5 Poranek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


O świcie obudziło mnie głośne pukanie. Dzień nadszedł zdecydowanie za szybko. Miałam wrażenie, że ledwo zmrużyłam oczy, a już musiałam wstawać.

– Za 10 min zbiórka na dworze!!! – poinformował nas głos zza drzwi.

Czułam się, jakbym w ogóle nie spała tej nocy. Narzuciłam kołdrę na głowę i starłam się wyciszyć hałasy z zewnątrz.

Po chwili zerwałam się na równe nogi.

– Która jest?!

– Za trzy minuty zbiórka  – odpowiedzieli bracia, śmiejąc się i wychodząc z pokoju.

Nie, nie, nie, nie.... Tylko nie to – pomyślałam.

Pośpiesznie przebrałam się w dres. Na szczęście bracia już wyszli, więc nie musiałam się męczyć od rana z łazienką. Skorzystałam przed wyjściem z toalety i wybiegłam z pokoju, po drodze potykając się na korytarzu. Po raz setny przeklęłam bogów za swoje dwie lewe nogi. Jednak nie miałam czasu na użalanie się nad sobą, musiałam jak najszybciej znaleźć się na zbiórce przed szkołą. Szybko wstałam i zbiegłam po schodach, o mało nie powtarzając upadku. Wybiegłam na dwór tylnym wyjściem.

W powietrzu czuło się wilgoć poranka. Przemierzałam podwórko po omacku. O tej porze ledwo co było widać w panujących wokół ciemnościach. Gdyby nie spora grupa ciemnych sylwetek przede mną, nie wiem, czy wiedziałabym, w którą stronę mam iść.

Zbiórka już się rozpoczęła, więc szybko dołączyłam do szeregu.

Niestety nie umknęło to uwadze przywódcy.

Dlaczego akurat on musiał prowadzić te zajęcia... Mój pech z dnia na dzień się powiększał.

John demonstracyjnie spojrzał na zegarek na nadgarstku. – Spóźniłeś się – rzekł z pogardą. – Jak się nazywasz?

– Da... Darren, przepraszam – odparłam, robiąc skruszoną minę.

– "Przepraszam", tu nie wystarczy DA... DARREN. Po obiedzie udasz się do Maggie. Będzie na ciebie czekać w głównym holu przed wejściem i pomożesz jej w ogrodzie. Dodatkowo zrobisz jeszcze trzy kilometry więcej podczas biegu za pięć minut spóźnienia.

– Ale... – wymsknęło mi się.

– Koniec tematu.

– Dobrze – odpowiedziałam.

– Teraz szybka rozgrzewka. Musicie jak najszybciej zbudować sobie dobrą kondycję niezbędną podczas waszego szkolenia i nie tylko. Zacznijmy już i nie traćmy więcej czasu.

Wykonując rozgrzewkę, dostrzegłam, że słońce zaczęło wschodzić, pozostawiając na niebie pomarańczowy pas wzdłuż horyzontu.

Po chwili rozpoczęliśmy bieg po wydeptanej ścieżce w zarośniętym trawniku. Z początku pierwsze okrążenie terenu szkoły nie wydawało się takie trudne, jednak szybko zaczęłam zostawać w tyle.

Starałam się nie zwracać uwagi na trud, z jakim moje płuca łapały powietrze i nierówny rytm serca kołaczący w mojej piersi. Widziałam, jak część grupy również opada z sił, jednakże trzymali podobne tempo, gdy ja coraz bardziej zwalniałam. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Miałam coraz większe problemy z zaczerpnięciem powietrza. Płuca kłuły mnie od porannego chłodu. Świat zaczynała spowijać mgła, gdy nagle poczułam coś mokrego na twarzy. 

Uniosłam głowę, przetarłam oczy i zauważyłam, że leżę w kałuży, a tak dokładniej błocie, które po niej pozostało.

– Znowu śpisz? – skomentował John. – Dopilnuję, abyś dokończył ten bieg, choćbyś miał zrezygnować ze śniadania.

Pierwszy dzień, a ja już zajęłam najwyższe miejsce na czarnej liście. A miałam się nie wychylać – skarciłam siebie w duchu.

Wstałam, przetarłam twarz rękawem i wznowiłam bieg. 

Większość rekrutów pokonała już wyznaczony dystans i leżała teraz na trawniku próbując złapać oddech. Jakiś chłopak stał pobladły i pochylony pod drzewem, wymiotując. 

Najwidoczniej dziewięciokilometrowy bieg był dla Johna lekkim treningiem na początek. Nie chciałam chyba nawet myśleć, co muszą znosić pełnoprawni uczniowie.

John stał dumnie pośród rekrutów, pilnując, by pozostali ukończyli swój bieg. Jakim cudem po takim dystansie wyglądał, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Miał lekko zmierzwione włosy, a delikatne promienie słońca odbijały się od kropelek potu na jego czole. Czy nie powinien być bardziej zmęczony? To było nieludzkie.

Części zostało jeszcze jedno okrążenie, natomiast przede mną były jeszcze prawie trzy łącznie z tym otrzymanym za spóźnienie. 

Bieg wzdłuż murów szkoły miał dokładnie trzy kilometry jak nas poinformowano. Dla łatwiejszego liczenia poranny rozruch miał dziewięć kilometrów, a każde spóźnienie równało się pełnemu okrążeniu. 

Nigdy nie dobiegnę tego dystansu – żaliłam się sobie. Po drodze minęłam ogród, w którym będę pomagać Maggie, chlew i drzewa owocowe. Widok ten tylko mnie bardziej przygnębił, na myśl o dodatkowych pracach. Był dopiero początek dnia, a ja już chciałam, aby się skończył. 

Po ponad godzinie, wielu upadkach i chwilach załamania, ukończyłam bieg.

– Gratulacje żołnierzu. Masz 20 min, aby się przygotować na kolejne zajęcia i zjeść śniadanie.  Radzę ci, byś tym razem się nie spóźnił – poinformował mnie, gdy ja na wpół żywa próbowałam zaczerpnąć powietrza, leżąc na ziemi.

Gdy wstałam, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Potykałam się co chwilę, nie mogąc dojść do szkoły. Wtedy ktoś do mnie podszedł i zarzucił mi rękę na swoje ramię, próbując mi pomoc. Ujrzałam Ericka.

– Jesteś moim Aniołem Stróżem. Wiesz?

– Wiem – potwierdził ze śmiechem i podał mi bułkę z serem oraz butelkę wody. – Tylko tyle udało mi się wynieść ze stołówki. Z wodą nie było problemu, bo jest dostępna na każdym rogu, ale jedzenia zabraniają wynosić.

– Nigdy ci się nie odwdzięczę za to wszystko.

Wzruszył tylko ramionami i ruszyliśmy w kierunku budynku. W międzyczasie wypiłam wodę i zjadłam bułkę. Poczułam się trochę lepiej, gdy weszliśmy na pierwsze piętro. Eric sprawdził, czy nikogo nie ma w łazience, po czym wzięłam szybki prysznic i zmieniłam przepocone ubrania.

– Więc co? Podoba ci się Emily tak? – zapytał Eric, uśmiechając się zadziornie. – Chyba źle cię oceniłem.

– Chyba masz rację. – postanowiłam pociągnąć temat. – Co tam jej pełne usta, widziałeś jej tyłek? – droczyłam się.

– Chyba nie zauważyłem. Może mi go opiszesz, jak tak dobrze się przyjrzałaś.

Chciałam go zagiąć, a sama stałam się ofiarą, własnej intrygi. Założyłam ręce na piersi i zrobiłam obruszoną minę.

– Jakie zajęcia mamy teraz? – zmieniłam temat.

Zmieszany moim pytaniem, nic nie odpowiedział. Patrzył na mnie, jakby się zastanawiał co mi powiedzieć. 

Spojrzałam wymownie.

Westchnął. – Walkę wręcz... – Spojrzał na mnie ze współczuciem.

Dobrze wiedział, że w moim obecnym stanie tylko narobię sobie dodatkowych kłopotów. Wciąż ledwo stałam na nogach.

– Nie ukończę rekrutacji, jest pierwszy dzień, a ja jestem najgorsza ze wszystkich. Na domiar złego już podpadłam Johnowi. Widziałeś, jak na mnie spojrzał, gdy rano przyszłam spóźniona? Myślałam, że mnie zabije na miejscu. Szkoda, że nie słyszałeś jego zadowolenia, gdy oświadczał mi, że mam 20 min na ogarnięcie się przed kolejnymi zajęciami. Wiedział, że tylko cudem mi się to uda. Gdyby nie ty na pewno byłabym dopiero w połowie dogi do szkoły – żaliłam się.

– On już mnie przekreślił – podsumowałam, idąc ciemnym korytarzem do sali treningowej.

– Myślałem, że nie poddajesz się tak łatwo.

Zatrzymałam się. Rzeczywiście tyle się zmieniło od wczoraj. Dopiero zaczęły się ćwiczenia, a ja już się poddaję.

– Przepraszam – odezwał się Eric po chwili ciszy – nie powinienem... Jesteś na pewno zmęczona i....

– Nie – przerywam mu. – Dziękuję, masz rację. Nie poddam się tak łatwo. Zobaczysz, dostanę się do tej szkoły. Nie jestem jeszcze pewna jak, ale wiem, że mi się uda – powiedziałam z pewnością w głosie, po czym pewnie otworzyłam drzwi sali walk i przekroczyłam próg.

Jednakże, gdy tylko moje spojrzenie i Johna się spotkały, zmroziło mi krew w żyłach. Poczułam, jak momentalnie pobladłam. Cała moja pewność siebie mnie opuściła.

Dyrektor spojrzał na zegarek w sali. – Brawo Darren udało ci się nie spóźnić na zajęcia. Jest jeden do jednego, jaki będzie kolejny wynik? – zapytał z sarkazmem.

Nie odpowiedziałam, tylko zajęłam miejsce w sali. Uśmiechnęłam się słabo do Susan i Emily, na znak, że wszystko u mnie w porządku. Odwzajemniły mój uśmiech zadowolone, że jeszcze się trzymam.

– Będziecie pracować w parach, które wam przydzielę. Jak lepiej zapoznam się z waszymi beznadziejnymi umiejętnościami, będę modyfikować odpowiednio pary w zależności od waszych zdolności i postępów.

Kolejny raz doznałam rozczarowania. Liczyłam, że nauczą nas czegoś konkretnego, zanim będziemy stawać do walki z drugą osobą.

Gdy dyrektor zaczął dobierać pary, modliłam się w duchu, aby przydzielił mi kogoś, przy kim nie okażę się klęską.

– Darren ty będziesz razem z?... – Spojrzał w kierunku jednego z bliźniaków.

– Carl – odpowiedział jeden z braci i uśmiechnął się.

– Dobrze więc Darren i Carl – oznajmił i wrócił do dobierania kolejnych par.

– Ale super, przy tobie na pewno nie wypadnę źle – zaśmiał się.

– Szczęściarz z ciebie, lepiej się nie dało trafić – zawtórował Paul.

Przewróciłam oczami i spojrzałam w kierunku moich przyjaciół. Widziałam, jak dziewczynom się poszczęściło kolejny raz i były razem natomiast  Eric dostał chłopaka w ciemnych włosach, którego imienia nie znałam. Matt zaś...  był z Jamesem, który napadł mnie przed szkołą... Miałam nadzieję, że jest silniejszy niż wygląda i nie odniesie większych obrażeń.

– Wszystkie chwyty dozwolone. Na polu bitwy, w obronie własnego życia nikt nie będzie pogrywał fair play. To ja decyduję, kiedy zaczynacie i kiedy skończycie swoją rundę. Walczycie  bez względu na to, czy leci wam krew, czy czujecie się niezdolni do dalszej walki. Moja w tym rola, aby oświadczyć, że ktoś rzeczywiście potrzebuje pomocy i należy przerwać. Wszystko jasne?!

Tak! – odpowiedzieliśmy.

– I jeszcze jedno. Nie obchodzi mnie, czy ktoś jest dziewczyną, czy chłopakiem. Nie ma taryfy ulgowej. Wroga nie interesuje wasz wiek czy płeć. Jak będzie miał ochotę was zabić, to zrobi to bez mrugnięcia okiem. To tyczy się szczególnie dziewcząt. A teraz zapraszam na środek pierwszą parę. Chcę zobaczyć, czego nauczyliście się poza murami.

Podczas gdy obserwowaliśmy walki kolejnych par, John na bieżąco komentował błędy, które popełniali. Od czasu do czasu niektórym się poszczęściło i otrzymali pochwałę. Na koniec podsumował w kilku słowach całą walkę i zapraszał kolejne osoby.

Bacznie się przyglądałam walkom i starałam się zapamiętać każdą uwagę, aby móc ją później wykorzystać.

Gdy nadeszła moja kolej zestresowana weszłam na maty. Cieszyłam się, że przynajmniej miałam chwilę, aby częściowo dojść do siebie po porannym biegu. Carl nie posiadał się ze szczęścia i tylko czekał na sygnał do rozpoczęcia naszej rundy. Widziałam, jak palił się, aby mi dołożyć i się popisać. 

Czy John przerwie walkę, czy będzie się upajał moim cierpieniem? Jak daleko posunie się ta rozgrywka? – Tysiące myśli kotłowało mi się w głowie.

Część osób kończyła sparing z zakrwawionymi wargami, podbitymi oczami, krwią z nosa, a nawet jedna dziewczyna opuściła salę z krwotokiem wewnętrznym po uderzeniu w brzuch. Aż mnie zemdliło, gdy zwymiotowała krwią.

– Zobaczymy, co tym razem nam zaprezentuje Darren. – Oczywiście John nie mógł się powstrzymać przed złośliwym komentarzem, skierowanym w moim kierunku. – Zaczynajcie.

Gdy mój współlokator usłyszał sygnał do rozpoczęcia, od razu rzucił się w moim kierunku. Zrobiłam zgrabny uskok, zadowolona, że uniknęłam ciosu, po czym straciłam grunt pod nogami i upadłam na maty. Chciałam się szybko podnieść, ale poczułam kopnięcie w brzuch, które odrzuciło moje ciało kawałek dalej. Tym razem pomimo bólu wstałam szybciej, jednak i tym razem byłam za wolna, aby zareagować na wymierzony atak. Otrzymałam cios w twarz, który wstrząsnął mną tak, że upadłam na pośladki. Miałam tylko sekundę, by się szybko od turlać i nie otrzymać kolejnego kopnięcia. Noga Carla minęła mnie zaledwie o kilka centymetrów. Chciałam przewrócić napastnika, podcinając mu nogi, ale ten stał stabilnie i nawet nie drgnął. Nastąpiło kolejne uderzenie w brzuch. Zrezygnowana zwinęłam się w kulkę z bólu, chowając głowę i narządy wewnętrzne przed kolejnym uderzeniem.

– Wystarczy – usłyszałam głos przywódcy. 

A jednak przerwał walkę, byłam głupia, myśląc że tego nie zrobi. Gdy na niego spojrzałam, na jego twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia, po tym co przed chwilą zaprezentowałam.

Czułam palący ból brzucha. Spróbowałam wstać na trzęsących się nogach, zginając się w pasie, by zmniejszyć odczucie bólu. Nie chciałam nawet myśleć, co by było, gdybyśmy używali broni białej.

– Gratuluję Darren. Nie przestajesz mnie zaskakiwać. To była najkrótsza walka, jaką widziałem w całym swoim życiu. – Nawet w takim momencie nie przestawał posyłać złośliwych komentarzy.
– Jeżeli potrzebujesz wizyty u Iana, jego gabinet jest na ostatnim piętrze – przypomniał.

– Zostanę – odpowiedziałam szorstko.

Zdziwiła go moja odpowiedź, ale przytaknął. Miałam wrażenie, że przez chwile dostrzegłam odrobinę szacunku w jego wzroku, ale prawdopodobnie było to tylko zdziwienie. 

Krew ciekła mi z nosa, więc wzięłam kawałek papieru z rogu sali i dołączyłam do grupy, obserwując kolejne walki.

Od samego początku wiedziałam, że nie będzie łatwo, miałam jednak nadzieję, że nie będę działała pod presją ciążącego mi wyroku śmierci, a nauczyciele będą nam służyć pomocą. Najwidoczniej wszystkie moje przypuszczenia co do South były mylne.

Nie mogłam stracić okazji do nauczenia się czegoś nowego. Poza tym nie mogłam udać się do lekarza. I co miałabym zrobić, gdyby kazał mi się rozebrać, aby mnie zbadać. Powiedzieć: sorry, ale nie mogę, bo udaję chłopaka?

Musiałam na siebie bardziej uważać. Brzuch mnie bolał, ale nie odczuwałam mdłości, więc nie było najgorzej.

– Dzięki – usłyszałam za plecami. – Jesteś najlepszą parą, nawet stłuczenia nie będę mieć. Choć szkoda, że tak krótko. Mogłeś się bardziej postarać. Nie dałeś mi się wykazać patyczku. Dopiero się rozkręcałem. Szkoda, że nie mogłeś zobaczyć mojego popisowego ataku z zaskoczenia, ale myślę, że dla ciebie każdy mój atak był zaskoczeniem.

Poczułam, jak cała gotuję się ze złości. Resztką silnej woli odwróciłam się do niego plecami i skupiłam na walczącej dwójce.

***

Poza mną mało kto wypadł tak tragicznie. Nawet Matt walczący z Jamesem, doznał zaledwie kilku obrażeń. Nie wypadł najgorzej i obdarował bruneta kilkoma trafnymi i zasłużonymi ciosami. 

Był jeszcze jeden chłopak. Blondyn, ten sam, który chciał zająć moją kabinę poprzedniego dnia. On również był słabym ogniwem, jednakże dawał sobie radę znacznie lepiej niż ja. Co więcej, wydawało mi się, że podczas porannych biegów także zajmował jedno z ostatnich miejsc.

Wychodząc z sali, popchnięta przez wymijającego mnie chłopaka wpadłam na masywną sylwetkę. Odruchowo zaczęłam pod nosem wypowiadać przeprosiny: – Prze... – Jednak od razu zamarłam.

– Uważaj, jak leziesz! – Spojrzał na mnie z wściekłością. Poczułam, jak  w piersi stanęło mi serce.

James. 

Dlaczego akurat on?  

Stałam jak słup, wpatrując się w chłopaka, którego spotkałam zaledwie dzień temu jeszcze jako dziewczyna. 

– Co tak stoisz, jak kołek!

Pokręciłam głową, było to jedyne, na co mnie stać. James ściągnął brwi, przyglądając mi się dokładnie. – Czy już ci kiedyś groziłem? Wyglądasz znajomo.

Na te słowa cała krew odpłynęła mi z głowy. Musiałam być pewnie bielsza od ściany. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. – Ja... my...

– Nie ważne, zejdź mi z drogi chuchro. I tak nie pożyjesz długo. Po tym, co dzisiaj pokazałeś, od razu bym się ciebie pozbył, by nie marnować racji żywnościowych.

Przepchnął się obok mnie, szturchając barkiem i o mało nie wywracając. 

Gdy odszedł, poczułam jak w moim ciele, na nowo zaczyna krążyć krew. Erick podbiegł do mnie i potrząsnął mną, bym ocknęła się z letargu. – Hej! Słyszysz mnie?

Spojrzałam na niego tępo i przytaknęłam.

– Spotkaliście się kiedyś? – zapytał z troską w głosie.

Ponownie skinęłam głową. – My... on... zabrał mój plecak z rzeczami. W dniu, w którym cię spotkałam – wyjaśniłam.

Eric zdawał się analizować sytuację. – Rozumiem, jednak nie rozpoznał cię, więc nie masz się czym przejmować. Chodźmy już stąd, nie chcę dłużej przebywać w tej sali.

Przytaknęłam, w pełni się z nim zgadzając i ostrożnie, uważając by ponownie się z nikim nie zderzyć, wyszliśmy.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro