Rozdział XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Tak... przybywam z nowym rozdziałem, który ląduje prosto w wasze rączki ^^ Ponieważ dawno tego nie robiłem (Baka ze mnie >.<) To chciałem wam gorąco podziękować za wszystkieee gwiazdki (Których jest prawie 6,5 tyś!! Jesteście wielcy!) i każdy komentarz, który czytam z wielką satysfakcją ^^ Mam nadzieję, że rozdział będzie wam się podobał :P


- Tsukasa - wykrzyczałem, a jeden z nich podniósł głowę i spojrzał wprost na mnie. Znalazłem go. 

Od razu rozpoznałem czerwoną burze włosów i te ruchy podczas walki. Wiedziałem. Wreszcie go znalazłem, a dodatkowo jak można był zauważyć, demon nie siedział już w jego wnętrzu. Puściłem się biegiem w jego stronę, z uradowaną miną i łzami w oczach. Byłem cholernie szczęśliwy, że wreszcie mogę go zobaczyć i że nic mu się nie stało. Chłopak na mój widok najpierw wytrzeszczył oczy, a następnie poluźnił uchwyt założony na szyi demona. Niestety to co zrobił, był bardzo głupim pomysłem, ponieważ postać wyrwała mu się i ruszyła biegiem prosto na mnie. Zatrzymałem się przerażony, nie wiedząc co robić w takiej sytuacji, a demon chyba nie wyglądał na kogoś, kto chciałby mnie uściskać na przywitanie...

- Haru uciekaj!! - usłyszałem głos Tsukasy, ale było już za późno. Czerwona osoba była zbyt blisko, bym mógł podjąć próbę ucieczki dlatego przyjąłem pozycję obronną i w ostatniej chwili utworzyłem tarczę z wody. Demon zatrzymał się niemalże w miejscu, a jego twarz wykrzywiła się w radosnym uśmiechu.

- Wszędzie cię poznam chłopcze - zaśmiał się szyderczo i podniósł rękę do góry. Pstryknął tylko palcami i ku mojemu zdziwieniu, bariera którą postawiłem, rozpadła się na miliony małych kropelek wody. Spojrzałem przerażony na jego obrzydliwą paszczę, a wtedy zaatakował.

- Przepraszam - powiedziałem odpierając atak - Ale nie sądzę byśmy się poznali - wymamrotałem końcówkę, ponieważ atak który przypuścił był silniejszy niż poprzednie, więc musiałem sparować cios i cofnąć się o krok.

- Spokojnie. Nie musisz mnie znać. Wystarczy mi tylko, że cię zabiję i zabiorę cząstki. - uśmiechnął się i naparł z całej siły. Straciłem równowagę przez jeden, mały, wystający, pieprzony korzeń! i wylądowałem na ziemi, uderzając plecami o kamień. Oczywiście straciłem dech, dlatego demon bez problemu przypadł do mnie i swoją ręką zaczął mnie dusić.

- O..odwal się - wysyczałem ściskając jego rękę i wierzgając, by zrzucić go z siebie.

- Gadaj gdzie masz cząstki gówniarzu - nacisnął jeszcze bardziej, a ja z trudem nabrałem powietrza.

- Zostaw go ! - gdzieś w oddali słychać było dźwięk butów odbijających się od kamyków na drodze. To Ryuu biegł w moją stronę w towarzystwie dziewczyn, a z drugiej strony nadciągał Tsukasa coś krzycząc. Zerknąłem ukradkiem w ich stronę i zorientowałem się, że demon postawił coś na kształt bariery, której nikt nie mógł przekroczyć. Rzuciłem mu zdziwione spojrzenie, na co zareagował śmiechem.

- Oh, podziwiasz zasłonę? To specjalnie dla ciebie i by nikt nam nie przeszkodził - mruknął i uderzył mnie pięścią w szczękę. Syknąłem z bólu i poczułem jak ciepła strużka krwi spływa z ust po mojej brodzie. Warknąłem ze złości i z całej siły popchnąłem go, dzięki czemu stracił równowagę i podniósł się do góry. Jednym susem przewróciłem go i teraz ja znajdowałem się na górze. Zamachnąłem się i oddałem uderzenie, w które dodałem część wody zamienionej w ostre sople lodu. Wbiły mu się w szyję, przez co potwór zawył okropnie głośno. Wyprostowałem plecy i zebrałem z otoczenia kolejne cząsteczki wody, które od razu zamieniłem w śmiercionośną broń. Napiąłem mięśnie i z impetem zamachnąłem się by wbić mu sopel prosto w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce. I w tym momencie poczułem ogromny ból w okolicach brzucha, a moja ręka zatrzymała się jakby ktoś ją złapał. Zerknąłem na miejsce, gdzie promieniował niemiłosierny ból i przeraziłem się. Bowiem z mojego ciała, do połowy zanurzony, znajdował się srebrny sztylet, tak sam jak ten, który znalazłem przy rodzicach. Nabrałem powietrza i wstałem chwiejąc się i łapiąc za rączkę od ostrza. Zerknąłem najpierw na Raionę, która z przerażoną miną i podniesionymi rękami stała bok pegaza. Następnie spojrzałem na Ryuu, który wpatrywał się we mnie jakbym pochodził z innej plany. I wreszcie... mój wzrok powędrował do Tsukasy. Klęczał na ziemi, patrząc na mnie i waląc pięściami w barierę. Posłałem mu uśmiech i wróciłem do demona, który nadal leżał, ale zaniósł się głośnym śmiechem.

- Haha! Mam cię! Myślałeś, że nie dam sobie z tobą rady gówniarzu?! Jesteś wart tyle samo co twoi rodzice! Jesteś bezużyteczny! - wskazał na mnie palcem i roześmiał się jeszcze bardziej, a ja upadłem uderzając kolanami o ziemię. Zacisnąłem pięści i przygryzając zakrwawioną już wargę, wyciągnąłem z siebie sztylet. I dopiero teraz się zaczęło. Mogę przysiądź, że poczułem jak coś przepływa w mojej krwi z brzucha do innych części ciała. Zacząłem zwijać się z bólu i krzyczeć jak opętany, trzymając się za ranę. Działo się ze mną coś złego, co cholernie mi się nie podobało. Wreszcie to... to coś, dotarło do mojego mózgu i... i nagle poczułem jak wszystko zamiera. Ból ustąpił, a ja upadłem na podłoże. Jednak nie stało się tak jak myślałem. Nie zobaczyłem białego światełka w tunelu, które miało mnie doprowadzić do Boga, o nie. Zamiast tego zacząłem się śmiać, ale nie byłem w stanie tego opanować. Uniosłem jedną rękę, potem drugą, a paznokcie zaczęły ryć w ziemi. Powoli podniosłem głowę i chowając twarz za brudnymi od kurzu włosami, zerknąłem szaleńczym wzrokiem w stronę demona, który wyglądał teraz na przerażonego. Dźwignąłem się na rękach i wróciłem do pozycji stojącej. Podniosłem sztylet, a następnie zakręciłem nim na palcu.

- Ja jestem bezużyteczny? - zapytałem i zrobiłem krok do przodu.

- Co...co ci się stało? - spytała zdziwiona postać, nadal leżąc na ziemi. - To jakieś sztuczki?! Grasz nieczysto! - wydarł się i poderwał do góry stając naprzeciwko mnie.

- Gram nieczysto? A wiesz ty co? ... Gówno mnie to obchodzi! - krzyknąłem i ruszyłem na niego ciągle się śmiejąc. Z tamtej chwili nie pamiętam już zbyt wiele, ale na pewno nie panowałem wtedy nad sobą. Jakby jakaś obca siła działała na mnie, popychając w stronę demona i pokazując jego słabe punkty. Używałem mocy, o których istnieniu nie miałem pojęcia, a także mogłem przewidzieć każdy jego następny ruch. Samej walki nie pamiętam, ale do dziś mam w głowie obraz jak rzucam się na słabego już potwora i z prędkością geparda, wbijam mu nóż w serce, przechodząc na drugą stronę ciała. Później opuściły mnie siły i puszczając broń, osunąłem się na ziemię. I nastał mrok.

***

- Haru! Haru obudź się! - czyjś głos dźwięczał w mojej obolałej głowie. Słyszałem go doskonale, ale nie mogłem zmusić powiek by uniosły się, ukazując mi właściciela głosu. Skutki po ostatniej walce, czułem aż nazbyt dobrze, a gardło paliło mnie ogniem. Wreszcie, z wielkim trudem, udało mi się otworzyć oczy. Na początku miałem przed sobą jedynie rozmazany obraz, który z czasem zaczynał się wyostrzać do tego stopnia, że rozpoznałem dwie, dobrze mi znane osoby. To Ryuu i Tsukasa pochylali się nade mną. Mówili coś, ale w tym momencie byłem taki szczęśliwy, że totalnie zignorowałem potoki słów wydobywające się z ich ust. To, że ich słyszałem oznaczało, że nie umarłem! Próbowałem się uśmiechnąć, jednak chyba nie wyszło mi to zbyt dobrze.

- Matko... Haru... ty żyjesz! Dziewczyny!! On żyje! - usłyszałem krzyk Ryuu.

- G...głupku... Nie mógłbym was... zostawić - wymamrotałem, nabierając płytkiego oddechu przy każdym wypowiedzianym wyrazie.

- Haru... tak się cieszę, że cię widzę - tym razem przez łzy odezwał się Tsukasa, który złapał mnie za rękę i delikatnie ścisnął. W tym momencie nie interesowało mnie zupełnie nic. Liczyło się tylko to, że byliśmy znowu wszyscy razem. Z uśmiechem na ustach ponownie zamknąłem oczy i pozwoliłem odpocząć swojemu ciału.

***

Przebudziłem się w nocy, a wnioskowałem, że to noc, po tym jak zobaczyłem nad swoją głową ciemne niebo z ogromną ilością gwiazd rozsypanych gdzie popadnie. Powoli przekręciłem głowę na bok, gdzie spotkałem się z widokiem śpiącej twarzy Tsukasy. Wyciągnąłem rękę, chociaż kosztowało mnie to bardzo dużo wysiłku, i ułożyłem ją na gęstych, czerwonych włosach. Nie wierzyłem, że znowu mogę je dotknąć, bez żadnych konsekwencji. Moje kąciki ust podniosły się, gdy chłopak zamruczał cicho i otarł się o spoczywającą na nim dłoń.

Ułożyłem się z powrotem na miękkim kocu, gdy przypomniała mi się dość ważna rzecz. Moja rana. Jeszcze niedawno z brzucha wystawał mi sztylet... Zrzuciłem z siebie coś na kształt kołdry i podniosłem koszulkę do góry. Zimno owiało mój brzuch, jednak musiałem sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi. Nie usiadłem, ponieważ nie miałem siły, ale palcami przejechałem po miejscu, gzie powinna być sznyta.

- Pięknie - mruknąłem, czując pod palcami bandaż.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro