruchu. Mogłam jedynie próbować zachować spokój na zewnątrz, by dodać otuchy pozostałym do walki z zagrożeniem. Jeżeli moja śmierć miała spowodować, że oni wyjdą z tego cało, byłam skłonna do tego poświęcenia. Czym było jedno życie w porównaniu z setkami innych. Nie mogłam się rozpłakać, mimo że łzy same cisnęły mi się do oczu. Nie wiedziałam, czy będę w stanie długo je jeszcze powstrzymywać.

Gdy Marco brał zamach, skupiłam się, by nie przegryźć sobie języka. 

Wrzasnęłam, gdy poczułam na plecach silne pieczenie. Wygięłam się w bólu, a z oczu spłynęły mi łzy.

– Powiedz nam John, ile razy uderzyłeś tak moją siostrę? – zapytał.

– Nie wiem.

Uderzenie.

Wiłam się z bólu.

– Ile razy?!

– Trzynaście! Trzynaście razy! – Uderzenie. – Przestań! Nie mieszaj jej w to! – krzyczy, drżącym głosem, wciąż próbują wydostać się z uścisku.

Kolejne uderzenie. 

Poczułam charakterystyczny ból, towarzyszący rozrywanej skórze. Znałam go niestety aż za dobrze.

– Zostało jeszcze dziewięć – odparł sucho.

Po ósmym uderzeniu przestałam czuć ból. Wpatrywałam się tępo w podłogę, pokrytą moją krwią. Ciemną czerwień kapiącą z nasiąkniętej rozdartej koszulki.

Oczy miałam zapuchnięte od płaczu. Gdy skończył, pociągnął mnie za włosy i szepnął do ucha:

– Powiedz, jak się czujesz.

Jego ciepły oddech, przy mojej szyi wywołał we mnie dreszcz, który przebiegł po moim ciele od stóp, aż po czubek głowy.

Nie zamierzałam uczestniczyć w jego grze.

Rzucił moim ciałem o podłogę. Upadłam na bok, kuląc się z bólu. 

– Jak się czujesz?! – podnosi głos.

Milczałam, drżąc na całym ciele.

Nastąpiła seria kopnięć. Starałam się zasłaniać twarz i narządy, ale nie miałam dłużej siły. Czułam się jak podczas pierwszego dnia szkoły. Kopnął mnie w klatkę piersiową i poczułam, jak pękają mi żebra. Ból był potworny, jedno z nich wydawało się przebić przez skórę.

– Wystarczy! Przestań!  – Słyszę głos Johna jak przez mgłę. – Dam ci tego pendrive'a tylko ją zostaw!

Marco zastanawiał się przez chwilę nad jego propozycją, następnie spojrzał na mnie. Próbowałam powoli oddychać, aby nie wyrządzić większych szkód.

– Masz pięć minut. Lepiej, żebyś nic nie kombinował. Po tym czasie ją zabije – poinformował go i dodał, zwracając się do przytrzymujących go mężczyzn:

– Puśćcie go.

John wstał i wybiegł z pokoju tak szybko, jak był w stanie.

Gdy czekaliśmy na jego powrót, Marco podszedł do mnie.

– Przyznam, że naprawdę mi imponujesz swoją odwagą. Powiedz, co zrobiłaś Johnowi, że tak oszalał na twoim punkcie? Musisz być niezła w łóżku. – Głaskał mnie po policzku, gdy ja leżałam bezwładnie, próbując zminimalizować powracający ból, który rozsadzał mi klatkę piersiową.

W tym momencie wrócił John, trzymając w dłoni pendrive.

Dostrzegłam, jak w oczach Marco pojawiły się iskry rozbawienia.

– Jeszcze kiedyś się zobaczymy złotko. Może w ciekawszych okolicznościach.

Wziął od Johna pendrive.

– Sprawdź, czy to jest to.

Rzucił go mężczyźnie obok, który wyjął z torby masywnego laptopa, znacznie różniącego się od tych, które znałam jako dziecko. Sprawdził jego zawartość.

– Wszystko się zgadza szefie – poinformował.

– Świetnie w takim razie do zobaczenia. – Spojrzał na mnie. – Jakbyś się znudziła jego towarzystwem, wiesz gdzie mnie szukać. Prosto i na północ. – Wyciągnął rękę przed siebie, robiąc gest jakby salutował.

John podbiegł do mnie, nie zwracając uwagi na mijających go żołnierzy North.

Po chwili podbiegł do nas Ian, niosąc swoją torbę, a za nim Erick.

– Boże jak się czujesz? – zapytał, wyciągając dłoń w moją stronę, która niepewnie nade mną zawisła, w obawie, że najmniejszy dotyk, sprawi, że się rozsypię.

– Bywało lepiej – wydukałam, próbując się uśmiechnąć.

Eric zwrócił się wściekły do Johna:

– Co to do cholery miało być?! O czym on mówił?! – krzyczał.

– Uspokój się to nie miejsce i czas na takie rozmowy.

– A właśnie że tak! Spójrz na nią! – Wskazał na mnie palcem. – Ledwie żyje i to twoja wina! – Wytknął mu. – Ją też zamierzałeś zabić?!

– To nie tak – odpowiedział John zmęczonym głosem, a na jego czole pojawiła się głęboka bruzda.

– Nie kłóćcie się. Wszystko jest w porządku – zapewniłam słabym głosem.

– W porządku?! – Eric cały czas krzyczał. Nie mógł się uspokoić – Wiedziałaś o tym, dlatego go zostawiłaś, a teraz mnie zapewnisz, że nic się nie dzieje! Chciałaś do niego wrócić! – zarzucił mi i szybko zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo, widząc reakcję Johna.

– To prawda? – Spojrzał na mnie zaskoczony, unosząc wysoko brwi.

Odwróciłam wzrok. To nie był właściwy moment na tą rozmowę.

– Wystarczy już – przerwał Ian. – Ona potrzebuje natychmiastowej opieki medycznej i odpoczynku, a wy jej tego nie ułatwiacie. Najlepiej będzie, jak wyprowadzicie wszystkich z sali i nas zostawicie. Nie, nie możecie zostać. – dodał, widząc, że chcieli zaoponować.

Ian zaczął od oczyszczenia moich ran. Pieczenie było przyjemną odskocznią od bólu. Założył prowizoryczny opatrunek i zapytał:

– Dasz radę wstać?

Powoli się podniosłam, krzywiąc przy tym. Oparł moją rękę o swoje barki i zaprowadził mnie do gabinetu. Pomógł mi zdjąć resztki ubrań i polecił, abym się położyła na brzuchu na uprzednio przygotowanych przez niego poduszkach, by nie obciążać moich żeber.

– Podam ci teraz silne znieczulenie. Muszę zszyć ci plecy w niektórych miejscach, gdzie pas wbił się w mięśnie, potem zajmę się żebrami. Proponuję, abyś się odprężyła i zasnęła, jak dasz radę. – Wyjął woreczek z przezroczystym płynem z szafy i powiesił na wieszaku przy ścianie. Oczyścił mi skórę przy nadgarstku i wbił igłę. – Za jakieś piętnaście minut powinno zacząć działać. Wtedy rozpoczniemy.

Udał się do sąsiedniego pokoju. Usłyszałam głos Johna, ale jak przez mgłę. Chciałam, aby był tu ze mną i trzymał mnie za rękę.

– To zaboli – wychwyciłam z rozmowy i wiedziałam, że Ian nastawiał mu nos. Czułam się ociężała. Zanim zasnęłam, wyczułam dłoń sprawdzającą mój puls.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro