8 Zawsze ostatnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po tygodniu w przerwie obiadowej otrzymaliśmy wyniki. Lukas, przyjaciel Jamesa miał dwadzieścia cztery i był to najlepszy wynik w rankingu. Tuż za nim był jego lider, jeżeli można było go tak nazwać. Nie chciałam nawet myśleć o czkającej ich kłótni. Za nimi była reszta ich grupy. Spojrzałam po tablicy, szukając przyjaciół. Tuż powyżej zera znajdował się Eric i Matt. Niewiele niżej dostrzegłam dziewczyny. Swojego wyniku nie musiałam szukać, był dokładnie tam, gdzie się spodziewałam – na samym końcu. Zamykałam listę, otrzymując, a dokładniej tracąc osiemdziesiąt dwa punkty. Nie licząc mnie i Marka reszta miała wynik nie mniejszy niż czterdzieści pięć punktów poniżej zera.

Przejrzałam ponownie listę. Większość dziewczyn miała ujemny wynik i znajdowała się tuż za chłopakami. Nie dziwiło mnie to zbytnio, jednak wprawiało mnie to w złość. Jak mieliśmy się mierzyć z rosłymi chłopakami, to było nielogiczne.

Usłyszałam, jak ktoś za moimi plecami, pociesza przyjaciela, że początki są trudne. 

Wszyscy liczyliśmy na to, że w następnym tygodniu wyniki znacząco wzrosną. Przyjaciele zapewniali mnie, że pomogą mi odzyskać stracone punkty. Nie byłam pewna, jak zamierzają to zrobić, ale podziękowałam im choćby za dobre chęci.

– Słyszałam, że niektórzy przestali się już ubiegać o miejsce w szkole i skupili się na innych zajęciach, by zagwarantować sobie później miejsce dla pomocy przy ośrodku – odezwał się Eric.

– Tak – potwierdziła Emily. – Zoe, nasza współlokatorka postanowiła się ubiegać o praktyki u Iana. Ciągle nam w pokoju gada o jakichś chorobach zakaźnych i ich objawach. Dziewczyna serio się zaangażowała. Mam nadzieję, że jej się uda, jest bardzo sympatyczna i szkoda by... no wiecie...

Zgodnie przytaknęliśmy.

– Zawsze możesz spróbować pójść w tym kierunku i wybrać sobie jakąś specjalizacje, na której się skupisz – zaproponował mi Eric.

Pokręciłam głową – jestem tak nieutalentowany, jak niezdarny. To będzie mnie kosztować prawie tyle samo pracy, co zdobycie miejsca w szkole jako uczeń. Wolę już jakoś się przemęczyć. Potrzebuję jednak czasu i jakiegoś planu.

Erick przez chwilę się na czymś zastanawiał. – Może spróbujmy zacząć od twoich poranków. Jeżeli nie będziesz się spóźniać, nie otrzymasz dodatkowych zajęć i będziesz mieć więcej siły na kolejne zajęcia.

– Myślisz, że o tym nie myślałem. – Westchnęłam. – To nie takie proste.

– Mogę ci w tym pomóc. Jak tylko wstanę, udam się do twojego pokoju i będę pukał tak długo, aż mi nie otworzysz, albo nie zrobią tego bracia. Wtedy wywalę cię z łóżka siłą, by mieć pewność, że ruszyłeś swoje zaspane dupsko.

Dziewczyny zachichotały.

– To nie jest śmieszne.

– Jest – odparły zgodnie. 

Z bólem jednak przyznałam, że trochę było. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, na myśl, że właśnie śmiałam się z mojej żałosnej sytuacji. Chyba traciłam zmysły. Groziła mi śmierć, a ja śmiałam się z tego, że nie potrafiłam wstać z rana.

Pożegnałam się z przyjaciółmi i udałam się odrobić dodatkowe prace za dzisiejsze spóźnienie. Ponownie otrzymałam prace w ogrodzie, wiec tym razem poszło mi odrobinę łatwiej. Konewka też wydała się jakby troszkę lżejsza. Być może nie widziałam postępów na zajęciach, ale czułam je, chociaż podczas kar.

***

Spędziłam kolejną lekcję doktora Pigeona, bardziej skupiając się na tym, by nie zasnąć niż na tym co mówi. Co oczywiście odbije się na kolejnym teście, takim samym wynikiem jak na pozostałych. Starałam się notować to co mówił, by czymś się zająć, ale wciąż szło mi to wolno i każde rozpoczęte zdanie urywało się w połowie.

Zrezygnowana poddałam się, zapełniwszy kartkę do połowy.

Rozejrzałam się po sali, obserwując, jak pozostali w skupieniu notują, to co mówił nauczyciel. Ze zdziwieniem dostrzegłam, że kilka osób, które jeszcze tydzień temu nie potrafiło czytać, teraz próbowało zapisywać kolejne wypowiedzi Pigeona. Pisali wolno, zastanawiając się przed zapisaniem każdego kolejnego słowa.

Wpatrywałam się w nich, na każdej lekcji przyglądając się, nie temu, jak robią postępy, a tak naprawdę temu, jak powiększa się przepaść pomiędzy nami. Co wyraźnie przekładało się na moją punktację.

Jeżeli oni poczynili takie postępy i się nie poddawali i ja nie zamierzałam być gorsza. Wróciłam do swojej kartki i ponownie zaczęłam ją zapisywać. Próbowałam nie myśleć o wszystkich problemach, które mnie spotykają i w pełni skupić się na lekcji Pigeona. 

Tym razem obrałam inną strategię i starałam się zapamiętać jedno zdanie i je zapisać, zanim przejdę do kolejnego. W ten sposób, zamiast trzech kropek mogłam stawiać jedną, na końcu każdego z nich.

Moje notatki były wybrakowane, bo zapisując jedną informację, w międzyczasie ulatywały mi dwie inne, ale musiałam od czegoś zacząć, jeżeli nie chciałam być gorsza od uczniów, którzy zaczęli naukę czytania i pisania tydzień temu. Wystarczyło mi już, że byłam ostatnia w rankingu, jak oni nadrobią zaległości piśmiennicze, stworzą dla mnie chyba nową tabelę z punktacją, dla największych oferm w szkole.

Po zajęciach ustaliłam z Ericem szczegóły mojego jutrzejszego poranka i udałam się położyć. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, odrobię zadania i się pouczę w przerwie obiadowej. W tym momencie potrzebowałam odpoczynku, bardziej niż czegokolwiek innego.

***

Zgodnie z ustaleniami Eric obudził mnie o poranku. Co pozwoliło mi spokojnie się przebrać, skorzystać z toalety i dołączyć do pozostałych na zbiórce.

Gdy zjawił się John, był szczerze zdumiony, że zjawiłam się o czasie.

Ukończyłam bieg ostatnia, jednak tym razem przynajmniej biegłam za garstką uczniów, zamiast kilometr za nimi. Po czym wykończona dołączyłam do przyjaciół, by razem udać się na śniadanie.

– A wy dokąd?

Wszyscy popatrzyli zaskoczeni na Johna.

– Pierwszy tydzień zajęć minął. Czas podnieść trochę poprzeczkę, dlatego pokonacie jeszcze dodatkowo tor przeszkód.

– On żartuje prawda? – zapytała Susan stojąca po mojej lewej. 

Po dziewięciu kilometrowym biegu byłam tak wykończona, że czekające mnie zadanie z góry zapowiadało się moją porażką. Ledwo zaczynałam robić postępy podczas normalnej aktywności.

Ustawiłam się w kolejce, przysłuchując się ostrym słowom Johna.

– Oszalał chyba. Ledwie czuję nogi – komentowała dalej Susan.

– Najwidoczniej uznał, że przyda nam się odrobina spa w błocie.

– Dlaczego sam nie przejdzie tego toru – obruszyła się.

Westchnęłam zrezygnowana. Raz się nie spóźniłam, a mimo to dzień zaczął się gorzej niż gdybym zaspała.

Z trudem pokonałam całą trasę i tym razem męcząc się z ostatnią przeszkodą.

Wspólnie zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się na trening.

Każdego dnia nasza kondycja rosła w zastraszającym tempie, a wraz z nią przemoc i brutalność podczas treningów walki.

Wpatrywałam się przerażona w chłopaka leżącego nieprzytomnie na ziemi, po ciosie otrzymanym w głowę. Ian pochylał się nad nim, by sprawdzić, czy oddycha i zbadać jego puls. Delikatnie obmacał mu głowę, upewniając się, że nie leci z niej krew, a następnie z pomocą dwóch uczniów z sali przetransportował go na noszach do swojego gabinetu.

Z przerażeniem wyczekiwałam słów Johna.

– Darren i Mark zapraszam.

Wiedziałam, że usłyszę teraz swoje imię, jednak po cichu liczyłam, że przerwiemy zajęcia po tym, co mało miejsce chwilę temu.

Wiedziałam, że Mark nie doprowadzi mnie do takiego stanu, a jednak byłam bardziej zestresowana niż zazwyczaj, przez co popełniałam jeszcze więcej błędów niż normalnie. Kilka razy udało mi się odeprzeć atak i na niego odpowiedzieć, jednak przez większa część czasu, odgrywałam rolę worka treningowego, licząc w myślach punkty, które traciłam.

Po treningu została nam niecała godzina do obiadu, więc udaliśmy się razem z Ericem do biblioteki. Po raz pierwszy nie musiałam odpracowywać spóźnienia i mogłam skupić się na nauce. Była to miła odmiana. 

Znaleźliśmy wolny stolik i rozłożyliśmy notatki z poprzednich zajęć. 

Eric po raz kolejny zaczął tłumaczyć mi materiał z poprzednich zajęć, bym mogła nadrobić zaległości i przygotować się do dzisiejszego testu, jednak nic nie wchodziło mi do głowy.

– Jestem do niczego. – Poddałam się w końcu. – Marnuję tylko twój czas.

– Za surowo się traktujesz. Spójrz na to jeszcze raz. – Wskazał mi notatkę, tłumacząc jak odróżnić jałowiec od cisu i który z nich jest trujący. 

W końcu udało mi się zapamiętać, że cis jest trujący i powoduje zaburzenia układu oddechowego i pracy serca. Z zaskoczeniem przyznałam, że nie jest to takie trudne i chyba za bardzo skupiałam się na tym, by to zapamiętać, niż na tym co mówi do mnie przyjaciel.

– Jeszcze raz ci dziękuję – powiedziałam w drodze na stołówkę. – Muszę przyznać, że jest to nawet ciekawe i nie wiem, dlaczego miałam taki opór, by to zapamiętać.

– Mówiłem ci, że to nie takie trudne. Liczę, że tym razem odpowiesz poprawnie na wszystkie pytania i otrzymasz maksymalną liczbę punktów.

– Bardzo śmieszne, założę się, że nie odpowiem nawet na dwa poprawnie.

– W takim razie przyjmuję zakład. Jeżeli wygram, do końca rekrutacji będziesz spędzała ze mną przerwy obiadowe.

– Ale jeżeli ja wygram, do końca tygodnia oddajesz mi swój deser. – Uśmiechnęłam się, robiąc słodką minkę.

– W porządku.

Podaliśmy sobie dłonie i weszliśmy na stołówkę.

***

Minęłam zestresowana Pigeona i usiadłam na swoim miejscu. Po odwróceniu kartki ze sprawdzianem odkryłam, że znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Po napisaniu pierwszego w mojej głowie pojawiła się myśl, by celowo pozostawić jedno pytanie bez odpowiedzi i wygrać zakład. Jednak szybko ją porzuciłam, by nie pogrążać się jeszcze bardziej. Dużo bardziej potrzebowałam tych punktów niż dodatkowych kalorii w postaci owsianej babeczki czy jabłka.

Po oddaniu sprawdzianu wróciłam do ćwiczeń z pisania. Wiedziałam, że Eric pożyczy mi notatki, więc nie przejmowałam się już niezapisanymi zdaniami.

Pod koniec zajęć Pigeon oddał nam sprawdziany.

– Trzy punkty! Wygrałem! – oznajmił Eric. – W takim razie widzimy się jutro przed obiadem. – Uśmiechnął się szczerze zadowolony.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową, uśmiechając się do niego. 

– Liczę, że jutro równie dobrze sprawdzisz się w roli nauczyciela, panie Pigeon. – Drażniłam się.

Na co odpowiedział, sprzedając mi kuksańca w bok.

– Nie ciesz się tak panie Darren, bo zabiorę ci punkty za zadzieranie nosa.

Wytknęłam język i zaśmiałam się, zasłaniając buzię, by stłumić dźwięk.

– Naprawdę nie wiem, jak możesz się cieszyć z tracenia czasu na uczenie mnie.

– Widzisz mam taki mały sekret. A tak na poważnie też sporo się wtedy uczę, a zależy mi, żebyś i ty skończyła rekrutację z pozytywnym wynikiem.

Przytaknęłam i razem zebraliśmy się do wyjścia.

– Darren czy możesz na chwilę zostać? – zapytał nauczyciel.

– Tak oczywiście – zgodziłam się i pomachałam Ericowi, szepcząc: 

– Do jutra.

Gdy drzwi się zatrzasnęły, Pigeon spojrzał na mnie surowo.

– Podaj mi dłoń.

– Słucham?

Nie powtarzając się, chwycił moją rękę i podciągnął rękaw. Obejrzał ją z obu stron, nieprzyjemnie wykręcając, a następnie powtórzył to z drugą.

– Co pan robi? – zapytałam zaniepokojona jego dziwnym zachowaniem.

– Ściągałeś.

– Słucham?! – Teraz na prawdę się przestraszyłam, ściągnie wiązało się z oszustwem, a oszustwo z... Potrząsnęłam głową, by wyrzucić tę myśl. – Wcale nie. Miałem dzisiaj czas podczas przerwy obiadowej i mogłem się nauczyć.

Spojrzał na mnie przenikliwie. Nie wierzył mi.

– W takim razie mam nadzieję, że jutro również dostaniesz pozytywny wynik ze sprawdzianu. Będę miał na ciebie oko, wiec jeżeli zamierzasz ściągać, to licz, że cię nakryje, zaś jeżeli zawalisz przynajmniej jedno pytanie, potraktuję to jako potwierdzenie moich przypuszczeń. 

– Ale przecież nie ma gwarancji, że napiszę wszystko dobrze, nawet zarywając noc!

– W takim razie od razu możesz się przyznać do ściągania.

– Nie przyznam się do czegoś, czego nie zrobiłem – odparłam ostro. – Zdobędę te punkty jutro – rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Liczyłam tylko w duchu, by nie zrobił celowo trudniejszego testu.

Uśmiechnął się, jakby pomyślał o tym samym.

– To się okaże – odpowiedział. – Nie zabiorę ci dzisiaj punktów ani nie wyciągnę za to konsekwencji, bo nie mam dowodów, a jestem uczciwym człowiekiem, ale posprzątasz salę po lekcjach, może to da ci trochę do myślenia.

– Słucham?! Jest już strasznie późno, a za niecałą godzinne jest cisza nocna.

– W takim razie radzę ci się pospieszyć.

Zamykając wszystkie przyrządy i substancje w szafce pod kluczem, opuścił sale.

Załamana usiadłam się na ławce. Dlaczego nawet jak nic złego nie zrobiłam, dostawałam dodatkową pracę.

Udałam się do schowka po szmatkę i zaczęłam od przetarcia stolików. Gdy skończyłam mopować podłogę, było już pięć minut po ciszy nocnej. Wkurzona zatrzasnęłam drzwi i zderzyłam się z jakąś postacią.

– Jak leziesz! – rzuciłam wkurzona i szybko tego pożałowałam.

Przede mną stał niezadowolony dyrektor.

Skuliłam się pod jego surowym spojrzeniem. – Prze... przepraszam – wydukałam, spuszczając głowę.

– Dlaczego jeszcze nie śpisz Darren? Powinieneś być już w swoim pokoju. – Powiedział surowym głosem.

– Sprzątałem salę.

Zdziwiony zapytał: 

– Po co?

– Doktor Pigeon uznał, że ściągałem na zajęciach i postanowił mi dać reprymendę.

– A ścigałeś? – zapytał, unosząc brwi.

– Nie! Po raz pierwszy miałem czas się nauczyć, bo nie miałem jakiejś głupiej kary za spóźnienie i znowu dostałem po głowie. – Wymsknęło mi się. – Przepraszam. – Zagryzłam wargę. Zdecydowanie za dużo mówię, ale nic na to nie mogłam poradzić, że doprowadzał mnie do szału i słowa same wypływały mi z ust. Nawet jeżeli Taka była prawda: otrzymane przeze mnie kary były głupie.

– W takim razie może masz lepszy pomysł, co mam z tobą zrobić jak się spóźnisz? Co powiesz na czyszczenie ubikacji w całej szkole lub pranie waszych ubrań.

Poczułam odruch wymiotny, na myśl o wszystkich brudnych skarpetach noszonych przez uczniów i praniu czyjejś bielizny. Czyszczenie ubikacji też mi się nie uśmiechało. Patrzyłam na niego, czekając, aż powie, że żartuje, jednak nic takiego nie nastąpiło.

Położył swoją dłoń na moim ramieniu, na co się wzdrygnęłam i cofnęłam. – Powinieneś się położyć, jeżeli nie zamierasz się jutro spóźnić.

Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

– Na wszelki wypadek przygotuje już szczotki i płyn do mycia toalet.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro