7.2 Wytrwałość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Podczas zajęć walki wręcz, dobrano nas w pary, uwzględniając nasz poziom, który ukazaliśmy na wczorajszych zajęciach. Moją parą był Mark – blondyn z łazienki. Wiedziałam, że jest równie słaby co ja i miałam nadzieję, że może uda mi się zwyciężyć w tej walce.

Gdy nadeszła nasza pora, stanęliśmy naprzeciwko siebie. Uśmiechnęłam się i powiedziałam – powodzenia. – Nie otrzymałam jednak odpowiedzi.

Staliśmy naprzeciw siebie, aż mój przeciwnik ruszył na mnie, wyciągając prawą rękę, szykując się do ciosu. Pochyliłam się, robiąc unik i zaatakowałam blondyna, uderzając w bok z całej siły. Mark zazgrzytał zębami i uśmiechnął się w sposób, który nie zapowiadał nic dobrego. 

Powtórzył atak. Cała sytuacja wyglądała identycznie jak uprzednio, więc postanowiłam również powtórzyć swój ruch, jednakże blondyn zaatakował mnie lewą ręką, zadając cios w brzuch w momencie, gdy robiłam unik. Odruchowo skuliłam się, z grymasem bólu na twarzy. Nie sądziłam, że może mieć tyle siły. Zanim zorientowałam się, co zamierza uderzył mnie w pierś z taka siłą, że się przewróciłam. Przytrzymywał mnie mocno, podczas gdy ja starałam się znaleźć sposób, aby wstać.  Gdy widziałam zbliżającą się pięść do mojej twarzy, odsunęłam się na tyle, ile byłam w stanie, jednak unieruchomiona nie miałam zbyt wielu możliwości. Jego pięść uderzył mnie w szczękę, a potem niebezpiecznie blisko oka. Czułam, jak w ustach zbierała mi się krew. Odepchnęłam przeciwnika nogami, na tyle bym mogła wyswobodzić się z jego uścisku i odczołgać na bok. 

Zanim zdążyłam się podnieść, stał już przy mnie gotowy do kopnięcia mnie w pierś. Gdy zrozumiałam, że moje dalsze próby walki nie przyniosą już żadnych efektów, zwinęłam się w pozycję embrionalną, przyciskając brodę do klatki, aby ochronić narządy przed uderzeniem. 

Naszą walkę przerwał John.

– Wystarczy! Mamy zwycięzcę. Mark otrzymujesz punkty za zwycięstwo, natomiast Darren tracisz pięć. Zapraszam kolejną parę na środek.

Zaczynałam myśleć, że wszyscy w tej szkole starają się sprawić, byśmy sami zrezygnowali z dalszego szkolenia.

Wstałam i usiadłam w pobliżu, aby popatrzeć na walczących chłopaków, z których jeden to był James. Ich walka trwała najdłużej. Wymieniali ciosy i odparowywali ataki tak szybko, że zastanawiałam się jak o możliwe, iż są w stanie się bronić i kontratakować raz po razie. Walka trwała długo i wtedy usłyszeliśmy:

– Ogłaszam remis. Punkty zostaną podzielone po równo między was. – Jednakże chłopacy nie zamierzali przestać walczyć. – Wystarczy! Albo każdemu zabiorę po dwadzieścia punków za niesubordynację. – James i jego rywal zeszli z materacy, rzucając w swoją stronę ostre spojrzenia, zdecydowanie nie podobał im się fakt, że żaden nie pokonał swojego przeciwnika.

Zajęcia trwały jeszcze godzinę, podczas gdy ja siedziałam wraz z Erickiem i obserwowałam zmagania kolejnych par. Wymieniając się spostrzeżeniami, na temat podjętych taktyk i ruchów, które przyciągnęły naszą uwagę.

W międzyczasie dostrzegłam jak pośród naszego zespołu, porobiły się małe grupki przyjaciół.

Jakaś dziewczyna flirtowała z chłopakiem po jej lewej stronie.

–  Jak ona może myśleć w takim czasie o podrywaniu kogokolwiek, gdy na szali jest jej życie. – skrytykowałam ją.

– Każdy potrzebuje jakoś odreagować stres – bronił ją Eric.

– Serio? – uniosłam brwi pytająco. – A ty niby jak go odreagowujesz.

– Spędzając czas z moim bratem oczywiście. – Potargał mi włosy, śmiejąc się przy tym.

Zmierzyłam go ostrym spojrzeniem i odepchnęłam rękę. – Bardzo zabawne.

Wtedy moje spojrzenie przykuła grupka silnych chłopaków otaczających Jamesa. Oczywiście taka osoba jak on, musiała wybrać sobie najlepszych.

– Paskudny widok – skomentował Eric. – Nie chciałbym być w takiej grupie, w której liczy się tylko to, ile masz siły i punktów w rankingu. Coraz większą wagę przykładało się do tego, kto zajmował jaką pozycję na liście.

Przytaknęłam, jednak trochę im zazdrościłam. Było pewne, że mają zagwarantowane miejsce w szkole.

Przynajmniej naszej paczki przyjaciół nie podzieliły różnice punktów i wciąż trzymaliśmy się razem.

Pod koniec zajęć John potarł skronie i zwrócił się do nas:

– Na dziś to koniec, od teraz tak będą wyglądać wasze poranki. Zaczynacie od treningu fizycznego, a popołudnia spędzacie na nauce w salach i bibliotece. Jeżeli zależy wam na widocznych efektach waszej pracy, zalecam byście każdą wolną chwilę, jeżeli taką znajdziecie, spędzili na ćwiczeniach. – Spojrzał na mnie znacząco. Westchnął, jakby to on był tutaj zmęczony i wyszedł z sali.

– Co za gbur – prychnęłam pod nosem.

Większość osób jak na razie nie musiała przejmować się dodatkowymi treningami. Być może wystarczy im tylko uczestnictwo w zajęciach. Ja natomiast nie tylko potrzebowałam tych treningów, ale przede wszystkim sił i czasu, które umykały mi bezsensownie podczas popołudniowej kary.

Po zajęciach udałam się odpracować spóźnienie. Zjawiłam się pierwsza, więc wzięłam widły i od razu zabrałam się do roboty. Wściekła, zaczęłam przerzucać zużytą słomę. Pracowałam w ciszy, rozmyślając jak mam nadrobić stracone punkty. To nie było fair, że inni mieli łatwiej, a ja jeszcze musiałam harować, by odpracować głupie pięć minut spóźnienia. Dlaczego zabierali mi czas wolny, który mogłam poświęcić, na nadrobienie zaległości. Dlaczego nie mogli mi dać przynajmniej czegoś pożytecznego jak dodatkowe kilka okrążeń wokół szkoły. Przynajmniej płynęłyby z tego jakieś korzyści. Ciekawe co, by było, gdybym w ogóle nie przyszła. Po plecach przeszedł mnie dreszcz. Chyba nie chciałam tego sprawdzać. Na pewno nie mogłam pozwolić sobie na kolejne spóźnienia, to było najgorsze, co mogłam zrobić, aby spaść w rankingu, większej głupoty chyba nie mogłam zrobić. 

Gdy tak pracowałam, nie zauważyłam, gdy dołączyła do mnie pozostała dwójka w sąsiednich boksach. Obora nie była wielka, a w trójkę sprzątanie szło nam dość sprawnie. 

Podczas naszej pracy, świnie były zamknięte za ogrodzeniem na dworze. Było ich tak wiele, że zastanawiałam się, jak się tutaj mieszczą. Gdy wchodziłam do kolejnego pomieszczenia przeznaczonego na pobyt trzody, potknęłam się o coś i upadłam na brudną słomę twarzą w odchodach.

– Ha mówiłem, że będzie miał gówno na twarzy! Wisisz mi swojego kotleta z obiadu.

– Dobra niech ci będzie, jak zwykle musisz wygrywać, dlaczego nigdy się nie nauczę, aby się z tobą nie zakładać.

Wstałam wściekła i ruszyłam w kierunku chłopaka, który podstawił mi nogę i popchnęłam go z całej siły. Niczego nieświadomy co się dzieje za jego plecami, wylądował w brudnej ściółce. – Udanego obiadu życzę, gnoju. – Zadowolona, że przewaliłam większego od siebie i zemściłam się, wróciłam do pracy, otarłszy sobie wcześniej twarz czystym rękawem. I wtedy ktoś mnie popchnął i ponownie upadłam. Rzuciłam się na chłopaka z pięściami.

– Wystarczy już. Przestańcie, bo nigdy nie skończymy. Serio macie jeszcze siłę, aby marnować ją na takie bezsensowne bójki.

Spojrzałam gniewnie w jego kierunku i odwróciłam się do niego plecami, wracając do pracy. Może miał rację, ale nie zamierzałam mu tego mówić. Kolejne pół godziny opłynęło nam w milczeniu. Uprzątnęliśmy zużytą słomę i wyłożyliśmy boksy czystą, po czym wpuściliśmy do nich trzodę, po czym udaliśmy się do szkoły. Gdy weszliśmy do łazienki, gwałtownie stanęłam w drzwiach. Nie mogłam przecież tam z nimi wejść.

– Co boisz się wody? – Zaśmiał się chłopak brudny od gnojówki.

– Yyy... Przypomniało mi się, że nie zabrałem ze sobą pewnej rzeczy z obory. 

Zanim zdołali coś odpowiedzieć, zbiegłam po schodach i wybiegłam ze szkoły.

Usiadłam się naprzeciwko boksu, patrząc na zwierzęta, krzątające się pomiędzy nim a zagrodą na dworze. Oczy kleiły mi się ze zmęczenia, ale widziałam, że jak zasnę, to się za szybko nie obudzę i mogę znowu spóźnić się na zajęcia. Wstałam i zaczęłam krążyć po oborze, aż uznałam, że chłopacy powinni już wyjść z łazienki.

***

W zamyśleniu przeżuwałam kolejny kęs ryby.

– O czym myślisz? – przerwała mi Susan.

–  Skąd wszyscy bierzecie tyle energii na siedzenie jeszcze po zajęciach w bibliotece lub dodatkowe treningi.

Przytaknęła, zastanawiając się chwilę nad moją odpowiedzią. 

– Pamiętaj, że wszyscy mamy przyłożony nóż do gardła i tylko czekają, by nam je podciąć. Uważam, że presja jest wystarczająca jak dla mnie, bym nie była w stanie zmrużyć oka – dodała Emily, przyłączając się do rozmowy.

Nie zastawiałam się nad tym z tej strony. Rzeczywiście wszyscy byli wykończeni, jednak lęk przed śmiercią wyciągał z nich ostatki sił, by ruszać dalej.

Czy było ze mną coś nie tak, że na mnie to nie działało w ten sam sposób co na pozostałych?

 – Zapamiętam to sobie. – uśmiechnęłam się w podzięce.

Jednak jeszcze coś nie dawało mi spokoju. Lubiłam moich nowych przyjaciół i zastanawiałam się, jakby zareagowali, gdyby się dowiedzieli, że ich okłamuję, udając chłopaka. Chciałabym im powiedzieć prawdę, byłam pewna, że dochowaliby tajemnicy.

Nie mogła być jednak samolubna, robiłam to również dla ich bezpieczeństwa. Im mniej wiedzą tym dla nich lepiej. Nie mogłam pozwolić, aby chwila słabości zadecydowała za mnie. Jednakże bolało mnie coś więcej. Nie tylko okłamywałam ludzi, na których mi zależało, ale łamałam zasady szkoły. Te same, według których zostałam wychowana. Czułam się, jakbym walczyła sama ze sobą.

Widziałam zmartwione spojrzenia przyjaciół, jednak nie pytali już o nic więcej, wracając do rozmowy o nadchodzącym egzaminie z chemii. Cała stołówka była skupiona na czytaniu książek lub wymieniem się notatkami, gdy ja przejmowałam się kłamstwami, które sobie naważyłam. 

Jakkolwiek nie starałabym się zapamiętać czegoś z ich wypowiedzi, nic nie wchodziło mi do głowy. Zmęczona oparłam dłonie na stole i przymknęłam oczy. Materiału było tak dużo, że na samą myśl robiłam się senna. Potrzebowałam chwili odpoczynku. Wolałabym, żeby John ukarał mnie, odbierając punkty, niżeli wysyłając na dodatkowe roboty.

W takich warunkach wpadałam tylko w błędne koło. Zaspana spóźniałam się na zajęcia, odrabiałam dodatkowe prace i nie uczyłam się na test, bo wykończona szłam spać.

– Darren wstawaj, bo spóźnimy się na chemię. 

Ktoś potrząsnął moim ramieniem. To był Erick, wszyscy już na mnie czekali, gotowi na zajęcia. Przetarłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić się do jasnego światła i ruszyłam za nimi na egzamin z Chemii.

– Powiedz mi wszystko, co może mi się przydać – powiedziałam błagalnie do przyjaciela. – Próbowałam was słuchać, ale nic mi nie wchodziło do głowy z tych dziwnych nazw.

Podczas gdy Erick relacjonował mi to, co uznał za najważniejsze, ja powtarzałam kilka razy nazwy trucizn, próbując zapamiętać cokolwiek.

Gdy weszłam do sali, na biurkach czekały na nas już odwrócone kartki z zadaniami.

Jak tylko Pigeon poinformował nas o przebiegu naszego pierwszego testu, odwróciliśmy kartki i zaczęliśmy czytać. Każdy miał trzy pytania, umieszczone w innej kolejności, zgodnie z tym, co zapowiedział chwilę temu Pigeon.

Jak rozpoznać zatrutą wodę?

Pochyliłam się załamana nad kartką. Wiedziałam, że to było omawiane na ostatnich zajęciach, jednak nie mogłam sobie przypomnieć, co takiego mówił nauczyciel.

Podniosłam wzrok, co od razu spotkało się z surowym spojrzeniem Piegona. Nie było mowy o ściąganiu.

Gdy czas dobiegł końca, zrezygnowana oddałam pustą kartkę.

Jak tylko nasze arkusze zostały umieszczone na stosie, na biurku nauczyciela, przeszliśmy do lekcji. 

Pod koniec zajęć otrzymaliśmy kilka wzorów do uzupełnienia, zgodnie z tym, co omawialiśmy przed chwilą. Podczas gdy Pigeon zabrał się sprawdzanie naszych prac.

Jak się okazało, tylko ja nie odpowiedziałam na żadne pytanie i jako jedyna straciłam sześć punktów w rankingu. Większość otrzymała zero punktów zgodnie z zasadą: punkt za poprawną odpowiedź i minus dwa punkty za złą.

Nie mieściło mi się w głowie, by za dwie poprawne odpowiedzi otrzymać wynik równy zeru i jeszcze cieszyć się z niego. A jednak sama chętnie bym taki otrzymała.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro