3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleksander

Zaparkowałem pod posesją Ethana i z nadzieją na jakąś poszlakę zapukałem do drzwi. Otworzył mi je Aiden z nieciekawą miną.

– Co się stało? – zapytałem, wchodząc do korytarza.

– Sam zobacz – powiedział, po czym wszedłem do salonu. Gdzie dostrzegłem, Ethana trzymający Riley na rękach ze łzami w oczach. Problem w tym, że to łzy z uśmiechem. Patrzę na nich lekko zdezorientowany, gdyż pierwszy raz widzę Lockwooda w takim stanie.

– Kurwa! Będę ojcem! Olek będę ojcem! – zaczął krzyczeć i mnie przytulać, ja go tylko poklepałem po ramieniu. Oznacza to, że będę wujkiem. Ja pierdole, chyba sam zaraz zacznę skakać do sufitu.

– Gratuluję! – krzyknąłem do Riley i Ethana. Ten już przybiegł z butelką wódki, pijąc, bez jakiego kolwiek skrzywienia. Rany, takiej radości chyba nigdy w nim nie wiedziałem. – Dobra, dobra, opijać będziemy mogli, jeśli powiesz mi, że z Owenem coś macie. – Poinformowałem, a mężczyzna tylko pociągnął mnie do gabinetu, śpiewając przy tym.

– Zwariowałeś – zaśmiał się Anderson, idąc z tyłu za nami.

Ethan rozsiadł się w swoim fotelu za biurkiem i rzucił przed moją twarzą jakimś papierem.
Ian Morgan, lat trzydzieści jeden, morderca na zlecenie oraz sprzedawca narkotyków. Dom rodzinny znajduje się w Naples na Florydzie. Widywany w okolicach Newark w New Jersey. 

– Konkretnej lokalizacji nie ma? – zapytałam, odkładając kartkę na biurko. New Jersey jest równie duże jak Nowy Jork. Tyle że moje miasto znam jak własną kieszeń, natomiast w New Jersey byłem może ze trzy razy.

– Niestety, ale nie musisz się przejmować. Załatwię ludzi i przeszukają Newark – odpowiedział, po czym wyszedł z gabinetu, idąc z powrotem do żony. 

– Ja nawet się tak nie cieszyłem, kiedy Lily powiedziała, że jest w ciąży – zaśmiał się Aiden i poszedł za Lockwoodem. Ja za to podszedłem do barku, przyjaciela i wyjąłem rdzawą ciecz, którą wlałem do kwadratowej, zdobnej szklanki. W końcu też muszę to uczcić. W brzuchu Riley rośnie mały albo mała Lockwood. Cholera, a ja będę wujkiem, może nie takim prawdziwym, ale wujkiem. Ethan ma tylko siostrę, która właściwie ma go gdzieś. Pozostaje, więc ja do spełniania tej roli, co w żadnym wypadku mi nie przeszkadza. Chociaż, nigdy wcześniej nie opiekowałem się dzieckiem. Kurwa, czym ja się w ogóle przejmuje? Teraz moim priorytetem jest odnalezienie Victorii i dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi? Mam prawo wiedzieć i się dowiem. 

Opróżniam szklankę i kieruje się w stronę salonu, gdzie świętuje Riley, Ethan, Aiden i teraz jeszcze Owen. 

– Muszę coś załatwić, miłego świętowania! – krzyknąłem, lecz nagle obok mnie zjawił się świeżo upieczony tata. 

– Dokąd to? – zapytał, biorąc łyk wódki, której zapachem już przesiąkł.

– Jadę do New Jersey, nie mogę siedzieć bezczynnie, w momencie kiedy znalazłem nadzieję na odnalezienie jej. – Wyjaśniłem, a ten tylko pokiwał głową i zaczął ubierać swoje buty, mało się nie przewracając. – Ty dzisiejszą noc spędź lepiej w domu. – Poklepałem go po ramieniu i zostawiłem pod opieką Riley. Wyszedłem na podjazd i wyjąłem papierosa. Odpaliłem i włożyłem do ust, zaciągając się mocno. W Newark kiedyś miałem niemiłą sprawę z jednym dilerem. Przez moją pomyłkę dowiedział się o dostawie broni. Oczywiście jej transport nie był do końca zgodny z prawem, więc musiałem odbyć z nim rozmowę, która nie skończyła się dla niego najlepiej. Skoro jest dilerem, musi wiedzieć, kim jest Ian. 

Wsiadłem za kierownicę mojego bmw, w nawigacji wbiłem hasło Newark, New Jersey i w ciszy odjechałem. Całe szczęście, że to tylko pół godziny. Do rana, więc może dojadę do domu. Wyjąłem ze skrytki, niewielkie zdjęcie, na którym widniejemy my. Ja, a we mnie przytulony rudzielec z pięknymi błękitnymi oczami. Te oczy, włosy i uśmiech zwróciły na mnie uwagę w tym klubie. Cholera, a jej idealna figura, w tańcu, to było coś cudownego. Już wtedy zapragnąłem, aby tak tańczyła tylko w moich ramionach. Po bliższym poznaniu jej obiecałem sobie, że za żadne skarby jej nie opuszczę. Właściwie, nie opuściłem jej, ona zostawiła mnie. Chcę teraz się dowiedzieć dlaczego. 

Po prawie trzydziestu minutach zawitałem miasto Newark. Nocne światła tutaj są równie duże jak w Nowym Jorku. Przejeżdżam przez niewielki, oświetlony most i dojeżdżam do małego budynku, w którym powinien być ten ćpun. Parkuję i wchodzę na czwarte piętro. Na drzwiach wciąż wisi tabliczka z nazwiskiem Myers. Pewny siebie pukam do drzwi, olewając późną godzinę. Nagle drzwi otwiera, wychudzony mężczyzna z workami pod oczami. Od tamtego czasu, okropnie się zmienił. Oczywiście na gorsze. 

– González – powiedział, przyglądając się mi uważnie, wykrzywiając usta, co jest efektem narkotyków. 

– Myers – uśmiecham się, widząc przerażenie na jego zniszczonej twarzy. – Mam sprawę. 

– Niby jaką? – zapytał, zapraszając mnie do swojego obskurnego mieszkania. Ściany wyglądają, jakby miały się zaraz zawalić, to samo mogę powiedzieć o podłodze. Wszędzie panuje szarość, przez dym papierosowy, zioła. A smród jest wręcz odrzucający. Widziałem wiele, lecz ten gość jest jedną wielką porażką. 

– Znasz czy nie? – Podaję mu zdjęcie Iana, któremu zaczyna się przyglądać. – Ian Morgan. 

– Pewnie, że znam, pieprzona konkurencja. Przez chuja, tracę klientów. A co jest? – Oddał zdjęcie i wyjął z kieszeni skręta. 

– To już nieważne wiesz, gdzie przebywa? Gdzie się często pojawia? Tylko pytam poważnie, bo inaczej wiesz, co się stanie. – Wyjąłem kawałek pistoletu z kieszeni, a w jego oczach dostrzegłem panikę. I dobrze, tak ma być. Najwidoczniej dobrze pamięta, jak dwa lata temu go poturbowałem. 

– Nie wiem, ale miałem klienta, Elijah Pierce. Zrezygnował z mojego towaru dla Morgana. Możesz go podpytać. – Poinformował, a ja tylko pokiwałem twierdząco głową. 

– Gdzie mieszka? 

– Vincent St. – odpowiedział, zaciągając się marihuaną. 

– Dzięki za informację – powiedziałem i opuściłem jego dom. Mam nadzieję, że ten cały Elijah mi coś powie. Inaczej się okaże, że moje nocne latanie z miasta do miasta, bezsensowne. 

Ponownie odpalam samochód i kieruje się na podaną przez Myers'a ulicę. Nie jest to jednak daleko, bo tylko dwa kilometry. Kiedy dojeżdżam odpalam Malboro i pukam do drzwi dużego domu. Otwiera je krótko ścięty mężczyzna z dużą ilością tatuaży. Nie wygląda na ćpuna, może frajer mnie wystawił. 

– Czego i kim jesteś? – zapytał, spoglądając na mnie pogardliwie. Za tą minę mam ochotę mu strzelić w pysk, zachowuje jednak spokój, gdyż muszę się dowiedzieć czegoś o Morganie. 

– Aleksander González, a Pan to Elijah Pierce, zgadza się? – Wyciągam dłoń, którą również wyciąga. Zmieniam zdanie, jego okropnie trzęsące dłonie, zdradziły, że lubi sobie wziąć coś mocnego. 

– Zgadza się, ale o co chodzi? 

– Dowiedziałem się od Myers'a, że wiesz co nieco na temat Iana Morgany. – Wyjaśniłem i podałem mu zdjęcie. 

– Nic ci kurwa niepowiem i wyjdź z mojej posesji! – Rzucił we mnie zdjęciem i spróbował zamknąć drzwi, lecz ma marne. Pchnąłem około stu kilogramowego faceta, na podłogę, przykładając mu broń do głowy. 

– Nie wiesz kretynie, z kim zadzierasz, albo mi powiesz, coś o Morganie, albo rozstrzelę cię jak zwierzę. – Przycisnąłem mocniej ASG do jego potylicy, przez co się skrzywił. 

– Biorę od niego dragi – powiedział, lecz to wciąż mało. – Jest mordercą na zlecenia!

– Gdzie mieszka, kurwa!? – krzyknąłem, strzelając w ścianę. Zląkł się, gdyż zaczął się wyrywać. – Jeszcze raz się rusz, a strzelę Ci w kolano. – Przestał się szarpać i leży bezruchu na brązowych panelach.

– Nie wiem, zawsze przyjeżdża do mnie do domu z towarem – odpowiedział. Zszedłem więc z jego pleców i pozwoliłem doprowadzić się do porządku.

– Pojebało cię kurwa! – warknął przerażony, oddalając się ode mnie na co najmniej trzy metry.

– Kiedy masz przyszłą dostawę?

– Za dwa dni – poinformował i zaczął się poprawiać. Przez przypadek rozwaliłem mu wargę, z której leci strumieniem krew.

– To widzimy się za dwa dni, bez żadnych kurwa numerów, bo cię znajdę – zagroziłem i opuściłem budynek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro