10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleksander

Aiden parkuję pod domem Ethana, gdzie na najbliższy czas zatrzyma się Klaus. Muszę jeszcze sam się wypytać o parę rzeczy. Chcę wiedzieć więcej o Seanie, rzekomym dziecku Vic i o tym ich wyjeździe. Bo o tym, że mieszkają w New Jersey, wiem, ale co mi po tym, jak ich tam nie ma. Właściwie nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będą. Frajer pewnie się dowiedział, że ich szukam i się przestraszył. A ucieczka oznacza tylko i wyłącznie jedno. Jest słaby. Jeśli Vic coś jeszcze do mnie czuje, to nie będzie problemu z odebraniem jej.

– Aiden, błagam cię, zaraz ogłuchnę – mówię i wysiadam z samochodu. Obok dostrzegam lamborghini Klausa. Grzeczny chłopiec. Z tyłu głowy miałem myśl, że ucieknie. Jednak Owen go dobrze nastraszył i najwidoczniej ma szacunek do Ethana.
Anderson bierze Delię i dzwoni dzwonkiem do drzwi. Prycham i wchodzę, bez uprzedzenia. W salonie przy stole dostrzegamy jedzącą kolację. W połowie w szoku się zatrzymała. Ze jeszcze się nie przyzwyczaiła do naszej obecności.

– Riley, przepraszam, ale nie daje rady, pomóż, jesteś kobietą. – Podaje nadal zdezorientowanej Lockwood na ręce dziecko i stara się je ukołysać.

– Aiden ona ma kolkę. – Przewraca oczami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Cudotwórczyni, skąd ona to określiła po kilku minutach trzymania dziecka?

– Co? Jak? Gdzie? – zapytał ojciec córki, przyglądając się jej. Jak dla mnie również, prócz czerwonej twarzy od płaczu wygląda dobrze.

– Ma wzdęty brzuszek – oznajmiła dziewczyna, a w tym samym czasie do pomieszczenia wszedł wściekły mąż Riley i jego kuzyn.

– Anderson, González na ogród – powiedział, traktując nas jak swoich pracowników. Nie chcę pogarszać sytuacji, więc przemilczam to. Razem z Andersonem ruszyliśmy na zewnątrz, gdzie dwoje Lockwoodów się rozsiadło z fajką w dłoni. – Tłumaczcie mi, o co tu chodzi.

– Klaus pomógł w porwaniu Vic, nie wiedział, że jest moją kobietą a ja, że twoim przyjacielem. – Wyjaśniłem, a ten tylko zrezygnowany spojrzał na kuzyna. Czyli, jeszcze mu nie opowiedział. Właściwie sam bym się bał, bo Ethan to jego rodzina. Lockwood traktuje mnie jak rodzinę, a osoby będące moją rodziną to też jego rodzina. Klaus zadarł ze swoją własną rodziną, czego facet przed nim nie szanuje.

– Zawiodłeś mnie, mógłbym teraz powiedzieć Owenowi, aby zrezygnował z pomocy dla Sabriny. Ale tego chuju nie zrobię, a wiesz czemu? Bo to moja siostrzenica i nie pozwolę jej skrzywdzić. Gdyby to chodziło o ciebie, nie wiem, co bym zrobił. Naprawdę nie wiem. – Dostrzegłem w oczach Klausa przerażenie, a jego dłonie zaczęły mocno drzeć.

– Dziękuję Ethan – powiedział, odgaszając papierosa w czarnej popielniczce.

– Twoją przepustką jest pomoc w odnalezieniu Trevino w co najmniej dwie doby. – Uwielbiam tego człowieka, za moje oszustwa powinien kopnąć mnie w dupę. A za to chce pomóc mi do samego końca. Czuję się jak gówno, a nie przyjaciel.

– Wyjechali do Włoch, a dokładnie na wyspę Alghero. Konkretnego miejsca nie znam. Kiedy dowiedziałem się, od kogo jest Victoria, Sean zaczął mi mniej ufać.

– Pierdolony gnój! – krzyknąłem, gdyż w Europie mamy mniej szans niż tutaj. Tam właściwie nie mamy nikogo. Pojedyncze osoby się znajdą, lecz to zwykli obywatele, którzy pomogli w transporcie samochodów. Owen też już ich tam nie znajdzie.

– Mam pewien pomysł, jak ich wytropić, ale potrzebuje trochę czasu. – Odezwał się Klaus. Pokiwaliśmy tylko głowami, a do ogrodu weszła Riley ze śpiącą Delią na rękach. Zwróciłem również uwagę, na odstający już brzuch. Rośnie mały demon, albo grzeczna mała wersja Riley. Odbiło mi na punkcie tego dziecka, podobnie jak rodzicom. Nigdy swojego nie miałem i raczej do tego nie dojdzie.

– Dziękuję – powiedział Anderson, odbierając córkę. – Dobra, jak coś znajdziecie, to dajcie znać. Jestem do waszej dyspozycji. – Pożegnał się Aiden i opuścił dom Ethana.

– Mateo mówił coś o jakimś dziecku, możesz mi powiedzieć czy to prawda? – Zwróciłem się do Lockwooda, a ten znów się lekko przeraził. Mam nadzieję, że to nie prawda. Bo wtedy pojawia się problem. Jeżeli Vic i Sean mają razem dziecko, jakimś cudem bym ją odzyskał. To tak czy siak, nie pozwoli mi go skrzywdzić. Nie pozwoli mi odebrać ojca swojego dziecka.

– Olek, jestem po waszej stronie, od tej pory powiem ci wszystko, co tylko chcesz, ale o to mnie nie pytaj. Musisz pogadać o tym z Vic, jak się odnajdzie. – Nalałem do szklanki Whisky, szykując się na to co powiem. Nie chcę przyjąć tej wiadomości całkowicie na trzeźwo.

– To odpowiedz tylko na jedno, ma to pieprzone dziecko czy nie?

– Ma syna. – Rzuciłem szklanką o kostkę brukową i olewając wszystko, wyszedłem z domu. Tym razem pieprzę fakt, że nie mam samochodu i ruszam na pieszo, kopiąc wszystko, co na potoczy się pod nogami. Nie wierzę, po prostu kurwa nie wierzę. To musi być kłamstwo, ona nie może mieć z nim dziecka. Ono wszystko, ale to wszystko komplikuje. Odnalezienie jej, powrót jej do mnie i zabicie Livingstona. Mają dom, biorą ślub i to dziecko.

– Kurwa! – krzyczę, pragnąć, się upić. Nie chcę czuć i myśleć trzeźwo. Chcę zapomnieć o uczuciach do dziewczyny i jej dziecku, choć na chwilę. Chcę, aby znów było tak jak przed akcją w Miami.  Im bliżej niej jestem, tym bardziej się zawodzę. To, co będzie potem? Gdy ją odnajdę? Powie, że kocha jego i nigdzie ze mną nie wraca? To będzie pocisk prosto w serce. Tylko, jak ona może kochać własnego oprawce. Sam Klaus powiedział, że to było porwanie. Tylko, dlaczego Vic się nie opierała?

Kiedy dochodzę, dostrzegam pod domem czarnego Mercedesa Suva. Sięgam do kieszeni spodni, skąd wyciągam broń. Z pojazdu wysiada, nieco większy ode mnie facet, przypominający jakiegoś ochroniarza. Jednak nie jest on moim, ani nikogo od nas.

– González? – zapytał, gdy widzę, że nie ma żadnej broni, chowam swoją do kieszeni i podchodzę bliżej.

– Tak, a pan to?

– To jest nie ważne, Livingstone mnie oszukał, a więc spieprzę jego wszystkie plany. Tutaj wszystko pisze o miejscu przybywania Trevino. – Wyciągnął jakieś świstek, lecz po chwili znów go schował. – Tylko masz kurwa przysiąc, że w razie pytań, ty mnie nie znasz, nie było rozmowy, ani żadnego papieru!

– Daj mi to i nikt o niczym się nie dowie – obiecałem, po czym dostałem kartkę, a facet zniknął, jakby w ogóle go tutaj nie było. Nie powiem, gość spadł mi normalnie z nieba. Spoglądam na kartkę. Jeden to bilet do Włoch, a drugi to wynajęty dom przez Seana.

– Mam cię mała – wyszeptałem i podekscytowany wsiadłem do bmw, rzucając kartki na drugie siedzenie. Połączyłem telefon z radiem i wybrałem numer do Ethana. – Stary pakuj dupę do samochodu, mam Vic, nie pytaj jak, po prostu bądź z Antonem gotowy za pięć minut. Spotkamy się na lotnisku. – Mówię i się rozłączam. To samo robię z Owenem, Aidenem i jego ochroniarzem. Mam nadzieję, że trafimy na jakiś samolot. Nie wytrzymam do dnia następnego. Chcę ją mieć do rana. Cholera, nie wiedziałem jej trzy lata. Pewnie się zmieniła, jej uczucia pewnie też. Mam jednak nadzieję, że jej miłość do mnie całkowicie nie wygasła.

Gdy zatrzymuje się na parkingu, obok stoi już Lockwood z resztą. Zdziwiła mnie obecność Klausa. Najwidoczniej chce naprawić sobie u nas szacunek.

– Nie boisz się już Seana? – zapytałem go, wysiadając z pojazdu, podając chłopakom kartkę od nieznajomego.

– Wszystko mi jedno, skurwiel zasłużył na to co najgorsze. – Delikatnie się uśmiechnąłem i skierowaliśmy się na lotnisko.

– Skąd to masz? – Oddał mi kartkę Aiden, zdziwiony.

– Pracownik Livingstone się zbuntował przeciwko niemu i mi pomógł. Nie wiem, kim jest, bo obiecałem nic nie mówić o jego pomocy. – Pokiwali zrozumiale głową.
Po chwili stanęliśmy obok okienka, w którym kobieta sprzedaje bilety na loty. Całe szczęście, że nie ma dużo ludzi. Teraz modlić się o samolot do Europy.

– Dzień dobry, poproszę bilety do Włoch na Alghero – powiedziałem, a ta zaczęła przeglądać coś w komputerze. Pokiwała przecząco głową, wychylając głowę z powrotem do okienka.

– Niestety następny lot jest zaplanowany za tydzień – poinformowany, a ja wkurwiony odeszłam i odpaliłem papierosa. Wiedziałem, wiedziałem, że to wszystko poszło za łatwo. Coś musiało się spierdolić.

– W takim razie wynajmę dla nas samolot prywatnie. Kolega ma licencje na loty. – Usłyszałem jak Ethan, zaczął z nią rozmowę. Twardy skurwiel.

– Nie można u nas wynajmować samolotów.

– Milion i dajesz pani samolot. – Kolejny raz się nie zgodziła. Cholerna kobieta, kto nie pokusi się na okrągły milion. Mogłaby równie dobrze, wsadzić se te pieniądze do kieszeni i dać nam ten pieprzony samolot. – Dwa i nie więcej.

– Dobrze, dwa i pojazd jest wasz – westchnęła i wyszła z budynku. Zaczęła nas prowadzić i wskazała palcem na jeden z samolotów. – Do piątej rano musicie wrócić. – Poinformowała, po czym wsiedliśmy do środka. Klaus, zasiadł na miejscu pilota, zaskakując mnie tym. Obok niego Ethan, lecz ten nie kieruje. Ja, Aiden, Anton i ochroniarz Andersona Omar na miejscach pasażerów. Po dosłownie dziesięciu minutach Klaus, uniósł nas w powietrze. Lecę po ciebie, mała – pomyślałem, nie mogąc się doczekać, aż ją zobaczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro