34 Obietnica

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powoli otworzyłam oczy, odzyskując przytomność. Podniosłam rękę, by zasłonić oślepiające światło i skrzywiłam się, gdy poczułam silny ból promieniujący w plecach i w klatce piersiowej. Wszystko mnie bolało. Odczekałam chwilę, aż przejdzie, a moje oczy przyzwyczają się do światła.

Zauważyłam Johna, śpiącego na fotelu w kącie. Na nosie miał plaster. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i jęknęłam. Na szczęście John spał dalej. Zastanawiałam się, która była godzina, gdy do pokoju wszedł Ian.

– Już wstałaś? – zapytał cicho.

Przytaknęłam. 

– Jak moje plecy?

– Wszystko powinno się dobrze goić, ale nie możesz się nadwyrężać. Część poważniejszych ran zszyłem. Reszta jest świeża i może popękać. Po południu możesz opuścić przychodnie.

– Dziękuję. – Wskazałam głową Johna. – A jak on?

– Miał złamany nos, nastawiłem mu go i usztywniłem. Za kilka tygodni powinien być jak nowy.

Ian zaczął szukać czegoś w szufladach. Wyjął z jednej z nich tabletkę, którą następnie wrzucił do szklanki i zalał wodą. Zawartość zabarwiła się na purpurowy odcień. Wyczułam delikatny zapach lawendy.

– Wypij to. Powinno pomóc ci zasnąć na kilka kolejnych godzin. Potrzebujesz teraz dużo odpoczynku. – Wrócił do sąsiedniego pokoju, zostawiając mnie samą. Wypiłam zawartość szklanki, której roślinna zwartość, była przełamana lekką nutą cytrusów. Odstawiłam ją na taboret przy łóżku i ułożyłam się powoli do snu. Wpatrywałam się w miarowo oddychającego Johna. Wiatr szumiał za oknem, powieki zaczynały mi się kleić, umysł spowijała ciemność, aż całkowicie utraciłam kontakt z rzeczywistością i osunęłam się w sen.

***

Obudziłam się, czując silny głód. Na dworze było już ciemno, a fotel stał pusty. Powoli wstałam. Czułam się obolała, jakby ktoś obdarł mi plecy ze skóry, co nie było dalekie od prawdy. Weszłam do gabinetu Iana, sąsiadującego z łóżkami pacjentów. 

Siedział pochylony i skupiony na uzupełnianiu dokumentacji z ostatnich dni. Nawet nie zauważył, jak weszłam.

– Cześć. Dawno poszedł?

Oderwał zamyślony wzrok od dokumentów. Miał podkrążone oczy. Całą noc musiał nade mną czuwać.

– Co? – Początkowo nie zrozumiał, ale po chwili dodał – A tak. Jakieś trzy godziny temu chyba.

– Dziękuję ci, że się mną zająłeś.

– Po to tu jestem – uśmiechnął się słabo.

– Pójdę już. Powinieneś się położyć.

Przytaknął, ale wiedziałam, że mnie nie posłucha i wróci jeszcze do papierów. Był taki sam jak John. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

W pokoju nikogo nie było. Nie zapalając światła, włożyłam czyste ciuchy i udałam się do kuchni. W lodówce znalazłam kanapki i karteczkę z napisem "Smacznego <3". Uśmiechnęłam się. Zjadłam z apetytnym kolacje i ponownie położyłam się spać. Cały czas czułam silne zmęczenie, prawdopodobnie leki jeszcze utrzymywały się w moim organizmie.

***

Rano usłyszałam Johna krzątającego się w kuchni. Gdy do niej weszłam, ze zdziwieniem zauważyłam, że zmywał naczynia. Powinien od dawna być już na zajęciach. Podeszłam cicho i wtuliłam się w jego plecy. Musiał być zamyślony, bo wzdrygnął się, gdy go dotknęłam.
Objęłam go mocniej, przytrzymując przy sobie jak najdłużej. Chciałabym, tak pozostać na zawsze. Tak bardzo brakowało mi ciepła jego ciała.

Odwrócił się do mnie i objął mnie delikatnie, wtapiając twarz w moją szyję. Jego klatka piersiowa uniosła się pod wpływem głębokiego oddechu, który nabrał.

– Przepraszam – powiedział.

Poczułam, jak coś mokrego spływa mi po karku, zatrzymując się na kołnierzyku bluzki.

Odsunęłam się, wyplątując z jego objęć i ujęłam jego twarz w dłonie. Nigdy nie widziałam, żeby płakał. Jego oczy były przepełnione bólem, tak wielkim, że momentalnie poczułam ukłucie w sercu, widząc go w takim stanie.

– Nie mogę przestać myśleć, że powinnaś być z kimś innym – powiedział ze spuszczonym na nasze nogi wzrokiem. – Z Ericem byłabyś szczęśliwsza i przede wszystkim bezpieczniejsza.

Pocałowałam delikatnie jego usta, unosząc jego podbródek.

– Tak to prawda... – urwałam w połowie zdania – chciałam do ciebie wrócić. Nawet teraz, po tym wszystkim, to się nie zmieniło – zapewniałam. – Tego dnia zobaczyłam, jak bardzo ci na mnie zależy i tylko utwierdziłeś mnie w moich przeczuciach. Nie kocham Erica, tylko ciebie i to się nie zmieni.

– Można kogoś kochać i nie móc z tym kimś być. – Z jego głosu emanował taki ból, jakby był świadkiem śmierci kogoś na kim mu zależało, jednak nikt taki nie zginął. – Ze mną jesteś tylko ciągle narażona na niebezpieczeństwo. Myśl, że mogłaś wtedy zginąć, wypala mi dziurę w sercu.

Chwycił mnie delikatnie za dłonie, wpatrując się w sińce na moich nadgarstkach. Zabrałam je, chowając za plecami. Nie mogłam patrzeć, jak się zadręczał.

Odwrócił ode mnie wzrok, spoglądając przez okno, przygaszonym wzrokiem.

– Brzydzę się sobą –  oznajmił. – Gdy Marco... ja... czułem taką wściekłość. Nie do niego, ale do siebie, bo wiem, że to wszystko było moją winą i co więcej nie mogłem nic zrobić, poza patrzeniem, jak cię krzywdził.

Oparłam głowę o jego pierś. Choć ostatnie dni spędziłam na odpoczynku, wciąż czułam się wyczerpana.

– Połóż się obok mnie – powiedziałam i spojrzałam mu delikatnie w oczy, bojąc się, że mi odmówi.

Pocałował mnie w czoło.

– Dobrze.

Podniósł mnie delikatnie za pośladki i zaniósł do łóżka, na którym ostrożnie położył niczym porcelanową lalkę, która pod wpływem większej siły mogła rozpaść się na kawałki. Wszedł razem ze mną pod kołdrę i objął mnie w pasie, przywierając klatką piersiową do moich pleców. Jego ciepły oddech łaskotał mnie delikatnie po karku, a rozchodzące się po moich plecach delikatne pulsowanie serca z jego piersi, koiło mnie do snu.

***

Obudziłam się strasznie głodna. Miałam wrażanie, że mój dzień składał się tylko z jedzenia i snu. Przeciągnęłam się ostrożnie w pościeli, ziewając przeciągle i zauważyłam, leżącego obok Johna. Przyglądał mi się z uśmiechem.

– Dzień dobry. – Nachylił się nade mną i złożył czuły pocałunek na moim czole.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, czując jak motyle w moim brzuchu przebudziły się znacznie szybciej niż ja sama.

Rzadko się zdarzało, żeby po moim przebudzeniu, wciąż był w łóżku, ale nawet, teraz gdy na wpół siedział, oparty o poduszkę coś czytał. Przysunęłam się bliżej niego. Ponownie zwróciłam uwagę na bliznę ciągnącą się wzdłuż jego lewej piersi. Przejechałam wzdłuż niej palcem i przypomniałam sobie o czymś:

– Jak nos? Nie powinieneś mieć plastra z usztywnieniem? – Wskazałam na jego twarz, z pytaniem w oczach.

– Już nie. Wszystko zaczęło się prawidłowo goić i zdjąłem go trochę szybciej. Denerwował mnie.

– Ale przecież dopiero wczoraj Ian ci go nastawił!

Spojrzał na mnie zagubiony.

– Ian ci nie powiedział?

– O czym?

– Leżałaś u niego w gabinecie prawie dwa tygodnie, podłączona do kroplówki. Zaczynaliśmy się z początku martwić, że doszło do jakiegoś poważnego zakażenia organizmu, ale nie mieliśmy jak tego sprawdzić. Dostałaś taką ilość antybiotyków, że większa dawka, tylko by zagrażała twojemu życiu. Jedyne co mogliśmy zrobić to czekać. – Na jego twarzy ponownie zagościł smutek. – Zoe na przemian z Ianem cię doglądała, sprawdzając, czy twój puls jest stabilny. Dziewczyna jest naprawdę zdolna i szybko się uczy.

Spałam tak długo! Jakim cudem o tym nie wiedziałam? To by sporo wyjaśniało, dlaczego chodziłam taka głodna.

John spojrzał na stary brązowy zegarek wskazówkowy, stojący na jego stoliku nocnym. Wskazywał dwunastą po południu.

– Powinienem się już zbierać.

Wstał i udał się do łazienki, gdy wrócił, wyciągnął z komody szary dres, w który się przebrał. Podszedł do łóżka i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Oparł czoło o moje, biorąc głęboki wdech i wydech jakby rozłąka bolała go tak samo jak mnie, mimo że oboje wiedzieliśmy, że za kilka godzin ponownie się spotkamy. Przejechał kciukiem po mojej wardze.

– Wrócę za kilka godzin. Nie przemęczaj się.

***

Dni zaczynały mi się coraz bardziej dłużyc. Leżałam w łóżku i tylko od czasu do czasu wstawałam, by coś zjeść lub wymienić książkę na nową. Każdego poranka w przerwie śniadaniowej odwiedzali mnie przyjaciele, z którymi dużo rozmawiałam o tym, co się działo w South. Celowo omijaliśmy temat wizyty Marco. Nikt z nas raczej nie chciał wracać myślami do tamtego dnia. Z początku odwiedzały mnie tylko dziewczyny i Matt, ale tym razem zastąpił ich Eric.

Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, widząc jego twarz.

– Eric! Tak się cieszę, że cię widzę – powiedziałam podekscytowana.

Przytaknął i nic nie odpowiedział. Powoli podszedł do łóżka, stawiając niepewnie kroki jakby wszedł na teren wroga. Mając na uwadze relację jego i Johna po części tak było. Usiadł na pościeli tuż przy moich nogach, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Jak się czujesz? – zapytał, szukając odpowiedzi na mojej twarzy.

– Znacznie lepiej, ale John wciąż się upiera, że mam odpoczywać. Gdyby nie wasze wizyty chyba bym oszalała – odpowiedziałam.

Położył dłoń na mojej, splatając nasze palce. Przyglądał się naszym rękom ze smutkiem.

– Chciałbym, abyś była szczęśliwa. – Jego wyznanie całkowicie mnie zaskoczyło, ale jeszcze bardziej zaskoczył mnie jego spokój. Zawsze gdy nawiązywał w naszej rozmowie do Johna na jego czole pojawiały się zmarszczki i grymas zniesmaczenia.

– Też bym tego dla ciebie chciała – powiedziałam, czując emanujący od niego ból. Wygramoliłam się spod kołdry i uklękłam obok niego, chwytając go za obie ręce. – Eric, ja jestem szczęśliwa i wierzę, że ty też pewnego dnia spotkasz kogoś, z kim będziesz chciał spędzić resztę życia. Nie chcę być powodem twojego smutku.

– Nie jesteś.

– A jednak za każdym razem, gdy się spotykamy, to widzę to w twoich oczach.

– Po prostu się o ciebie martwię. – Spuścił wzrok na nasze dłonie leżące na moich udach. – Dlaczego akurat John? Nie mam tu na myśli, że powinnaś być ze mną, ale z nim jesteś narażona na największe ryzyko – skrzywił się. – Jednak nie znam też osoby, która tak by cię broniła. Tamtego dnia byłem wściekły za to, co ci się przytrafiło i nie chciałem dopuścić do głowy tego, co widziałem. John naprawdę cię kocha. Nie wiem, co było na tym pendrive, ale zrobiłby wszystko, aby ocalić ci życie. – Jego głos się zachwiał. – Żałuję, że ja nie mogłem tego zrobić.

Oparł czoło o moje i zamknął oczy, walcząc z targającymi go emocjami. Po jego policzku spłynęła łza. Otarłam ją delikatnie kciukiem.

– Kocham cię. Dlatego chcę, abyś była szczęśliwa, nawet jeśli oznacza to bycie z Johnem – wyznał po dłuższej chwili, podnosząc na mnie wzrok. – Obiecaj mi tylko, że zawsze będziesz moją przyjaciółką.

Przytuliłam go mocno, przeczesując dłonią jego włosy i gładząc go po plecach wykonując miarowe ruchy w górę i w dół.

– Obiecuję – powiedziałam, czując, jak do oczu napływają mi łzy.

Do drzwi rozległo się pukanie i wszedł John.

Eric odsunął się ode mnie tak gwałtownie, że o mało nie spadł z łóżka. Zacisnął dłonie w pięści, po czym je rozluźnił i pożegnał się ze mną, dając mi całusa w policzek, zanim wyszedł. Nie spoglądając ani przez chwilę na Johna, który nie skomentował sytuacji w której nas zastał, opuścił pokój. Byłam wdzięczna za spokój i opanowanie Johna, gdy przekroczył próg drzwi. Być może już się przyzwyczaił, że nasza relacja jest dość specyficzna. Jedynie skwitował wszystko półżartem:

– Mam nadzieję, że nie muszę się czuć zazdrosny? – Uniósł wysoko brwi.

– Wiesz, że należę do ciebie dyrciu. – Uśmiechnęłam się zadziornie.

– Cieszę się, że wracasz do zdrowia. – Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry. – Przyniosłem makaron z pastą z pomidorów. Masz ochotę? – Podniósł do góry trzymany w dłoni duży pojemnik, którego wcześniej nie zauważyłam.

Poczułam, jak ślina zbiera mi się w ustach. Przytaknęłam energicznie i udałam się za nim do kuchni, gdzie wyjęłam i rozłożyłam talerze.

– Muszę wrócić do treningów. Przez to ciągłe spanie i jedzenie tylko się roztyje. Już przybyło mi trochę kilogramów.

– Jak dla mnie możesz leżeć całymi dniami w łóżku.

– To chyba nie wypada twojej narzeczonej. Co by sobie ludzie pomyśleli, jakby się dowiedzieli, że przez cały dzień się obijam.

– Że się o ciebie troszczę i nie chcę, abyś się przemęczyła – oznajmił z powagą. Na jego twarzy nie pojawił się nawet najmniejszy cień tego, że żartował.

– Nikt nie pomyśli w ten sposób. – Zaśmiałam się. – Prędzej, że mnie więzisz.

– Bardzo zabawne. Jedz lepiej, zanim ci wystygnie.

Gdy skończyłam swoją porcję, dołożyłam sobie jeszcze trochę makaronu. John uniósł wysoko brwi, jakby nie wierzył, że zjem aż tyle.

– Mówiłam, że jestem głodna. – Wzruszyłam ramionami. – Więc lepiej obmyślaj już plan treningowy dla mnie, bo nie zmieścisz się w łóżku. – Wskazałam na niego widelcem.

– Czyżby? –Spojrzał na mnie tak, jakbym rzucała mu wyzwanie.

Przytaknęłam z buzią napełnioną jedzeniem.

Skończyłam posiłek i zabrałam się za zmywanie naczyń, gdy się odwróciłam, John omiótł mnie wzrokiem i uśmiechnął się w znany już mi sposób. 

Poszedł do mnie i wplótł dłoń w moje włosy, pociągając je lekko do tyłu i składając delikatny pocałunek na ustach. Poczułam, jak motyle w moim brzuchu się poruszyły. Zaczęliśmy muskać się wargami. Wkrótce nasze pocałunki stały się bardziej namiętne i natarczywe. Fala gorąca przepłynęła przez moje ciało, ściskając mnie w podbrzuszu. Stanęłam na palcach, by być bliżej Johna. Przeczesałam dłonią jego ciemne włosy. Podniósł mnie i posadził na blacie, nie przestając całować. Instynktownie rozchyliłam wargi, czując jego język i poddając się jego kontroli. Tak bardzo pragnęłam jego bliskości. Pochylając się chwyciłam za końce jego bluzki, zdzierając ją z jego piersi, na co nie pozostał mi dłużny. Ostrożnie ściągnął moją koszulkę. Jego palce wędrowały po moim ciele, jednak starannie omijały miejsca gdzie rany wciąż były świeże. Zaczął zdejmować moje spodnie, podniosłam się lekko na rękach, przytrzymując nogami jego bioder, aby mu to ułatwić, gdy poczułam silny ból pleców.

John spojrzał na mnie przestraszony. Wzruszyłam ramionami i ponownie zaczęłam go całować.
Odsunął się ode mnie.

– Musisz iść do Iana, może to coś poważnego. – Delikatnie przejechał ręka po moich plecach, gdy spojrzał na swoje palce, zobaczył niewielką ilość krwi. Wkurzony zaciska szczęki i bierze powolny, głęboki oddech.

Byłam zła za to, że musieliśmy przerwać, teraz gdy po tylu dniach byliśmy w końcu razem, a ja zaczynałam wracać do życia. Westchnęłam i zsunęłam się ostrożnie z blatu. Wciąż pragnęłam smaku jego ust i jego natarczywych pocałunków, które zawracały mi w głowie. Przegryzłam wargę.

Na jego twarzy pojawił się zuchwały uśmiech, a uniesione zaczepnie kąciki ust, zdradzały jego myśli.

– Hej – zaczął John, przytrzymując mój podbródek. –Jak tylko wyzdrowiejesz, obiecuję, że zapewnię ci taką noc, której długo nie zapomnisz.

W jego oczach dostrzegłam dziką pasję, pożądanie i obietnicę, którą na pewno spełni. Cała poczerwieniałam na twarzy, co nie mogło ujść uwadze Johna.

– Uwielbiam, jak czujesz się zakłopotana, jest to równie przyjemny widok, jak ta żyłka pulsująca ze strachu na twojej szyi – przejechał po niej palcem.

Przełknęłam ślinę. 

Zapięłam pośpiesznie zamek od spodni i założyłam bluzkę, którą podał mi John, podnosząc ją z podłogi, abym nie musiała się schylać, a następnie odprowadził mnie do Iana.

Zapukałam do drzwi.

Otworzył nam zdziwiony.

– Coś nie tak?

– Yyy... Chyba rana mi się trochę otworzyła – powiedziałam speszona, pocierając kark dłonią, gdy zdałam sobie sprawę, że moje policzki spłonęły rumieńcem. Od wielu dni przestrzegał mnie, abym uważała, z tym, co robię.

– Jak?! Przecież mówiłem... – Położył swoją rękę na czole. Potrząsając z niedowierzaniem głową.

– Trochę nas poniosło. – John mrugnął do mnie i odszedł, pozostawiając mnie samą z tą jakże oczywistą sugestią, zawieszoną w powietrzu.

Stałam z otwartą buzią, przyglądając się jak jego masywna sylwetka znika za rogiem. Weszłam do gabinetu, nie patrząc w oczy Iana. Położyłam się na łóżko, zanim mi to polecił, by ukryć twarz w poduszce.

Ian wytarł krew i zdezynfekował ranę. Owinął mi plecy bandażem i dodał:

– Wolałbym, abyście powstrzymali się od harców jeszcze przez najbliższy tydzień. – Wydawał się równie skrępowany tą sytuacją co ja.

Moja twarz musiał przypominać teraz pomidora bądź buraka. – Jasne  – odpowiedziałam skrępowana w poduszkę.

***
Wróciłam do pokoju.

– I co? – zapytał John.

– Powiedział, że mamy być grzeczni i nie szaleć przez tydzień. Dzięki za szczerość obeszłoby się bez tego! – Zarzuciłam mu, splatając dłonie na piersi i gromiąc go ostrym wzrokiem.

–  I tak wie, że ze sobą sypiamy co za różnica, a ja mogłem znów zobaczyć twój rumieniec – spojrzał na mnie zuchwale.

– Jesteś okropny, ale i tak cię kocham.

Zdziwiło go moje stwierdzenie, widocznie nie spodziewał się takiego wyznania w tej chwili. Zazwyczaj w takich momentach mówiłam, że go nienawidzę. Po chwili jego mina przybrała inny wyraz.

– Cóż, jeżeli mnie kochasz... – Podszedł bliżej, przypierając mnie do ściany swoim ciałem. Oparł dłonie po obu stronach mojej twarzy, uniemożliwiając mi ucieczkę.

Poczułam, jak przyśpiesza mi tętno.

– John? Co ty...

Musnął moją szyję wargami, powoli kreśląc ślad wzdłuż niej i składając na niej kolejne pocałunki. Jego usta zasysają delikatnie skórę przy moim obojczyku.

Odrzucam głowę do tyłu, nie kontrolując swojej reakcji na ten czuły gest.

– W takim razie, może powiesz mi słońce, co się stało z moim bimbrem?

Po tych słowach całe napięcie, które się we mnie skumulowało uleciało jak za pstryknięciem palców. Kompletnie wyleciała mi z głowy tamta noc. Stałam sparaliżowana pod ściną, obserwując, każdy ruch Johna.

– Jakim bimbrem? – próbowałam udawać głupią.

– Już ty dobrze wiesz – złożył pocałunek na mojej szyi. 

Zagryzłam wargi walcząc z tym uczuciem.

– John... Nie mogę – kwilę.

– Ale ja tak. 

Po moim ciele przepłynął prąd.  – Przestań... Proszę – wyszeptałam słabo.

– Co mam przestać? – pocałował mnie w zagłębienie szyi. – To? – Zjechał niżej, składając kolejny na moim obojczyku, a następnie podwinął bluzkę, muskając mój brzuch wargami. – A może to?

Po moim ciele przeszedł dreszcz. Świat wirował pod zamkniętymi powiekami. Toczyłam walkę z pożądaniem i czułam, jak ją przegrywam. Każda kolejna sekunda, każdy pocałunek osłabiał mój upór.

– Wszystko. – Czułam, jak opuszcza mnie silna wola i nogi się pode mną uginają.

Złożył kolejny pocałunek. – Powiedz iskierko, jak ci smakował mój trunek?

– Był... trochę mocny – odpowiedziałam słabym głosem.

– Doprawdy? Nie spodziewałem się tego – oznajmił z ironią. – Dlatego na pewno nie wypiłaś go sama. – Pociągnął moją bluzkę i jednym ruchem zdjął, zatrzymując się przy nadgarstkach i krępując mnie nią.

– John, nie chce ponownie trafić do Iana. To już było wystarczająco upokarzające.

Wierciłam się, walcząc z tym uczuciem.

– A ja myślę, że zasłużyłaś sobie na karę. 

– W takim razie ukarz mnie jakoś inaczej, ale błagam, nie każ mi tam znowu iść.

– Ale to doskonała nauczka, za tykanie nie swoich rzeczy. – Czułam na skórze, jak jego usta unoszą się w szerokim uśmiechu. – Taka niegrzeczna dziewczynka, przecież nie przestrzega ostrzeżeń.

– Eric, Matt, Emilia i Susan mi pomogli. Jak już wiesz, to proszę, przestań – błagałam, gdy jego dłonie wędrowały po moim ciele. Nie byłam w stanie się ruszyć.

Pocałował mnie w wewnętrzną cześć uda – jesteś taka słodka, jak się opierasz.

– John...

– Następnym razem obalisz butelkę ze mną i wtedy zobaczymy, do czego jesteś zdolna pod wpływem alkoholu.

– Nie ma opcji, nigdy więcej – na wspomnienie ostatniego kaca, aż zrobiło mi się niedobrze.

John czując jak moje ciało się spięło, zaśmiał się. Musiał wiedzieć, o czym pomyślałam.

– W takim razie będę kontynuował.

– Nie! W porządku wypiję kiedyś z tobą. Wygrałeś. Jak zawsze. – Przewróciłam oczami. – Uwolnisz mnie teraz? 

Uśmiechnął się. – No nie wiem. – Odsunął się ode mnie i spojrzał oceniając swoja zdobycz.

– Rozwiąż mnie w tej chwili! – zażądałam.

Pocałował mnie w kącik ust. – W porządku złośnico. Nie wiem, czy wolę tę wersję ciebie, w której łagodniejesz zawstydzona pod moim dotykiem, czy tą, która zawzięcie się go domaga. – Zaśmiał się.

Skrępowana usiadłam na kanapie. John usiadł obok mnie i objął mnie ręką. Siedzieliśmy, tak w ciszy wtuleni w siebie.

– Przygotuję ci kąpiel – oznajmił.

Spojrzałam na siebie i pociągnęłam za bluzkę, by ją powąchać. Czy, aż tak śmierdziałam?

Zaśmiał się.

– Żebyś się trochę odprężyła. – Pocałował mnie w czoło i udał się do łazienki.

Po chwili dołączyłam do niego.

– Zostawię cię samą, masz pewnie sporo do przemyślenia. Poza tym wolałbym nie oglądać cię w tym stanie, czuję się podle, widząc twoje plecy.

– To nie twoja wina – powiedziałam, choć w głębi duszy wiedziałam, że to nie do końca prawda.

Gdy wyszedł, zdjęłam ubrania i powoli weszłam do ciepłej wody, tak by nie zamoczyć bandaża na moich plecach. Na szczęście był na tyle wysoko, bym mogła swobodnie usiąść, a woda okryła moje nogi. Zamknęłam oczy.

Gdy woda wystygła wyszłam z niej i wytarłam się do sucha. Ubierając się w piżamę dostrzegłam w lustrze czerwony ślad przy mojej szyi.

– John! Ty draniu! – Usłyszałam zza drzwi jego stłumiony śmiech. 

Wróciłam do pokoju, kładąc się obok Johna, który jeszcze nie spał. 

– Jesteś zaborczy – zarzuciłam mu gniewnie.

– Po prostu lubię, jak ty oraz inni wiedzą do kogo należysz. Nie mogę pozwolić, by narzeczona wymknęła mi się z rąk i podskokach rzuciła w ramiona przyjaciela.

– To definicja zaborczości. Przynieść ci słownik? – Cisnęłam w niego poduszką, co podsumował głośnym i szczerym śmiechem.

Położył dłoń na moim policzku. Wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa.

– Kocham cię – wyznał. 

Zaskoczona jego słowami wstrzymałam oddech. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do tego, jak te dwa słowa brzmiały w jego ustach. – Wiem, że to, co nas łączy jest skomplikowane, a moja przeszłość odcisnęła trwały ślad na tobie, ale to, co do ciebie czuję, jest wyjątkowe. – Nabrał powietrza. – Czy to takie straszne? Cała zesztywniałaś – próbował obrócić to w żart, ale wyglądał na przejętego.

– Nie. Też cię kocham. – Zbliżyłam się do niego, wplatając nogę między jego i przytuliłam mocno, upajając się jego zapachem. – Też cię kocham – powtórzyłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro