3. Jestem niewinna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Może to nie maraton, ale przynajmniej kolejny rozdział ❤️

Po wyjściu z sali przesłuchań, razem z czterema policjantami opuściliśmy budynek, wsiadając do radiowozu, a nim jadąc w nieznanym mi kierunku. Nie miałam nawet możliwości przyglądać się temu co się dzieje za oknem, bo z obu stron otaczali mnie policjanci.

Na miejscu znaleźliśmy się po krótkim czasie, a żeby wjechać chociaż na teren aresztu śledczego każdy z pilnujących mnie mężczyzn musiał się wylegitymować i pokazać jakiś świstek, który najprawdopodobniej był postanowieniem o tymczasowym aresztowaniu, ale pewności nie mam. Strażnik otworzył bramę, a po przejechaniu może stu metrów, samochód się zatrzymał. Uczynni policjanci pomogli mi wyjść z pojazdu, a w zasadzie siłą mnie z niego wyciągnęli. Wspólnie weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do jakiegoś niewielkiego pomieszczenia z biurkiem, gdzie czekało już na nas kilku policyjnych strażników. Panowie się ze sobą przywitali, przekazując jakieś papiery, a po krótkiej rozmowie odwrócili się do mnie.

- Na co czekasz. Rozbieraj się – nakazał jeden ze strażników, a ja spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.

- Co? – pisnęłam.

- Myślałam, że ta słynna Red Killer jest odważniejsza – prychnął jakiś.

- Nie słyszałaś co masz robić?

- Rozbieraj się kurwa.

Przerażona podniosłam lekko ręce ukazując im kajdanki, których pozbyłam się w krótkim czasie. Niepewnie zdjęłam baleriny, które miałam na sobie, a po nich sukienkę. Właśnie stałam przed ośmioma obcymi mężczyznami w samej bieliźnie. Powiedzenie, że byłam przerażona, byłoby ogromnym niedopowiedzeniem.

Jeden z mężczyzn szybko zabrał moje ubrania odkładając je na stojące za nim biurko, a drugi w tym czasie kopniakiem, szerzej rozłożył mi nogi, a następnie zaczął dłońmi sunąć po moim ciele.

- Co pan wyprawia? – pisnęłam, próbując się odsunąć, ale uniemożliwił mi to inny policjant.

- Sprawdzam, czy nie masz żadnych ostrych narzędzi.

- No w skórę raczej sobie nic nie wszczepiłam, skoro nawet nie wiedziałam, że ktoś mi wpadnie do domu i mnie aresztuje.

- Jakoś nie wierzę, żeby Red Killer nie była przygotowana.

- Nie jestem żadną Red Killer – zaprzeczyłam lekko piskliwym głosem.

- Pewnie, a siedzisz za niewinność.

Chwilę później, gdy mężczyzna skończył mnie przeszukiwać, albo raczej obmacywać, ktoś mi podał zwyczajny biały t-shirt, pomarańczowy kombinezon, zwykłe czarne trampki, jakąś niewielką kosmetyczkę, klapki, pościel, materac niewiele grubszy od maty do ćwiczeń i plastikowy talerzyk, kubeczek oraz sztućce.

- Ubierz się.

Bez wahania spełniłam polecenie, a na moim nadgarstku została zapięta jakaś opaska.

- Ruszaj się – syknął mężczyzna, wychodząc z pomieszczenia, a ja z tym całym ekwipunkiem na rękach i w za dużych butach ruszyłam za nim do najprawdopodobniej mojej celi.

***

Moje myśli szalały tak, że nie mogłam wyłapać żadnej z nich. Były po prostu zbyt niezrozumiałe. Siedziałam w areszcie za kilkadziesiąt morderstw! A ja nigdy nawet pająka nie zabiłam! Nie mogłabym nikogo zabić, ale dziewczyna na tym zdjęciu była moim lustrzanym odbiciem. Podobieństwo było uderzające, ale dlaczego mam siedzieć za coś czego nie zrobiłam! Dodatkowo rozprawa jest za tydzień! Nie ma szans, żebym w tym czasie znalazła jakiegokolwiek prawnika, który zgodziłby się mnie bronić. Przez myśl mi przeszła jedna osoba. Josh! W końcu on jest prawnikiem. Może ma jakieś znajomości w Minnesocie i ktoś zgodzi się mnie bronić.

Nie tracąc czasu zeszłam z niewygodnego łóżka i podeszłam do krat, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś strażnika.

- Halo! Przepraszam! – krzyknęłam, zwracając na siebie jego uwagę.

Spojrzał na mnie z wyraźną niechęcią i obrzydzeniem w oczach, ale podszedł w moją stronę.

- Czego? – syknął, powodując dreszcze na moim ciele.

- Yyy... tamten policjant mówił, że mam prawo do jednego telefonu – powiedziałam cicho, co raz mniej przekonana do swojego pomysłu.

- Który policjant? – warknął.

- Nie pamiętam – wyjąkałam.

- No to wybacz laleczko, ale raczej nikt ci nie pomoże – zaśmiał się.

- Ale ja muszę zadzwonić do brata.

- A wiesz co ja muszę? Nie obchodzi mnie to czego potrzebujesz, szmato.

- Proszę, mnie nie obrażać – oburzyłam się. - Napiszę na pana skargę.

- Śmiało - prychnął mężczyzna. - Myślisz, że ktoś się przejmie skargą Red Killer? Zgnijesz w pierdlu. Popierdolona szmata – mruknął do siebie i kompletnie ignorując moje oburzenie, odszedł od krat.

- To jest łamanie praw więźnia! – krzyknęłam. – Mam prawo do jednego telefonu!

- Lepiej przymknij mordę, bo ja będę miał prawo do uciszenia cię.

Zdenerwowana i oburzona z niechęcią spojrzałam na niewygodne łóżko, ale posłusznie zajęłam na nim miejsce i rozejrzałam się po swojej celi.

Podobno jestem na tyle niebezpieczna, że nie mogę przebywać z innymi więźniami, dlatego trafiłam do celi jednoosobowej. Z trzech stron otaczały mnie sinoniebieskie, poniszczone ściany, a za ostatnią służyły kraty, za którymi znajdował się korytarz. Oprócz pojedynczego, strasznie niewygodnego łóżka, stał tu jeszcze maleńki plastikowy stolik, z wyglądu przypominający taki balkonowy i krzesło w tym samym stylu. W jednym rogu pomieszczenia było odgrodzone cienką, poniszczoną ścianką miejsce, a za nią krył się prysznic, umywalka i metalowa toaleta.

Warunki były po prostu koszmarne. Ja wszystko rozumiem, to jest więzienie, a nie pięciogwiazdkowy hotel, a pracujący tu mężczyźni są uzbrojonymi strażnikami, a nie bojami, ale więźniowie to mimo wszystko dalej ludzie i coś im się należy. Łzy dalej płynęły po mojej twarzy na samą myśl, że mogę w takim środowisku spędzić całe życie. W Minnesocie nie ma kar śmierci, ale zamiast to mogę zostać skazana na kilkaset lat więzienia, a ja nic nie zrobiłam! Mam siedzieć za zbrodnie jakiejś obcej dla mnie dziewczyny, tylko dlatego, że jest do mnie podobna! Jestem przerażona, a sytuacji zdecydowanie nie poprawia to, że nie mogę nawet zadzwonić do domu.

- Odsuń się od łóżka. Podejdź do przeciwległej ściany. Odwróć się plecami do krat. Ręce nad głowę i żadnych gwałtownych ruchów. – Zza myślenia wyrwał mnie męski głos, a ja z westchnięciem wykonałam jego polecenie.

Chwilę później usłyszałam szczęk zamka, a następnie dźwięk przesuwanych krat. Ktoś wszedł do środka, a po zbliżeniu się do mnie, dokładnie mnie przeszukał. No powagi... Nie tak dawno przeszukaliście nawet szwy w mojej bieliźnie! Skąd miałam niby wytrzasnąć jakieś niebezpieczne narzędzia!

Chwilę później moje nadgarstki, po raz niezliczony tego dnia, zostały zakute, a mężczyzna wyprowadził mnie z celi.

- Dokąd idziemy? – zapytałam, ale nie doczekałam się jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony.

Westchnęłam na nieuprzejmość strażnika, ale nijak nie skomentowałam jego zachowania.

Po kilku minutach weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia z biurkiem za którym siedziało dwóch nieznanych mi facetów w policyjnych mundurach. Pracownik więzienia, który mnie tu przyprowadził, w zaskakująco szybkim tempie się ulotnił, a jeden z mężczyzn wskazał mi ścianę w biało czarne pasy.

Podeszłam do nich, szybko otrzymując polecenie wyprostowania się, po czym zostało zrobione zdjęcie. Podobne zdjęcia były robione jeszcze dwa razy, gdy stałam bokiem do aparatu.

- Usiądź – polecił mężczyzna, podając mi jakąś średniej wielkości kartkę i gąbeczkę namoczoną tuszem. – Odciśnij swoje palce w przeznaczonych do tego miejscach i nie licz, że jakoś tego unikniesz jeśli będziesz kombinować, bo mamy miliony tych kartek.

Bez sprzeciwu wykonałam polecenie, a następnie wytarłam brudne od tuszu palce w chusteczkę higieniczną.

- Ty patrz, Bob, jaka spokojna – zakpił drugi mężczyzna.

- Właśnie widzę – prychnął ten cały Bob. – Podpisz się w tych trzech miejscach.

- Po co? – zapytałam.

- O umiesz gadać – ironizował policjant – a już chciałem zaznaczyć, że niemowa.

- Jeden podpis jest o autentyczności odcisków, drugi o oddanie do depozytu ciuchów, w których tu przyjechałaś, a trzeci o zgodzie na urzędowego adwokata – wyjaśnił Bob.

Podpisałam dwie kartki, ale przed trzecią się powstrzymałam.

- Najpierw chcę zadzwonić – oznajmiłam.

- Chyba nie wierzysz, że jakiś prawnik zgodzi się bronić ciebie. Masz za dużo na sumieniu. – Zdecydowanie go nie polubię.

- Mimo to, chcę zadzwonić.

- Jak chcesz – mruknął ten milszy policjant, podsuwając mi telefon. – Masz pięć minut, od momentu odebrania i dwie próby połączenia się. Możesz na dwa różne numery, ale tylko z jedną osobą możesz rozmawiać. Nie kombinuj nic, dobrze radzę.

Pokiwałam głową, a następnie z pamięci wystukałam numer Josha, w duchu modląc się, aby odebrał.

Z każdym jednym sygnałem mój stres rósł, a nadzieje malały, ale po chwili usłyszałam sygnał podniesienia słuchawki.

- Josh Nichols, z kim mam przyjemność? – usłyszałam znajomy mi głos.

- Josh, to ja, Jess – powiedziałam z ulgą. – Słuchaj dzwonię z policyjnego aresztu, musisz mi pom..

- Jakim prawem do mnie dzwonisz i mówisz mi co mam robić – syknął mój brat, a ulga jaka mnie ogarnęła, momentalnie wyparowała.

- Co... co ty mówisz? – zająknęłam się.

- Jesteś pierdoloną morderczynią! Zabiłaś pięćdziesiąt kilka osób, a teraz jeszcze masz czelność do mnie dzwonić i prosić o pomoc?! Moi synowie są przerażeni, bo widzieli, jak pierdoleni antyterroryści zabierają ich rodziców, wujków i dziadków na komisariat! Od ponad godziny nie mogę ich uspokoić! A ty chcesz jeszcze, żebym ci pomógł uniknąć odpowiedzialności?! Jesteś nikim, śmieciem! Ty już nie jesteś moją siostrą i zarówno ja, jak i reszta rodziny mamy nadzieję, że zgnijesz w pierdlu, tak jak ci się należy! – warknął, kończąc połączenie.

- Ale to nie byłam ja – pisnęłam, a z moich oczu łzy płynęły wodospadem.

- Koniec połączenia – mruknął policjant, odbierając mi słuchawkę.

Bez słowa podpisałam kartkę o urzędowego adwokata, a następnie podsunęłam ją mężczyźnie. Nie kontrolowałam łez spływających po mojej twarzy, ani serca, które czułam jak się łamie.

Jeszcze wczoraj, ba dzisiaj w południe dałabym sobie rękę uciąć, że Josh, zresztą, jak i cała moja rodzina, wskoczy za mną w ogień. Od zawsze byli dla mnie jedynym oparciem. Pomagali mi we wszystkim i zawsze byli po mojej stronie, a teraz tak po prostu się ode mnie odwrócili. Znają mnie najlepiej, a uwierzyli, że mogłabym zabić! I to ponad pięćdziesiąt osób! Wyparli się mnie, odsunęli w najgorszym możliwym momencie.

- Funkcjonariusz odebrał z twojego domu torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Jest dokładnie przeszukana, więc od razu będziesz mogła ją wziąć z sobą. Ty masz kartkę z planem dnia, do którego musisz się stosować, bo inaczej czekają cię niemiłe konsekwencje – oznajmił mężczyzna, ale ja nawet nie ruszyłam się z miejsca.

Łzy przestały płynąć, ale serce było w dalszym ciągu tak bardzo złamane jak wcześniej. Nawet jeśli adwokat udowodni moją niewinność, to nie będę miała dokąd wrócić. Rodzina się mnie wyparła, a szkoła, gdy tylko usłyszy o moim aresztowaniu, wykreśli z listy uczniów. Krótko mówiąc, jestem w dupie.

- Mogę ci zagwarantować, że do samej rozprawy, czas będziesz miała wypełniony przesłuchaniami i spotkaniami z adwokatem, więc odetchniesz dopiero w pierdlu.

- Jestem niewinna – mruknęłam, nie patrząc na niego.

- Mamy nagranie na którym zabijasz.

- To nie byłam ja.

- Jasne, twoja siostra bliźniaczka – zakpił ten wredniejszy policjant. – Dobra niech Smith ją odprowadzi, bo ja mam jej dosyć.

Drugi mężczyzna skinął głową i przy pomocy krótkofalówki wezwał strażnika, uprzednio padając mi jedynie torbę i kartkę.

Dziesięć minut później siedziałam już sama ze swoimi myślami. Tak jak mówił policjant w torbie były tylko najpotrzebniejsze rzeczy typu bielizna, czy t-shirty. Położyłam się na łóżku, podkulając nogi, ale nie było szans, żebym zasnęła. Mój mózg w dalszym ciągu analizował wydarzenia ostatnich kilku godzin. To miał być normalny, świąteczny tydzień spędzony w gronie najbliższych, a zamiast tego siedzę w celi, wspominając rodzinę, która się mnie wyparła. Słowa Josh'a zraniły mnie okropnie. Z całej rodziny to zawsze on był tym najbliższym mi bratem, mimo że dzieliło nas tyle lat. To zawsze on mnie bronił, pomagał mi w lekcjach, czy pocieszał, gdy coś poszło nie po mojej myśli. A teraz wysyczał, jak to mnie nienawidzi. Mam naprawdę ogromną nadzieję, że powiedział to pod wpływem emocji, a tak naprawdę nie chowa do mnie urazy. Nie jestem na niego zła za to co powiedział, ponieważ zbyt mocno mnie zranił. Jego słowa bez przerwy dźwięczały mi w uszach, powodując łzy spływające po policzkach. Bałam się i to okropnie. Jakie są szanse, że mnie nie zamkną, skoro dziewczyna na zdjęciu była moją kopią. Nie ma szans, że ktoś mi uwierzy, w coś takiego. Wsadzą mnie do więzienia, w którym będę siedziała, aż do śmierci za niewinność. I niech ktoś mi teraz powie, że życie jest sprawiedliwe. Ja nawet nie przeklinam, nigdy nie wagarowałam, ani nie złamałam żadnego przepisu! No może raz, czy dwa zdarzyło mi się odrobinę przekroczyć prędkość, ale za to nie idzie się siedzieć!

Powinnam teraz iść spać w rodzinnym domu, po obfitej kolacji dziękczynnej, a zamiast to płaczę w więziennej celi, martwiąc się o to, że to będzie mój dom do końca życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro