4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ethan

Mija czwarta doba od napadu w moim klubie, jak i również kawy z panią Caren. Tym najściem się bardzo nie przejmuję, lecz tym drugim bardzo. Zachowałem się okropnie, wystawiając ją tak. Jednak nic nie poradzę, że na chwilę obecną to praca jest ważniejsza. Riley jest świetną kobietą, ale nie znam jej na tyle, aby rzucać wszystko wokół. Dlatego przez ostatnie dni, szukałem tego anonimowca, bez efektu. Zaszył się w moim mieście, w Nowym Jorku, ale to kwestia czasu aż go znajdę. Mam najlepszych ludzi i znam równie dobrych. Postawię cały NY na nogi, ale go znajdę.
Dziś jednak sprawę zostawiam chłopakom, gdyż chcę zająć się Riley. Powinnienem jej to wynagrodzić. Może kolejną kolacją? Spacerem? Przejażdżką jakimś samochodem? Oklepane, to musi być coś wyjątkowego. Jestem w pieprzonej mafii, chcę jej dać coś więcej. Do wieczora może coś wymyślę. Na chwilę obecną zasiadam za kierownicę, czując ogromny ból głowy i zmęczenie. Ostatnie dni siedziałem tylko w klubie, ściągając samochody, a w tym Porsche dla Lukasa. Dlatego teraz od razu kieruję się do domu. Przejeżdżam pięć minut ciemnej już drogi, którą oświetla blask lamp i świateł samochodów. Uwielbiam ten klimat, brakuje mi tylko ulewy, byłoby idealnie.
Po chwili parkuję w garażu i kieruję się do wnętrza domu, gdzie czeka na mnie gosposia.

- Dzień dobry Scarlett - witam się z kobietą, która zajmuje się domem, pod moją nieobecność. To ładna kobieta, dużo starsza ode mnie. Czasami się czuję, jakby była moją matką. Szczególnie gdy przygotowuje swoje pyszne obiady.

- Witam Ethanie, coś nie tak? Ostatnio chodzisz jakiś zdenerwowany? - pyta, myjąc podłogę. Spokojny przez ostatni czas nie byłem i nie będę. Jedyne co może to zmienić, to spotkanie z piękną, ciemnowłosą dziewczyną.

- Wiesz co? Tak, ale to nie ważne - odpowiadam dość niedorzecznie i odchodzę do sypialni, gdyż od czterech dni spałem może niecałe pięć godzin.
Ściągam z siebie garnitur, rzucając go do kosza na pranie. Nagi staję w brodziku i odkręcam wodę. Zimna ciecz spływa mi po plecach, torsie, nogach, mocząc przy tym włosy. Nalewam na niebieską gąbkę żelu i pocieram nią o każdy skrawek skóry. Szybko spłukuję i wycieram się w czarny ręcznik. Bez zakładania na siebie czegokolwiek, kładę się na łóżko, pragnąć snu.

Jadę samochodem niczym wariat, nie mogę się spóźnić. Nie wybaczę sobie tego, jeśli coś mu się stanie. Boże, to wszystko moja wina. Mijam kolejne samochody, starając się przy prędkości dwustu kilometrów na godzinę nikogo nie staranować. Gdy dojeżdżam, nie zdążam wysiąść i na moich oczach widzę, jak ojciec dostaje kulkę prosto między oczy. A potem tylko uśmiech sprawcy i ciemność.

Zrywam się, czując gorąc w całym ciele. Pot, który po mnie spływa, powoduje, że niemal płonę. Szybko nakładam na siebie szare bokserki. Pociągam za srebrną klamkę i opuszczam sypialnię. Następnie wychodzę na taras. Pierdolona kara - pomyślałem.
Zasługuje na to, aby czuć wyrzuty sumienia, w końcu to przeze mnie tak skończył. Pamiętam ten dzień, tak jakby to było wczoraj. W nocy zabrałem samochód, który tata miał dostarczyć klientowi. Pojechałem nim z Emily do Miami. Chciałem spełnić jej marzenie. W trakcie drogi, gdy byliśmy już w Columbii, wydzwaniała mama. Za piątym razem w końcu odebrałem.

- Tate, chcą złapać, Ethanie przez ciebie! Po co brałeś ten cholerny samochód!

Płakała, cholernie płakała. Po tym telefonie niczym tornado zawróciłem i pędziłem do Nowego Jorku, że w przeciągu pięciu godzin byłem już na miejscu. Emily wypuściłem na najbliższym punkcie z taxi, a ja ruszyłem do domu.
Od tamtego momentu nie mam kontaktu z mamą, siostrą, jedynie odwiedzam ojca na cmentarzu, wierząc, że mi wybaczy. Tak taki skurwiel jak ja ma serce, lecz tylko dla tych, którzy na to zasłużą. Reszta jest dla mnie zwykłymi ludźmi, którymi można obracać jak tylko się chce. Dla pieniędzy zrobią wszystko.
Nagle słyszę głośny dźwięk telefonu, wracam więc do sypialni.

- Czego? Jest noc? - Warknąłem, lecz pożałowałem słysząc ten delikatny głos i nierówny oddech. Mam ochotę strzelić sobie w pysk, za to.

- Przepraszam Ethan, po prostu - zaczęła, ale od razu jej przerywam, nie chcę, aby przeze mnie czuła się winna. Nie jej wina, że momentami zachowuję się jak sukinsyn.

- Nic się nie stało i tak nie spałem. - Poinformowałem, przez co się chyba trochę uspokoiła. Rozluźniłem mięśnie, siadając na fotelu. Ciekawe co się stało i dlaczego nie śpi? Jest trzecia w nocy.

- Nie powinnam cię o to prosić, nie znamy się, ale czy mógłbyś przyjechać? - Poprosiła, a ja trzymając telefon w dłoni, zacząłem nakładać na siebie czarne dresy i tego samego koloru podkoszulek. - Mój były facet dobija się od dobrych dwóch godzin do mieszkania i nie mam do kogo prócz ciebie zadzwonić. - W żyłach i całym ciele czuję ogromną złość. Kim on jest, aby ją nachodzić? Tak go nastraszę, że więcej się do niej nie zbliży.

- Zaraz będę - powiedziałem i wkurwiony, zasiadam za kierownicą czarnego samochodu. Zaczynam jechać pod adres, który podała w wiadomości. Na szczęście okazuję się, że to dziesięć minut ode mnie. Pędzę ulicą NY niczym wichura. Nie chcę, aby ten frajer jej coś zrobił. Może faktycznie się nie znamy, ale coś mi się spodobało w tej dziewczynie. Uczucie jakie mi doskierwa na jej widok, jest popieprzone.
Wysiadam z Mercedesa i biegiem wchodzę na trzecie piętro, gdzie przy drzwiach stoi o wiele niższy facet i nieźle upity.

- Otwieraj te drzwi mała szmato! To też mój dom! - I w tym momencie za wypowiedziane słowa dostał na dzień dobry w pysk i niczym śmiecia wziąłem go za bluzę i zepchnąłem ze schodów, nie martwiąc się, czy coś mu się stanie. Zabiję tego człowieka, on nie ma prawa jej tak nazywać.

- Jeszcze raz się zbliżysz do Riley, a pożałujesz. - zagroziłem, a ten jedynie podnosi ręce do góry i przewracając się, wychodzi. Typowy cwaniaczek, ale jak już ma dostać wpierdol ucieka. Olewam go i delikatnie pukam do drzwi.

- Nic ci nie jest? - pytam od razu i przyglądam się jej twarzy. Całe jej oczy są zalane łzami. Zapłaci za to - w mojej głowie pojawiło się tysiąc sposobów na jego długą śmierć. Frajer trafił nie na tego co powinnien, jak już mówiłem, nie znam skrupółów, nie czuje wyrzutów sumienia co do ofiar. A gość trafił na czarną listę.

- Nie wiem - wydukała i zaprosiła mnie do środka. - Dziękuję Ethan, a zarazem przepraszam, potraktowałam cię na początku jak najgorszego dupka, nie znając cię - powiedziała, a na mojej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. Cieszę się, że zmieniła zdanie.

- To może zacznijmy od nowa. - Siadam na sofie, a ona obok. Wygląda tak bezbronnie i delikatnie. A mimo to potrafi pokazać charakterek, być może zaczyna się do mnie powoli przyzwyczajać, jednak nadal istnieje między nami duży mur. U mnie są dwa powody jego istnienia, Emily oraz moja praca - Czego ten idiota chciał?

- Jak już mówiłam, jest moim byłym, tydzień temu przyłapałam go na zdradzie i to z moją przyjaciółką w naszej sypialni - wyjaśniła, a żądza mordu na tym kretynie przekroczyła granice możliwości.

- Będzie cię na kolanach przepraszać - obiecuję, a na jej twarzy zauważam delikatny uśmiech. - Połóż się, jesteś pewnie zmęczona.
Tak jak mówię tak robi, układa się na skórzanej sofie, okrywając się szarym kocem.
Naszym kolejnym fundamentem muru jest ten gość i jego zdrada. Skoro mieszkali ze sobą musiało to być coś poważnego. Jej zaufanie do facetów, zmniejszyło się i to na pewno o dużo. A ja znów je mocno naciągam. Nic jednak nie poradzę, że nie może wiedzieć teraz. To byłoby dla niej ryzyko.
Widząc ją głębiej oddychającą, po cichu opuszczam mieszkanie, lecz niechętnie. Chciałabym czuwać nad nią i pilnować przed wszystkim, co złe, lecz nie mogę. Muszę jechać do klubu i sprawdzić, czy sytuacja z samochodami jest dobra.
W trakcie drogi słyszę dźwięk telefonu, Aleksander.

- Ethan, kurwa - mówi wkurwiony, a w tle słyszę dźwięk silnika, czyli gdzieś jedzie.

- Co jest? - pytam, lekko zaniepokojony. Nigdy go takiego nie słyszałem, chyba że jak coś nie szło w interesie. Mam nadzieję, że nic się nie stało.

- Matt nie żyje, człowieku oni tam zrobili rzeź, wyobraź sobie, że znalazłem go w kawałkach. Kurwa, w pierdolonych kawałkach! - Po usłyszeniu tego, zjeżdżam na pobocze. We wnętrzu czuję nie do opisania złość. Był naszym przyjacielem, którego pomszczę. Zdobędę każdego z nich głowę. Wywołam coś gorszego niż rzeź. Sprowadzę im piekło na ziemię.

- Wiesz, kto to zrobił? - zapytałem, starając się zachować spokój. Niestety nie udaje mi się to, dłonie mi się trzęsą, nie ze strachu, a ze straty kogoś tak wyjątkowego. Matt był dobrym człowiekiem w mafii, pracowitym i kolegą.

- Znalazłem kartkę, że to zemsta za szukanie tego całego E. - Rozłączam się i pędem jadę do klubu, w którym robię natychmiast spotkanie. Żaden pierdolony anonimowiec nie będzie mi ludzi tykał, ani tego co należy do mnie. Pogrywa sobie z tym co nie powinnien, jednak ja go oprzytomnieje. W momencie, kiedy swoimi własnymi dłońmi będzie kopał sobie dół.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro