22. Bunt pełną parą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przychodzę do was z rozdziałem i informacją, więc zanim przejdziecie do czytania, zapoznajcie się z tym co mam do przekazania, aby zaoszczędzić sobie i mi czasu na komentarze pt. "kiedy next". Przez co najmniej czas wakacji (może dłużej) rozdziały nie będą się pojawiać w każdy poniedziałek, a co drugi. Niestety nie mam tyle czasu na pisanie co bym chciała.
Życzę miłej lektury

Nigdy nie sądziłam, że tak mały przedmiot może tak cholernie ciążyć. Niewielki metalowy kluczyk, którego przeznaczenie było mi kompletnie obce, ale skutki posiadania go mogły wszystko utrudnić. Z drugiej strony czy mogło być jednak gorzej? Zostałam skazana na dożywocie, więc te kilka dodatkowych lat dopisanych jedynie na papierze, nie mogło mi bardziej zaszkodzić. Naprawdę powinnam przestać przejmować się takimi gównami, a zająć poważnymi problemami. Tylko co tak naprawdę powinno być na szczycie mojej listy priorytetów? Ze studiów zostałam wywalona z chwilą otrzymania prawomocnego wyroku, rodzina się na mnie wypięła, przyjaciół nie mam, a moja przyszłość nierozwiązywalnie związana jest z miejscem, w którym obecnie siedziałam.

Zaczęłam się zastanawiać gdzie ukryć kluczyk, bo pomimo mojej niewiedzy, mógł mi albo uratować dupę, albo kompletnie pogrążyć. Wszystko zależało od tego, jak dobrze go ukryję, ale kamery w celi ani trochę nie ułatwiały mi zadania.

Do ciszy nocnej pozostało jeszcze sporo czasu, a nie widziało mi się trzymanie tego kluczyka w dłoni. Jedynym miejscem do którego nie sięgały kamery była pseudo łazienka, więc nikogo nie powinno zdziwić, że tymczasowo mój nowy nabytek ukryłam właśnie tam. Zdawałam sobie sprawę, że przez brak nadzoru w tym miejscu, to był najłatwiejszy wybór, a co za tym idzie pierwsze miejsce sprawdzane podczas kontroli cel, ale w świetle dziennym, gdy monitoring działał na pełnych obrotach nie mogłam sobie pozwolić na nic innego. Wszystko trzeba było odroczyć trochę w czasie.

Po znalezieniu tymczasowego schowka wróciłam na niewygodne łóżko, po raz enty przypominając sobie, jak cholernie nudno jest za kratami. Poza trzema posiłkami na dzień, godziną spacerniaka i sporadycznymi spinami, czas dłuży się niemiłosiernie. Nie ma tu ani telewizji, ani radia, ani nawet gazet. Jakby teraz wybuchła trzecia wojna światowa, to pewnie bym się nawet o tym nie dowiedziała, bo nie miałam żadnego dostępu do informacji. Brak wiedzy nawet przez kilka dni był męczący, a moją ostatnią wiadomość ze świata otrzymałam po moim aresztowaniu, nim jeszcze na dobre trafiłam do pierdla. Teraz każda informacja była luksusem, na który nie było stać nikogo.

Nie wiedziałam nawet czy informacja o wybuchu w pierdu dotarła do informacji publicznej, a jeśli tak, to jakie reakcje wywołała w mojej rodzinie. Czy dowiedzieli się, że przyczyniłam się do śmierci tylu osób? Może dzięki temu zrozumieli, jaką głupotę popełnili odsuwając się ode mnie i teraz będą chcieli się ze mną skontaktować i mnie przeprosić. Powinni mnie wspierać, a nie zostawić, w jakimś stopniu to oni przyczynili się do śmierci tych ludzi. To przez to, że mnie nie bronili trafiłam do więzienia. Gdyby mnie nie zostawili, dalej byśmy byli szczęśliwą rodziną, a ci przestępcy by żyli. Ciekawe czy moi rodzice o tym wiedzą i jak się czują z tą wiedzą. Powinni zostać o tym poinformowani, albo nawet aresztowani. W końcu to ich decyzja była katalizatorem.

Uśmiech wykrzywił moje usta, gdy wyobraziłam sobie moją rodzinkę w więzieniu, aresztowaną i pozostawioną samą sobie, tak jak oni zostawili mnie. To byłaby dla nich dobra lekcja. Może dzięki temu zrozumieliby, jaką głupotę popełnili i poszli po rozum do głowy. Przecież nie mogli nie tak po prostu przestać kochać, a może zrozumieli już swój błąd, tylko głupio im się jest do tego przyznać? To jest bardzo możliwe, mój ojciec nigdy nie umiał przepraszać, pewnie od wewnątrz zżerają go wyrzuty sumienia, ale nie umie tego okazać. 

Mimo, że nie wybaczę im dopóki osobiście nie przeproszą, to wizja tego jak męczą się ze swoją decyzją, naprawdę poprawiła mi humor. Im jest jeszcze gorzej, niż mnie, bo ja mogłam się pogodzić ze zmianami, podczas gdy oni dalej tkwią w miejscu. Na decyzji sądu to oni najbardziej ucierpieli. Od tamtego dnia z pewnością wytykani są jako najgorsi rodzice na świecie, rodzice, którzy w największej potrzebie odwrócili się od swojego dziecka. Ich los jest o wiele gorszy od mojego. Może jeśli kiedyś uda mi się stąd uciec, zapukam do ich drzwi, żeby powiedzieć, że już nie jestem na nich zła. Dalej możemy być zgraną i szczęśliwą rodziną, jeśli tylko przyznają się do błędu i za niego przeproszą, ja naprawdę nie żądam wiele. Oferuje im wybaczenie, największy dar, jaki można komuś ofiarować, w zamian za zwykłe "przepraszam", które przecież nie kosztuje wiele, a jedynie trzeba przełamać własne ego. 

Myśląc o mojej rodzinie, straciłam poczucie czasu, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Czas tu dłużył się niemiłosiernie, więc każde stracenie rachuby było na wagę złota. Kilka godzin, czy chociażby minut mniej potrafiło polepszyć humor.

- Ruszaj się kurwo, czas na kolacje. - Usłyszałam wołanie, na co przewróciłam oczami.

- Tak stęskniony za ruchaniem, że wszędzie już kurwy widzisz? - prychnęłam.

- Nie, tylko tam gdzie w rzeczywistości są. Ruchy - nakazał.

Z westchnieniem wypływających z moich ust, podniosłam się z łóżka, a po podejściu do drzwi, wystawiłam ręce przez dedykowany ku temu otwór. Po roku w pierdlu, tutejsze zasady nie stanowiły już dla mnie najmniejszego problemu. 

Za kratami nigdy nie byłam miss popularności, ale nigdy nie widziałam takiej nienawiści. Idę o zakład, że gdyby którakolwiek z tych suk dostała jakieś ostre narzędzie, to nie patrząc na szanse i konsekwencje, wykorzystałaby je do zaatakowania mojej osoby. Mimo wszystko ta nienawiść podszyta była strachem, a o wiele bardziej wolałam być agresorem niż ofiarą. Dziwił mnie jedynie fakt, że w chwili, gdy ja stałam się najgorszą kurwą w tym miejscu na Johnson nikt nawet krzywo nie spojrzał, pomimo iż to był jej pomysł. Ciekawe tylko jaka wersja została udostępniona do publicznej informacji, bo w to, że powiedziano prawdę nie uwierzę. Już jakiś czas temu przestałam być ślepo naiwna. 

- Chyba o czymś zapomniałeś - syknęłam, gdy strażnik wepchnął mnie do stołówki, bez poluzowania kajdanek.

- Kurwy muszą sobie też radzić bez rąk - zakpił, odwracając się na pięcie i podchodząc do swojego znajomego.

Miałam ochotę mu przyjebać i to solidnie. Wściekłość wprost we mnie kipiała, ale bez ociągania ruszyłam po tackę z żarciem. Twarz miałam niewzruszoną, a jedynym znakiem o targających mną emocjach były zaciśnięte pięści. Przez głowę przelatywały mi myśli o zemście, ale nie budziły już we mnie tak sprzecznych emocji, jak na początku pobytu w tym miejscu. Teraz były czymś normalnym, a nawet przyjemnie pomagały zrównoważyć wściekłość. 

Noszenie tacki w skutych dłoniach nie należało do najłatwiejszej ani najprzyjemniejszej czynności. Nie miałam jednak żadnego wyjścia i musiałam sobie radzić. Domyślałam się, ze większym wyzwaniem będzie dla mnie jedzenie, ale niestety nie miałam okazji się o tym przekonać. Wszystko za sprawą mało ogarniętej suki, która wpada na mnie, gdy tylko odwróciłam się od lady. Moje jedzenie w przeciągu ułamka sekundy wylądowało na moim pomarańczowym kombinezonie i na podłodze u naszych stóp. 

Upadanie tacki na ziemie było dostatecznie głośne, żeby zwrócić uwagę większości przebywających tu osób, ale fakt posiadania publiki nie pomógł mi się uspokoić. Spędziłam ponad dwa pierdolone miesiące w izolatce, miejscu gdzie posiłki dostawałam, gdy strażnikom się to podobało, a po powrocie do mojej celi, zostałam pozbawiona jedzenia już przy drugiej okazji. Wszystko za sprawą jakiejś pierdolonej suki, którą w obecnej chwili miałam po prostu ochotę rozerwać na strzępy.

Powoli przesunęłam wzrokiem po jej nogach odzianych w szary uniform, aż do przerażonej twarzy, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Albo trafiła tu dopiero dzisiaj, albo podczas mojej nieobecności, ale z całą pewnością, nie miałam jeszcze przyjemności jej poznać. Widząc moją twarz dziewczyna automatycznie cofnęła się krok. Od roku spędzonego w tym miejscu nie miałam dostępu do lustra, więc nie byłam nawet w stanie powiedzieć co widziała, ale nie obchodziło mnie to. W chwili obecnej byłam zbyt wkurwiona, żeby roztrząsać mój wygląd.

- Prze... przepraszam - wyjąkała dziewczyna. - Nie zauważyłam cię.

Byłam zbyt wkurwiona, żeby zdobyć się na odpowiedź. Moja szczęka, podobnie jak i pięści były zaciśnięte. Potrzebowałam dobrych kilka minut na to, żeby rozluźnisz szczękę na tyle, żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa.

- Jesteś nowa? - zapytałam, a mój spokojny ton głosu, zaskoczył nawet mnie, ale bez wątpienia zapowiadał zbliżającą się burze.

- Tak - potwierdziła niepewnie. - Wczoraj miałam proces i dostałam trzy lata za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. 

- Zdajesz sobie sprawę, że w tym miejscu nie ma podwójnych porcji posiłków? - Zignorowałam jej historię życia, w zamian zadając kolejne pytanie, na które nie zamierzałam jednak słuchać odpowiedzi. - Nie ma dokładek, a jak z różnych okoliczności nie zjesz swojego posiłku to chodzisz głodna do następnego. Najgorzej jest jednak w izolatce. Jak tam trafisz to dostajesz jedzenie od przypadku, a wiesz co? Wyszłam stamtąd dzisiaj, a teraz za twoją sprawą mój posiłek nie nadaje się do zjedzenia. Zwisa mi to co i jak zrobisz, ale jeśli w przeciągu dwóch minut nie dostanę nowej pełnej tacki, to sprawdzę, jak wytrzymałe są te kajdanki na twoim gardle, a możesz mi wierzyć, że to będzie dopiero początek twojego piekła w tym miejscu.

- Nie przesadzasz trochę? - zapytała. - Strażnicy widzieli co się stało, więc na pewno bez problemu dostaniesz drugą porcję.

Z moich ust wyrwał się naprawdę szczery śmiech.

- Jesteś pojebana, ale krótka lekcja życia. Dla nich jesteśmy nikim - poinformowałam, wskazując na najbliższego strażnika. - Nigdy nie zrobią nic dla nas, bo czują się ważniejsi, jak nas gnoją. Te twoje kilka lat, nie będzie wyglądało, jak urlop od życia. Zrobią wszystko, żeby każdy dzień tutaj był koszmarem, a jeśli nie wyrobisz się w pozostałej minucie, to osobiście pomogę im cię zniszczyć.

W jej oczach zapłonęło rozpoznanie, szybko zastąpione przez przerażenie.

- Ty jesteś Red Killer - wyjąkała, wywołując mój śmiech.

To była taka typowa reakcja i pomimo, że przez rok czasu powinnam się już do niej przyzwyczaić, ona dalej cholernie mnie bawiła.

- Słyszałam to już wiele razy - przyznałam.

Nie miałam zamiaru zaprzeczać, bo zdążyłam się już nauczyć, że nic mi z tego nie przychodzi, ale w dalszym ciągu nie miałam zamiaru przyznawać się do bycia kimś kim nie jestem.

- To ty ostatnio spowodowałaś wybuch gazu - oskarżyła mnie, na co uniosłam brew.

- Aż tak ważne wydarzenie to było, że podano je do informacji publicznej? - zdziwiłam się.

Nie spodziewałam się, że postanowią to nagłaśniać, a całą winą obarczą mnie. Kątem oka spojrzałam na Johnson, która widząc moje spojrzenie, posłała mi uśmiech i ciche "nie ma za co".  O dziwo nie byłam na nią zła, a fakt oskarżenia mnie o spowodowanie śmierci jakoś po mnie spływał. Oskarżona zostałam o wielokrotne morderstwa, więc kilka w te czy we wte nie robiło mi żadnej różnicy. I mimo, iż znałam prawdę, że tak naprawdę nigdy nie przyczyniłam się do niczyjej śmierci, zmienienie tego faktu, nijak na mnie nie wpłynęło.

- Zabiłaś prawie dwadzieścia osób!

- Zdajesz sobie sprawę przez jakie oskarżenie tu siedzę, prawda? - zakpiłam.

- Doczekałaś się nawet swoich następców - warknęła, a w jej oczach poza przerażeniem, widziałam również pogardę i nienawiść. - Ktoś postanowił kontynuować twoje dzieło i zabija tak samo jak ty, numerując dalej.

Nowina dziewczyny pozwoliła mi zrozumieć co stało się z prawdziwą Red Killer. Zabija tak, jak zabijała, a fakt, że niewłaściwa osoba siedzi za kratami, postanowiono zamieść pod dywan, podając do informacji publicznej, że Red Killer zyskała naśladowców. Tym wytłumaczeniem zaoszczędzili hajs związany z ewentualnym odszkodowaniem i oskarżenia o bezpodstawne zamknięcie, ale dodali sobie roboty. 

Po roku za kratami, nie wyobrażałam sobie powrotu na wolność, zresztą nawet, jakby mnie uniewinnili, to i tak zostałabym oskarżona o przyczynienie się do śmierci dwudziestu osób. Wychodzi na to, że wolność po prostu nie była mi pisana, a moją przyszłością są cele i kajdanki. Tęskniłam za światem poza murami więzienia, ale nie wyobrażałam sobie powrotu do niego. To już nie była moja rzeczywistość, wątpię żeby ponownie się tam odnalazła, potrafiła wrócić na studia, dalej dać sobą pomiatać, a na przerwy wracać do domu i żyć z ludźmi, którzy zostawili mnie w takich okolicznościach. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałoby moje życie na wolności, bo nie mam szans tam wrócić.

Możliwe, że ukryty klucz da mi możliwość ujrzenia świata poza kratami, ale szanse na to są niewielkie. Po co strażnik miałby mi dawać klucz, który umożliwi mi ucieczkę? Pewnie chcieli się zabawić w kotka i myszkę. Dali mi klucz, a później oskarżą o posiadanie niedozwolonych przedmiotów, dzięki czemu znowu będą mogli mnie gnoić w izolatce.

- Czas minął - mruknęłam, lekko nieobecnym wzrokiem spoglądając na moją rozmówczynię. - Zobaczysz jak piękne życie panuje w Minnesota Correctional Facility - Shakoppe.

Nie patrząc za siebie minęłam dziewczynę, a następnie zabierając tackę, pierwszej lepszej szaraczki, usiadłam na swoje tradycyjne miejsce, zatracając się w obrzydliwym posiłku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro