4.1 Zasady

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Baczność! Nazywam się John i jestem tutaj dowódcą całego kampusu. – Na sali rozbrzmiał donośny głos, przyprawiający mnie o dreszcze. – Nie interesuje mnie, jak będziecie się do mnie zwracać, byle nie po imieniu.

Wpatrywałam się w stojącego przede mną młodego mężczyznę, zastanawiając się, jak w tak młodym wieku został dyrektorem, jednej z najpotężniejszych organizacji. Wiele się słyszało poza murami, że po objęciu stanowiska przywódcy przez nową osobę szkoła osiągnęła wiele sukcesów. Jednak zawsze wyobrażałam sobie ją, jako mężczyznę zbliżającego się wiekiem do czterdziestki, a nie młodego i pełnego sił chłopaka starszego od nas zapewne o kilka lat.

Jego zniesmaczony wyraz twarzy wskazywał, że zdecydowanie nie cieszył się, że musi tutaj być. Zapewne miał dużo ważniejsze rzeczy do roboty jako głowa ośrodka niż zapoznanie żółtodziobów z panującymi zasadami.

– A teraz ustawić się w dwuszeregu! Liczę do trzech! – Rozpoczął odliczanie.

Wszyscy zerwali się na równe nogi.

– Raz... – Jego silny głos niósł się po sali, gdy wokół panowało zamieszanie. Każdy szukał partnera do zbiórki.

– Dwa...

Na szczęście ja już swojego miałam i mogłam się chwilę rozejrzeć. Zauważyłam, że dziewczyn byłą zaledwie garstka. Czy szkoła celowo przyjmowała więcej chłopaków, uważając ich za lepszy materiał do szkolenia?

– Trzy! Tych, co nie zdążyli, zapraszam do przodu. – Omiótł ostrym spojrzeniem garstkę rozproszonych osób.

Przeszył mnie dreszcz. Wyszło kilkanaście osób, które nie ustawiło się w dwuszeregu na czas.
W tym dwie dziewczyny.

– Jesteście w szkole, aby stać się dobrymi żołnierzami i zapoczątkować nową przyszłość! Mówię to do wszystkich! Wróg nie będzie liczył do trzech, przy pierwszej okazji zastrzeli was. Nie zdążycie się nawet zorientować, że już po was! – upomniał nas. – W tej szkole panuje dyscyplina i jasne, twarde zasady, których wszyscy mają przestrzegać! Nie bawimy się w kary, a już na pewno nie ja. Od razu eliminuję problem. – Zmierzył zebranych ostrym wzrokiem. – Zasady są trzy! Po pierwsze nie bratamy się z wrogiem. Zdrada jest niedopuszczalna. Macie rodzinę w innych szkołach? Od dzisiaj to jest wasza rodzina! Pozostali znajdujący się poza murem mają być traktowani przez was jak wrogowie i w razie potrzeby zabici! Jeżeli ktoś dopuści się zbrodni na członku szkoły, poniesie wspomniane konsekwencje. Zrozumiano?!

– Tak – odpowiedzieliśmy.

– Zapytałem: czy zrozumiano!

– Tak – powtórzyliśmy głośniej.

– Druga zasada, na terenie szkoły nie kradniemy. Mam nadzieję, że nie muszę tego tłumaczyć. – Przebiegł wzrokiem po sali.

– Ostatnia zasada i nie mniej ważna. Nie kłamiemy. Jesteśmy jednym zespołem. Jedną rodziną. Czyjeś kłamstwo może spowodować śmierć wielu z nas. Dlatego, jeżeli ktoś zostanie przyłapany, na zatajaniu lub zmienianiu pewnych istotnych faktów, zostanie przesłuchany, w celu uzyskania prawdziwych informacji, a następnie pozbawiony życia. – Spojrzał na nas, aby przekonać się, czy do wszystkich dotarła powaga sytuacji. – Nie chcę widzieć, że ktoś kogoś zabija na własną rękę. Od tego jestem ja, aby decydować o czyimś życiu.
Te trzy zasady są głównym prawem obowiązującym w tej szkole. Każde jego złamanie jest równoznaczne z wyrokiem śmierci – powiedział to z takim spokojem, jakby informował nas o pogodzie za oknem. – Dlatego powtarzam. Nie kradniemy, nie zabijamy. Każdy poza naszym terenem jest wrogiem, a członkowie szkoły rodziną.

Zabije mnie. Podsumowałam w tych dwóch słowach jego dotychczasową wypowiedź.
Jeszcze nie rozpoczęłam nauki i już zaczynałam z kłamstwem.

– Pozostałe zasady są zawarte w regulaminie, który znajduje się przy schodach w holu wejściowym – kontynuował John. – Ich nieprzestrzeganie będzie karane po uzgodnieniu z resztą rady personelu. Wyraziłem się jasno?!

– Tak – odpowiedzieliśmy głośno.

– Jednakże nie wystarczy przestrzegać tych trzech zasad, aby przeżyć. Co pół roku w naszej szkole pojawia się nowa grupa uczniów chętna, by wstąpić w nasze szeregi. Ponieważ jesteście rekrutami, musimy sprawdzić wasze predyspozycje. Jest was dokładnie stu dwudziestu. Przez najbliższe cztery miesiące zostaniecie przeszkoleni z podstaw walki wręcz oraz nie mniej ważnej wiedzy przetrwania w warunkach zewnętrznych. Będzie to najdłuższych kilka miesięcy w waszym życiu. Wyciśniemy z was wszystko, co się da. Jeśli myślicie, że do tej pory dawaliście sobie radę poza murami szkoły, to mieliście szczęście, które nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem tego upadłego świata. – Popatrzył na nas z wyższością. – W ciągu tych czterech miesięcy będziecie ciężko pracować i zdobywać punkty, które pozwolą wam uzyskać miejsce w szkole. Za osiągnięcia zostaną wam one przyznane, zaś za potknięcia na drodze edukacji odebrane. Tylko połowa z was przejdzie na oficjalne szkolenia i rozpocznie naukę na pierwszym roku.

Po tych słowach na sali zapanowało zamieszanie, nikt się nie spodziewał, że sytuacja tak się potoczy. Przekraczając mury South, spodziewałam się, że mamy zagwarantowane miejsce w szkole.

– Reszta zostanie poddana testom predyspozycji, które pozwolą nam na przydzielenie was do pomocy w utrzymaniu ośrodka – mówił niczym niewzruszony John, nie przejmując się szeptami na sali. – Jeżeli nie wykażecie się odpowiednimi kwalifikacjami, zostaniecie rozstrzelani. Nie będziemy trzymać słabego ogniwa i prowadzić ku własnej zgubie. Tworzymy nowe, lepsze pokolenie. Dlatego dajcie z siebie wszystko. Tylko wybrani będą mieli szanse kontynuować naukę. Fakt, że przyjmiemy już połowę z was na szkolenie to moim zdaniem i tak zbyt wiele. – Przewrócił oczami, unosząc w zniesmaczeniu kącik ust. – Przy pierwszej sposobności walki z wrogiem część z was się wykruszy. Wraz ze wkroczeniem w nasze szeregi pożegnaliście się z odpoczynkiem. Od teraz liczy się tylko ciężka praca i dyscyplina. Chciałbym na starcie podkreślić, że od grupy, która się nie zakwalifikuje do szkolenia, też wymagane jest doświadczenie bojowe, a liczba miejsc również jest ograniczona. Racje żywnościowe, które jej przysługują, są równe połowie racji pełnoprawnych uczniów.

Wszyscy popatrzyli ku sobie z przerażeniem w oczach. Tylko nieliczni, zdawali się być pewni swojego miejsca w klasie.

Tym razem mój upór i ambicja mogły nie wystarczyć, by osiągnąć zamierzony cel. Moja słaba kondycja również nie działała tutaj na moją korzyść.

Nie mogłam w to uwierzyć, że zaszłam tak daleko po to, by okazało się, że to jeszcze nie koniec. Droga przede mną była usłana wieloma przeszkodami i nie zapowiadało się na łatwą i przyjemną naukę.

– Przed przekroczeniem murów szkoły zostaliście zapytani, czy jesteście pewni, że chcecie do nas dołączyć. Teraz nie ma odwrotu. Dlatego, jeżeli chcecie przeżyć, radzę wam ciężko pracować, bo nie dajemy taryfy ulgowej. Dopóki żyjecie, South to wasz nowy dom i musicie się dostosować.

Przełknęłam ślinę. Było już za późno, by się wycofać. Nawet gdyby była taka możliwość, nie sądzę, by ktokolwiek się na to zdecydował. W rzeczywistości to była jedyna szansa, by przetrwać kolejne lata.

Jeżeli zamierzałam przeżyć, musiałam trzymać się na dystans od przywódcy, na tyle, na ile było to możliwe.

– Osoby, które nie zdążyły ustawić się w dwuszeregu, nie dostaną dzisiaj posiłku. Jest to jedyna i ostatnia tak ulgowa kara. Ian zaprowadzi was do waszych pokoi. Resztę zapraszam za mną do jadalni.

***

Wyszliśmy ponownie na główny korytarz, idąc w milczeniu za dyrektorem. Nie wiem, czego się spodziewałam. Że przyjmą nas jak bohaterów?

Jak się okazało naprzeciwko nas była stołówka. Weszliśmy do środka zachęceni unoszącym się w pomieszczeniu zapachem. Sala była ogromna, wypełniona stołami ciągnącymi się przez całą jej długość. Za dnia prawdopodobnie dobrze oświetlona światłem wpadającym przez ogromne okna, rozmieszczone wzdłuż jej dłuższego boku.

– Posiłki wydawane są po lewej przy blacie. Rekruci nie jedzą posiłków z uczniami, dlatego obecnie cała stołówka jest do waszej dyspozycji. Na wprost jest stół rady, przy którym znajdziecie instruktorów zajęć oraz pozostałych członków personelu zarówno należących do rady, jak i opieki medycznej – poinformował nas i odszedł zająć swoje miejsce.

Gdy pozostali rzucili się w biegu odebrać swój posiłek, razem z Ericem ustawiliśmy się spokojnie w kolejce. W międzyczasie rozejrzałam się  po stołówce.

Zauważyłam, jak dyrektor zasiada przy pięknie rzeźbionym drewnianym krześle, dokładnie na środku długiego dębowego stołu. Przy ławie zajmowano miejsca tylko z jednej strony, tak aby umożliwić zasiadającym przy niej osobom widok na całą jadalnię. 

W porównaniu z jej reprezentacyjnością, miejsca przeznaczone dla uczniów, wyglądały obskurnie, pomimo użytego sosnowego drewna.

Dziewczyna stojąca przed nami w kolejce odebrała swój posiłek. Odchodząc, zarumieniła się i uśmiechnęła słodko, mijając Erica. Nic dziwnego, że tak zareagowała, nie dało się nie zauważyć bijącego od niego uroku. Nie tylko był wysoki i dobrze zbudowany, ale biła od niego aura, która sprawiała, że nie można było oderwać od niego wzroku. Być może to ten jego uśmiech, którym nawet mnie kupił. Nie dało się mu oprzeć, po prostu ufało mu się od pierwszej chwili, gdy jego kąciki ust unosiły się lekko ku górze.

Gdy nadeszła moja pora na odbiór jedzenia zauważyłam, że na obiad był kawałek pieczonego mięsa i dwie ugotowane marchewki. Czułam  napływającą do ust ślinę. O takim posiłku można było tylko pomarzyć poza murami szkoły.

Przepychając się pomiędzy ciasno ustawionymi ławkami przy stołach, usiadłam naprzeciwko Erica, zwrócona plecami do stołu personelu, by jak najbardziej ograniczyć kontakt wzrokowy z dyrektorem.

– Cześć, możemy się dosiąść? – zapytały dwie przyjaźnie uśmiechnięte dziewczyny w towarzystwie chłopaka.

– Siadajcie – odpowiedział mój sąsiad. – Jestem Eric, a to Darren.

– Cześć – odezwałam się niepewnie, próbując naśladować męski głos.

– Ja jestem Emily – przedstawiła się wysoka dziewczyna o kasztanowych długich, kręconych włosach, wyciągając do nas dłoń na powitanie. 

Nieśmiało ją uścisnęłam. Być może mój uścisk powinien być silniejszy, ale nie byłam w stanie myśleć o wszystkim na raz, nie wypadając przy tym z roli. 

– A to Susan – wskazała na koleżankę niewiele niższą od niej samej – i Matt. Nieźle nas urządzili, co? Rozumiem, że sytuacja jest ciężka i utrzymanie wszystkich może nie być opłacalne, ale jesteśmy ludźmi i z roku na rok jest nas coraz mniej, a oni zamierzają nas jeszcze wybijać. – Potrząsnęła z niedowierzaniem głową.

Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy z posępnymi minami. Nikomu ta sytuacja się nie podobała.

Pałaszowaliśmy w milczeniu. To był mój najlepszy posiłek od kilku dobry lat, jednak nie byłam w stanie, się nim w pełni cieszyć. Gdy nasze talerze zostały puste, mieliśmy jeszcze chwilę, zanim wskażą nam pokoje.

– Jak długo się znacie? – Przerwała ciszę Susan, uśmiechając się do nas przyjaźnie. Gdy uniosła kąciki ust, na jej piegowatych policzkach powstały delikatne dołki.

– Właściwie od urodzenia. Jesteśmy braćmi. – Eric objął mnie ramieniem i ścisnął.

Emily wytrzeszczyła oczy. – Niesamowite! W życiu bym się nie domyśliła. Jesteście bliźniakami? Nie wyglądacie zbyt podobnie. Bo macie po siedemnaście lat tak?

– Mam osiemnaście. Czekałem z rekrutacją na brata – postanowiłam włączyć się do rozmowy, jednak nie zamierzałam mówić zbyt wiele. Im mniej o sobie opowiadałam, tym była mniejsza szansa, że powiem coś nie tak.

– Zazdroszczę wam, że macie kogoś bliskiego ja i Susan jesteśmy same. Natomiast Matt ma brata tutaj w szkole.

– Jeżeli przeszedł rekrutację – odburknął zmartwiony, przeczesując przetłuszczone blond włosy. – Czasami bywał porywczy i pakował się w kłopoty. Liczę, że nie narobił sobie wrogów i skupił się na zdobyciu miejsca w szkole – westchnął.

Zapanowała niezręczna cisza, którą postanowiłam przerwać. – A wy? Podróżowaliście we trójkę?

– Razem z Emily znamy się od ponad roku.

– Sporo razem przeszłyśmy. Natrafiłyśmy na siebie, uciekając przed handlarzami ludźmi. Gdyby nie Susan, pewnie trafiłabym na targ niewolników. Gdybyście widzieli, jak rzuciła nożem w tego gościa, który nas gonił, nawet przez myśl by wam nie przeszło, by z nią zadzierać. – Szturchnęła przyjaciółkę znacząco, wspominając dawne czasy. Susan zarumieniła się.

– To nic takiego, stał kilka metrów ode mnie, każdy by trafił.

– Nie każdy – upierała się. – Ja na przykład nie trafiłabym. Nawet gdyby stał w odległości pięciu kroków. Jak tylko mam rzucić w kogoś nożem lub strzelić ręce trzęsą mi się, tak jakby były zrobione z galarety. Muszę się z tym uporać, jeżeli mam zamiar tu zostać. Natomiast Matta poznaliśmy kilka dni temu na trasie – kontynuowała – gdyby nie on to padłybyśmy z pragnienia. Chłopak był przygotowany jak na wyprawę na koniec świata. – Zaśmiały się dziewczyny. – Miał przy sobie tyle wody... – Pokazała Emily, zataczając wielkie koło rękami. I dziewczyny ponownie zachichotały. A ja wyobraziłam sobie wysokiego chłopaka z nadwagą siedzącego przede mną, z plecakiem wypchanym butelkami wody. Rzeczywiście to musiał być dziwny widok.

– Lubię być przygotowany na różne ewentualności – bronił się Matt. – Poza tym to był niezły trening. Jeszcze będziecie żałować, że same na to nie wpadłyście – droczył się.

– Skądś to znam – poparłam przygotowanie kolegi, czując się już trochę swobodniej. – Razem z przyjacielem zawsze staraliśmy się, aby niczego nam nie zabrakło, pozwalało to uniknąć wielu problemów. – Uśmiechnęłam się smutno na myśl o Willu. – Tyle razem przeszliśmy i odszedł tak blisko naszego celu podróży.

– Odszedł? – Zapytała Susan.

Emily zgromiła ją wzrokiem.

– Susan! – zwróciła jej uwagę. – Przepraszam za nią. Czasami szybciej mówi niż myśli.

Przyjaciółka udała obrażoną minę.

– Przepraszam, nie powinnam była pytać – przyznała.

– Nie szkodzi. Will zmarł na grypę jakiś czas temu, jak zmierzaliśmy do szkoły – wyjaśniłam.

– Przykro mi. – Spuściła głowę, pochylając się nad talerzem. Blond pasemka spłynęły jej po policzkach, przysłaniając zmieszaną minę.

Poczułam szczere współczucie od moich nowych kolegów. Mimo wpadki, Susan wydawała się tak beztroska i promienna, że z miejsca ją polubiłam, tak samo, jak pozostałą dwójkę. Razem moglibyśmy stworzyć zgraną paczkę.

– Co was tutaj sprowadza? Dlaczego wybraliście akurat tę szkołę? – zapytałam, by lepiej ich poznać.

– Ja obiecałem bratu, że dołączę. Zgłosił się tutaj rok temu i jeżeli przeszedł rekrutację i wszytko się powiedzie, za cztery miesiące się spotkamy, a może i wcześniej – odpowiedział Matt. Gdy wspominał o rodzinie, na jego pulchnej bladej twarzy zagościł smutek.

Spojrzał tępo na pusty talerz, pogrążając się w zamyśleniu.

– My miałyśmy najbliżej do tego miejsca – uśmiechnęły się dziewczyny – ale o wyborze zadecydowały również tutejsze zasady, z którymi się utożsamiamy – odpowiedziała Emily.

– Miałam. Miałem podobnie. – Szybko się poprawiłam, mając nadzieję, że nie wzbudzę tym niczyich podejrzeń. – Z tą różnicą, że miałem tutaj najdalej – zaśmiałam się.

– Mieliśmy – poprawił mnie Eric. – Ja tam lubię, jak jest ciepło – zażartował i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

– Widzę, że jesteście pełni energii – skomentował dyrektor, stojący przy naszym stoliku. – Mam nadzieję, że jutro o piątej na porannym biegu również będzie wam do śmiechu.

Zrobiliśmy skruszone miny. Pierwszy dzień i już wpadka. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o pierwsze dobre wrażenie. Podczas naszej rozmowy, nikt nie zwrócił uwagi, jak podszedł.

– Jutro o piątej rano widzimy się na dworze za budynkiem na porannym biegu! – Zwrócił się tym razem do wszystkich w stołówce. – Kto się spóźni, zrobi dodatkowe trzy kilometry, za każde pięć minut spóźnienia!

Przeszedł mnie dreszcz na myśl o konsekwencjach. Już jego lodowate spojrzenie mroziło krew w żyłach.

– A teraz Maggie zaprowadzi was do waszych pokoi i wskaże łazienki. Po dwudziestej drugiej jest cisza nocna i lepiej, żebym nikogo nie słyszał. Rekrutów obowiązuje kategoryczny zakaz wchodzenia do pokoi płci przeciwnej oraz rozmawiania z pełnoprawnymi uczniami szkoły.
Na dziś to koniec, życzę miłego wieczoru. – Wyszedł, zostawiając nas ze starszą panią w podeszłym wieku.

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro