Rozdział XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam! Jest późna godzina.. wiem. Ale niestety przez moją głupotę, źle się dzisiaj czułem i dopiero niedawno podjąłem próbę napisania rozdziału. Na szczęście udało mi się skończyć przed godziną 00:00, więc przesyłam w wasze rączki kolejny rozdział ^^

          Wstaliśmy wcześniej, żeby zdążyć zabrać jedzenie ze śniadania do pokoju, zamiast siedzieć na stołówce. Na wszelki wypadek zamknęliśmy białowłosą w łazience, a cząstkę schowałem w miejscu, o którym nie wiedział nawet Tsukasa. Dziewczyna na pewno nie będzie grzebać w mojej bieliźnie, a Tsukasie nie będzie się chciało tam zaglądać.

Otworzyłem drzwi i zamknąłem je na klucz od razu po tym, gdy wszedł przez nie czerwonowłosy. Raiona siedziała na kanapie, obracając w dłoniach świecący kamyk.

- Ale jak ty??... I skąd masz cząstkę?! - niemalże krzyknąłem zdziwiony.

- Ej, przecież zamknąłem cię na klucz! – mruknął Tsukasa.

- Uważasz człowieku, że zwykły zamek jest dla mnie przeszkodą ? - prychnęła i zaśmiała się cicho.

- Oddasz mi kamień Rai? - zapytałem, podchodząc powoli do niej.

- Oczywiście panie. Nie mogę go ukraść, więc zaufaj mi trochę bardziej – wstała i położyła swój palec na moim sercu, delikatnie wbijając w nie paznokieć.

- No dobrze – odparłem nieco zbity z tropu. Nagle obok nas wyrósł Tsukasa i łypnął spod czerwonej grzywki na dziewczynę.

- Skąd możemy mieć pewność, że go nie ukradniesz? - spytał. Raiona odwróciła się w jego stronę, a jej oczy jakby pociemniały.

- A skąd możemy wiedzieć, że TY go nie ukradniesz? - mruknęła.

- Bo ja przyrzekałem, a obietnic zawsze dotrzymuję.

- Równie dobrze, możesz jej nie dotrzymać.

- Dotrzymam.

- Tak? A dlaczego? Przecież to ogromna moc. A jak zdobycie resztę i połączycie, to któryś z was zostanie najsilniejszym człowiekiem na świecie. Dlaczego miałbyś zrezygnować z takiej mocy, hm? - odparła rzucając mu gniewne spojrzenie.

- Nie zrobię tego, bo wiem, że sobie z taką mocą nie poradzę.

- A Haru poradzi?

- Jest ode mnie silniejszy. Fizycznie i psychicznie.

- Dobra! Koniec! - stanąłem pomiędzy nimi, spoglądając na Tsukasę. - Odpuść – poprosiłem. Widziałem jak jego ramiona powoli się rozluźniają, a wyraz twarzy łagodnieje. Odwrócił się i poszedł w stronę łóżka. Rzucił się na nie i założył ręce pod głowę.

- Idziemy do biblioteki ? - zapytałem, przerywając długą i ciężką ciszę, jaka panowała po ostrej wymianie zdań.

- Nie mamy chwili do stracenia – powiedziała białowłosa.

- Dobrze – Tsukasa podniósł się z łóżka. Zabrał plecak i założył pod skórzaną kurtkę pas z bronią.

***

- Musimy zrobić tu jakieś schody – mruknąłem lądując niedbale na ziemi. - Kiedyś ktoś się w końcu połamie.

- Najprawdopodobniej będziesz to ty – odparł Tsukasa.

- Zamknij się – uderzyłem go w ramię.

           Weszliśmy szybko do biblioteki i od razu skierowaliśmy się do miejsca gdzie było tajemne przejście. Zanim udało nam się przejść, musiałem kilka razy odciągać Raionę od stosów starych ksiąg, które postanowiła obejrzeć. Przed nami ukazał się ten sam obraz co wcześniej. Cztery pary drzwi, każde takie same.

- Które drzwi prowadzą do cząstki ognia ? - spytałem przyglądając się każdym po kolei. Niestety były jak kopie, żażdych szczegółów, którymi można by było je poróżnić.

- Tsukasa musi sprawdzić. Jest z ognia, więc tylko on będzie dokładnie wiedział. Poczuje to – zaśmiała się, oparta o jedną z kolumn.

- A żebyś wiedziała, że otworzę te właściwe – odgryzł się czerwonowłosy i z bojowym nastawieniem przeszedł obok każdych drzwi. W końcu zatrzymał się przy trzecich od lewej i wyraźnie ożywiony, złapał za klamkę. Szarpnął ją mocno i nie czekając na nas, wskoczył w wir portalu. Zerknąłem jeszcze na Raionę, która już szła w tym samym kierunku, więc poszedłem w ślady Tsukasy.

***

          Jak zwykle dopadły mnie mdłości, gdy znalazłem się po drugiej stronie drzwi. Nabrałem głęboko powietrza, ale po chwili skarciłem się za tak głupi pomysł. Ostre zapachy i kłęby dymu zaatakowały moje nozdrza i podrażniły gardło. Odkaszlnąłem kilka razy i podniosłem się ze spalonej ziemi. Wokół nas panował totalny chaos, jakby cały świat nagle stanął w ogniu. Dookoła nas ledwo stały spalone żywcem drzewa, a raczej same pnie. Nad nimi unosiły się kłęby dymu, przez który tak ciężko mi się oddychało. Na ziemi były widoczne ślady po przejściu żywiołu, który zdążył pochłonąć całą roślinność i zniknąć gdzieś niesiony przez wiatr.

- Czy my jesteśmy w piekle? - zapytałem kaszląc.

- Trochę to tak wygląda... - odparł Tsukasa. Stał wyprostowany na jednym z pagórków i rozglądał się dookoła. - Ciekawe czy znajdziemy tu kogoś żywego. Nie chciałbym trafić na jakiegoś ducha – mruknął.

- Czyżbyś się bał ? - spytała białowłosa udając zdziwienie.

- Nie. Po prostu ducha ciężko zabić po raz drugi – zaśmiał się ochryple.

- A ty tylko o zabijaniu... Może ktoś mógłby nam pomóc, zanim pozbawisz go życia. Lub tego czegoś co pozwala mu żyć i się poruszać – powiedziałem otrzepując ubranie z kurzu, który zdążył już osiąść na moim ciele.

- Może przestaniecie ucinać sobie pogawędkę i rozejrzycie się dookoła? Chyba mamy towarzystwo – zza moich pleców odezwał się głos.

- Towa... - zacząłem, i od razu się zamknąłem, gdy zobaczyłem co zbliża się z prawej i lewej strony.

           Istoty, które szły powolnie w naszą stronę były przerażające. Poruszały się na czterech kończynach, zakończonych trzema ostrymi pazurami. Ich ciała wyglądały jakby były zrobione z twardego kamienia, gdzie nie gdzie popękanego. Na grzbiecie stały pionowo ułożone kolce, które przechodziły przez całą długość kręgosłupa. Głowa była zupełnie bez kształtu, ale na niej znajdowała się para czerwonych oczu i dwie dziurki poniżej, będące najprawdopodobniej nozdrzami. Unosiły górną wargę niczym psy, ukazując rzędy ostrych jak brzytwa, białych zębów. Spoglądały na nas głodnym i pełnym mordu spojrzeniem. Z każdym dostrzeżonym przeze mnie szczegółem, stawały się jeszcze bardziej odrażające.

Tsukasa doskoczył do mnie i wyjął zza pasa dwa długie sztylety, pokryte srebrem. Na ten gest, potwory cofnęły się i wydały z siebie dźwięk, coś na kształt warkotu złego psa.

- Walczymy z nimi czy spadamy ? - zapytałem zabierając jeden ze sztyletów Tsukasie.

- Nie radzę wam walczyć – powiedziała szeptem dziewczyna. - To piekielne diordy. Nie są za mądre, ale za to bardzo szybkie. Gdyby było ich z dziesięć, we trójkę dalibyśmy radę. Teraz jest ich znacznie więcej i może to się źle skończyć. - przekląłem pod nosem i spojrzałem na Tsukasę.

           Jego oczy aż płonęły, od chęci wyrżnięcia wszystkich tych stworzeń. Widziałem, że z trudem się hamuje, by do nich nie pobiec i nie zacząć walczyć. Położyłem mu dłoń na ramieniu, a ten ze zdziwieniem na mnie spojrzał. Kiwnąłem głową i wydałem cichą komendę do odwrotu. Rzuciliśmy się do ucieczki, a za nami ruszyło całe stado głodnych diordów. W duchu dziękowałem stwórcy, że posiadamy nadludzką szybkość. Zerknąłem jeszcze przez ramię i zobaczyłem, że Raiona zmieniła się w lwa, dzięki czemu deptała nam po piętach. Niestety dziewczyna nie myliła się co do prędkości jaką osiągają te potwory, i teraz one prawie nas doganiały. Gdybyśmy byli zwykłymi ludźmi, prawdopodobnie byłoby by już po nas.

           Niestety pojawił się kolejny problem, który dosłownie stanął nam na drodze. Bowiem kawałek dalej, spalona ziemia była podzielona na pół szeroką przepaścią. Dookoła nie było żadnej innej drogi, a za nami wciąż biegły demony. Złapaliśmy się spojrzeniami z czerwonowłosym, a on lekko skinął głową i przyśpieszył. Poszedłem w jego ślady i z okrzykiem oderwałem się od ziemi, skacząc nad czarną dziurą. Tsukasa miał silniejsze nogi, więc wylądował idealnie za rysującą się linią, ale ja wpadłem w panikę. Widziałem, że albo nie dolecę, albo ewentualnie tylko musnę stopą ziemię i runę w przepaść. Wyciągnąłem przed siebie ręce z nadzieją, że może chociaż złapie się kamienia, gdy coś z mocnym impetem uderzyło mnie w plecy i posłało do przodu. Biała grzywa przemknęła mi przed oczami i zrozumiałem, że to Raiona pomogła mi w najgorszym momencie. Sama na szczęście wybiła się na tyle mocno, że pomimo zderzenia ze mną, udało jej się bezpiecznie wylądować po drugiej stronie. U mnie nie było tak kolorowo. W dość niespotykanym stylu spotkałem się z kamieniem, by następnie potoczyć się dużo dalej, aż w końcu z impetem wpaść na Tsukase, który zdążył już dźwignąć się na nogi. Wylądowałem na jego piersi, przywierając do niej najmocniej jak umiałem. On objął mnie i przejechał dłonią bo moich włosach.

- Tak się bałem... - wyszeptałem.

- Ciii, już wszystko w porządku. Udało nam się. - powiedział i delikatnie pocałował mnie w czoło.

- Koniec tych czułości! Musimy stąd uciekać – Raiona stanęła nad nami, już w postaci kobiety.

           Podniosłem się i zanim ruszyliśmy w dalszą drogę, zerknąłem jeszcze w przeciwną stronę. Rzeczywiście, diordy nie mały w sobie żadnych zalążków inteligencji, ponieważ ciągle podejmowały próby przedarcia się na drugą stronę przepaści, mimo że ich pobratymcy zostali już pochłonięci przez czarną dziurę. Potrząsnąłem głową i pobiegłem do reszty naszej drużyny, który ruszyli już przed siebie, stąpając po wypalonej ziemi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro