Rozdział 3 - Poznajcie Katerinę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Trochę się pozmieniało od twojej ucieczki - powiedziała Natasha, odwracając się do mnie. 

Jechaliśmy właśnie do nowej siedziby Avengers i muszę przyznać, zaczęłam się stresować. Wiedziałam, że to już nie będzie to samo co wcześniej. Inny budynek, nowi współlokatorzy, a jednak problemy zapewne te same. Dobrze, że Rogers przyjechał motorem i nie musiałam teraz znosić jego obecności.

- Co masz na myśli? - zapytałam, oglądając pędzący krajobraz za oknem. Barton zdecydowanie miał gdzieś przepisy ograniczające prędkość.

- Mamy kilku nowych rekrutów - zaczęła, na co przewróciłam oczami.

- Wanda Maximoff, Vision, James Rhodes i ten przyjaciel Rogersa, Sam Wilson, tak? - zapytałam, patrząc na nią kątem oka. Słyszałam, że wzięli udział w walce z Ultronem, a obecność Wilsona wywnioskowałam z poszukiwań Barnesa.

- Zdecydowanie niczego nie da ukryć się przed mediami - stwierdziła Natasha, kręcąc głową, na co uśmiechnęłam się pod nosem. - Chcesz wiedzieć z jakimi charakterami będziesz miała do czynienia? - zapytała, ale pokręciłam głową przecząco.

- Mam to gdzieś, zrobię swoje i zniknę - powiedziałam obojętnie. 

Zauważyłam, że Natasha i Barton wymienili spojrzenia, ale nie skomentowali tego co powiedziałam. Na ten moment byłam pewna, że zniknę tak szybko jak będę mogła. To są przyjaciele Steve'a i tak długo jak będę mu przeszkadzać, tak długo nie mogę być częścią tej drużyny.

- W każdym razie - zaczęła Natasha, odchrząkując. - Oprócz nich jest dwóch naukowców zawsze na miejscu, Erik Selvig i Helen Cho - powiedziała, jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na moje wcześniejsze słowa. - Często odwiedzają nas też Fury i Maria Hill, jego najbardziej zaufana agentka.

- Wciąż nie macie większego personelu? - zapytałam. W bazach Hydry zawsze było pełno agentów, czego nie można powiedzieć o Avengers Tower. Myślałam, że w nowej kwaterze będzie inaczej, ale najwidoczniej myliłam się.

- Nie potrzebujemy - Natasha wzruszyła ramionami. - Większość agentów jest w bazach Tarczy. Fury kazał zamieszkać tu Helen i Erikowi na czas poszukiwania Bruce'a. Przejęli jego obowiązki - powiedziała, odwracając się do okna. Postanowiłam szybko zmienić temat.

- Kto zna prawdę, a kto myśli, że szukałam Barnesa? - zapytałam, wracając do podziwiania krajobrazu. To była istotna informacja. Nie potrzebowałam znać imion wszystkich współlokatorów, pewnie i tak nie będziemy na siebie zwracać uwagi.

- Prawdę znamy oczywiście my, Steve i Tony, a także Wanda, Vision, James oraz Sam - odpowiedziała Natasha. Uśmiechnęłam się kpiąco pod nosem, słysząc to.

- Czyli prawie wszyscy - stwierdziłam. 

W mojej głowie pojawiło się jeszcze jedno pytanie, które mnie męczyło, ale bałam się je zadać. Nie powinnam do tego wracać, jednak potrzebowałam odpowiedzi.

- A kto wie... - odchrząknęłam cicho, zbierając w sobie odwagę. - Kto wie co łączyło mnie i Steve'a? - zapytałam w końcu, bawiąc się swoimi dłońmi. 

Natasha wymieniła szybkie spojrzenie z Bartonem, który wypuścił przeciągle powietrze z ust.

- Tylko ci, o których wiesz i może Sam, ale nie jestem pewien. Steve nie odezwał się na ten temat od twojego zniknięcia - powiedział, posyłając mi współczujące spojrzenie w lusterku. 

Wzruszyłam ramionami, ponownie odwracając wzrok do okna. Skoro stara się wymazać ten okres z pamięci, to nie będę mu przeszkadzać. Jak tylko zrobię swoje, zniknę jeszcze raz. Tym razem na zawsze. 

- Możesz dopisać do listy Bruce'a i Thora, ale ich nie ma i nie wiemy kiedy wrócą - dodał Barton, kątem oka zerkając na Natashę, która lekko poruszyła się na siedzeniu. 

Nie potrafię sobie wyobrazić co musiała teraz czuć. Przecież zależało jej na Bannerze. Na własne oczy widziałam jak coraz bardziej się do siebie zbliżają, a teraz nagle zniknął. Nawet nie wiedzą gdzie jest, ani czy wciąż żyje.

Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Natasha nie straciła tylko Bannera, ale i mnie. Przecież też nie wiedziała gdzie ja jestem. Poczułam wyrzuty sumienia, że nie pożegnałam się z nią przed odejściem. Przecież mogłam jej powiedzieć wszystko, wyjaśnić jak się czuję. Na pewno by zrozumiała, gdybym tylko dała jej szansę.

- Przepraszam, że się nie pożegnałam - powiedziałam cicho, patrząc na Natashę. 

W samochodzie zapadła absolutna cisza. Domyśliłam się, że właśnie ich zaskoczyłam i nie wiedzieli jak zareagować, dlatego w spokoju wyprostowałam się na siedzeniu, spoglądając za okno.

- Oto nasza nowa kwatera i twój dom - oznajmił Barton, patrząc na mnie w lusterku.

- Tymczasowe miejsce pobytu - poprawiłam go od razu.

Z zaciekawieniem spojrzałam na przednią szybę. Trzeba przyznać, otoczenie prezentowało się całkiem nieźle, chociaż nie widziałam stąd całości. Jedyne co mogłam dostrzec to oświetlony, nowoczesny budynek z logiem Avengers oraz quinjety. Kiedy tylko zbliżyliśmy się do dość dużej bramy, ta otworzyła się i bez problemu wjechaliśmy do garażu.

Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić zanim wysiądę z auta. Większość z obecnych będzie znała moją historię, więc nie mogę ich zawieźć. Będę tą samą wersją siebie, którą byłam przez ostatni rok. Nie mam zamiaru na nowo się do nich przywiązywać. Nie popełnię tego samego błędu ponownie.

Chwyciłam transporter, w którym spał Trouble i wysiadłam z auta.

- Naprawdę masz zamiar w to grać? - zapytał Barton, podchodząc do mnie. Na jego twarzy widziałam zniecierpliwienie i doskonale wiedziałam o co mu chodziło.

- Nie mam zamiaru zawierać nowych znajomości, przyjaźni czy cokolwiek. Wystarczy, że wy mnie szukaliście przez rok - stwierdziłam, wzruszając ramionami. 

Natasha stanęła obok nas i przewróciła oczami, kiedy usłyszała mój komentarz. Odruchowo skierowałam spojrzenie na Rogersa, który właśnie wjeżdżał do garażu na motorze.

- Wiesz, że w ten sposób nie unikniesz złamanego serca? - zapytała Natasha, patrząc na mnie ze współczuciem, którego nie potrzebowałam. Właśnie tego nie mogłam znieść. Sama sobie na to zapracowałam, a oni nie powinni zachowywać się jakbym była całkowicie niewinna.

- Nie, ale nie zranię nikogo innego - odpowiedziałam szybko, po czym rzuciłam im wyczekujące spojrzenie. - Pokażecie mi gdzie mam zostawić rzeczy?

- Zajmę się tym - zapewnił mnie Barton z uśmiechem. - Nat oprowadzi cię po budynku - zarządził. Skrzywiłam się w odpowiedzi, słysząc to.

- Wiecie, że jest już późno, nie? - zapytałam retorycznie. Barton tylko przewrócił oczami i wyjął z moich dłoni transporter Trouble.

- Nie przesadzaj i chodź - powiedziała Natasha, ciągnąc mnie w drugą stronę. Nie mając większego wyboru, poszłam za nią.

Weszłyśmy po schodach do przestronnego korytarza, którego jedna ze ścian została zastąpiona oknami. 

- Która jest w ogóle godzina? - zapytałam Natashy ze znudzeniem. Naprawdę wolałabym wziąć prysznic i położyć się spać niż zwiedzać całą bazę. Już po wyglądzie zewnętrznym domyśliłam się, że jest ogromna.

- Dwudziesta trzecia, marudo. Wyluzuj, pokażę ci tylko gdzie jest kuchnia, salon i jadalnia. Resztę znajdziesz sama albo kogoś zapytasz skoro tak bardzo nie chcesz spędzać czasu z siostrą po roku nieobecności - powiedziała z ironią. 

Spojrzałam na nią z lekkim rozbawieniem, czując jak powoli znika napięta atmosfera między nami. 

- Nie sądziłam, że aż tak tęskniłaś - stwierdziłam sarkastycznie. - Ale ta twoja marudna, z pewnością nadpobudliwa młodsza siostrzyczka, zdążyła się dzisiaj wdać w małą bójkę i chciałaby trochę odpocząć.

- Sama się na to pisałaś - wzruszyła ramionami. - Tylko w jaki sposób jakiś amator był w stanie tak cię załatwić to nie wiem - wskazała na moją szyję. Odruchowo przejechałam palcami po skórze. 

- Zaskoczył mnie - wzruszyłam ramionami, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia zaraz za nią.

- Nie rozśmieszaj mnie - prychnęła. Dobrze wiedziała, że miałam w tym wszystkim jakiś cel, ale nie drążyła tematu, co w tym momencie było mi na rękę. - Tutaj jest nasza jadalnia i przy okazji kuchnia - wskazała na całkiem spory stół, a potem na część kuchenną. 

Jak zapewne wszystko tutaj, pomieszczenie było zaprojektowane w nowoczesnym, przestronnym stylu. Wszystko starannie uporządkowane, ani śladu po lokatorach, którzy musieli codziennie spędzać tu sporo czasu. 

- A teraz chodź do salonu - posłała mi podejrzany uśmiech. Już wiedziałam, że zaraz pożałuję tego zwiedzania.

Natasha pierwsza weszła do pomieszczenia, a ja zrobiłam to zaraz za nią. Jak można było się spodziewać, w pomieszczeniu było kilka osób. 

- Poznajcie Katerinę - powiedziała Natasha, zwracając na nas uwagę wszystkich obecnych. Uważnie przeskanowałam każdego wzrokiem. Nikogo z nich nie znałam osobiście.

- Cześć, jestem Sam - pierwszy przywitał się ciemnoskóry mężczyzna z krótko przystrzyżonymi włosami. Na jego twarzy malował się szeroki i radosny uśmiech, kiedy podszedł do mnie energicznie, wyciągając dłoń na przywitanie.

Zmierzyłam go obojętnym spojrzeniem. Pamiętam jak Steve mówił mi, że polubiłabym Wilsona. Nie mogę ryzykować poznania go lepiej.

- Cokolwiek - wywróciłam oczami, ignorując jego wyciągniętą rękę. - Wilson, Maximoff, Vision, Rhodes. Doktor Selvig i Cho nie chcieli poznać tymczasowego współlokatora? - zapytałam z odpowiednią ilością nieprzyjemnej ironii w głosie. - Brawo dla nich, dobry wybór - odpowiedziałam sobie zanim zrobił to ktoś inny. 

Kątem oka spojrzałam na Natashę, która wydawała się zdenerwowana moim podejściem. No cóż, sama zaaranżowała to spotkanie. Mogła się domyślić, że właśnie tak się to skończy.

- Zaczynam im zazdrościć - stwierdził Rhodes. 

Jako jedyny nie patrzył na mnie ze zdziwieniem, a raczej pogardą. W jego oczach zapewne wciąż jestem podłą agentką Hydry. Przynajmniej jedna osoba widzi do czego byłam zdolna i nie będzie starała się za wszelką cenę udawać, że nic się nie stało.

- Przestań, Rhodey - powiedział Wilson, patrząc na niego z lekką złością.

- No co? Przynajmniej bym się wyspał, a nie wysłuchiwał gadania przemądrzałej agentki Hydry, która, tylko przypominam, już raz was wykiwała. Zapewne z radością by to powtórzyła - stwierdził, na co się spięłam. 

Wciąż nie mogłam powstrzymać powracających wspomnień i to zdecydowanie było moim słabym punktem. Mogłam grać obojętną, pewną siebie, ale kiedy ktoś wypominał moje błędy, rozsypywałam się od środka.

Mimo burzy emocji, która we mnie panowała, uśmiechnęłam się kpiąco do Rhodesa. 

- Zapominasz się, Rhodey - powiedziała ostrzegawczo Natasha, zanim ja zdążyłam zabrać głos. 

Zapewne wiedziała, że tylko pogorszyłabym sytuację. Mi było to obojętne, ale jej musiało zależeć na moim kontakcie z pozostałymi.

- Ja się zapominam? - zapytał, śmiejąc się z niedowierzaniem. - Zapewniałaś nas wszystkich, że ona się zmieniła. Mieliście szukać waszej przyjaciółki, która podobno miała być dobrą osobą - zrobił cudzysłów w powietrzu. 

Spojrzałam na Natashę z lekkim rozbawieniem. Naprawdę tak o mnie powiedziała? Przez ten jeden moment zapomniałam o graniu obojętnej. Zawiesiłam się na określeniu "dobra osoba". To było spore wyolbrzymienie mojej "zmiany" sprzed roku. 

Natasha również skierowała na mnie spojrzenie. Jej twarz ze zdenerwowanej zmieniła się w rozbawioną, kiedy dostrzegła moją reakcję. Bez słów zrozumiałam co chciała mi przekazać, ale pokręciłam przecząco głową. Nie mam zamiaru opuszczać barier dla nowych osób. 

- To ty oceniasz, zanim zdążysz poznać, Rhodes - warknął Wilson, więc znowu spojrzałam na niego. 

W jego głosie był wyczuwalny gniew, przez co czułam się skołowana. Przecież dopiero co w ogóle mnie zobaczył. Zrobiłam wszystko, żeby ich wszystkich do siebie zniechęcić. Dlaczego Wilson wciąż upierał się, żeby mnie bronić?

- Sprowadziliście pod nasz dach agentkę Hydry! - krzyknął. - Naprawdę myślicie, że tak po prostu zniknęła na ten rok? Jestem pewien, że kontaktowała się ze swoimi starymi, dobrymi znajomymi, ze Scarlottim na czele! 

Zimny chłód przeszedł przez całe moje ciało na dźwięk tego znajomego nazwiska. Przez rok nie trafiłam na żadne wzmianki o nim. Naiwnie myślałam, że to dlatego, bo został złapany przez Tarczę albo Avengers, jednak z tej wypowiedzi wynikało coś zupełnie innego. 

Rhodes przeciągnął strunę. Mógł wyzywać mnie od najgorszych, obrażać i traktować jak śmiecia, do tego byłam przyzwyczajona, co więcej właśnie na to zasługiwałam, ale jeśli jeszcze raz oskarży mnie o kontakt ze Scarlottim, nie wytrzymam.

- Koniec - usłyszałam stanowczy głos tuż za sobą. 

Kolejny dreszcz przeszedł moje ciało, kiedy zrozumiałam do kogo należy. Wszyscy skierowali swoje spojrzenia na postać za mną, a ja powoli odwróciłam się w jego stronę, nie wiedząc co zobaczę. Znowu obojętność? 

Stał tuż za mną, a jego spojrzenie wyrażało złość, wymierzoną prosto w Rhodesa. Tak wściekłego widziałam go tylko raz. W bazie Hydry, kiedy jeden z agentów wstrzyknął mi substancję, przez którą prawie zginęłam. Zamknęłam na chwilę oczy, odganiając od siebie wspomnienia. 

Bałam się go w takim stanie, choć podświadomie wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Nieważne jak bardzo nienawidzi mnie za wszystko co zrobiłam. To jednak nie zmieniało faktu, że jego postawa wzbudzała strach i respekt.

W końcu odwrócił się w moją stronę. Przez chwilę w jego spojrzeniu odbijało się to samo co kiedyś: troska, żal, współczucie. To wszystko zniknęło tak szybko jak się pojawiło, a jednak dało mi znak, że pamiętał. Doskonale wiedział co Strucker planował ze mną zrobić. Zdawał sobie sprawę z tego jak mało brakowało abym została prywatną zabawką Scarlottiego.

Zamknęłam oczy, starając się wrócić do niewzruszonej postawy, ale coś mi przeszkadzało. Nie mogłam tak po prostu tego zrobić. 

Scarlotti. 

To jedno nazwisko odbijało się w mojej głowie. Jeżeli wciąż go nie złapali, to jestem pewna, że szuka zemsty i najpewniej jestem na jego radarze. Nieważne, że jestem w stanie go pokonać w walce. W tej chwili byłam nim przerażona. Już raz był zbyt bliski skrzywdzenia mnie i to odbiło się na mojej psychice.

Ostatni raz spojrzałam w niewzruszone tęczówki Steve'a, który wciąż uważnie skanował moją osobę. Kiedyś sądziłabym, że upewnia się czy wszystko ze mną w porządku. Teraz czuję się jakby sprawdzał czy aby na pewno Rhodes nie ma racji.

W pomieszczeniu panowała cisza. Nikt nie odważył się zabrać głosu, a ja oddychałam coraz szybciej i płycej.

- Sama znajdę ten cholerny pokój - warknęłam w końcu, omijając Rogersa. 

Jeszcze chwila a wszyscy zobaczyliby jak niestabilna emocjonalnie jestem. To przerażało nawet mnie. Kiedyś nie dopuszczałam do siebie żadnych innych uczuć oprócz nienawiści. W końcu musiały znaleźć jakieś ujście, a ja potrafiłam poradzić sobie z nimi tylko w jeden sposób - w walce i wiem, że dopóki nie znajdę Barnesa, Natasha nie pozwoli mi wrócić do tej metody.

- Kate! - usłyszałam za sobą krzyk siostry, ale nie zważając na to, po prostu z szybkiego marszu przeszłam w bieg. 

Skierowałam się przed siebie tym samym korytarzem, którym wcześniej szłyśmy. Nie bardzo wiedziałam dokąd mam się kierować, ale potrzebowałam samotności. Nieważne gdzie. 

Przemierzałam kolejne korytarze i pokoje, nie zwracając na nie większej uwagi. Co chwilę potykałam się o jakieś meble, ale zaraz wracałam do biegu. Wszędzie panowała ciemność.

W końcu zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła. Byłam w jakimś przestronnym pomieszczeniu, w którym jedną ze ścian stanowiło okno. Usiadłam na podłodze w rogu pokoju, tuż przy szybie. Przyglądałam się nocnemu niebu, jednocześnie starając się unormować oddech. Normalnie nie miałabym zadyszki po tak krótkim dystansie, ale zdenerwowanie robiło swoje.

Przed oczami wciąż widziałam wściekłą postawę Steve'a, potem cień troski w jego spojrzeniu, a w końcu obojętność. Dlaczego tak się zachowywał? W końcu wiedziałam jak on się czuł, kiedy bawiłam się jego uczuciami. On właśnie robił mi to samo, a ja nie wiedziałam co myśleć. Jeszcze nigdy nie miałam takiego problemu z rozgryzieniem czyjejś postawy. Jest boleśnie obojętny, a potem mnie broni. Przecież to pokręcone.

- Ze mną się nie przywitasz po powrocie? - usłyszałam pytanie niedaleko siebie. 

Gwałtownie odwróciłam się w stronę intruza. Byłam tak zamyślona, że kompletnie nie słyszałam kiedy wszedł.

- Stark - powiedziałam obojętnie, mierząc go spojrzeniem. Wyglądał na zmęczonego. Pod oczami miał lekkie worki, ale wciąż uśmiechał się pod nosem. 

- No, przestań z tym - machnął dłonią, siadając naprzeciw mnie. - Zdążyłem poznać cię wystarczająco, żeby wiedzieć, że w tym momencie czujesz za dużo, Kotku - stwierdził. 

Posłałam mu lekki uśmiech. Miał rację, na nich się otworzyłam i zdążyli mnie poznać. Następny powód żeby nie zżywać się z kolejnymi ludźmi.

- Nie powinieneś już spać? Wyglądasz na zmęczonego - powiedziałam. W odpowiedzi otrzymałam rozbawione spojrzenie, jednak coś się za tym kryło.

- To jest pierwsze co masz mi do powiedzenia po roku? - uniósł brwi. Nie mogłam powstrzymać prychnięcia śmiechem. Może rzeczywiście nie powinnam od tego zaczynać. - Lepiej mów co się zdążyło wydarzyć przez tą chwilę, którą tu spędziłaś - powiedział zachęcająco. Na mojej twarzy pojawiło się niedowierzanie.

- Od kiedy stałeś się takim słuchaczem, Stark? - prychnęłam rozbawiona.

- Nie jestem słuchaczem, ale geniuszem. Doszedłem do wniosku, że może chcesz pogadać z kimś z kim nie byłaś jakoś bardzo zżyta przed ucieczką - wzruszył ramionami. - Natasha, Steve i Clint odpadają na starcie, więc zostaje moja wspaniała aczkolwiek skromna osoba - wyszczerzył się. 

Ponownie nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zdążyłam zapomnieć o poczuciu humoru Starka. 

- Więc?

- Nie, nie chcę gadać - pokręciłam przecząco głową. - Raczej wrócić do mojego mieszkania w Queens i tam się zaszyć.

- Robiłaś to przez ostatni rok, nie wystarczy? - zapytał z rozbawieniem, chociaż widziałam, że niekoniecznie bawi go temat mojej ucieczki. - Nie mam zamiaru prawić ci kazania, bo Natasha już się tym na pewno zajęła - stwierdził, na co skinęłam głową. - Ale powinnaś wiedzieć, że twoja obecność zmieniła wszystko, tak samo jak zniknięcie. 

Pierwszy raz rozmawiałam z nim w ten sposób. Jeszcze nigdy nie był tak poważny. Może właśnie dlatego poczułam do niego respekt i zainteresowanie tym co ma mi do powiedzenia.

- Nikt z nas nie wrócił do tego co było przed twoim pojawieniem się w Avengers Tower. Widziałem jak wszyscy powoli zamykają się przed sobą, drużyna przestała być tak zżyta jak wcześniej - mówił dalej. 

- Właśnie dlatego zniknęłam. Nie chciałam wchodzić wam w drogę... 

-  Zraniłaś nas - oznajmił ze smutkiem. 

Spojrzałam na niego zaskoczona. Już zdążyłam zrozumieć co moje zniknięcie znaczyło dla Natashy albo Bartona, ale Stark użył słowa "nas". Nie sądziłam, że cokolwiek go obchodzę. 

- Najbardziej Rogersa - dodał po chwili.

- Nie wygląda na to - prychnęłam, odwracając się w stronę okna. 

- Pamiętaj, że przez pewien czas był aktorem. Kiepskim, ale jednak - stwierdził, śmiejąc się pod koniec. Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie starych filmów o Kapitanie Ameryce. Rzeczywiście, był aktorem. - W dodatku rok temu uczył się od mistrzyni - odwróciłam się w jego stronę. Tak jak przypuszczałam, patrzył na mnie wymownie. 

- Nie mam zamiaru do tego wracać - powiedziałam szybko. - Zrobię swoje i mnie nie ma. Nie mam zamiaru nikogo zranić go ponownie. Jestem przyzwyczajona do trudnych misji, szpiegowania, atakowania a nawet zabijania obcych twarzy na zlecenie. Nie potrafię mieć przyjaciół a co dopiero związku - oświadczyłam. Stark posłał mi zniecierpliwione spojrzenie.

- Jak chcecie uparte osły, to wasz wybór - stwierdził. Nie miałam wątpliwości, że miał na myśli mnie i Rogersa. - Tylko nie rozwalcie bazy jak się któregoś dnia pokłócicie, sporo na nią wydałem.

Uśmiechnęłam się pod nosem na ten komentarz. To już bardziej przypominało Starka.

- Pokłóciłeś się z Potts, prawda? - powiedziałam. Momentalnie w jego spojrzeniu pojawiło się coś, co przekonało mnie, że mam rację.

- Skąd wiesz? - zapytał zaskoczony, skanując mnie spojrzeniem.

- Byłam agentką, Stark - przypomniałam. - Poza tym, nie rozmawiałbyś ze mną o problemach sercowych, gdybyś sam takiego właśnie nie miał. No i wyglądasz na zmęczonego - wyjaśniłam.

- Dobra, umowa. Ja nie wspominam przy tobie o Stevie, a ty o Pepper, zgoda? - zapytał. Ochoczo pokiwałam głową na tę propozycję. Zdecydowanie była dla mnie korzystna. - Świetnie, w takim razie, chodź. Zaprowadzę cię do twojego pokoju, bo chyba nie mogłaś trafić - zaproponował, wstając.

- Będę wdzięczna - powiedziałam i tak jak on podniosłam się.

- Ktoś zdążył ci chociaż powiedzieć, że mamy nową sztuczną inteligencję? - zapytał, kiedy wspólnie kierowaliśmy się w jemu znanym kierunku.

- Jarvis już się zestarzał? - zaśmiałam się.

- Poznałaś Visiona? - zapytał, na co skinęłam głową. Przynajmniej można tak powiedzieć. - Vision to Jarvis, nie chcę mi się tłumaczyć dokładniej, bo to historia na ponad dwie godziny rozmowy. W każdym razie nowa sztuczna inteligencja to Friday - powiedział. - Działa tak samo jak Jarvis, prawda Friday?

- Do usług, sir - usłyszałam komputerowy kobiecy głos.

- Chcesz mi powiedzieć, że Vision wie o mnie tyle samo co wy? - zapytałam, nie rozumiejąc co rozumie przez Vision to Jarvis.

- Tak, ale wątpię, żeby jakoś to wykorzystywał - Stark wzruszył ramionami. - Vision jest dość specyficzny. Czasami może wejść do twojego pokoju przez ścianę, więc się tym nie przejmuj. Nie jest fanem ścian.

- Co?! - krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać. Tego nie wyczytałam w żadnych wiadomościach, które szukałam na temat Avengers.

- Mówiłem, że nie masz się przejmować - przypomniał z rozbawieniem. - To twoje nowe lokum. Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej niż na razie planujesz, ale nie mam zamiaru cię przekonywać. Decyzja należy do ciebie - powiedział, otwierając przede mną białe drzwi.

- Zmieniłeś się, Stark - powiedziałam, wchodząc do pomieszczenia.

- Nie ja jeden - odparł z nostalgią.

Z zainteresowaniem rozejrzałam się po swoim nowym lokum. Było większe niż to w Avengers Tower i prezentowało się znacznie lepiej niż moje mieszkanie w Queens. Ściany zostały pomalowane na granatowy oraz siwy. W głębi zauważyłam kolejne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. W rogu pokoju stało dwuosobowe łóżko z czerwono-niebieską pościelą. Z uśmiechem przyjęłam fakt, że tym razem miałam dostęp do komputera. 

- Za to mam dziękować tobie, jak przypuszczam? - zaśmiałam się, wskazując na sprzęt. Na biurku leżał również telefon i słuchawki.

- Nie mam powodów do podejrzewania cię o współpracę z Hydrą, dlatego równie dobrze możesz mieć dostęp do technologii - stwierdził, wzruszając ramionami. - Mój projekt, więc najlepszy na rynku.

- Przynajmniej twoja skromność wciąż jest niezawodna - zauważyłam z przekąsem.

- No ba! - krzyknął ze śmiechem. - W szafie masz wszystkie swoje rzeczy, które zostawiłaś w Avengers Tower - oświadczył. Z zaskoczeniem podeszłam do mebla. Tak jak mówił, w środku były wszystkie ciuchy, które kupili mi rok temu. - Ale nie jestem odpowiedzialny za to. 

Podążyłam za nim wzrokiem dostrzegając kocie akcesoria, leżące obok białej szafy i lustra. Mój plecak stał na krześle niedaleko komputera, więc Barton wywiązał się z zanoszenia rzeczy. Zabawne, że miałam więcej rzeczy Trouble niż swoich.

- Może i nazywam cię Kotką, ale to musi być głupi żart Bartona - stwierdził. 

Zaśmiałam się szczerze, widząc jego zaskoczoną minę. Bez zastanowienia podeszłam do transportera, aby wypuścić z niego Trouble. Nie wiem czemu Barton tego nie zrobił. Kocurek niemal od razu wyszedł z małej klatki i zaczął wąchać moje dłonie.

- Poznaj wujka, Starka - powiedziałam, chwytając zwierzątko na ręce i stając z nim przed mężczyzną. 

Jego mina była bezcenna. Otworzył szeroko oczy, patrząc na mnie w szoku. Jestem pewna, że czekał aż zaśmieje mu się w twarz i powiem, że to żart.

- Jaja sobie robisz, prawda? - zapytał, patrząc to na mnie, to na zwierzę, które mruczało głośno w moich ramionach. - Kotku, ja wiem, że tak na ciebie mówiłem, ale to nie było zachęcanie do przygarnięcia prawdziwego kota. No chyba, że przypomina ci o mnie - zakończył z czarującym uśmiechem, na który zaśmiałam się, kręcąc głową.

- Takiego uosobienia skromności się nie zapomina, więc nie potrzebowałam przypomnień - stwierdziłam. - Poznaj Trouble.

- Trouble? - powtórzył, patrząc na kota niepewnie. - Nawet do niego pasuje. Już widzę ile będzie zamieszania z kotką w bazie.

- Kocurem - poprawiłam go od razu. - Przynajmniej nie będziecie się nudzić - wzruszyłam ramionami.

- Jak zobaczę jedną osikaną klawiaturę, to znajdę winowajcę - powiedział, patrząc prosto na Trouble. - Nigdzie się przede mną nie schowasz, rozumiemy się? - mówił dalej. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę jestem świadkiem rozmowy Starka z kotem.

Trouble wlepił swoje inteligentne ślepka w rozmówcę i miauknął cicho.

- No i świetnie. Tylko potem nie mów, że nie ostrzegałem - dodał jeszcze, zanim ponownie spojrzał na mnie. - Zostawię cię teraz. Rozgość się i czuj jak u siebie, bo w pewnym sensie jesteś u siebie - powiedział, na co posłałam mu wymowne spojrzenie. - Tak, wiem. Już przestaję. Przejdź się jutro do Helen, jestem pewien, że ma coś na siniaki - rzucił, wskazując na moją szyją. 

- Nie potrzebuję - odpowiedziałam z obojętnością.

- Jasne, że nie. Zapomniałem o tym jaka uparta jesteś w tej kwestii - mruknął pod nosem. - Jutro wpadnie Fury, wersję wydarzeń pewnie znasz jakby o coś pytał.

- Tylko proszę cię, pozwól mi jutro zachowywać się jak podła agentka Hydry. Nie chcę przywiązywać się do pozostałych - powiedziałam szybko. 

Ze Starkiem, Natashą i Bartonem mogłam rozmawiać normalnie, bo i tak nie pozwalali mi na obojętność. Resztę wciąż miałam szansę ochronić przed samą sobą.

- Jak chcesz, twój wybór - stwierdził, wypuszczając przeciągle powietrze z ust. - Chociaż to jak obchodzisz się z Trouble pali twoją przykrywkę - posłał mi złośliwy uśmiech.

- Dobranoc, Stark - warknęłam w jego stronę ze złością.

- Wyglądasz uroczo, kiedy się złościsz z mruczącą kupką sierści na rękach, Kotku - stwierdził. 

W przypływie złości odstawiłam Trouble ostrożnie na łóżko i odwróciłam się z zamiarem rzucenia w niego poduszką. 

- Kolorowych! - krzyknął, po czym szybko zamknął drzwi, w które uderzył mój pocisk.

- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytałam, patrząc na Trouble. Kocurek przyglądał mi się tymi błękitnymi oczkami przez co znowu miałam w głowie Steve'a. - Palisz mi przykrywkę - powtórzyłam słowa Starka. Kocurek, nie rozumiejąc moich słów, podbiegł do swoich rzeczy, szukając karmy.

Przewróciłam oczami, odkładając przemyślenia na później. Teraz wypadało się rozpakować i położyć spać. Było już dość późno, a muszę wstać na poranny trening.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro