Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dobra, rozdział jest, ale zanim go zaczniecie czytać, dajta mi coś powiedzieć. Otóż... jestem wam ogromnie wdzięczny! Obserwuje mnie już prawie 370 osób, a opowiadanie LLtS ma już ponad tysiąc gwiazdek! Jesteście wielcy!!! Nie wiem jak mam się wam odwdzięczyć... zwykłe słowo "dziękuję" chyba tutaj nie wystarczy. To dzięki wam rozdziały piszę z uśmiechem na ustach. Chylę czoła przed wami, ponieważ jesteście dla mnie największym i najcenniejszym darem jaki kiedykolwiek mógłbym mieć. Zapraszam do czytania :))

Słowa Tsukasy wywołały u mnie mieszane uczucia. Miałem mętlik w głowie, a co najgorsze .. w sercu.

- Agr! - warknąłem wchodząc do pokoju i trzaskając drzwiami. Kaneko zerwał się na równe nogi i wystraszony patrzył prosto w moją stronę.

- Co się stało Haru ? - zignorowałem go i ściągając po drodze koszulkę, opadłem bezwładnie na łóżko. Co się ze mną dzieje ? Ten.. ten idiota sprawia, że moje ciało paraliżuje nieznany mi strach i pozbawia możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu.

- Haru ? - podniosłem leniwie głowę i spojrzałem w górę. Blond czupryna zwisała spomiędzy drewnianych belek.

- Hm ?

- Masz może chwile czasu po szkole ? Może jutro ?

- Dlaczego pytasz ? - przekręciłem się na plecy, opierając o zimną ścianę.

- Wiesz... Moja znajoma widziała cię kiedyś ze mną i spytała czy mógłbym was umówić. Jeżeli nie masz czasu to spokojnie, powiem jej, że jesteś zaję...

- Zgadzam się. Może być pojutrze. Jutro nie dam rady - przerwałem mu w pół zdania, bez namysłu podejmując decyzję. Rzadko kiedy zgadzałem się na tego typu wyjścia, ale poczułem, że muszę to zrobić. Po prostu brakowało mi dziewczyny u boku i dlatego zacząłem miewać dziwne myśli.

- Serio ?? Super! Ucieszy się! - blondyn z radości zapomniał gdzie znajduje się jego głowa i podrywając się do góry, uderzył w deski. Rozległ się syk, a zaraz po nim cichy śmiech należący do mnie.

***

Siedziałem na kanapie czytając, a właściwie przekręcając strony wyjątkowo nudnej książki gdy do pokoju wparował niczym burza Kaneko.

- Haaaaaru!! - darł się biegnąć w moją stronę. Zanim zdążył wyhamować, but z mojej lewej stopy idealnie trafił go w sam środek czoła. Wbił się w ziemie łapiąc za obolałe miejsce i wydając z siebie dziwne dźwięki. Jakby szlochu połączone z próbą złapania oddechu.

- Tłumaczyłem ci milion razy. W tym pokoju obowiązują cię pewne zasady, więc z łaski swojej nie drzyj się jak opętany - odezwałem się spokojnym tonem nie podnosząc wzroku znad książki.

- Ale słuchaj! Musisz wyjść ze mną przed akademik! Przyjechała czadowa laska! - wyczołgał się spomiędzy fotela, a stolika i stanął przede mną. Jego słowa nie wzbudziły u mnie zainteresowania toteż dalej siedziałem spokojnie.

- No chodź! Koniecznie musisz ją zobaczyć ! - złapał mnie za rękę i szarpnął.

- Hej! Poczekaj chwilę! - upuściłem opowieść kryminalną, ale to już się nie liczyło. Blondyn mocno ściskał moją rękę jakby bał się że mu ucieknę. Jednak ja zdecydowałem się zobaczyć ową piękność, która wywołała to zamieszanie.

Gdy przekroczyliśmy próg drzwi, Kaneko zatrzymał się i wskazał palcem na osobę, stojącą obok dużego, czarnego samochodu. Stała tam szczupła dziewczyna z długimi blond włosami. Uśmiechała się i rozmawiała z każdym po kolei. Tłum był dość sporych rozmiarów, więc ciężko było mi podejść bliżej.

- Ekhem - chrząknąłem cicho.

- Ej, To Haruka! - pomruki przeszły przez chłopaków, a tłum zaczął się rozstępować robiąc mi przejście. Młoda ślicznotka przekręciła głowę w stronę małego zamieszania, a jej oczy momentalnie rozbłysły. Nim się zorientowałem ona już znajdowała się obok mnie patrząc mi prosto w twarz swoimi nieziemsko zielonymi oczami.

-Matko! Czy ty jesteś Haruka Hikari ?! Mam twoje wszystkie zdjęcia wycięte z gazety!! - pisnęła uradowana klaszcząc w dłonie.

- Tak, to ja we własnej osobie. A tobie jak na imię ? - ująłem jej dłoń i złożyłem na niej delikatny pocałunek. Zachichotała cicho i zamrugała gęstymi rzęsami. Inni wydali z siebie pomruki niezadowolenia obserwując całe zajście.

- Miriku Hayato - powiedziała cicho nie spuszczając ze mnie oczu. Wiatr powiał delikatnie rozwiewając jej włosy. Wyglądała naprawdę uroczo. Spodobała mi się, co bardzo mnie cieszyło. Zupełnie zapomniałem o czerwonowłosym.

- Czy ja... mogłabym prosić o autograf ?

- Oczywiście - przyjąłem od niej długopis i kartkę i podpisałem się pisząc jej imię - złapała kartkę i przytuliła ją do piersi. Otworzyłem usta z zamiarem zadania pytania, gdy ona znowu zapiszczała. Spojrzałem na miejsce, na które skierowała swoje oczy. Stał tam nie kto inny jak lider Ognia. Spokojnym krokiem zszedł po schodach zatrzymując się obok mnie i przerzucając mi przez ramię swoją rękę.

- Witaj piękna. Witaj Haru. Może mnie przedstawisz tej młodej damie ? - spytał seksownym głosem, całą uwagę kierując na dziewczynę. Obróciłem się szybko zrzucając jego rękę i wbiłem w niego złowrogie spojrzenie.

- Chyba umiesz mówić, prawda ? - warknąłem.

- Oj, jakiś ty niemiły. Wybacz mu panienko, chyba wstał lewą nogą - puścił jej oczko na co ta mało nie zemdlała.

Nie chciałem na to patrzeć. Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem wszedłem po schodach kierując się do głównych drzwi.

- Haru poczekaj! - znajomy i jakże denerwujący mnie głos, odezwał się zza moich pleców. Kilkoma skokami pokonał dzielącą nas odległość i zatrzymał się pół metra przede mną.

- Czego chcesz ?

- Wybacz, że zniszczyłem ci twoje ego, lecz ona jest moja - uśmiechnął się zwycięsko i pokazał na siebie palcem.

- Coś jeszcze ? - spytałem zakładając ręce na piersi. Z boku sytuacja mogła wyglądać dość nieciekawie, a atmosfera nagle zrobiła się gęstsza.

- A tak. Moje wcześniejsze zachowanie było tylko żartem. Nie denerwuj się tak, nie jestem przecież gejem - mruknął i poklepał mnie po ramieniu - No, ja spadam. Dama wzywa - rzucił jeszcze i odszedł w stronę dziewczyny. Nie patrząc na nic, niemalże biegiem ruszyłem do pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz i usiadłem na łóżko. Co się dzieje do cholery ?! Dlaczego boli mnie lewa strona klatki piersiowej ?

Nieprzyjemny ból rozlał się w okolicach serca powodując smutek.

~ Nie jestem przecież gejem ~ te słowa brzęczały w moich myślach, nie mając najmniejszego zamiaru ich opuszczać. Złapałem głowę między dłonie i pochyliłem się do przodu próbując normalnie oddychać.

- Nic nie rozumiem... O co tu chodzi ? ... - spytałem cicho samego siebie. Dlaczego te nic nie znaczące słowa, układające się w logiczną całość, wywołały we mnie tyle emocji ? Zsunąłem się na łóżko chowając twarz w poduszkach.

***

Biegłem ile sił w nogach pustymi ulicami, trzymając w ręku kawałek papieru z czarnym napisem ''W domu czeka na ciebie prezent, nie zwlekaj" podpisane przez Zbawicieli Świata. Miałem bardzo złe przeczucia co do treści tekstu. Ciemna płachta nocy przykryła już niebo, a ulice rozświetlały latarnie. Przez całą drogę nie spotkałem ani jeden żywej duszy. Było cicho, zbyt cicho.

Wpadłem do domu niczym burza. Drzwi były lekko uchylone, co mnie zdziwiło. Rodziców nie powinno być w mieszkaniu, ponieważ dwa dni wcześniej wyjechali do innego miasta załatwić jakieś formalności. W korytarzu paliło się światło, a drzwi do salonu były zamknięte. Z szalenie bijącym sercem nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi. Otworzyły się na szeroko, a ja pozostawałem chwilę w ukryciu. Gdy dostrzegłem, że nikogo tam nie ma, wyłoniłem się z ciemniejszego miejsca przekraczając próg pokoju. Ręce opadły wzdłuż mojego ciała, a do oczu zaczęły napływać łzy. To co ujrzałem obróciło mój świat do góry nogami. Padłem na kolana wpatrując się w przerażający obraz. Mój ojciec, a raczej jego zmasakrowane ciało, leżało na kanapie, z której spływała zaschnięta stróżka krwi. Srebrny sztylet ze zdobioną rękojeścią tkwił w jego klatce piersiowej. Oczy miał otwarte, lecz nie było w niż już krzty życia.

- Ojcze... - mój głos drżał tak samo jak reszta całego ciała. Nie miałem odwagi podejść do niego. Szybko jednak wstałem i zacząłem wołać matkę. Nie było odzewu. Najpierw przebiegłem przez salon wchodząc do kuchni. Nikogo tam nie było. W łazience także. Rzuciłem się biegiem w stronę schodów, wbiegając na pierwsze piętro. W moim pokoju także nikogo nie zastałem jak i w drugiej łazience. Do sprawdzenia pozostała już tylko ich sypialnia. Tutaj znowu zauważyłem zamknięte drzwi. Zatrzymałem się przed nimi, walcząc z myślami i pokonując strach. W końcu otworzyłem je i wolnym krokiem wszedłem do pomieszczenia. Była tam. Leżała na łóżku przykryta kołdrą aż po samą głowę. Na środku tkaniny, poniżej jej głowy widniała bordowa plama. Jednym ruchem ręki ściągnąłem kołdrę, a moim oczom ukazała się podobna sytuacja jak chwilę temu. Taki sam sztylet wystawał spomiędzy jej nagich piersi. Zarzuciłem z powrotem kołdrę i puszczając się szybkim biegiem wybiegłem na ulicę. Chciałem uciec, wmawiając sobie, że to co przed chwilą zobaczyłem to tylko mój zły sen i że za chwilę obudzę się, schodząc na dół i witając się z rodzicami. Że to tylko zwykły wytwór mojej wyobraźni. Że mózg płata mi figle. Jednak po tym jak poczułem uderzenie, a raczej ból wywołany przez czyjąś rękę, która próbowała mnie zatrzymać wiedziałem, że to nie sen.

- Haru ?! - czyjś głos docierał do mnie jak przez mgłę. Jednak byłem w takim stanie, że nie wiedziałem kto trzyma mnie za ramiona i próbuje mnie zatrzymać. Wyrywałem się, krzycząc i szamocząc. Później ktoś mnie uderzył, dzięki czemu odzyskałem zdrowy rozsądek.

***

Zerwałem się z łóżka z krzykiem i ciężko oddychając schowałem twarz w dłoniach, próbując opanować drżenie.

- Haru ? - Kaneko zerwał się z łóżka i przeskakując nad barierką swojego łóżka, w kilka sekund był przy mnie. Podniosłem głowę i spojrzałem na swoje dłonie.

- Znowu ten sen ? - pokiwałem twierdząco głową.

- Dzisiaj jest rocznica... - odpowiedziałem cicho.

- Wiem, pamiętam. Ale teraz idź spać, jest czwarta godzina - mruknął i zaczął poprawiać moją poduszkę. Wsunął pod nią rękę i na chwilę się zatrzymał. Wyjął spod niej pewną pogniecioną i starą już kartkę. Nie zauważyłem tego, więc nie zareagowałem na jego poczynania. Rozwinął kawałek papieru i zastygł w miejscu. Podniósł wzrok z kartki na mnie i z pytającym wyrazem twarzy usiadł obok mnie.

- Co to jest ? - spytał pokazując mi kartkę. Na białej powierzchni małymi literami widniał napis : Na ciebie też przyjdzie pora. Nie zapomnij, my czuwamy. Podpisano Zbawiciele Świata.

Gdy spostrzegłem co trzyma w rękach rzuciłem się do przodu i przechwyciłem tą rzecz. Sytuacja podziałała na mnie trzeźwiąco, a także powrócił zdrowy rozsądek.

- Nie twoja sprawa! - krzyknąłem i zgniotłem kartkę. Jego ręka zatrzymała mnie, gdy położył ją na moich dłoniach.

- Haru. To od Zbawicieli ? Czy ty wiesz co to oznacza ?

- Że przyjdą i po mnie. Tak samo jak po rodziców - odparłem podciągając kolana do brody i opierając na nich podbródek.

- Kurwa! To mnie w ogóle nie śmieszy! Znajdę ich i skopie im dupy! To jest groźba. Przestępstwo!

- Przestań. Sam muszę się tym zająć. Idę spać. Ty też lepiej idź - zepchnąłem go z łóżka i przekręciłem się na bok w stronę ściany. Westchnął i wrócił do siebie, a ja udawałem, że już śpię.

Odczekałem dobre trzydzieści minut, aż wreszcie Kaneko zaśnie, po czym wstałem cicho z łóżka i ubierając się, opuściłem pokój. Szedłem oczywiście w stronę mojego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro