13. Siedem prób [4/4]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ostatniej komnacie nie było niczego poza lustrem i stojącą przed nim postacią. Lustro wydawało się znajome i Alex prędko rozpoznała w nim zwierciadło Ain Eingarp. Natomiast postać, która przed nim stała nie była Snapem, co nieco ucieszyło dziewczynkę. Podskórnie czuła, że nauczyciel eliksirów, mimo iż zachowywał się podejrzanie, nie był winny. W końcu zawsze był dla niej relatywnie miły... jak na jego standardy.

- To pan? - wyjąkał Harry, wpatrując się z niedowierzaniem w profesora Quirrela.

- Oczywiście, zastanawiałem się nawet, czy się tutaj spotkamy i się nie zawiodłem, Harry Potterze.

Alex zauważyła, że nauczyciel nie jąka się jak zwykle. Najwyraźniej była to z jego strony tylko gra. Rozejrzała się dyskretnie po sali, szukając inspiracji. Quirrel na razie nie zwracał na nich zbytniej uwagi, zaabsorbowany lustrem. Musieli odwrócić jego uwagę od lustra. Ona musiała, podczas gdy Harry musiał znaleźć sposób na przejęcie Kamienia.

Zerknęła z ukosa na brata. Po jego oczach poznała, że jego tok myślenia jest podobny do jej.

- To ja się na panu zawiodłam, profesorze! - zawołała, robiąc krok do przodu, stając pomiędzy nauczycielem a Harrym. - Zawsze był pan taki miły i sympatyczny... Tak wiele się od pana nauczyłam! - wołała. - Myśleliśmy, że to Snape...

- Podejrzewaliście poczciwego Severusa? - zaśmiał się Quirrel. - Dobre sobie, choć właściwie pasuje do niego rola czarnego charakteru.

- Próbował zabić Harry'ego! - upierała się dalej Alex. Właściwie nie wierzyła w to od samego początku, ale na potrzebę tej chwili postanowiła nieco inaczej przedstawić fakty. - Zaczarował miotłę podczas meczu.

- To ja go próbowałem zabić! - oburzył się Quirrel. - On mi dość skutecznie w tym przeszkadzał, ale byłem już blisko sukcesu, kiedy ta głupia dziewucha mnie potrąciła i straciłem kontakt wzrokowy.

Alex aż zamilkła z wrażenia. Czyli Snape uratował jej brata?

- Tak, Potter. - Nie zauważyła, że ostatnie słowa wypowiedziała na głos. - Myślisz, że dlaczego sędziował w następnym meczu? Chciał mieć na niego oko. I tak bym nic nie zrobił pod okiem Dumbledore'a... Spokojnie, dzisiaj i tak dopnę swego.

Alex zagryzła wargę. Nie była pewna, czy mordercze zapędy Quirrela dotyczą tylko Harry'ego, wydawało się, że zupełnie nie zwraca na nią uwagi. Nie było to do końca prawdą, bo nauczyciel nagle rzucił zaklęcie, które spętało oboje grubym powrozem. Drugim zaklęciem wyrwał z ich rąk różdżki, odsyłając je daleko pod ścianę. Byli bezbronni.

- Po co włóczyłeś się po szkole w Noc Duchów, Potter? - spytał Quirrel. Alex nie widziała teraz jego twarzy, podobnie jak i Harry'ego, bo zwróceni byli do siebie plecami.

- To pan wpuścił tego trolla! - Uświadomił sobie Harry.

- No tak! To w końcu pana specjalność - przypomniała sobie Alex. Że też wcześniej nie wydało im się to podejrzane! Kto jednak by pomyślał, że ciapowaty nauczyciel skrywa tak mroczną tajemnicę?

- A Snape na dodatek wszędzie węszył i starał się pokrzyżować mi plany... Liczyłem, że ten pies odgryzie mu nogę, ale jednak mu się nie udało. A teraz bądź cicho, Potter, muszę odkryć tajemnicę tego zwierciadła... Jest kluczem do odnalezienia Kamienia...

Alex szturchnęła lekko Harry'ego nogą. Musiał przesunąć się w kierunku lustra.

- Widziałem pana w lesie ze Snapem - oznajmił Harry, odwracając uwagę nauczyciela, który przyglądał się zwierciadłu ze wszystkich stron. - Wydawał się pan przestraszony...

- To była tylko gra, żeby się nie zorientował. Chciał mnie nastraszyć... Mnie, który ma po swojej stronie samego Czarnego Pana! - chełpił się Quirrel, a Alex przesunęła się dyskretnie w bok, by odwrócić jego uwagę od Harry'ego, by ten miał okazję zbliżyć się do lustra.

- Widzę Kamień... Przekazuję go mojemu mistrzowi.... Ale nie widzę, gdzie on jest? Gdzie on jest? - Nauczyciel był zbyt zajęty lustrem, by zwracać uwagę na Potterów. Harry spróbował jeszcze raz.

- A wtedy w klasie, gdy pan szlochał... Myślałem, że to Snape panu grozi.

W końcu udało mu się nieco zachwiać pewnością siebie Quirrela.

- Mój pan jest bardzo potężny, a ja słaby i czasem... służenie mu jest ciężkim brzemieniem.

- Więc był wtedy z panem w tej klasie? - zainteresowała się Alex, chcąc za wszelką cenę odciągnąć Quirrela od lustra. Niemal czuła napięcie Harry'ego, który pragnął tego samego, co i ona.

- On jest ze mną wszędzie, Potter! Byłem młody i głupi, dopiero gdy go poznałem, dowiedziałem się, że mogę stać się kimś wielkim. On uświadomił mi, że nie ma czegoś takiego jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga, a ludzie są zbyt słabi, by po nią sięgnąć. Tylko najodważniejsi są na to gotowi.

- Nieprawda. - Alex pokręciła głową. - Są dobrzy ludzie. Tacy jak Dumbledore! On jest naprawdę odważny i wspaniały, a nigdy nie zniżyłby się do poziomu Voldemorta, dla władzy i bogactwa!

- Zdumiewająca lojalność, Potter - prychnął Quirrel. - Lecz i Dumbledore ugnie się przed Czarnym Panem, gdy ten powróci do pełni sił. Moim zadaniem jest mu w tym pomóc. Zawiodłem już kilka razy, ale teraz moja misja dobiegnie końca. Lord Voldemort nie toleruje porażek i bezlitośnie za nie każe...

- To pan włamał się do Gringotta, prawda? - domyśliła się Alex. Harry, kawałek po kawałeczku przesuwał się w stronę lustra. - Ale się pan spóźnił i... został pan ukarany.

- Zdumiewająca przenikliwość, Potter. - Quirrel gwałtownie zwrócił się w jej stronę, mrużąc oczy. - Miałabyś szansę na stanie się wspaniałą czarownicą... Ale niestety nie przeżyjesz dzisiejszej nocy. To nawet trochę przykre.

Odsunął się od niej i wrócił do lustra. Alex zerknęła na Harry'ego, który był już blisko osiągnięcia sukcesu. Gdyby tylko udało mu się spojrzeć w lustro...

- Co mam robić? Pomóż mi, mistrzu!

I nagle rozległ się głos dochodzący jakby z wnętrza głowy Quirrela. Głos, który obojgu rodzeństwu zmroził krew w żyłach.

- Użyj chłopca.

Więzy Harry'ego opadły, gdy Quirrel gwałtownie postawił go na nogi i pociągnął przed lustro. Alex oddychała ciężko. A więc to prawda. Czarny Pan był tutaj, był w tym pomieszczeniu! Był zresztą cały czas na wyciągnięcie ręki, przez cały rok szkolny!

Skupiła się na Harrym, który na trzęsących się nogach stanął przed lustrem. Wiedziała, że sobie poradzi, gdzieś w głębi duszy czuła, że zdobędzie Kamień. I tak się stało, choć chłopiec nie dał nic po sobie poznać. Quirrel również nic nie zauważył. Ona jednak wiedziała. Po prostu wiedziała.

Kamień był względnie bezpieczny. Teraz tylko musieli tylko zabrać go jak najdalej stąd.

Czy to był właściwy moment na wyswobodzenie się z więzów? Alex przez ostatnie minuty gorączkowo myślała nad zaklęciem, które pomogłoby się jej dyskretnie uwolnić. Tym razem nie zapomniała o swoim darze. Podczas gdy Harry grał na zwłokę, starając się omamić Quirrela, dziewczynka szeptem rzuciła zaklęcie. Nie robiła tego nigdy wcześniej, zadziałało więc dopiero za trzecim razem. Sploty za jej plecami zostały rozcięte, tylko nieznacznie raniąc jej skórę.

Quirrel dał się nabrać, ale Harry'emu nie udało się omamić Czarnego Pana.

- On kłamie. Chcę z nim porozmawiać.

- Ale... - zaoponował nauczyciel.

Głos jednak był nieugięty. Chcąc, nie chcąc Quirrel zaczął rozwiązywać swój nieodłączny turban. Alex bardzo chciała zamknąć oczy, ale nie potrafiła oderwać wzroku. W końcu, gdy opadł ostatni kawałek materiału ich oczom ukazał się potworny widok. W miejscu, gdzie powinna znaleźć się potylica nauczyciela, widniała odrażająca twarz o płaskich nozdrzach i wężowych oczach. Oczach, które wpatrzone było w struchlałego ze strachu Harry'ego.

- Witaj, Harry Potterze - odezwał się głos. - W końcu spotykamy się ponownie. Widzisz, co ze mnie zostało? Jestem skazany na pomoc innych, słabszych ode mnie. A to wszystko z twojej winy, Harry Potterze.

Głos Voldemorta sączył się do ich uszu niczym jad. Alex zsunęła z siebie kawałki powrozu, zupełnie niezauważenie. Była poza zasięgiem wzroku Quirrela, a Czarny Pan był całkowicie skoncentrowany na Harrym. Alex zupełnie dla niego nie istniała.

- Krew jednorożca wzmocniła mnie, jednak dla całkowitego powrotu do zdrowia potrzebuję Eliksiru Życia, potrzebuję Kamienia Filozoficznego. Dlaczego nie chcesz mi go dać, Harry Potterze? - zapytał Voldemort podstępnie przyjaznym tonem. - Przecież masz go w kieszeni.

Harry cofnął się.

- Dlaczego wciąż walczysz, Harry? Po co? Nie lepiej przyłączyć się do mnie i zachować życie? Chcesz skończyć, błagając o litość, jak twoi rodzice....?

- Kłamca! Nie słuchaj go, Harry! - Alex wsunęła się między brata a potworną postać.

Voldemort skrzywił się, zaskoczony.

- A to kto?

- To siostra Pottera, panie.

Voldemort po raz pierwszy wydawał się zbity z tropu.

- Byłem pewien, że zginęłaś zgliszczach tej rudery, nazywanej przez waszych rodziców domem... No cóż, łatwo nadrobimy to niedopatrzenie. Zabij ją i zabierz chłopcu Kamień - rozkazał Quirrelowi.

- Nie! - krzyknął Harry, kiedy nauczyciel obrócił się, celując różdżką w Alex. Ta jednak rzuciła pierwsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy.

- Depulso!

Odrzuciło to Quirrela o parę metrów, co wystarczyło, by Potterowie odsunęli się aż po same ogniste drzwi.

- Łap go! Zabierz mu Kamień! - krzyczał Voldemort.

Tym razem to Quirrel odesłał Alex zaklęciem pod przeciwległą ścianę i stracił nią zainteresowanie. Uderzenie o ścianę wyparło z jej płuc całe powietrze. Pociemniało jej w oczach, nie umiała złapać oddechu. Bezsilnie patrzyła, jak Quirrel zbliża się do Harry'ego, wyciągając ku niemu swoje dłonie.

- No dalej, Harry! - wołał dalej Voldemort z tyłu głowy Quirrela. - Po co umierać? Twoja matka wcale nie musiała zginąć, ale wolała oddać za ciebie życie... Ty nie musisz ginąć na próżno!

Nauczyciel złapał Harry'ego, jednak jego twarz wykrzywił grymas.

- Mistrzu... Nie mogę go utrzymać, to parzy!

- Więc zabij go, głupcze! - warknął Voldemort.

Quirrel uniósł rękę z różdżką.

Dotnij go, nie może znieść twojego dotyku - pomyślała Alex, jednak nie miała siły krzyknąć do Harry'ego. - To go powstrzyma!

Jej brat jednak, jakby słysząc jej słowa, złapał nagle Quirrela za twarz, a on zaczął drzeć się wniebogłosy. Ciało Quirrela zaczęło płonąć, rozpadać się w pył. Harry opadł bezsilnie na posadzkę, a spomiędzy prochów nauczyciela uniósł się jakby cień i zawisnął nad chłopcem. Choć był tylko cieniem, nadal był groźny. Alex wzięła głęboki oddech i ostatkiem sił rzuciła jeszcze jedno zaklęcie:

- Protego!

Półprzezroczysta tarcza oddzieliła chłopca od cienia, który sycząc wściekle uniósł się w górę i zniknął przez szparę w sklepieniu.

Alex opuściła rękę i podczołgała się do Harry'ego. Złapała go za rękę, upewniając się, że nic mu nie jest i chwilę później również straciła przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro