10. Święta [6/6]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez kolejne dni przerwy świątecznej, Harry znikał na całe godziny. Przestał nawet pomagać im w szukaniu Flamela, zresztą niewiele zostało im już ksiąg do przejrzenia. Ronowi z trudem udawało się go namówić na partię szachów, myśli chłopca cały czas krążyły wokół zwierciadła.

Oboje z Alex udawali, że nie zauważają jego dziwnej obsesji, bo Harry bardzo się denerwował, gdy tylko zwracali mu na to uwagę. W końcu zaczął wymykać się do lustra nocą, tak by żadne z nich o tym nie wiedziało.

Alex jednak nie dała się zwieść. Wiedziała, że Harry tak łatwo nie zrezygnuje.

- Wpakuje się w jakieś kłopoty - mruknęła do Rona, rozgrywając z nim partię gargulków. - Nie mówiąc o tym, że zarywa przy tym lustrze noce i chodzi cały czas niewyspany. Co będzie, gdy zaczną się lekcje? To już za dwa dni!

- E, tam, przejdzie mu - zbagatelizował sprawę Ron. - Ha! Punkt dla mnie!

- Porozmawiam z nim - zadecydowała nagle Alex. - I tak przegrałam... Wiesz gdzie jest?

- Nie, w dormitorium go nie ma, na bank. - Pokręcił głową Ron. - Dziwne, późno już...

- Spokojnie, chyba wiem, gdzie go szukać - westchnęła Alex.

Nie trafiła od razu, była w tej komnacie tylko raz w życiu. Zresztą nie było łatwo unikać duchów, a w szczególności Irytka, nie mając na sobie peleryny-niewidki, którą Harry wziął ze sobą. Nie miała ochoty na spotkanie z Filchem, bo zbliżała się pora ciszy nocnej, a raz omal nie wpadła na Panią Norris, która według niektórych uczniów szpiegowała dla woźnego i o wszystkim mu donosiła.

W końcu jednak znalazła właściwe drzwi i wsunęła się cicho do pomieszczenia. Tak, jak się spodziewała, Harry siedział po turecku przed lustrem i wpatrywał się w swoje odbicie z lekkim uśmiechem, a peleryna-niewidka leżała porzucona nieopodal na podłodze. Podeszła do niego cicho i usiadła obok, podkulając pod siebie stopy.

- Do piątego roku życia mieszkałam z Eleen i Timem, najlepszymi przyjaciółmi naszej mamy z czasów szkolnych - powiedziała, wpatrując się w uśmiechniętą kobietę, gdy Harry obrócił się w jej stronę. - Na kominku stały jej zdjęcia z przyjaciółmi, ślubne zdjęcie rodziców, nawet jedno, na którym trzymają nas oboje na rękach. Niewiele więcej pamiętam. Eleen na pewno coś mi o nich opowiadała, jestem przekonana, ale byłam tak mała, że pozostały z tego tylko skrawki wspomnień. Ale to mi wystarcza, by wiedzieć, że nie powinnam rozpamiętywać przeszłości. Też chciałabym, żeby żyli i byli tutaj z nami. - Wskazała lustro, ze smutnym uśmiechem.

- Ja nic o nich nie wiem, Alex. Dursleyowie powiedzieli mi, że zginęli w wypadku samochodowym! Teraz przynajmniej wiem, jak wyglądali... - Obrócił się z powrotem w kierunku lustra.

Alex westchnęła.

- To lustro nie da ci odpowiedzi, Harry. Mogę ci opowiedzieć, to co wiem, jeśli zechcesz. Teraz ja jestem twoją rodziną, Harry. I to musi ci wystarczyć - zakończyła cicho.

Harry odwrócił się z powrotem do niej i nagle szeroko otworzył oczy, dostrzegając postać za jej plecami.

- Twoja siostra ma rację, Harry. - Alex zerwała się z miejsca, słysząc spokojny głos dyrektora. - To lustro nie da ci odpowiedzi. Domyślasz się, jak działa?

- Pokazuje to... czego pragniemy - odpowiedział z wahaniem chłopak.

- A dokładnie najskrytsze pragnienie naszego serca. Ty i Alex widzicie swoją rodzinę w komplecie, choć jej pragnienie chyba zostało już częściowo spełnione. - Spojrzenie niebieskich oczu przeniknęło Alex na wskroś. - Natomiast pan Wesaley, tkwiący wciąż w cieniu swojego utalentowanego rodzeństwa, widział siebie jako najlepszego pośród nich, prawda? Jednak myślę, że i on dokona wielkich rzeczy, ale nie mówcie mu o tym, dobrze? - Dyrektor zmrużył oko.

- Skąd pan to wie, profesorze? - zapytała Alex.

- Wychowałem zbyt wiele pokoleń uczniów, by nie rozpoznać mężnego serca, Alex.

- Chodziło mi o to, skąd pan profesor wiedział, co Ron zobaczył w lustrze - uściśliła dziewczynka, a dyrektor podszedł kilka kroków, podnosząc z ziemi pelerynę-niewidkę.

- Ta peleryna to potężny artefakt, kochani - zauważył, oddając ją Alex. - Ale nie jest jedynym sposobem, by stać się niewidocznym.

- Zaklęcie kameleonowe! - zawołała, gdy rozjaśniło się jej w głowie. - Zaraz, to prezent od pana? - domyśliła się chwilę później, ściskając pelerynę.

- Ja jestem tylko posłańcem. Ta peleryna przechodziła w waszej rodzinie z ojca na syna od wielu wieków. Czuję się zaszczycony, że wasz ojciec pożyczył mi jej, gdy tak bardzo jej potrzebowałem, jednak należy do was.

- Do Harry'ego - zauważyła Alex.

- Do was - potwierdził z naciskiem Dumbledore. - Jestem pewien, że by tego chcieli. A teraz, Harry - zwrócił się do niego z poważną miną - chciałbym, żebyś wrócił do łóżka i nigdy więcej nie szukał tego zwierciadła. Jeszcze dziś zostanie przeniesione w inny zakątek zamku. Skorzystaj z rady siostry i nie rozpamiętuj przeszłości. Nie zmienisz jej.

Harry kiwnął głową i podszedł do Alex, która rozwinęła pelerynę i zarzuciła im obojgu na ramiona.

- A co pan widzi w lustrze, profesorze? - zapytała ciekawie, gdy już mieli odejść.

- Siebie trzymającego parę nowych skarpet - odparł Dumbledore z uśmiechem, było w nim jednak coś smutnego. - Ludzie na święta zawsze dają mi mądre książki, a mnie zawsze brakuje skarpetek. Nigdy dość ciepłych skarpet, kochani.

- Dobranoc, profesorze - odpowiedziała Alex i narzuciła pelerynę na głowę. W milczeniu dotarli z Harrym do Pokoju Wspólnego, budząc po drodze Grubą Damę, która nie była z tego powodu zadowolona.

- To chyba nie były jednak skarpetki - zauważyła Alex, gdy zdjęli z siebie pelerynę-niewidkę. - Choć właściwie, czego mógłby pragnąć ktoś taki, jak Dumbledore? Ma chyba wszystko!

- Wiesz, to było dość osobiste pytanie - zauważył Harry. - Miał prawo się nie przyznać... Alex?

- No?

- Dlaczego tak krótko byłaś u nich? U tych znajomych mamy? - zapytał nieśmiało.

- Nie wiem... Chodziło chyba o to, że rodzice Tima zachorowali i wyjechali się nimi zająć, a ja musiałam zostać w Anglii. - Zamyślona usiadała na kanapie, a Harry dosiadł się do niej. - Mam wrażenie, że kiedy byłam u nich, nie bardzo mogli wychodzić z domu... Dumbledore chyba rzucił jakieś zaklęcie, żeby mnie chronić, a gdy wyjechali, ono zostało zerwane. - Zmarszczyła brwi, wyciągając z głowy strzępy wspomnień. - Potem, gdy zamieszkałam z Ann i Tomem, już nie było to potrzebne chyba. W każdym razie, Ravenowie są teraz w Australii, a ja od sześciu lat nie miałam z nimi kontaktu. Te zdjęcia, o których ci mówiłam... nie wiem, gdzie są. Przykro mi, Harry.

- Może gdyby udało się zdobyć ich adres... - zamyślił się Harry.

Alex pacnęła się w czoło.

- Ciągle zapominam, że ty nie ogarniasz świata czarodziei! - wykrzyknęła, sięgając po pergamin i pióro ze stolika. Należało chyba do Percy'ego, ale to nie było teraz istotne. - Przecież nie potrzebujemy adresu! Sowa ich znajdzie!

Szybko skreśliła kilka zdań do Eleen i Tima. Nie bardzo wiedziała co napisać do ludzi, któych ostatni raz widziała będąc małym dzieckiem, ale w końcu zdecydowała się na bardzo treściwą formę.

Drodzy Eleen i Timie,

mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętacie. Ja Was tak. Parę miesięcy temu poznałam swojego brata, Harry'ego i zastanawiam się, czy moglibyście choć odrobinę przybliżyć nam postaci naszych rodziców. Jesteście jedynymi znanymi mi osobami, które ich dobrze znały. Mam nadzieję, że macie się dobrze.

Pozdrawiamy z Hogwartu,

Alex i Harry Potter

Włożyła list do koperty i zaadresowała do Ravenów, dla pewności dopisując "Australia".

- Nie możemy wysłać Hedwigi, to sowa śnieżna, źle zniesie ciepły klimat - westchnęła. - Ale Sandy powinna dać sobie radę.

- To długa podróż. Gdybyś w tym czasie potrzebowała sowy, Hedwiga jest do twojej dyspozycji.

- Dzięki, Harry. - Uśmiechnęła się.

Siedzieli w Pokoju Wspólnym niemal do samego rana, opowiadając sobie wzajemnie historie z dzieciństwa i odkrywając nawzajem łączące ich cechy.

Te opowieści były najlepszym prezentem świątecznym, jaki mogli sobie nawzajem dać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro