7. Nimbus 2000 [2/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miotła była wspaniała. Naprawdę wspaniała i Alex nie potrafiła się na nią napatrzeć. Już nie mogła się doczekać, aż będzie mogła ją wypróbować. Jeżeli foldery reklamowe mówiły prawdę, to była naprawdę szybka!

O tej porze dnia Pokój Wspólny świecił pustkami, więc rozsiadła się przed kominkiem i doczytywała różne ciekawostki techniczne z wypożyczonego po drodze w bibliotece czasopisma. Po drodze zgubiła gdzieś chłopaków, ale nie przejmowała się tym. Pewnie też zaszyli się gdzieś, by przyjrzeć się bliżej Nimbusowi.

- Alex?

Poderwała głowę znad gazety i nieco rozkojarzona spojrzała na Wooda stojącego nad nią w stroju sportowym z miotłą pod pachą.

- Już siódma? - zdziwiła się, szukając wzrokiem zegarka.

- Jeszcze nie, ale umówiłem się wcześniej z Harry'm, żeby opowiedzieć mu co nieco o quiddichu jako takim. Wiesz, jest całkiem zielony w tych sprawach. - Oliver podrapał się z zakłopotaniem po głowie. - Kto by pomyślał, że ktoś taki jak on, nie ma bladego pojęcia o najważniejszej rozrywce czarodziei?

- Całe życie wychowywał się wśród mugoli - odpowiedziała Alex, wzruszając ramionami. - Chyba pójdę z tobą, z chęcią posłucham, bo dotąd grałam jedynie w ogródku, za bramki mając gałęzie starej gruszy. No i nie mogę się doczekać, aż jej dosiądę. - Poklepała miotłę po trzonku czułym gestem.

- Nie dziwię ci się. - Kiwa głową Wood, z uznaniem zerkając na miotłę. - Ubierz się ciepło, bo jest już chłodno. Czekam przed wejściem.

Alex pomknęła na górę po rzeczy i w kilka minut była już gotowa. Starszy chłopak zgodnie z obietnicą czekał na nią przy portrecie Grubej Damy, która zagadywała go kokieteryjnie.

- ...taki miły z ciebie chłopiec, Olivierze. I na dodatek przystojny!

- Dziękuję, Gruba Damo - wymamrotał Wood, cały czerwony na twarzy, z ulgą dostrzegając Alex. - O, Potter! Jesteś już. Fantastycznie, idziemy! - pośpiesznie pożegnał damę z portretu, ciągnąc za sobą zdezorientowaną dziewczynę i odzyskując powoli naturalne kolory.

- Chyba cię lubi - zaśmiała się Alex, a chłopak pokręcił głową.

- Zaczepia mnie tak odkąd zostałem kapitanem drużyny. Ponoć Charlie Weasley miał podobny problem - dodał.

- Zaraz, zaraz... To brat Rona? - uświadomiła sobie Alex. - Na jakiej pozycji grał?

- Szukający, jak twój brat. Był najlepszy, szkoda, że pojechał szukać tych swoich smoków. Mógłby grać w reprezentacji, jeśli by chciał - westchnął jakby z zazdrością.

- To musiał być naprawdę dobry - zgodziła się z nim Alex. - Patrz, Harry już jest! - zawołała, wskazując samotną postać krążącą nad boiskiem do quidditcha. Opadał, wirował, robił nagłe zwroty, ewidentnie testując nową miotłę.

- Dobra, leć do niego, a ja pójdę jeszcze po kilka rzeczy ze schowka. - Wood oderwał wzrok od sylwetki Harry'ego i uśmiechnął się do niej. - Serio jest dobry. Ale nie mów mu tego na razie. No wskakuj, widzę, że nie możesz się doczekać - dodał ze śmiechem, patrząc jak kurczowo ściska trzonek miotły.

Alex nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przerzuciła nogę przez miotłę i mocno odepchnęła się od ziemi. Pęd powietrza rozwiał jej włosy, a z ust wycisnął cichy okrzyk zaskoczenia. Nie spodziewała się aż takiej prędkości.

Dołączenie do Harry'ego zajęło jej mgnienie oka, przekornie zablokowała mu drogę, zmuszając do gwałtownego zwrotu.

- Ej! - krzyknął oburzony, chwilę później jednak się uśmiechnął. - Świetne są, prawda?

- Genialne! Wood zaraz do nas przyjdzie. Ścigamy się? - zapytała z zawadiackim uśmiechem, a Harry ochoczo skinął głową.

- Dwa okrążenia, meta na tamtych bramkach. - Alex wskazała drugi koniec boiska. - Na trzy. Raz, dwa, trzy!

Oboje wystrzelili jak z procy. Dystans okazał się dziwnie krótki, bo nowe miotły, nawet z niezbyt jeszcze wprawionymi posiadaczami, pokonały go w kilka chwil i niemal jednocześnie rodzeństwo wpadło na metę.

- Remis? - sapnął Harry, zerkając na nią z ukosa.

- Remis - zgodziła się Alex, a z dołu dobiegł ich przenikliwy dźwięk gwizdka. - Chodź, Wood nas woła.

Już bez pośpiechu wrócili na dół, gdzie oczekiwał ich starszy Gryfon z dużym, tajemniczo wyglądającym kufrem.

- Aż przyjemnie się na to patrzy - powitał ich z szerokim uśmiechem. - W tym roku Puchar będzie nasz. Ale najpierw... Harry, co wiesz o quidditchu?

- Prócz tego, że gra się w niego na miotłach? - Chłopak podrapał się po głowie. - Niewiele.

- Alex? - Wood odwrócił się do niej, a ona wzruszyła ramionami.

- Mów wszystko, przyda mi się powtórka.

- No dobra. - Chłopak wziął się pod boki. - Mamy siedmiu graczy w każdej drużynie: trzech ścigających, dwóch pałkarzy, obrońca oraz szukający. Ścigających obchodzi głównie ta piłka. - Sięgnął do kufra i wyciągnął dużą, czerwoną piłkę. - To kafel. Ścigający podają ją sobie i przerzucają przez obręcze przeciwnej drużyny, zdobywając punkty. W naszej drużynie tę funkcję pełnią Angelina i Katie. No i ty. - Uśmiechnął się szeroko do Alex.

- A ty? - zapytała zerkając na niego z ukosa.

- Ja jestem obrońcą. Pilnuję, żeby ścigający z przeciwnej drużyny nie mieli tak łatwo w zdobywaniu punktów. Potem, w kolejności mamy dwóch pałkarzy. Trzymajcie. - Podał każdemu z nich po krótkiej, grubej pałce.

- Po co to? - zdziwił się Harry.

Wood nie odpowiedział, tylko odpiął łańcuch przytrzymujący jedną z dwóch, bardzo ruchliwych piłek, która pomknęła od razu ze świstem w górę.

- To jest tłuczek, jeden z dwóch - wyjaśnił, obserwując tor ich lotu. - Uważajcie, wraca.

Alex nie bardzo zrozumiała, na co miałaby uważać, póki nie zauważyła, że tłuczek mknie prosto w jej stronę. Odruchowo odbiła go pałką, a ze strony Wooda dobiegło ją głuche stęknięcie.

- Mam go! - sapnął, z trudem umieszczając go z powrotem w kufrze i zabezpieczając go łańcuchem. - Ale następnym razem nie celuj we mnie, Potter, dobra?

- Wybacz, to nie było specjalnie. Nic ci się nie stało? - zapytała z troską.

- W porządku. Naszymi pałkarzami są bliźniacy Weasley. Możecie więc być spokojni, tłuczki nie będą wam zagrażać. Oni sami są jak para ludzkich tłuczków.

- Co one tak właściwie robią? - dopytywał Harry, zaglądając ciekawie do kufra.

- Zamieszanie. Atakują graczy, ale gdy drużyna ma dobrych pałkarzy, można obrócić ich działanie na swoją korzyść. Spokojnie, spotkanie ze szkolnym tłuczkiem kończy się tylko co najwyżej kilkoma złamanymi kośćmi.

- Tylko?! - wykrzyknęli jednocześnie. Wizja połamanych kończyn nie bardzo im się spodobała.

- Cóż, dawniej zdarzały się nawet przypadki śmiertelne... Ale to historia. I, jak mówiłem, Weasleyowie znają się na swojej robocie.

- Jeżeli to nas miało pocieszyć, to niespecjalnie ci się udało - zwróciła mu uwagę Alex.

- A ta piłka? Do czego służy? - Harry zajrzał do kufra, starannie omijając wzrokiem wyrywające się tłuczki.

- To, Harry - odpowiedział uroczyście Wood - jest złoty znicz. Jest bardzo szybki i zwinny. A zadaniem szukającego, czyli twoim, jest go złapać. Pochwycenie go kończy rozgrywkę i zapewnia drużynie dodatkowe sto pięćdziesiąt punktów, co zazwyczaj przesądza o wygranej. Twoja rola jest więc bardzo ważna.

- Jak szybki jest? - zapytał chłopak, uważnie przyglądając się maleńkiej piłeczce.

- Bardzo. Ale dzisiaj nie będziemy sprawdzać, jak sobie radzisz. Jest już ciemno, a nie chciałbym go zgubić - ostudził jego zapał Wood. - Poćwiczymy na zwykłych piłkach. I jak wam się podoba?

- Super! - zawołała Alex. - Nie mogę się doczekać pierwszych treningów!

- Dokładnie. Zasady trochę przypominają mi koszykówkę... - zauważył Harry, a Oliver i Alex spojrzeli na niego zdezorientowani.

- Co to koszykówka?

- To... taka gra. Jak quidditch, tylko bez mioteł - wyjaśnił chłopak mętnie.

- Bez sensu - stwierdzili jednocześnie, spoglądając na siebie nawzajem, a Harry w duchu przyznał im rację. Po co biegać, jak można latać?

- Dobra, dzieciaki, dość gadania, pokażcie, co potraficie. Może najpierw Harry, póki jeszcze nie jest całkiem ciemno...

Razem z Alex rzucali w różnych kierunkach piłki ping-pongowe, które rozmiarem przypominały znicza, a Harry dwoił się i troił, by wszystkie wyłapać. Biorąc pod uwagę tempo, jakie mu pod koniec narzucili, wynik był więcej niż zadowalający.

Następnie dokonali małej zamiany. Wood ustawił się w bramce, a Alex z pomocą Harry'ego najpierw ćwiczyła podania, by chwilę później zaatakować bronione przez starszego Gryfona obręcze. Oliver był świetnym obrońcą, więc Alex musiała się nieźle nakombinować, by przełamać jego linię obrony. Ostatecznie jednak kafel kilkakrotnie wymknął mu się z rąk i przeleciał przez obręcz.

- Starczy jak na pierwszy raz. Jest dobrze. Bardzo dobrze. Lepiej, niż mógłbym marzyć. - Wood spojrzał na nich z uznaniem - zgrzanych, czerwonych na twarzach i, nie wiedzieć czemu, umazanych błotem i trawą. - Idźcie do dormitorium się przebrać. Jutro chyba macie lekcje...?

Kiwnęli głowami i ruszyli w milczeniu z powrotem do zamku. Nie mieli nawet siły rozmawiać, czy to ze zmęczenia, czy raczej z emocji.

- Alex? - zawołał ją jeszcze Wood. - Pogadaj jeszcze jutro z dziewczynami, powiedzą ci co i jak. A w sobotę rano widzimy się na treningu!

- Jasne - odpowiedziała i dogoniła Harry'ego, który wyprzedził ją już o kilka kroków. - W porządku? - zapytała, zerkając na niego z ukosa.

- Więcej niż w porządku - odparł uśmiechając się krótko, a Alex zrobiło się ciepło na sercu.

Tej nocy spała jak suseł, mocno ściskając trzonek miotły, z którą nie chciała się jeszcze rozstawać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro