Rozdział XXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak... wiem... zabijecie mnie... Ale! Jak mnie zabijecie to wam nie napiszę dalszych rozdziałów ^^ Huehuehue! Dobraaaa noo, nie mam weny na pisanie ładnym przemówień, dlatego zapraszam was do czytania ^^


            Facet uciekł w górę schodów, a ja razem z Ryuu ustawiliśmy się na środku sali. Usiadłem na podłodze i oparłem się o ramię czerwonowłosego udając, że śpię. Białowłosa skryła się w jednym z ciemnych kątów lochów i cierpliwie czekała, nasłuchując kroków dochodzących z korytarza. Wkrótce usłyszeliśmy dźwięk uderzania obcasów o kamienną podłogę, a także wiele podniesionych, męskich głosów. Klucze zabrzęczały, a zamek w drzwiach wydał z siebie cichy trzask, informując o zdjęciu blokady. Na salę wbiegły cztery osoby, w tym przywódca.
Podniosłem leniwie głowę i zaspałym wzrokiem zerknąłem na zebranych.
- O co chodzi panowie? - Ryuu podniósł się i wbił czerwone tęczówki w osobę, o której najmniej nam zależało.
- Gdzie widziałeś smoka ? - warknął największy mężczyzna, odwracając głowę do strażnika.
- On był smokiem! Przysięgam! - krzyknął i wskazał palcem na czerwonowłosego. Facet wrócił wzrokiem do Ryuu, który chwilę później zaniósł się głośnym śmiechem, zupełnie dezorientując grupkę osób.
- Jesteś bardzo spostrzegawczy – odezwał się po chwili, spoglądając na nich spod czerwonej jak ogień grzywki. - Jednak chyba zapomniałeś o czymś jeszcze – mruknął uśmiechając się trochę jak psychopata. Aż mi przeszły ciarki po plecach...
Mężczyźni zdziwieni i przestraszeni jego wzrokiem odsunęli się kilka kroków do tyłu, ale tam czekała na nich niespodzianka. Raiona wyskoczyła z rogu, zamieniając się w locie w śnieżnobiałego lwa.                           

               Wszyscy krzyknęli przerażeni widząc jak ogromne zwierzę leci wprost na nich, więc ruszyli do przodu. Za to tam, czekał na nich czarno-czerwony smok z uradowaną miną. Albo raczej złośliwą...

              Według mnie cała sytuacja była przekomiczna, ponieważ Ryuu złapał całą czwórkę ogonem i ścisnął tak by nie mogli uciec. Mieli przerażone miny, za to ja bardzo dobrze się bawiłem, szczególnie gdy ich związywałem i podkradałem klucze. Strażnicy cząstek wrócili do ludzkiej postaci i razem ze mną zaczęli wychodzić z więzienia.
- Wy-wy-wy-wy potwory!! - wydarł się przywódca jeszcze drżącym głosem. Ryuu złapał rurkę od kraty i zamknął za sobą drzwi. Odwrócił się do szefa i posłał mu szydercze spojrzenie.
- Tak, zgadza się. Jesteśmy potworami, a wy nic nie wartym gównem. - powiedział i dołączył do nas, nie zwracając uwagi na wrzaski mężczyzn. 

         Wchodząc na górę, szliśmy bardzo powoli, ponieważ według moich obliczeń powinny być jeszcze co najmniej trzy, może cztery osoby. Ewentualnie całe plemię, ale co to dla nas. Ryuu szedł pierwszy, ponieważ pamiętał mniej więcej gdzie jest wyjście. Za nim Raiona, a tyłów pilnowałem ja. Podczas tej całej akcji, byłem taki wspaniały, że na schodach poślizgnąłem się tylko jeden raz. Co prawda, o mało nie zabiłem Raiony, ale to nie ważne. 

            Udało nam się niezauważalnie przebyć całą drogę na zewnątrz i po wyjściu puściliśmy się biegiem. Lot na Ryuu jako szybsza ucieczka była niestety niemożliwa, ponieważ mimo tego, że był święcie przekonany, że da sobie radę, ja z białowłosą mięliśmy nieco inne zdanie na ten temat. Jego ręka nadal nie wyglądała ładnie, a dodatkowe obciążenie mogło tylko pogorszyć sytuację.
            Biegliśmy prosto przed siebie, nie patrząc gdzie się właśnie znajdujemy. Oczywiście, no bo jakby inaczej, musiałem się potknąć i wpaść do dziury. Pomińmy to, że zaryłem twarzą w ziemię, przecież nie chcemy żeby mój autorytet legł w gruzach, zmieszany z błotem.
- Haru? Nic ci nie jest? - białowłosa stanęła nad dołem i patrzyła na moją brudną twarz.
- Matko.. Zostawić cię na trzy sekundy i już znikasz z oczu. Nawet dosłownie – parsknął Ryuu, który już się szykował by zejść do mnie na dół.
- Bardzo zabawne – burknąłem. Odwróciłem się z zamiarem obrażenia, ale chwilę później czerwonowłosy wylądował plecami na ziemi, a Raiona tuż obok niego.
- Raiona! Dlaczego mnie popchnęłaś?! - warknął.
- Co wy wyrabiacie!? - krzyknąłem, ale wzrok białowłosej mnie zaniepokoił.
- Zamknijcie się obaj. Tam coś było. Widziałam to. - powiedziała bardzo cicho i uciekła w małe zagłębienie w ścianie. Z góry nie było jej widać, więc uczyniliśmy to samo.
- Co widziałaś? - spytałem patrząc jej w oczy.
- Coś dużego, czarnego. I miało skrzydła. Wyglądało jak... sarna? Albo łoś... - zamyśliła się.
- Wiesz... sarna znacząco różni się od łosia... - powiedział zażenowany Ryuu.
- Oj cicho bądź. Wychyl się to może zobaczysz – odparła, a smok posłuchał. Przesunął się bliżej wyjścia i podniósł głowę do góry, jednak zastygł w bezruchu i wlepił świecące ślepia w jakiś punkt, którego nie widzieliśmy.
- Co widzisz? - zapytałem, ale on nawet na mnie nie spojrzał. - Hej! - dotknąłem jego ramienia, a ten jakby wybudzony z transu, szybko wrócił na poprzednie miejsce.
- Co tam zobaczyłeś?? - doskoczyłem do niego.
- Moją... moją starą znajomą. - mruknął uciekając gdzieś wzrokiem.
- Ahaha! - krzyknęła Raiona – Znam ta minę! Była dziewczyna, prawda?? - zaczęła się dopytywać, ciesząc jak dziecko.
- Zamknij się głupia, bo nas usłyszy! - warknął kładąc jej dłoń na ustach.
- Ryuki? - czyjś damski głos dobiegł do nas z góry. Zamarłem na chwilę, tak samo jak Ryuu. Czyżby ona wołała właśnie jego? Raiona natomiast była prze szczęśliwa. Zmieniła się w lwa i podeszła do mnie.
- Haru wskakuj i trzymaj się mocno – powiedziała i ustawiła się tak, bym mógł bezpiecznie usiąść.
- Ale czekaj... - odparłem nieco zszokowany całą sytuacją.
- Cicho! Bez gadania! Wskakuj! - ponagliła mnie, więc nie chcąc doprowadzić do kłótni, zrobiłem to, o co prosiła. Albo raczej to, co mi rozkazała. 

               Ledwo złapałem jej białą grzywę, a ona już była na górze lądując przed czymś ogromnym. Otworzyłem oczy, a mój wzrok zatrzymał się już na samym początku, napotykając na swojej drodze cztery ciemne kopyta. Następnie kłoda zwierzęcia, z której po bokach wyrastały dwa duże skrzydła, a na sam koniec łeb, z oczami koloru szarego nieba i piękną czarną, grubą grzywą, która ciągnęła się aż do końskiej piersi.
- O matko! To pegaz! - krzyknęła Raiona zmieniając się z powrotem w dziewczynę. Kare zwierzę zrobiło przerażoną minę (o ile można ta powiedzieć o mimice pyska konia) i zaczęło się kręcić w kółko.
- Jaki pegaz?! Gdzie?! - odpowiedziała bestia.
- No ty! - białowłosa wskazała palcem na pegaza, uśmiechając się jak małe dziecko gdy dostanie lizaka.
- Ja?! Chyba żartujesz! Jak to pegaz?! - zwierzę zaczęło panikować i machać skrzydłami, podnosząc kłęby piachu w powietrze.
- Nie wiedziałaś, że jesteś pegazem? - Raionie nieco zrzedła mina i teraz bacznie przyglądała się nowo poznanemu stworzeniu.
- Nie miałam bladego pojęcia! - krzyknęła i schowała pysk za skrzydłami.
- Coo... Ale jak to? - białowłosa spojrzała na mnie zdziwiona, a ja tylko cicho westchnąłem.
- Raiona, ona z ciebie żartuje... - mruknąłem, słysząc po chwili śmiech.
- Naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz dziewczyno? - pegaz zabral jedno skrzydło, odsłaniając tylko jedno oko.
- Ja.. um.. - dziewczyna posmutniała i schowała twarz w dłoniach.
- Hej! Odwal się od Raiony idiotko! - to właśnie Ryuu pojawił się nie wiadomo skąd stając między mną, a białowłosą, wbijając złowrogie spojrzenie w pegaza.
- O jej, to naprawdę ty? Ryuki? - spytała odsłaniając zupełnie szlachetny pysk, robiąc jeden krok do przodu.
- Oślepłaś czy co? - warknął tylko.
- Ryuki... - odparła smutnym głosem i spuściła głowę. - Czekaj! - poderwała się nagle i podeszła jeszcze bliżej. - Skoro możesz przyjmować ludzką postać... To znaczy, że ktoś odgadł twoją zagadkę? Nie nie... moment... To znaczy, że ktoś w ogóle cię znalazł?! - niemalże krzyknęła, szukając w jego oczach zrozumienia.
- A co cię to obchodzi? Odejdź ode mnie, jesteś za blisko. - warknął i przesunął się do przodu, tak by koń musiał odejść.
- Hej! Ryu.. Ryuki! Dlaczego tak się zachowujesz?! - krzyknąłem, ale czerwonowłosy tylko odwrócił wzrok. - Przepraszam cię za niego... Wybacz za moją śmiałość, ale czy... jesteś strażnikiem cząstki?.
- Tak. Jestem strażnikiem wiatru. Czy ty... czy Ryuki jest twoim obrońcą? - zapytała cicho.
- Ja też nim jestem! - wtrąciła Raiona, wyraźnie ożywiona zaistniałą sytuacją.
- Aż dwóch obrońców? Kim ty jesteś? - wlepiła swoje ślepia we mnie, bacznie mi się przyglądając.
- Jestem Haruka Hikari. Ostatni z rodu Hikari, żywiołu Wody. - odpowiedziałem, zerkając na Ryuu, który wydawał mi się smutny.
- Po co jej to wszystko mówisz? Nie możemy już stąd iść? - odezwał się w końcu, błagając mnie przybitym wzrokiem.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić... Nie po to, wciągałem was w te wszyskie kłopoty, żeby teraz, gdy wreszcie znaleźliśmy to czego szukamy, odejść jakby nigdy nic...
- Czekaj... Szukałeś mnie? - zapytał pegaz wyraźnie zdziwiony.
- Tak... Chciałem byś zadała mi zagadkę. Potrzebuje cząstki by uratować bardzo ważną dla mnie osobę, a ty jesteś jedną z osób, które mogłby mi w tym pomóc – powiedziałem. Ryuu odwrócił się do nas plecami, a Raiona bacznie obserwowała i słuchała wszystko co mówiliśmy.
- Skoro chcesz odpowiedzieć na zagadkę, ja nie mam prawa ci zabronić panie.. Haruka?
- Wystarczy Haru.
- W takim razie... chodźcie ze mną. Zaprowadzę was do miejsca, gdzie ukryta jest cząstka. Tam będę mogła zadać ci pytanie, a ty będziesz mógł zabrać czastkę. - odezwała się po chwili milczenia, rzucając przelotne spojrzenie na plecy czerwonowłosego.
- Idźcie, zaraz was dogonię – powiedziałem i podszedłem do Ryuu, który teraz był moim kolejnym problemem. - Ryuu? Wszystko w porządku? - spytałem i zauważyłem jak mięśnie na jego rękach napinają się ze złości, a potem rozluźniają, jakby uleciało powietrze z całego ciała.
- Ta.. w porządku – odparł oschle.
- Właśnie widzę... Co się stało? - spytałem, obchodząc i stając naprzeciwko niego. Odwrócił głowę, chowając twarz za kosmykami czerwonych włosów. - Spójrz na mnie. Możesz powiedzieć co się dzieje? - zapytałem go jeszcze raz, delikatnie kładąc dłonie na jego ramionach. 

       Gdy podniósł głowę, moja twarz wyglądała pewne tak, jakby ktoś zdzielił mnie deską, bowiem po policzkach spływały mu dwie malutkie łzy. Szybkim ruchem zamknął mnie w swoich szerokich ramionach i opadł policzek o bok mojej głowy.

- Przepraszam Haru... przez nią... przypomina mi się przeszłość.  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro