12. Krew jednorożca [2/5]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I co? - Złapała Harry'ego za ramię, gdy wychodzili na boisko. Jakimś cudem zaspała i w ostatniej chwili pognała na trening, dlatego nie zdążyła porozmawiać z nim wcześniej. Zresztą, ciężko było nie zaspać, skoro Wood zarządził trening jeszcze przed śniadaniem, o szóstej rano.

- Dobrze. Napisaliśmy list do Charliego, zajmie się... Norbertem. - Harry zniżył głos do szeptu.

Nie zdążył powiedzieć jej nic więcej, bo Wood już rozpoczął rozgrzewkę.

- Czy on chce nas zabić? - mruknęła do niej Katie, po kilku minutach morderczych ćwiczeń. - Jeszcze mam zakwasy po ostatnim treningu...

- Bell! Nie plotkuj, mam ci przypomnieć, jak wyglądają twoje podania z lewej ręki?! - warknął z drugiego końca boiska Wood. - Johnson, jeszcze raz to samo, Lex kontratak!

Poleciała w kierunku kapitana, by odegrać rolę zawodnika przeciwnej drużyny. Dziewczyny ustawiły się do manewru, który właśnie ćwiczyli i rozpoczęły serię podań. Alex wleciała między nie i przejęła piłkę.

- Jeszcze raz! - krzyknął Wood. - Macie to zrobić tak, żeby Alex nie zabrała wam piłki! Co jest z wami nie tak?! Katie i Lex wychodzi, Lex i Angelinie wychodzi... Potter jest dla was zbyt ciężkim przeciwnikiem, czy jak?!

- Wood! - Alex obróciła się gwałtownie w jego stronę. Harry uganiał się za zniczem, a bliźniacy Weasley obserwowali tę sytuację z góry, odbijając między sobą na przemian dwa tłuczki. To była niebezpieczna żonglerka, kwestią czasu było, aż któryś z nich rozkwasi im nosy.

- Co?

- To nie było miłe - zwróciła mu uwagę. - Może spuszczę nieco z tonu po prostu....?

- Nie. - Pokręciła głową Angelina. - Wood ma rację. Musi nam to wyjść niezależnie od tego, w jakiej konfiguracji będziemy wykonywać to zagranie. A jeśli uda nam się ograć ciebie, to ogramy każdego. - Uśmiechnęła się do Alex.

Katie burknęła coś nadąsana, ale przyznała jej rację.

- Dzięki. - Alex zaczerwieniła się po czubek uszu. - Dobra, skupcie się. Nie będę się z wami cackać! - ostrzegła.

Kilka prób później, Angelina z Katie w końcu przebiły się przez jej obronę, jednak Wood zatrzymał kafla przed bramką. Zrobiło się późno, zbliżał się czas śniadania, postanowili więc przełożyć to na wieczorny trening.

Wood naprawdę ich nie oszczędzał.

Alex przebrała się szybko i czekała przed drzwiami męskiej szatni. Harry obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem.

- Pogadamy na śniadaniu. Mam sprawę do Wooda - wyjaśniła szybko, ignorując gwizdy bliźniaków, którzy poczochrali ją synchronicznie po głowie.

Kapitan wyszedł chwilę później, również zaskoczony obecnością dziewczyny.

- Mówiłaś, że jesteś głodna - zauważył.

Jakby na potwierdzenie tych słów, Alex zaburczało w brzuchu. Zignorowała to jednak.

- Faworyzujesz mnie, Ollie - oznajmiła bez żadnych wstępów. - I co gorsza, ranisz przy tym uczucia dziewczyn. - Zaplotła ręce na piersi.

- Wcale nie. - Pokręcił głową. - Faworyzowałbym cię wtedy, gdybym chwalił cię mimo iż nie wyróżniałabyś się na tle grupy. Ale ty naprawdę jesteś świetna. Wszyscy to wiedzą!

- Nie musisz tego podkreślać - zwróciła mu uwagę. - A poza tym, wcale nie jestem lepsza od pozostałych... Nie powinieneś tego mówić, Wood. Po prostu tak nie robi dobry kapitan.

Czekała na wybuch złości, w końcu nie powinna tak do niego mówić. Był starszy, miał większe doświadczenie i na dodatek był kapitanem. Oliver jednak uśmiechnął się do niej ciepło.

- Dobrze, Lex. Postaram się już tak nie robić. Dziękuję ci, że jesteś ze mną szczera. - On również poczochrał ją po głowie na odchodne, a Alex wywróciła oczami.

Była ich drużynową maskotką, czy jak?

Na Wielkiej Sali śniadanie trwało w najlepsze. Alex z zaskoczeniem odkryła na swoim talerzu dwie apetycznie wyglądające kanapki.

- Harry mówił, że Wood was wymęczył - odpowiedziała na niezadane pytanie Hermiona. - Gdyby nie ja, Ron zjadłby wszystko w zasięgu wzroku.

- Whale kne! - oburzył się rudzielec, przełykając szybko swoją kanapkę. - Harry mówił ci o naszym planie?

- Coś wspominał. Charlie zajmie się... naszym podopiecznym?

- Nie wiemy jeszcze, wysłaliśmy sowę i czekamy na odpowiedź. Oby odpisał jak najszybciej. Chatka Hagrida już długo nie pociągnie...

Następne dni wypełniło im nerwowe oczekiwanie na list od starszego brata Rona. Zajmował się smokami, istniała więc szansa, że znajdzie dla Norberta nowy dom, w którym będzie mógł podpalać co tylko zechce, nie pozbawiając przy tym Hagrida miejsca do mieszkania. To z kolei przypomniało Alex o wysłanym przez nią liście do przyjaciół mamy, Sandy jednak nadal nie wróciła. Nie należało się jednak martwić - w końcu droga do Australii była daleka.

Dodatkowo stresujący był fakt, że Malfoy ewidentnie napawał się swoją przewagą. Wszyscy marzyli o tym, by zetrzeć mu z twarzy ten pewny siebie uśmieszek, ale niestety nie mogli się wychylać.

Czara goryczy przelała się parę dni później, gdy Ron wrócił z dyżuru u Hagrida - postanowili zaglądać do niego na przemian, by nie wzbudzać podejrzeń - z paskudnym ugryzieniem na ręce.

- Pokaż to. - Alex zaprowadziła go bliżej kominka, podczas gdy rudzielec żalił się na "paskudnego gada". - Pani Pomfrey powinna rzucić na to okiem...

- I co jej powiem? "Ugryzł mnie króliczek... właściwie to smok, ale Hagrid chyba myśli inaczej"? - sarknął Ron.

- Nie obwiniaj Hagrida, ma po prostu miękkie serce - westchnęła Alex. - Coś wymyślimy. Na razie ci to opatrzę i zobaczymy, co się stanie.

Ruszyła po apteczkę do dormitorium, a kiedy wróciła do Pokoju Wspólnego, pozostała trójka pochylała się na kawałkiem pergaminu, a obok siedziała obrażona Hedwiga, bezskutecznie domagająca się nagrody. Alex szybko pokojarzyła fakty - to musiała być odpowiedź od Charliego.

Dała sowie kilka przysmaków i zajrzała Harry'emu przez ramię.

Z listu wynikało, że starszy brat Rona chętnie zaopiekuje się smokiem, jednak jego transport nie jest do końca legalnym przedsięwzięciem i przekazanie go jego przyjaciołom będzie musiało odbyć się w tajemnicy, pod osłoną nocy.

A to oznaczało złamanie kilku punktów szkolnego regulaminu.

- Mamy pelerynę-niewidkę... - zaczął niepewnie Harry.

- Wszyscy się pod nią nie zmieścimy. - Alex pokręciła głową. - Ale dwie osoby powinny wystarczyć do transportu, nie jest jeszcze taki duży.

- Pójdę z Ronem - odparł Harry.

- Nie. Ron nigdzie nie pójdzie z tą ręką - odpowiedziała Alex. - Ja z tobą pójdę. Albo Hermiona.

- Ja pójdę - zadecydowała z mocą Hermiona. - Ty, Alex, przydasz się do odwracania uwagi. Ja nie potrafię okłamywać nauczycieli, a gdyby coś poszło nie tak, ktoś musi nas kryć.

- Okej - zgodziła się dziewczynka. - Dobra, a ty Ron naprawdę powinieneś iść do skrzydła szpitalnego, zanim ci ta ręka odpadnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro