12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleksander

Nie wierzę, że właśnie mam moją ukochaną już w ramionach. Cały czas staram się zachować równy oddech, lecz nie potrafię. A bicie serca jest większe niż przy mojej pierwszej akcji z Ethanem. A było naprawdę duże.

- Co teraz? - zapytał Aiden, nie dowierzając, co tutaj właśnie zaszło. Szczerze? Sam nie mogę w to wszystko uwierzyć.

- Klaus popilnujesz jej, a my pójdziemy do jej domku. W końcu został tam on. - Ciężko mi wymówić słowo „syn". Powinienem go tutaj zostawić i zabrać tylko Trevino. W końcu to geny Livingstone, co mnie ono interesuje. Tylko jeśli Vic ma do mnie wrócić to muszę grać na jej zasadach. A pewnie ten chłopiec jest kimś, za kogo odda życie. Bo przecież matki tak mają.
Oddaję z bólem serca Victorię w ramiona jej porywacza i kieruje się w stronę domu. Mam nadzieję, że za dużej ochrony jej nie zagwarantował. Nie mam ochoty na dłuższe walki. Chcę być już z nią, przytulić i o wszystkim opowiedzieć. Zapytać, dlaczego zniknęła i o w tym wszystkim chodzi.

- Mają dużo okien, wykorzystajmy to. Jak zobaczymy kogoś, to strzelamy - powiedział Owen, lecz od razu odmówiłem. Za duży hałas. Lepiej wejść na spokojnie do środka i wtedy zaatakować. Nożem, pistoletem, co kolwiek. Chcę mieć to z głowy.
Tłumaczę im plan działania, po czym stajemy pod niewielkim budynkiem.

- Aiden, Owen zostańcie na zewnątrz ja z Ethanem wjeżdżamy do środka. Zabawimy się. - Chowam dłonie do kieszeni, w lewej trzymam nóż, a w prawej niewielki pistolet. Jest to niewielki domek, więc będzie ich tam może dwóch. Jednak lepiej być uzbrojonym. Chwytam klamkę i delikatnie, bezdźwięcznie otwieram drzwi. Na pierwszy rzut oka jest tu pusto. Jednak śmieszni ochroniarze od Livingstone, nie potrafią chodzić cicho. Wyciągam broń i strzelam w salonie w stronę, skąd pochodzi dźwięk.

- Kurwa! - krzyknęła dwójka ludzi, po dostaniu kulki w nogi. Jednego z nich rozpoznałem, Ian. Strzelam drugiemu prosto w głowę, przez co cały pokój zalał się krwią. Mimo to kucam obok Morgany, aby dowiedzieć się jak najwięcej. Chcę wiedzieć, gdzie jest Livingstone.

- Ethan idź po dziecko i wypierdalać stąd - nakazałem, a po chwili zwróciłem swój wzrok na mężczyznę, powoli wykrwawiającego się na śmierć. - Gdzie jest Sean? Mów grzecznie, bo zabawię się w Lockwooda i nie będziesz umierać szybko, a długo, wolno i boleśnie. - Łapię go za koszulkę, podnosząc powoli do góry.

- Sean miał zająć się tobą, więc został w New Jersey, nic więcej nie wiem - powiedział, a ja wbiłem nóż w jego serce. Tak samo jak on mi je wbił trzy lata temu. Chociaż, bolało bardziej. Pozostawiam ciała i wychodzę na zewnątrz, odpalając papierosa. Przed sobą dostrzegam Ethana z dzieckiem owiniętym kocem na rękach. Klnę pod nosem i podchodzę szybkim krokiem do niego. Odwijam koc z jego twarzy i dostrzegam niewielką głowę na oko trzy latka. Włosy ma lekko rudawe, ale widać niewielkie części brązu. Dobrze, że się nie obudził, nie chciałabym dodatkowego problemu, w postaci jego histerii.

- Aleksander, on wygląda na trzy, cztery lata - mówi Aiden, nie rozumiejąc, po co mi ta informacja. Doskonale widzę, że chłopak ma coś pomiędzy.

- I? - pytam, zaciągając się dymem papierosowym.

- Nic nie rozumiesz? Co jeśli mały wcale nie jest Seana? - Mało nie zakrztusiłem się dymem. To jest niemożliwe na sto jeden procent. Vic opuszczając mnie, nie była w ciąży, zresztą w tamtym okresie się zabezpieczaliśmy dość regularnie, więc nie, ta opcja odpada.

- Przestań pieprzyć Anderson! - krzyknąłem i ruszyłem w kierunku lotniska. Mam gdzieś to dziecko i co się z nim stanie, chce teraz odebrać od Klausa Vic i mieć już ją przy sobie. Chcę mieć swoją kobietę w ramionach. W domu, w łóżku. Nigdy więcej jej nie wypuszczę, nigdy. Ona należy do mnie i do nikogo innego.
Gdy dochodzę do lotniska, wbiegam do samolotu i dostrzegam drugiego Lockwooda, który trzyma na kolanach Trevino. Od razu mu ją zabieram i siadam siedzenie obok. Układam ją wygodnie, przez co swoją głowę ma na moich kolanach.

- Już cię mam kochanie - wyszeptałem, poprawiając opadający kosmyk włosów na jej twarz. Nie powinienem jej porywać i dziecka. Ale nie mam pewności, że poszłaby ze mną z własnej woli. Może zakochała się w nim. W końcu minęło tyle lat.
Po chwili Klaus zasiadł w kabinie pilota i nie minęło dziesięć minut, a już jesteśmy w powietrzu. Witam Nowy Jork, a wraz z nim Victorię Trevino.
Czuje nagle wibrację, dobiegające z kieszeni dziewczyny. Przez chwilę się waham, lecz w końcu biorę telefon do dłoni. Na pół ekranu wyświetliło się imię tego skurwysyna. Od razu odbieram.

- Nie obchodzi mnie to, co chcesz zrobić González, chce moją kobietę w przeciągu pół godziny w domu, zrozumiałeś! - warknął, lekko zdruzgotany. Nie dziwię się, w końcu, kiedy Victoria jest ze mną, on jej nie odzyska. Choćby się waliło i mieliby mnie poćwiartować, nie dotknie jej nigdy więcej. Chce dziecka, proszę bardzo, ale Trevino jest moja.

- Victoria była jest i będzie ze mną, a ty jej więcej nie zobaczysz - powiedziałem i się rozłączyłem. Podałem telefon Owenowi, a ten od razu zrozumiał, o co chodzi. Ma namierzyć tego człowieka. Pożałuję, że się urodził, ja z Ethanem zorganizuje mu spacer po piekle. A potem i tak do niego trafi.

- Co jeśli ona będzie chciała do niego wrócić? - zapytał Lockwood, patrząc to na mnie, to na śpiącą dziewczynę.

- Nie wypuszczę jej z domu, a potem znów ją w sobie rozkocham. W końcu raz już to zrobiłem - westchnął, odwracając wzrok w stronę okna. Nie uczciwe to, ale nie pozwolę jej odejść. Nie po tylu latach poszukiwań. Schylam się delikatnie i całuję ją w czoło, po czym zamykam oczy, aby zasnąć.

- Olek. - Czuję szturchanie, przez co budzę się, lekko zdezorientowany. Spoglądam za okno i widzę już mocno świecące słońce i asfalt lotniska. Powoli przeciągam się i ziewam. Biorę dziewczynę na ręce, lecz ta zaczyna się wiercić. Cholera, nie budź się! Po chwili przestaje, a z tym uspokaja bicie mojego serca. Nie chciałabym mieć z nią konfrontacji, właśnie tutaj. Wolę porozmawiać z nią w domu. Klaus bierze dziecko na ręce i niesie w stronę mojego samochodu. To samo robię ja, ale z dziewczyną. Reszta natomiast rozeszła się do siebie.

- Dziękuję Lockwood, udowodniłeś swoją lojalność. Jednak to u tak mało. Pomogłeś im odebrać Victorię, lecz teraz pomogłeś mi ją odzyskać. Masz moją pomoc w sprawie z Sabriną. - Podałem mu dłoń, na co się uśmiechnął.

- Dziękuję González - odpowiedział, po czym odszedł w stronę Mercedesa Ethana. Pojawia się teraz kolejny problem. Jak mam przewieść to dziecko? Powinien mieć fotelik, a go nie mam.

- Szlak! - syczę, na widok jego otwartych niebieskich oczu. - Młody, sprawa jest taka, że robimy niespodziankę twojej mamusi. Jak będziesz grzeczny i cicho dostaniesz dużo nowych samochodów. - Ten tylko grzecznie pokiwał głową, nie wydając przy tym ani jednego dźwięku. Dzięki Bogu, że nie płacze. Przypinam go pasem i zadowolony z siebie siadam za kierowcę. Teraz tylko trafić do domu, zabawić młodego i poczekać aż wybudzi się Trevino w moim łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro