16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział dość krótki, lecz następny ze strony naszego Lockwooda będzie owiele dłuższy i dość ciekawy. 😁

Riley

Po piętnastu minutach jazdy nie wiedziałam już, gdzie jestem. Od jakiegoś czasu jedziemy nieznaną mi autostradą. Zastanawia mnie tylko, dlaczego mnie wywożą? Przecież mogli mnie zabić na miejscu. Jednak tego nie zrobili. Może mają zupełnie inny plan. Tylko dlaczego do cholery ja tutaj jestem?

- Gdzie jedziemy? - zapytałam siedzącą na przednim siedzeniu kobietę. Nic się nie odzywa od odjazdu. Patrzy się pusto przed siebie. Nie wygląda na groźną, lecz to tylko pozory. Pozostaję, więc posłuszna.

- Gdzieś gdzie ta menda cię nie znajdzie - odpowiedział łysy mężczyzna prowadzący pojazd.

- Nie jest żadną mendą - powiedziałam, lecz wiem, że nie powinnam. W tym momencie stawianie się im jest tylko na moją nie korzyść. Nie mogę jednak słuchać, jakie rzeczy mówią o facecie, który tyle mi pomógł. Tyle mi dał i nie tylko rzeczy materialne. Bezpieczeństwo i szczęście.

- Tacy skurwiele, jak on nie powinny chodzić po tym świecie - odezwała się w końcu brunetka. Zachowuje spokój, lecz w jej głosie można wyczuć okropną złość. Ciekawi mnie, co takiego zrobił Ethan, że ta dziewczyna tak bardzo go nienawidzi.
Resztę drogi odbywam w ciszy, gdyż z wymęczenia, płaczu zasnęłam. Kiedy się obudziłam, byliśmy już na miejscu. Wokół panuje kompletna ciemność, a jedyne co widzę to niewielki szarawy dom, a obok nieznajomą z facetami z samochodu i dwiema kobietami. Ethanie, gdzie jesteś? - cały czas pytałam w głowie z nadzieją, że mnie znajdzie.
Po kilku minutach kierowca kazał mi wyjść z samochodu. Ostrożnie opuściłam wóz, lecz zostałam od razu złapana przez jakiegoś faceta. Nie mam już siły walczyć. Grzecznie więc stanęłam w miejscu, prosząc Boga o zbawienie.

- Zaproście panią Caren do środka - nakazała sprawczyni tego, że tutaj jestem. - Chętnie sobie porozmawiamy.
Ja za bardzo chętna nie jestem, ale może dowiem się w końcu, o co w tym wszystkim chodzi. Mam tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Dlaczego ona nazwała Ethana gangsterem? Przecież to jakiś absurd.
Blond włosy mężczyzna prowadzi mnie do środka, a tam do ładnie urządzonego salonu. Mimo całej sytuacji naprawdę cieszę się z tego ciepłego miejsca. Mogłabym leżeć w jakiejś zimnej, obskurnej piwnicy, a jednak mnie w niej nie ma.

- Pewnie zastanawia cię, co tutaj robisz, a więc. - Wyjmuje na stół zdjęcia USG, na których widać dziecko. Mniej więcej szósty miesiąc. - To moje dziecko, a raczej było.

- Co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam, gdyż nie rozumiem, po co mi to pokazuje. Co ma wspólnego jej dziecko z całą tą sytuacją?

- Mój ojciec wraz z Ianem Lockwoodem byli głowami mafii. Dwóch potężnych mężczyzn, nie do tknięcia. - Wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. - Ian okazał się zdradziecką mendą, wystawił mojego tatę jak na tacy Marcosowi Santacruz. Zginął na miejscu.

- Wciąż nic z tego nie rozumiem - odpowiedziałam, uważnie się jej przyglądając.

- Gdy się dowiedziałam, kto zabił mojego ojca, chciałam się zemścić. Okazało się, że Ian zginął podczas strzelaniny, więc pozostał synalek. - Wbiła czarny nóż w drewniany stół, a w jej oczach dostrzegłam dużą złość. Chęć mordu i krwi. - Nasłałam na niego ludzi, byłam pewna, że już po Lockwoodach. Sukinsyn mnie okiwał. Kiedy kończyłam szykować pokój dla córki, wpadło do mojego domu czwórka facetów. Jeden z nich strzelił w mój brzuch.

- Nie przeżyła? - zapytałam, a kobieta pokiwała twierdząco głową. - Wciąż nie wiem, po co ja tutaj jestem?

- Jesteś słabym punktem dla Ethana jak dla mnie była moja córka - w tym momencie wszystko zrozumiałam. W co ja się wpakowałam? - Spokojnie, jeszcze nic z tobą nie zrobię. Na razie się z nim zabawię. Rozgość się, lecz nawet nie próbuj wyjść z domu. - Skończyła i opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie zupełnie samą.
Kolejny raz się rozpłakałam z mojej bezsilności. Z tego, że nic nie mogę zrobić. Jedynie liczyć na cud, że Ethan lub policja mnie znajdą.
Wymęczona położyłam się na sofie, po czym zasnęłam z nadzieją na lepsze jutro.

- Wstawaj kurwa! - krzyknął ktoś, szarpiąc mnie za ramię. Kiedy otworzyłam opchnięte oczy od płaczu, dostrzegłam ciemność i siedzącego obok mężczyznę. To ten, co kierował samochodem. Jednak zamiast garnituru ma na sobie czarne dresy i niebieską koszulkę.

- Co się dzieje? - zapytałam, siadając, lecz facet tylko złapał mnie za łokieć, ciągnąc na piętro.

- Trochę się zabawimy z Panem Lockwoodem - usłyszałam śmiech kobiety, przez którą się tutaj znalazłam. Nieznajomy nakazał mi usiąść na podłodze i przypiąć się kajdankami do kaloryfera. Może i powinnam się ratować i sprzeciwiać, lecz za bardzo się boję. Tak więc siadam na brązowych panelach, wyczekując na mój dalszy los.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro