36 Diagnoza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po treningu udałam się na stołówkę, zjeść obiad. Emily i Matt właśnie szeptali sobie coś na ucho, gdy podchodziłam do stolika. Urwali rozmowę i odsunęli się od siebie, śmiejąc się.

– Przepraszam, przerwałam wam? – zapytałam.

– Nie – odpowiedziała przyjaciółka. – Co u ciebie i Johna?

– Wiesz to, co zwykle. Ciągle tylko praca i nauka.

– Tak oczywiście. – Przyjaciółka posłała mi znaczące spojrzenie.

Wybuchnęłyśmy śmiechem, obie wiedziałyśmy, aż za dobrze, jak to jest być zakochanym i spędzać z kimś każdą wolną chwilę. Nawet nudne czynności potrafiły nabrać trochę kolorytu przy drugiej osobie.

Eric podszedł do stolika i zajął swoje miejsce. Tuż za nim pojawiła się Susan, która od razu spojrzała na moją dłoń.

– Nowy pierścionek?

Spojrzałam w jego kierunku i poczułam, jak się rumienię.

– Nie mów, że Ty i John?

Spuściłam głowę zmieszana.

– O mój boże! – krzyknęła i zaczęła piszczeć.

Emily i Matt zerwali się z miejsca i zaczęli mnie obściskiwać i gratulować. Wokół naszego stołu zrobiło się niemałe zamieszanie. Cała stołówka przygadała się nam, nie wiedząc, o co chodzi. Z końca sali dostrzegłam szczęśliwe spojrzenie Johna. Zarumieniłam się i zmieszana spuściłam wzrok.

Gdy dziewczyny skończyły swoje szalone gratulacje, podszedł do mnie Eric i załapał mnie za dłonie.

– Gratuluję. – Uśmiechnął się delikatnie, jednak w jego oczach dostrzegłam smutek.

– Dziękuję – odwzajemniłam nieśmiało uśmiech.

Jak tylko sytuacja trochę się uspokoiła, zabrałam się za swój posiłek, w skład którego wchodził kawałek ryby z ziemniakami i surówką z marchewki. Zjadłam z apetytem całą porcję, popijając wodą.

Spojrzałam na odsunięty talerz Erica.

– Nie będziesz jeść?

Pokręcił głową.

– Nie przepadam za rybami.

Przytaknęłam. Eric rzeczywiście nie lubił ryb, ale zazwyczaj zmuszał się do ich jedzenia, tylko po to, by nie chodzić głodnym.

Matt wykorzystał tę sytuację i wziął jego porcję, stawiając przed nim swój pusty talerz.

– A jak wam idzie na treningach? – zapytałam przyjaciół z buzią wypełnioną ziemniakami.

– W porządku Eric zrobił duże postępy w ostatnim czasie i jest obecnie najlepszy w grupie, ale długo to nie potrwa, zamierzam zająć jego miejsce. – Uśmiechnęła się przekornie Emily.

– To super, a tobie Susan? Nie wyglądasz na zadowoloną. – Dostrzegłam zmianę w nastroju przyjaciółki.

– Cały czas obrywam od Paula. Nie potrafię go pokonać. Wciąż przebija się przez moją obronę, nawet nie mam okazji wyprowadzić ataku.

– Może ci pomogę – zaproponowałam. – Mam teraz trochę wolnego czasu, więc możemy udać się do sali treningowej.

– Serio? – Oczy zaświeciły jej się szczęściem. – Myślałam, że jesteś zajęta, no wiesz z Johnem. – Przyznała skrępowana.

– Jednak wciąż jesteś moją przyjaciółką i znajdę dla ciebie czas, jeżeli potrzebujesz mojej pomocy. Wy tak samo – zwróciłam się do pozostałych. – Wiem, że ostatnio dużo przebywam z Johnem – poczerwieniałam na twarzy, na myśl o wspólnych wieczorach – ale wciąż możecie na mnie liczyć.

– Dziękuję – odpowiedziała Susan.

Przytaknęłam.

– To, co idziemy?

Skinęła głową. Odnieśliśmy tace z naczyniami i udaliśmy się do sali.

– Najpierw może pokażesz mi, jak się bronisz, zanim zaczniemy sparing.

***

Spocona po dwugodzinnym treningu wróciłam do pokoju. John już wrócił, przygotowując jakiś posiłek w kuchni. Poczułam, że zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do toalety i zwymiotowałam do ubikacji.

– Coś się stało? – zapytał, stojąc w drzwiach. Podszedł, by przytrzymać mi włosy, które w ostatnim czasie mocno urosły i część kosmyków opadała mi długimi kaskadami na twarz.

– Chyba za szybko udałam się na trening po jedzeniu.

Wzdrygnęłam się na kwaśny smak wymiocin i nieprzyjemny zapach unoszący się przede mną.

Spuściłam wodę, po czym wstałam i opłukałam twarz wodą. Na koniec porządnie umyłam zęby i spojrzałam na swoją pobladła twarz w lustrze.

– Wezmę szybki prysznic i się położę – oznajmiłam.

Przytaknął.

– Jakbyś czegoś potrzebowała, będę obok.

Ciepła woda już się skończyła, więc szybko umyłam się i wyszłam, owijając się szczelnie ręcznikiem. Na mim ciele pojawiła się gęsia skórka. 

Myślami wracałam do popołudnia spędzonego z Susan. Powinnam częściej spędzać czas z przyjaciółmi, ostatnio trochę ich zaniedbałam.

Przebrana położyłam się na łóżku, przykrywając się szczelnie kołdrą, wciąż dygocząc z zimna.

***

Następnego dnia czułam się już lepiej. Udałam się na śniadanie, gdy moi przyjaciele akurat kończyli posiłek.

– Cześć – przywitała mnie Susan. – Co tak późno? Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz.

– O której poszłaś wczoraj spać? – zapytał Matt, a z jego wypowiedzi i zadziornego uśmiechu dało się wyczuć podtekst.

– Nie wiem. Wcześniej. Źle się czułam. – Nie miałam siły na przepychanki słowne.

Rozczarowany brakiem zwrotu akcji wrócił do jedzenia.

Zjadłam kanapkę z sałatą, następnie zabrałam się do tej z pieczoną szynką. W połowie poczułam nawracające mdłości. Szybko wybiegłam ze stołówki, udając się do najbliższej łazienki. Siedziałam na podłodze przy ubikacji, ciężko oddychając, gdy weszły dziewczyny.

– Powinnaś pójść do Iana. To może być coś poważniejszego, niż zatrucie – powiedziała zmartwionym głosem Susan.

– To nic takiego. Jutro mi przejdzie. – powiedziałam, naciskając spłuczkę i podchodząc do zlewu opłukać usta wodą i przemyć twarz.

Dziewczyny pokręciły głowami i wzięły mnie pod ramie.

– Idziemy – oznajmiła Emily stanowczo. –Jeżeli masz rację, to Ian powie ci, że masz się tylko położyć. Mała wizyta u lekarza, nikomu jeszcze nie wyszła na złe.

Przewróciłam oczami, ale dałam się im odprowadzić do jego gabinetu.

– Coś się stało? – zapytał zakłopotany, patrząc na naszą delegację.

– Chyba złapałam jakąś grypę lub czymś się zatrułam. To nic poważnego, ale te tutaj – wskazałam głową na dziewczyny – nalegały, abym przyszła.

– Słusznie. Powinnaś sama dojść do tego wniosku – skarcił mnie. – Wejdź, proszę. – Wykonał zapraszający gest ręką.

Dziewczyny mi pomachały i odeszły zadowolone, że postawiły na swoim.

– Usiądź, proszę. – Wskazał mi krzesło, stojące obok biurka. – Powiedz mi, co dokładnie się dzieje. – Usiadł za swoim biurkiem i spojrzał na mnie, uśmiechając się zachęcająco, przez co od razu poczułam się mniej skrępowana.

– Tak właściwie to mam mdłości i wczoraj wieczorem oraz dzisiaj przy śniadaniu... no zwymiotowałam – powiedziałam zmieszana. – Wydaje mi się, że po prostu wczoraj za szybko zjadłam obiad i udałam się od razu na trening z Susan. Powinnam odpocząć trochę, zamiast ciągle tak ganiać. – Wzruszyłam ramionami.

– Hmm. Nie sądzę, aby wczorajszy trening po posiłku, dalej sprawiał ci takie problemy – oznajmił, po chwili kontynuując: – Powiedz. Czy jest ci słabo? Czujesz w tej chwili mdłości?

Pokręciłam głową.

– Masz może biegunkę lub boli cię coś?

Ponownie zaprzeczyłam.

– To były tylko dwie takie sytuacje, prawdopodobnie się nie powtórzą, mówiłam dziewczynom, że przesadzają – oznajmiłam podirytowana jego pytaniami.

Ian podszedł do okna, intensywnie o czymś rozmyślając.

– Rebecco?

Nie podobał mi się ton jego głosu. Czy faktycznie byłam tak chora, że nie wiedział jak mi to przekazać? Serce uderzało mi w klatce jak szalone, w oczekiwaniu na to, co powie dalej.

– Kiedy ostatnio miałaś miesiączkę?

Serio pomyślał, że mogłabym być w ciąży? Wybuchnęłam śmiechem, od którego aż rozbolał mnie brzuch, a w kącikach oczu wezbrały mi łzy. Jak tylko się trochę opanowałam, wzięłam głęboki wdech, przetarłam rękawem od bluzy oczy i odpowiedziałam:

– Nie dawno, chwilę przed atakiem na organizację. Mówiłam wszystko gra. – Uśmiechnęłam się zadowolona, jednak zmieszanie na twarzy Iana tylko się pogłębiło.

– Co? – zapytałam.

– Ten atak. To było jakieś dwa miesiące temu. Czy te wymioty pojawiły się nagle? Może poczułaś coś, zapach mięsa na przykład. Często może on wpływać w ten sposób, na kobiety w twoim stanie.

W moim stanie? Patrzyłam na niego jak zamurowana. Gdy wczoraj wróciłam do pokoju, John coś smażył. Czy to było mięso? A dziś poczułam się gorzej, w momencie, gdy jadłam kanapkę z szynką. Nie, to był zbieg okoliczności. Nie to niemożliwe! Zaczęłam liczyć po cichu tygodnie, następnie na palcach i na głos, za każdym razem wychodził mi ten sam wynik. Po chwili się zaśmiałam. To było niedorzeczne.

– Po prostu mi się spóźnia, ostatnio wiele się działo, pewnie jestem osłabiona i tyle.

Ian niepewnie pokręcił głową. Wyjął coś z szuflady biurka, kątem oka dostrzegłam test ciążowy.

– Może masz rację. W takim razie nie będzie problemu, jak wyjdzie wynik negatywny.

Wzięłam od niego test szybkim ruchem.

– W porządku, żebyś przekonał się, że jesteś w błędzie – warknęłam. – Nie jesteśmy głupi, uważamy i na pewno do tego nie doszło!

Udając się do łazienki, czułam, jak trzęsła mi się ręka. Czy na pewno byliśmy wystarczająco ostrożni? Mieliśmy kilka sytuacji, w których nie myśleliśmy racjonalnie i o konsekwencjach.

Czekałam oparta o zimne kafelki na wynik. Spojrzałam na mały wyświetlacz. Dwie kreski. Zaczęłam szybciej oddychać, wyszłam z łazienki, wpadając na Iana i upuszczają test. Musiałam dostać się do okna. Gdy przed nim stanęłam, zaczęłam wdychać świeże powietrze.

– Nie, nie, nie... – powtarzałam.

– Uspokój się i weź kilka głębokich i powolnych wdechów – powiedział spokojnym głosem. – Szkodzisz zarówno sobie, jak i dziecku będąc w takim stanie. 

– Szkodzę dziecku?! To dziecko to mój wyrok śmierci! – Zaczęłam jeszcze bardziej panikować. 

– Uspokój się. Wiesz, że John nigdy, by cię nie skrzywdził.

– Czy jakakolwiek z kobiet, która z nim wcześniej była i zaszła w ciążę przeżyła? – zapytałam z nadzieją w głosie, licząc, że będzie przynajmniej jedna taka osoba, ale Ian tylko odwrócił wzrok.

– To co innego. Jemu naprawdę na tobie zależy.

– Nie możesz mu tego powiedzieć – przerwałam mu.

– Nie powinnaś tego przed nim ukrywać – mówił do mnie cały czas łagodnym i spokojnym głosem. – Prędzej czy później i tak się dowie.

– Obiecaj – naciskałam.

Przytaknął z rezygnacją w oczach.

– Obiecuję.

Wyszłam z gabinetu, nie żegnając się. Musiałam pobyć trochę sama i pomyśleć. 

Musiałam uciekać.

W pokoju na szczęście nikogo nie było, udałam się do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Gdy skończyłam, stanęłam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Czy na moim brzuchu pojawiły się pierwsze ślady ciąży? Zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Byłam prawie pewna, że od wczoraj urósł. Mój rozsądek podpowiadał mi, że to nie możliwe, ale nie byłam w stanie go słuchać. Oparłam się dłońmi o blat przy zlewie i starałam się uspokoić oddech. Zamknęłam oczy, licząc do stu. Gdy doliczyłam do czterdziestu ośmiu, poczułam na karku ciepły oddech i cała się spięłam. Otworzyłam oczy. Mrugnęłam kilka razy, przyzwyczajając wzrok do światła i ujrzałam silne dłonie wsparte o blat tuż obok moich.

– W porządku? Przestraszyłem cię? – zapytał niepewnie. – Widziałem, że wybiegłaś ze śniadania. Wymiotowałaś?

Serce zabiło mi dwa razy szybciej. Czy on coś podejrzewał?

Przytaknęłam.

– Byłam u Iana. Powiedział, że to nic poważnego i za góra kilka dni przejdzie – skłamałam.

Objął mnie dłońmi w pasie, na co się wzdrygnęłam.

– Przepraszam – czułam się winna temu, co się wydarzyło, nie powinnam tak reagować.

Pocałował mnie delikatnie w szyję i obrócił tak, że stałam naprzeciw niego. Nie patrzyłam mu w oczy. Nie miałam odwagi. Jego ręce zastygły we wgłębieniu na moich plecach. Przesunął kciukiem wzdłuż mojego biodra.

– Jesteś taka piękna – pocałował mnie w czoło.

Obróciłam głowę na bok, przegryzając wargę, zanim jego usta zetknęły się z moimi.

– Możesz się zarazić. – Kolejne kłamstwo padło z moich ust. Nie potrafiłam udawać, że wszystko było w porządku. Jego dotyk palił moją skórę, niczym rozżarzane węgle.

– Ubiorę się i położę. – Wyślizgnęłam się z jego objęć i udałam do pokoju.

W głowie dźwięczały mi tylko jedne słowa: muszę uciekać.

***

O świcie wstałam przed wszystkimi i udałam się do pokoju Erica. Nie mogłam się z nim nie pożegnać, po tym wszystkim, co dla mnie zrobił. To byłoby nieuczciwe z mojej strony. Zapukałam cicho do drzwi. Czekałam, aż ktoś je otworzy, ale nic nie nastąpiło. Już miałam zamiar odejść, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną stanął zaspany Eric, przecierając oczy.

Miał na sobie bokserki i szarą koszulkę co najmniej o rozmiar za dużą. Spojrzał na mnie spod potarganych włosów, opadających mu na oczy.

– Rebecca? Coś się stało? – Ziewnął.

– Muszę wyjechać.

– Yhm – przytaknął zaspany. – Kiedy wrócisz?

– Nie wrócę. Przyszłam się z tobą pożegnać – oznajmiłam mu łamiącym się głosem. Nie mogłam teraz płakać, musiałam pokazać mu, że jestem silna i sobie poradzę, by nie musiał się o mnie martwić.

Po moich słowach z twarzy przyjaciela znikły wszystkie oznaki snu.

– Jak to nie wrócisz?!

– Ciii – przytaknęłam mu rękę do ust i popchnęłam go w głąb pokoju.

Gdy drzwi się zamknęły, Eric odwrócił się do mnie nachmurzony.

– Co ci zrobił?! – powiedział ostrym tonem na tyle głośno, na ile mógł sobie pozwolić, aby nie obudzić śpiącego Matta.

– Nic. Ja po prostu muszę odejść, nie mogę ryzykować, że coś mi się stanie przy Johnie, gdy pewnego dnia się mną znudzi.

Poczułam ukłucie w sercu, okłamując przyjaciela. Miałam nadzieję, że moja wersja jest wystarczająco przekonującą i nie będzie zadawał więcej pytań.

Eric długo zastanawiał się nad moimi słowami.

– Jeszcze wczoraj cieszyłaś się z powodu zaręczyn, więc coś się jednak musiało wydarzyć, że tak nagle zmieniłaś zdanie.

Cholera. Nie dało się przed nim niczego ukryć.

– Po prostu wtedy jeszcze tego nie przemyślałam.

– Rozumiem, ale idę z tobą. Ta kwestia nie podlega negocjacji – powiedział surowym tonem.

Przytaknęłam z rezygnacją. Wiedziałam, że nie zmieni już zdania.

– Spakuj tylko to, co niezbędne. Postaram się zorganizować przepustki, gdy John wyjdzie na śniadanie. Spotkamy się w stołówce.

Odchodząc, szepnęłam:

– Pamiętaj: nikt nie może wiedzieć.

Skinął mi głową.

Uśmiechnęłam się słabo i wyszłam po cichu na korytarz.

Nie chciałam, aby zostawiał to wszystko przeze mnie, ale mimo wszystko, byłam mu wdzięczna i nie zamierzałam gardzić towarzystwem.

Gdy wróciłam, John na szczęście jeszcze spał. Spojrzałam na jego bezbronną postawę. Zatrzymałam się na chwilę, zastanawiając się, czy rzeczywiście kochał mnie tak, by pokonać drzemiące w nim demony i zaakceptować całą tę sytuację? Nie byłam tego taka pewna. Być może kiedyś, ale nie teraz. Wszystko potoczyło się zbyt szybko. 

Udałam się do kuchni, sprawdzić, czy jest coś do jedzenia, co będę mogła zabrać ze sobą. Znalazłam dwie puszki pomidorów i jedną sardynek, oprócz tego rozpoczęte opakowanie płatków kukurydzianych. Zapisałam w pamięci, aby zabrać te rzeczy. Odwracając się, zauważyłam Johna, stojącego i przeciągającego się w progu.

– Co robisz?

– Trochę zgłodniałam i sprawdzałam co mamy.

– W takim razie czemu nie pójdziesz na śniadanie? – spojrzał na mnie niepewnie, ale tylko wzruszył ramionami, nie zamierzał kłócić się o jedzenie.

– Masz rację, chyba jeszcze się nie obudziłam.

Przytaknął. Zanim jednak wyszłam, podeszłam do niego i stając na pacach złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Rozkoszowałam się tą chwilą i zapamiętując każdy szczegół: lekko popękane usta, delikatny zapach bimbru, ciepło jego ciała.

Ostatni raz  – pomyślałam – żegnaj.

Odsunęłam się od zaskoczonego Johna i prędko wyszłam z pokoju, zanim zdążył o coś zapytać. Moje plany trochę się zmieniły, miałam tylko nadzieję, że zdążę zjeść posiłek i wrócić, by załatwić wszystkie sprawy, zanim powróci do pokoju.

***
Kończyłam jeść kanapki z serem. Matt chętnie wymienił się tymi z wędliną na te z warzywami. Na moje szczęście nie pytał o powód. Gdy skończyłam, w stołówce pojawił się Eric, wstałam i wychodząc, szepnęłam do niego.

– Przyjdź do mnie jak zjesz. Tylko się pospiesz – Kiwnęłam głową w kierunku ławy personelu, gdzie John kończył swój posiłek i udałam się odłożyć naczynia.

Pospiesznie pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka: jedzenie, wodę, środki medyczne. Na koniec zostało mi załatwienie przepustek. Odkładałam to już wystarczająco długo, a John mógł się zjawić w każdej chwili. Zaczęłam przeszukiwać szufladę, przewaliłam jej zawartość dwa razy, ale nie znalazłam szukanej rzeczy. Byłam pewna, że John zawsze z niej wyjmował przepustki, sama je tam kiedyś widziałam.

Klamka się poruszyła, zamknęłam szybko szufladę i odsunęłam się od biurka. W pokoju pojawił się Eric. Poczułam, jak napięcie ze mnie zeszło i odetchnęłam z ulgą, widząc przyjaciela.

– Masz wszystko?

Pokręciłam głową. 

– Nie mogę znaleźć tych kartek. Powinny być tutaj. – Otworzyłam ponownie szufladę i zaczęłam ją przewalać.

– Na pewno dobrze sprawdzałaś?

Przytaknęłam.

Eric stanął obok mnie i zaczął wertować kartkę po kartce.

Wzięłam stertę papierów leżących obok i poszłam za jego przykładem, ponownie wszystko  sprawdzając, jednak tym razem dokłądniej. Z każdą kolejną stroną moje obawy zaczęły narastać. John mógł wrócić w każdej chwili i nas przyłapać.

– Mam! – wykrzyknął, wyciągając rękę z niewielkim skrawkiem papieru.

Drżącymi rękami wzięłam dwie przepustki i wypełniłam je, starając się jak najbardziej oddać charakter pisma Johna. Na koniec postawiłam na obu pieczątkę i podpisałam tak, jak zawsze to robił.

Wsunęłam je do kieszeni. 

– Jeszcze jedno – wyjęłam niewielki kluczyk z biurka i udałam się do kuchni. – Włożyłam go do zamka w wiszącej szafce i przekręciłam. Przede mną ukazał się niemały zapas trucizn. Wybrałam małą buteleczkę z trucizną Tityus serrulatus, tą samą, którą John zamierzał mi podać. Nie wiem, dlaczego akurat zdecydowałam się na tę, być może chciałam zachować jak najwięcej wspomnień z nim związanych, zarówno tych dobrych, jak i złych. Ciągle nie mogłam pogodzić się z podjętą decyzją. 

Podeszłam do biurka Johna i przejechałam po nim dłonią. Zdjęłam pierścionek z palca, odkładając go na nie i skinęłam głową Ericowi, że to wszystko i możemy już wyjść. Ostatni raz zatrzymałam wzrok na miejscu, które stało się dla mnie domem przez ostatnie kilka miesięcy, zanim po cichu opuściliśmy pokój. Poczułam pustkę, na myśl, że zostawiam przyjaciół i Johna. Kochałam go, ale sam kiedyś powiedział, że miłość czasami nie wystarcza. 

Wyszliśmy ze szkoły, udając się w kierunku zaparkowanych aut.

– Umiesz prowadzić? – zapytał zdziwiony Eric, wsiadając na miejsce pasażera.

– Nie, ale widziałam kilka razy, jak John to robił. Nie może to być chyba takie trudne?

Miałam wyrzuty sumienia, że kradniemy jeden z pojazdów organizacji, ale pieszo daleko byśmy nie zaszli. 

Przekręciłam kluczyki w stacyjce, które na szczęście zawsze były w pojazdach. Dziwne, że nikt nigdy ich nie ukradł.

Początkowo samochodem szarpnęło, ale po chwili ruszyliśmy. Niepewnie kierowałam w stronę bramy. Chwilę przed nią niezdarnie się zatrzymałam i podałam wysokiemu mężczyźnie w kamizelce kuloodpornej i kominiarce dwie przepustki.

– Mamy zbadać okolicę w poszukiwaniu nowych zasobów – dodałam.

Mężczyzna nie wyglądał na przekonanego.

– Coś nie tak? Mamy podejść po Johna? – Czułam, jak dłonie pociły mi się ze stresu. Nie miałam gwarancji czy to się uda, jeżeli coś pójdzie nie tak, nie chciałam nawet myśleć o kłopotach, w jakie byśmy wpadli.

Mężczyzna jakby się przestraszył i pokręcił głową.

– Nie trzeba. Otwórzcie bramę! – zawołał do strażników.

Powoli ruszyłam autem, po dłuższej chwili, usłyszeliśmy alarm dochodzący ze szkoły, ale my byliśmy już wystarczająco daleko, aby nie mogli nas dogonić. 

Uśmiechnęłam się do Erica.

– Udało się.

– Tak udało. – przytaknął i położył swoją dłoń na mojej. W jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. – Jesteś szalona.

Ten drobny gest dodał mi otuchy. Wiedziałam, że razem jakoś sobie poradzimy, mimo to poczułam ukłucie w sercu, walcząc z napływającymi do oczu łzami.



KONIEC TOMU I


1 ROZDZIAŁ TOMU II JUŻ JEST U MNIE NA PROFILU :)

PONIŻEJ ZDJĘCIE OKŁADKI

Bardzo chciałabym wszystkim podziękować, którzy dotarli razem za mną i Rebeccą do tego momentu. Liczę, że miło spędziliście czas i będziecie wyczekiwać kolejnej części.

Zachęcam do dzielenia się swoimi przemyśleniami o książce i napisania komentarza.

❤️❤️❤️


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro