30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Riley

Nigdy przedtem się tak bardzo nie bałam. Nie bałam się o to, że Emily mnie zabije. Nie bałam się tego, że jakiś facet chciał we mnie wjechać, ani wtedy gdy podpalili mi dom. Boję się właśnie dzisiaj. Myślałam, że go straciłam. Prawda była taka, że straciłam na dosłownie trzydzieści sekund. Serce Ethana Lockwooda stanęło na pół minuty. Aleksander jednak się nie poddał i cały czas zachłannie go reanimował, kiedy ja leżałam na podłodze, płacząc i trzymając go za rękę. Najgorsze uczucie, jakie może istnieć to bezradność. Nic nie mogłam wtedy zrobić. A jedynie patrzeć, jak mój mężczyzna cierpi.

Teraz na szczęście leży obok i oddycha, a jego serce wciąż bije. To jest najważniejsze.

Wstałam z jego łóżka, po czym zeszłam na dół, aby zrobić jakieś śniadanie. Zastałam tam szorującą podłogę Scarlett. Na widok zakrwawionych płytek, stołu, ścian aż mnie zemdliło. Szybko pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do toalety. Nie jest mi nie dobrze na widok krwi, a na wspomnienie wczorajszego dnia.

– Riley, wszystko dobrze? – Zapukała gosposia. Spłukałam wodę, wytarłam i przepłukałam usta i ją wpuściłam.

Pokręciłam przecząco głową i oparłam się o ścianę.

– Nic nie jest w porządku. Dwa dni temu rozmawialiśmy o nas, ślubie, a dziś mało nie straciłam ukochanego. Co jeśli zdarzy się to jeszcze raz? – zapytałam, a po moich plecach przeszedł  zimny dreszcz. Nie wyobrażam sobie drugiej takiej sytuacji. Nigdy więcej.

– Taka jest jego praca, jeśli chcecie być razem to wiedz, że nie będzie to kolorowe życie. Będzie ryzykowne bardzo, ale będziecie razem w tym wszystkim. Dotychczas Ethan we wszystkim był sam, poznał cię i jest szczęśliwy, ma dla kogo walczyć. – Uśmiechnęła się, co odwzajemniłam. Wróciłam z gosposią do kuchni, gdzie powróciła do pracy, ja natomiast  zaczęłam robić naleśniki z truskawkami i czekoladą. W ekspresie przygotowałam dwie kawy, które następnie zaczęłam nieść do sypialni Ethana.

– Wstałeś? – zapytałam, na widok siedzącego mężczyznę, ze skrzywioną miną. Uparty, zamiast odpoczywać, to się siłuje. – Osioł z ciebie. – Położyłam kawę na szafce i się  uśmiechnęłam. On za to pociągnął mnie za rękę, przez co upadłam na jego nogi.

– Wyjdziesz za mnie? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Przez chwilę nie wiem, co odpowiedzieć. Nie wiedziałam, że to tak szybko się stanie. Jednak odpowiedź już dobrze znam. – Czemu nic nie mówisz? – Pogłaskał mnie opuszkami placów, po policzkach. Na to pytanie poczułam motylki w brzuchu. Mimo iż rozmawialiśmy o ślubie i wiedziałam, że do tego dojdzie, to i tak czuję się jak najszczęśliwsza kobieta pod słońcem. Bo w końcu to Ethan Lockwood, mój mężczyzna i przyszły mąż. 

– Tak, kochanie – odpowiedziałam i wpiłam się w jego malinowe usta. Zaczął mnie zachłannie całować i ściągać białą koszulkę. – Ethan, boli cię. – Dotknęłam, jego rany, lecz on tylko się uśmiechnął. 

– Pieprzyć ból, chcę cię Riley – powiedział i powróciliśmy do poprzedniej czynności. Powoli zdjęłam z mojego narzeczonego spodenki i usiadłam na jego kroczu. Ustami powróciłam do jego, które powolnie jak w tańcu zaczęłam całować. Zeszłam do jego szyi, gdzie wykonałam kilka pięknych, czerwonych malinek. Pocałunkami zeszłam jeszcze niżej, lecz przed penisem się zatrzymałam. Usiadłam i jak w wolnym tańcu zaczęłam się poruszać. Muzykę zastępują nam nasze oddechy i jęki. 

– Ethan – wysapałam, wbijając paznokcie w jego umięśniony brzuch. Poczułam we wnętrzu duży gorąc, a z rozkoszy opadłam na Lockwooda. Przytuleni do siebie, staraliśmy się wyrównać oddechy.

– Kocham cię – powiedział, całując mnie w czoło. 

– Kocham cię – odpowiedziałam, łapiąc go za dłoń. Spojrzałam na nią i już widzę na niej obrączkę. Cholera, nie wierzę w to co się dzieje. Od początku miałam mieć spokojne życie. Pracowanie w redakcji, ślub z jakimś przystojnym i grzecznym chłopakiem, dzieci. Nigdy nie powiedziałabym, że właściciel klubu, mafioza skradnie moje serce. Tak bardzo byłam do niego zniechęcona, a teraz leżę z nim w łóżku po boskim seksie i zaręczynach. Oh ironio. Zakochałam się w samym diable. 

Po pokoju nagle rozniósł się dźwięk pukania. Założyłam na siebie koszulkę i spodnie oraz poprawiłam włosy. 

– Proszę! – krzyknęłam, a do środka weszła Scarlett z tacką pełną naleśników, które miałam przygotować na śniadanie. Okazało się, że śniadanie miałam lepsze tutaj niż w kuchni. 

– Dziękujemy – powiedział Ethan, starając się powoli usiąść. 

– Jak się czujesz? – zapytała, patrząc na ranę owiniętą w bandaże. Brunet jednak tylko machnął ręką i się uśmiechnął. 

– Będą gorsze rzeczy. – Wziął do ust naleśnika, natomiast Scarlett tylko westchnęła i wyszła z sypialni. Upiłam łyk kawy i zagryzłam tą słodką pysznością. 

Po śniadaniu ubrałam się i pożegnałam z Ethanem. Dziś postanowiłam wziąć wolne na tydzień, aby się zająć mężczyzną i na spokojnie przenieść swoje rzeczy do jego domu. Moim mieszkaniem się długo nie nacieszyłam, gdyż mieszkałam tam niecały rok. Naprawdę je polubiłam, lecz nie tak jak sypialnie, z której właśnie wychodzę kuchnie, z której ciągle pachnie, czarny fortepian w salonie i piękny duży ogród. To właśnie w tym domu czuje się bezpiecznie. 

– Ashley, przyjedź szybko do mojego mieszkania, mam Ci coś ważnego do powiedzenia – powiedziałam i nie pozwalając jej nic odpowiedzieć, rozłączyłam się. To jest oczywiste, że moją cudowną świadkową będzie Ashley. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na tym właśnie miejscu. 

Wsiadłam do czarnego mustanga i skierowałam się pod wieżowiec. W radiu włączyłam jedną z moich ulubionych piosenek, a jest nią Clarity - Zedd. Dokładnie opisuje, moją sytuację  z Ethanem. Jest moją częścią, której bym wolała nie potrzebować. A potrzebuje jej jak cholera. Może i bardziej od tlenu. 

Nim zdarzyłam dojechać, pod klatką dostrzegłam zdenerwowaną Ash. Zaparkowałam i wyszłam, idąc w jej kierunku. 

– Co ty sobie myślisz? Wiesz, jak się przestraszyłam! – krzyknęła, lecz ja ją tylko przytuliłam, gdyż moja radość przekracza wszelkie możliwe granice. Gdyby dzięki temu było można latać, byłabym w kosmosie. – A tobie co? 

– Za miesiąc będę panią Lockwood. – Uśmiechnęłam się, natomiast jej szczęka mało nie sięga ziemi. Jest przerażona? Zła? Szczęśliwa? – Mów, że coś! 

– Mała Riley Caren, będzie brała ślub – powiedziała, jak do córki. W jej oczach dostrzegłam niewielkie wzruszenie i iskierki radości. – Cieszę się bardzo! Ale wciąż go nie lubię, niech o tym pamięta. 

– Pomożesz mi przy przeprowadzce? – Pokiwała twierdząco głową. Otworzyłam drzwi do wieżowca, po czym skierowałyśmy się do mieszkania. Czeka mnie długie jeżdżenie, ale cóż. Ethana nie będę ciągać, bo jest ranny. Muszę sobie dać radę, mam do pomocy Ash, więc nie powinno być aż tak źle. 

Stanęłam w korytarzu i zaciągnęłam się mocnym zapachem róży. W jego domu już tak nie będzie. Zawsze mogę zapach pomarańczy zamienić na różę zamienić, lecz czy mogę? W końcu to nie mój dom. Jego i jego zasady. 

Wyjęłam z szafy pierwsze dwie walizki. Ja zaczęłam od pakowania ubrań, natomiast Ash od figurek, książek i innych rupieci. Zabrała się za najgorsze, no ale cóż. Kto jak nie przyjaciółka? 

– Po co ci to zdjęcie? – zapytała, pokazując mi fotografie z Chrisem. Natychmiast jej ją wyrwałam i podarłam. Nie mam zamiaru oglądać tego faceta. Jest dnem i nikim. – Okej? – zaśmiała się i powróciła do pracy. 

– Ja już, więcej ubrań nie zmieszczę. – Rzuciłam się na kanapę, a obok mnie przyjaciółka. – Znosimy? 

– Znosimy – odpowiedziała i wzięła walizkę w dłoń. Zabrałyśmy je na dół, a następnie do samochodu. Cholera, właściwie nie zapytałam nawet Ethana, czy mogę się wprowadzić. Ale po co wtedy pytałby o to czy za niego wyjdę. Na pewno nie tylko ze względu na moje bezpieczeństwo. Kochamy się prawda? 

Zmęczone w ciszy odpaliłyśmy wóz i skierowałam się pod mój nowy dom. Jak to dziwnie brzmi. Przez długi czas ten dom nadal będzie tylko jego. Może po ślubie, po roku będę go nazywać swoim. Na razie potrzebuje czasu na poukładanie wszystkiego w głowie. Za dużo się dzieje i nie jestem w stanie przemyśleć dokładnie tego co robię. Mam nadzieję, że to, co robię, nie będzie błędem. 

Stanęłam na podjeździe i delikatnie się uśmiechnęłam. Nie, nie popełniam błędu. Właśnie zaczynam żyć na nowo i wiem, że życie przy Ethanie Lockwoodzie będzie niczym spacer w niebie. 

I doszliśmy do ostatniego rozdziału. Na szczęście jeszcze napisze epilog i to będzie na tyle, jeśli chodzi o Walk in heaven. Zapraszam jednak zainteresowanych, za niedługo do czytania drugiej części tej trylogii pt. Walk in hell. Będzie ona z perspektywy Aleksandra Gonzáleza i jego tajemniczej przeszłości. Gdzie niegdzie pojawi się wasz ukochany Ethan Lockwood wraz z Riley Caren oraz resztą. Buziaki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro