rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tobias

Cała armia szykuje się na atak na centrum dowodzenia. Co chwila mijam osoby z bronią, ze sprzętem, który ma nam zapewnić przewagę albo osoby trenujące, chcące uzyskać pewność, że przeżyją. Atak na centrum dowodzenia był naszym celem od samego początku, ale zaskoczyła nas symulacja i musieliśmy nieco zmienić plany. Ponoć kilka miesięcy po podaniu symulacji osobie odpornej na nią, pokonuje serum, a tym samym symulację. Może większość miasta już zneutralizowało symulację i nie będzie kolejnych niespodzianek.

-Wszystko już prawie gotowe- informuje mnie Zeke- Jak mniemam, ty chcesz zaatakować więzienie?

-To chyba oczywiste- odpowiadam z pewnego rodzaju sztywnością. Jeśli atak się powiedzie i wygramy, poznam moją córkę. To bardzo mnie stresuje. Nie do końca wiem, jak zachować się przy dziecku, do którego stworzenia się przyczyniłem, a nie uczestniczyłem w jej życiu przez ponad trzy lata.

-Podczas ataku wszyscy więźniowie europejscy muszą być zamknięci, żeby symulacja się nie powtórzyła.

-Christina, Rita i Amar się tym zajęli. Obiecali, że do końca przygotowań uda im się to ogarnąć.

Zeke siada obok mnie i bierze do ręki kilka dokumentów. Przegląda je razem ze mną.

-Nawet nie wiesz, jak trudno jest mi sobie w tej chwili wyobrazić, że masz córkę- mówi mężczyzna po chwili ciszy- że w ogóle spałeś z Tris. Oboje pochodzicie z altruizmu i w ogóle...

-I to jest jakieś dziwne?- unoszę brew- kiedy To się stało, oboje byliśmy już długo po ceremonii wyboru.

-Sztywniakiem jest się do końca życia- uśmiecha się- a przecież tam seks uprawia się wtedy, kiedy chce się założyć rodzinę. A mogę się założyć, że jako osiemnastolatek nie planowałeś mieć dzieci.

-Dobra, skończmy ten temat- odparowuję- w nocy zaatakujemy więzienie i centrum dowodzenia. Wreszcie zakończymy te wojnę.

-Albo zginiemy na polu walki- dopowiada Zeke z lekkim skrzywieniem.

-A to ty zawsze mówiłeś, że jestem pesymistą- kręcę głową i wstaję, po czym podchodzę do Caleba. Siedzi przed laptopem, dzięki któremu dowiedziałem się, że Rose jednak żyje.

-Na co patrzysz?- pytam i siadam obok niego. Zeke zauważając to parska śmiechem i wychodzi z sali. Pewnie poszedł do Amara omówić ostateczne szczegóły ataku. On ma mnie zastąpić. Jeszcze w Chicago uzgodnione było, że ja mam stanąć na czele armii, ale po otrzymaniu informacji, że Rose żyje, nikt nie mógł mnie przekonać, żebym trzymał się planu. Uparłem się, żebym wziął udział w odbiciu mojej córki.

-W żaden możliwy sposób nie mogę dostać się do Tris- odpowiada cicho Caleb- za każdym razem, kiedy mam okazję sprawdzić, gdzie jest i jak wygląda, ona jest akurat w miejscu, do którego kamera nie ma jakiegokolwiek dostępu.

Choć nie w pełni rozumiem technologię Caleba, to zdaję sobie sprawę, o co mu chodzi.

-Jak to możliwe?

-Albo znajduje się w miejscu, w którym nie ma kanalizacji ani niczego, czym mógłbym się dostać, albo jest tam, gdzie znajduje się specjalne pole grawitacyjne. Odpycha ono automatycznie każdą metalową rzecz. Na szczęście bez informowania centrum dowodzenia o podejrzanej maszynie.

Zauważam, że Caleb stara się dostosować słownictwo do mojego zasobu słów tak, żebym mógł zrozumieć, o czym mówi. A że przez pracę w rządzie mój język znacznie się poprawił, Caleb ma znacznie łatwiej i może używać swoich elokwentnych wyrażeń.

-Chyba Tris nie spędza w takich miejscach dnie i noce.- marszczę brwi. Zastanawiam się nad prawdziwością tego zdania.

-Może szukaliśmy na początku tam, gdzie nie trzeba?- Caleb naciska kilka klawiszy, a ekran pojawia się w więzieniu, gdzie siedzi Rose.

-Co masz na myśli?- zaczynam słuchać Caleba jednym uchem. Prawie całą uwagę skupiam na skulonej i wychudzonej dziewczynce, siedzącej w ciemnej i wilgotnej celi.

-Od naszego przybycia ciągle szukacie Beatrice na obrzeżach miasta, a teraz okazuje się, że ona ciągle jest w samym jego centrum. Chyba właśnie o to jej chodziło. Wszyscy pewnie podejrzewali, że tam się ukrywa, a Tris zrobiła kompletnie na odwrót. Kto by podejrzewał?

-Chyba właśnie nikt- mruczę i przyglądam się bardziej dziewczynce. Jest ciemno, ale widzę jej lśniące od łez oczy, zaszklone, jak lustro. Brązowe włosy opadły na czoło oraz wzdłuż drobnego ciała dziewczynki. Jest skulona: rękami ciasno obejmuje nogi, przyciska je do piersi. Za każdym razem, kiedy mam czas popatrzeć na nią, widzę ją w takiej samej pozycji. Rzadko ma inną, jakby chciała się ochronić przed całym zewnętrznym światem. A może chce poczuć na sobie obecność kogoś bliskiego? Może Tris, jej mamy?

-Gdybyś wiedział, jak teraz wyglądasz- słyszę lekko rozbawiony głos. Należy do Christiny. Caleb gdzieś się ulotnił.

-Aż tak cię to śmieszy?- siada obok mnie i sama z lekkim smutkiem patrzy na Rose.

-Szkoda, że nie mogę uczestniczyć w odbiciu jej z więzienia- zmienia temat, jakby nie było mojego pytania i wzdycha.

-Trochę szkoda.

-Pamiętam, kiedy po raz pierwszy ją ujrzałam. Tris na początku zrobiła mi awanturę w jakimś zaułku, za to, że zostałam tu specjalnie. Potem okazało się, że mieszkamy razem, więc udałyśmy się tam.

Lubię słuchać opowieści Christiny i Rity, które mają wątek z Tris i Rose. Pozwalają mi one poznać trochę moją własną córkę, której jak narazie nigdy na własne oczy nie widziałem.

-Zanim weszłyśmy do mieszkania, Tris ostrzegła mnie, żebym się nie przeraziła czymś. Wtedy po prostu pomyślałam, że mają tam chlew. Za żadne skarby nie podejrzewałam, że ma na myśli Rose.

-Jak zareagowałaś?- pytam ją i dopiero wtedy mam okazję przyjrzeć jej się dłużej, niż kilka sekund. Ma włosy spięte w wysokiego koka i czerwoną kurtkę- nasz znak rozpoznawczy, choć kurtka nie jest nim do końca. Wszystko czerwone jest znakiem: czerwony tatuaż, kolczyć, zawieszka od kluczy, łatka na kurtce,  czy soczewka.  W ten sposób wiemy, kto jest po naszej stronie, bo tylko oni są wtajemniczeni.

-Faktycznie się przeraziłam. Nagle dowiedziałam się, że Tris żyje, a potem, że jeszcze ma córkę. A najlepsze było to, że ona wygląda, jak taka mała kopia ciebie. Tyle że drobne ciało i duże oczy ma po Tris. Reszta to całkowicie jak mały ty.

Słysząc to nie potrafię powstrzymać się od śmiechu. Przez kamerkę nie potrafię dostrzec szczegółów wyglądu Rose. Ciemność panująca w celi również to utrudnia. Ale na pierwszy rzut oka wiem, że jest podobna do mnie. Ale nie widzę tego tak, jak mówi Christina. Może jak w końcu będę miał okazję ujrzeć ją na własne oczy, przekonam się w całości, jak bardzo jest do mnie podobna.

-Wszyscy więźniowie europejscy są już pozamykani?- zmieniam temat i nakierowuję rozmowę na sprawę ataku oraz sprawy w tej chwili ważniejsze. Już za kilka godzin, zaraz po zmroku mamy zaatakować centrum dowodzenia i więzienie. Wszystko musi być dopięte na ustanie guzik. Nie może być żadnej wpadki, inaczej wszyscy zginiemy.

-Tak- Christina kiwa głową- niektórzy byli przeciwni, ale jak dowiedzieli się, że jeśli tego nie zrobią, to umrą, weszli do izolatek i zajęli się sobą.

-To dobrze- mój wzrok tkwi na popękanej ścianie naprzeciw nas- żołnierze już mają dość spania w tych warunkach.

-Mi nie przeszkadzają- mówi dziewczyna- w więzieniu przed rzekomą egzekucją Rose były znacznie gorsze warunki, a Tris wtedy była ranna. Z każdą godziną była coraz słabsza, a mimo to dała radę podczas egzekucji wyrwać się strażnikom i zdobyć broń. Nie wiem, jak ona to zrobiła.

Nie odpowiadam, tylko kiwam głową i wstaję, po czym wychodzę z pomieszczenia. Na dworze słońce dotyka horyzontu i rzuca na niebo różowe oraz pomarańczowe smugi.

Nagle ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu i dopiero po kilku sekundach orientuję się, że to Amar.

-Wszystko gotowe- mówi ściszonym głosem- wyruszamy o północy...

CDN😘

Tobias odbije Rose? Kiedy znajdzie się Tris? 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro