36. Wątpliwości w świecie śmierci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Może i blady świt, ale zawsze czwartek ❤️ kocham Was ❤️

Byłam głupia. Najzwyczajniej w świecie cholernie tępa. Myślenie nigdy nie było moją mocną stroną, ale tamtego dnia straciłam jakiekolwiek okruchy wiary w siebie.

Mogłam zabić gangsterów i w asyście policji stamtąd uciec. Pytanie brzmi jednak dokąd. Policja miałaby mnie puścić wolno? Błagam, już prędzej uwierzyłabym w dobre intencje moich porywaczy, niż w wyrok uniewinniający. Funkcjonariusze aresztowaliby mnie i wsadzili ponownie do miejsca, z którego uciekłam. Nie miałam zamiaru ponownie trafić do pierdla, a innej nadzieji nie było.

Wybrałam bezpieczniejszą opcję, walcząc ramię w ramię ze swoimi porywaczami, jak i ze swoim przyszłym celem. To skutecznie odebrało mi jakąkolwiek nadzieję na powrót do normalnego życia. Nawet jeśli kiedykolwiek odkryliby, że to nie ja odpowiadałam za zbrodnie Red Killer, to od opuszczenia więzienia dopuściłam się tylu zbrodni, iż mogłam już zapomnieć o wolności.

Po ucieczce z klubu nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Szef grupy przestępczej w obstawie dryblasów zawinął się do auta i tyle go widziałam. Z kolei Blake i Key odstawili mnie do magazynu, a następnie odjechali w sumie cholera wie gdzie.

Miałam już na prawdę serdecznie dość wszystkiego. Wieczne ukrywanie się przed policją, burdel w moich myślach. Oddałabym wszystko, żeby móc cofnąć się w czasie, problem był jednak taki, że nie miałam nic. Byłam wrakiem człowieka, pozbawioną uczuć, nadziei, przyjaźni oraz miłości skorupą. Staremu powiedziałam prawdę, ja nie żyłam, a jedynie egzystowałam. Jedyną okazją, żebym ponownie coś poczuła, był moment pociągnięcia za spust. Wtedy przez ułamek sekundy miałam uczucia, czułam wszystko. Wyrzuty sumienia, żal, jak potoczyło się moje życie, nadzieję, że jeszcze to się zmieni. Wszystkie negatywne emocje były przytłumione jednak przez szczęście, iż jeszcze cokolwiek czuję, a potem to mijało. Znikało wszystko, przez co moje życie ponownie było puste. Nie miałam celu, nie miałam nadziei, nie miałam szczęścia.

Jedyne co pozwalało mi wstać każdego dnia i ograniczało chęć skończenia ze sobą, był plan. Chociaż nazwanie tego zalążku pomysłów planem, jest jak nazwanie ognia z zapałki pożarem. Potrzebowałam sprawiedliwości, zemsty. Istniała jedna osoba, która zasłużyła na taki koszmarny los, a była nią moja akademicka współlokatorka.

Carol popełniła błąd, skłamała. Gdyby to były normalne okoliczności, to po każdym spłynęłoby to kłamstwo. Jednak, to jedno minięcie się z prawdą zmieniło wszystko, kilka słów wystarczyło abym nieodwracalnie straciła wszystko. Chciałam się zemścić, gdy siedziałam jeszcze w więzieniu, teraz jednak poprzysięgłam sobie, że prędzej czy później odegram się. Nie ma mowy, żeby tak to się skończyło. Dziewczyna odpowie za wszystko, czym uprzykrzyła mi życie. Będzie to najprawdopodobniej ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. Spłacę dług u gangsterów, zemszczę się na Carol, a wtedy będę mogła na spokojnie z sobą skończyć. Mam już dość męczenia się z tym co mam w głowie. To za dużo nawet jak na mnie.

W równym stopniu, co o zemście na dziewczynie, marzyłam o spokoju. Chciałam zasnąć i się więcej nie obudzić. Zakończyć wszystkie problemy jakie miałam, skończyć z wątpliwościami, ze wszystkimi problemami.

Kilka dni spędziłam sama w swoim lokum, niewiedząc nawet czy policja nie znalazła przypadkiem gangsterów. Chociaż szczerze powiedziawszy zwisało mi to co się z nimi stało. Nie obchodziło mnie czy żyją, są na wolności, czy zdycha torturowani w jakimś magazynie. Tym bardziej, że już wcześniej zdarzało się im nie odwiedzać mnie przez dłuższy czas, a następnie wpadać jak do siebie.

Samotność była jednak piękna. Uwielbiałam być sama, bo wtedy moje myśli mogły dryfować do woli, niezakłócone poprzez innych ludzi. Właśnie wtedy czułam się prawdziwa, jedna z nielicznych okazji kiedy mogłam być sobą. Miałam dostateczny burdel w głowie bez ludzi, którzy próbowali namieszać jeszcze bardziej. Nie było mi potrzebne więcej problemów i wątpliwości, niż już miałam. Potrzebowałam w końcu przerwy i spokoju.

Gdy w końcu odwiedzili mnie moi porywacze, zdążyłam się już przyzwyczaić do ciszy. Ich wizyta, jak zwykle, była niedość, że niezapowiedziana, to jeszcze nieproszona. Polubiłam wolność, jaką oferowało mi pozostanie w samotności. Jednak wszystko co piękne musi się w końcu skończyć, a z moim szczęściem, to raczej prędzej, niż później. Ku mojemu zdziwieniu jednak wyjątkowo odwiedził mnie tylko jeden z mężczyzn. W sumie odkąd ich poznałam, sądziłam raczej, iż jest to nierozerwalny duet.

- Czerwona - powiedział Blake, w ramach powitania.

- Długo was tu nie było - zauważyłam. - Co do jedzenia przywiozłeś mi tym razem?

Mężczyzna chrapliwie się zaśmiał, po czym kręcąc głową podał mi pudełeczko z chińszczyzną. Opakowanie znałam aż za dobrze, więc podejrzewałam, że knajpka zlokalizowana była pomiędzy naszymi siedzibami.

- Dla takich posiłków warto żyć - mruknęłam, nabierając pałeczkami pierwszy kęs. - Nie tęskniłam za wami, ale za tym żarciem owszem.

- Nawiązując do tęsknoty, Stary chce cię znowu widzieć - oznajmił gangster mimochodem.

Słysząc tą rewelację, prawie udało mi się udławić spożywanym właśnie ryżem. Odezwałam się dopiero, gdy ponownie unormowałam wszystkie moje funkcje życiowe.

- Słucham? A to niby dlaczego? - zapytałam.

W sensie nie do końca obchodziło mnie, że mam go znowu spotkać, ale w jakimś stopniu interesowało mnie to, czemu. Widzieliśmy się z nim przecież nie tak dawno i pomimo faktu, iż przerwano nam w sumie krótko po rozpoczęciu rozmowy, to jednak udało nam się zamienić kilka zdań. Poza tym, gdyby czegoś ode mnie chciał mógł zapytać po wyjściu z klubu, a nie ponownie przysyłać swoich sługusów po mnie.

- Zainteresowałaś go - przyznał Blake. - Ten stary fiut uwielbia, gdy ktoś się z nim zgadza, a tobie udało się przy tym jeszcze połechtać jego ego. Teraz się tak szybko nie odpierdoli.

- Jebie mnie to - stwierdziłam. - Sama mam zbyt najebane w głowie, żeby bawić się w psychologa i wysłuchiwać co on ma do powiedzenia. Nie na to się umawialiśmy. Miałam go zabić.

Pomimo faktu, jak jeszcze niedawno przerażała mnie myśl o tym, tak ostatnio uświadomiłam sobie, że już to na mnie nie działa. Pogodziłam się z faktem, że ponownie będę zmuszona odebrać komuś życie, ale to da mi znowu poczuć. Zapewni mi kolejną sekundę uczuć. Potrzebowałam tego.

- Sama mówiłaś, że poznanie go ułatwi morderstwo. To był twój plan, więc teraz przestań pierdolić - mruknął. - Ja też nie podejrzewałem, że kretyn będzie chciał się z tobą ponownie spotkać, ale jak widać oboje się myliliśmy. Tak więc grzecznie zaciśniesz zęby i udasz się na spotkanie z tym fiutem, przytakując mu kiedy tylko będzie tego oczekiwał. I szczerze jebie mnie co ty o tym sądzisz.

Wybuch mężczyzny zdecydowanie umiejętnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się tego po Blake'u, on zawsze był spokojny i opanowany. Wtedy jednak ktoś skutecznie musiał mu zaleźć za skórę, co gangster postanowił odreagować na mnie.

- Zapominasz o jednym kochanie - syknęłam. - To ty czegoś ode mnie chcesz i zanim zaczniesz pierdolić, tak zdaję sobie sprawę, że mam u was dług. Problem jest jednak taki, że to ja mam go zabić, ty nie dasz rady tego zrobić moimi rękoma, środki przymusu nigdy nie były rozwiązaniem. Zdradzić ci sekret? Najgorsi są ludzie, którzy doświadczyli straty wszystkiego. Nie mają już wtedy przed niczym oporów, bo nie mają nic do stracenia. Bliskich mi nie zabijesz, bo ich nie mam, a zabicie mnie nawet w najgorszych męczarniach, będzie dla mnie nagrodą. Także mówiąc najmilej jak potrafię, możesz mnie cmoknąć w dupę.

Nóż przystawiony do gardła, zamiast mnie zszokować, czy przerazić, jedynie mnie rozśmieszył. W końcu zauważyłam jakieś podobieństwo między nim, a Key'em.

- Mógłbym w tej sekundzie poderżnąć ci gardło i patrzeć jak krew razem z twoim życiem wypływa z twojego organizmu. Mocnym w gębie, mała, to każdy potrafi być, pogląd się zmienia, gdy stajesz ze śmiercią twarzą w twarz - zagroził.

Jednak ku zdziwieniu Blake'a, zamiast odsunąć się od źródła zagrożenia, ja przesunęłam się do przodu, tym samym pogłębiając dotychczas delikatne nacięcie.

- Śmiało - poprosiłam. - Na to właśnie liczę.

Pomimo moich oczekiwań, mężczyzna cofnął ostre narzędzie, robiąc krok do tyłu.

- Co jest z tobą nie tak? - zapytał.

- Mówiłam już, nie mam uczuć, nawet strach jest mi obcy - odparłam, wzruszając ramionami.

- Każdy ma jakieś uczucia, musisz się tylko postarać je odnaleźć.

- W tym świecie? - prychnęłam. - Nie bądź idiotą, dobrze zdajesz sobie sprawę, że prędzej, czy później ze sobą skończę.

Mówiłam prawdę, a mój plan był banalnie prosty. Zabić Starego, zemścić się na Carol i ze sobą skończyć. Niczego więcej już nie potrzebowałam.

- Dlatego największym twoim wrogiem jest czas. Jeśli nie odnajdziesz ich teraz, to później już nie zdążysz - wyjaśnił.

- Wiele razy już próbowałam, ale ich już nie ma. Umarły w moim poprzednim życiu, gdy zrzucono na mnie bombę w postaci wyroku. Od tamtego czasu jestem podróbką człowieka. Choćbyś poświęcił na to całe swoje życie, nie znajdziesz nawet namiastki mojego człowieczeństwa. Nie ma go. Przepadło - oznajmiłam, powracając do przerwanego posiłku.

W tamtym momencie według mnie rozmowa była zakończona, a ja nic więcej do dodania nie miałam. Powiedziałam mu całą, niczym nie zmąconą prawdę. Pomimo, iż chciałabym w sobie odnaleźć znów tą Jess sprzed wyroku, pogodziłam się z tym, że to niemożliwe. Byłam już całkowicie i nieodwracalnie inną osobą. Nieważne co bym zrobiła, jak bardzo się starała, nie widziałam najmniejszych szans, na powrót do przeszłości. Nawet jeśli w głowie by udało mi się powrócić do dawnej siebie, to i tak społeczeństwo miałoby mnie za seryjną morderczynię, za sprawą czego prędzej, czy później stałabym się znowu taka jak przez ostatni czas. Nie chciałam tego, bo teraz miałam jeszcze okruchy normalności, chwilami moje myśli były przejrzyste, aby następnie znowu zostać żądnym krwi i bólu zabójcą.

Sama nie wiedziałam kim byłam, ale miałam jeszcze na tyle powiązania z rzeczywistością, aby zdawać sobie sprawę, że lepiej nie będzie. Nie miałam pojęcia co jest gorsze, zabicie przypadkowej osoby, czy samego siebie. Jednak, gdy w grę wchodziło tyle innych istnień, tyle osób, których nie skrzywdzę jeśli ze sobą skończę, nie miałam wątpliwości. Chciałam jeszcze tylko spłacić dług wobec gangsterów i pomścić starą Jess, a wtedy już nie będę się martwić ile razy i kiedy znów stracę nad sobą panowanie. To już nie będzie ważne, bo mnie nie będzie.

Jedyne co wtedy będzie to mój pogrzeb. W sumie to jest dość interesująca sprawa. Czy poszukiwanemu seryjnemu mordercy, który zbiegł z więzienia, po czym zabił koleje kilka osób, wyprawia się pogrzeb? Każdy chyba zasługuje na pogrzeb, a jeśli mój się by odbył, to ciekawe kto by na niego przyszedł. Przyjaciół oraz znajomych nie mam, rodzina się mnie wyparła, a obcy ludzie srają ze strachu słysząc moje nazwisko. Może jednak rodzice nie przegapiliby pogrzebu własnej córki... W końcu pomijając to, jakim potworem się stałam, wciąż byłam ich córką. Musiały być w nich jeszcze chociaż okruchy miłości do mnie. No chyba, że zniknęły tak samo jak moje człowieczeństwo.

Przez moje przemyślenia nie zarejestrowałam nawet momentu, w którym Blake opuścił pomieszczenie, a dopiero trzaśnięcie drzwiami wyrwało mnie z letargu. Było to jednak dobre, bo w końcu mogłam ponownie zostać sama, a to właśnie na braku towarzystwa najbardziej mi zależało.

Ku mojej rozpaczy następnego dnia ponownie dostałam gości, jednak tym razem było ich znacznie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zazwyczaj odwiedzały mnie maksymalnie dwie osoby, a teraz było ich około dziesięciu, z czego kojarzyłam jedynie jedną. Sami mężczyźni, między którymi była dość spora różnica wieku, a jednym z nich był sam boss.

- Dzień dobry Czerwona - przywitał się gangster. - Wydajesz się dość zszokowana moim widokiem.

- Nie da się ukryć - mruknęłam. - Prędzej spodziewałabym się nalotu policji, niż pana odwiedzin.

- Niesłusznie, ponieważ mam do ciebie sprawę. Usiądź - poprosił, gdy ja na końcu języka miałam zdanie, że to on znajduje się u mnie, a nie na odwrót. - Wisisz moim ludziom przysługę, więc tym samym jesteś moim dłużnikiem. Spłacisz ją pomagając mi.

- W czym? - zapytałam, doskonale zdając sobie sprawę, że facet nie wiedział o tym, w jaki sposób miałam spłacić wspomniany dług.

- Będziesz dla mnie pracować. Powiedzmy, że potrwa to pięć lat, a potym czasie zwrócimy ci wolność.

Śmiech, który opuścił moje usta, pomimo faktu jak pusto brzmiał, był stuprocentowo prawdziwy. Jak wysokie mniemanie trzeba mieć o sobie, aby zmuszać kogoś do pracy dla niego? Blake i Jasper, sądząc po tym jak Stary nazwał ostatnio Key'a, wyciągnęli mnie z pierdla bez mojej prośby, zgody czy czegokolwiek. Zrobili to, bo mieli w tym interes. Ten facet, jednak nawet o tym nie wiedział, a potem chce dostawać za to profity.

- Bawi cię to? - zapytał.

- Tak - przyznałam. - Nawet pan nie zdawał sobie sprawy z istnienia planu uwolnienia mnie, a gdy już pańscy ludzie uświadomili pana o tym czego dokonali, przypisuje sobie ich zasługi.

- Słuchaj Czerwona, wszystko co robią moi ludzie, oddziaływuje na mnie, a więc tak najwięcej profitów z uwolnienia ciebie, przypadnie właśnie mi. Uroki bycia szefem - wytknął. - A teraz bez zbędnego pierdolenia, od dnia dzisiejszego rozpoczyna się twoja pięcioletnia praca u mnie. Pierwsze zlecenie będziesz miała dzisiaj w nocy. Razem ze swoimi opiekunami, pojedziesz po pieniądze za narkotyki, do tego klubu, w którym widzieliśmy się ostatnio. - Widząc, że chce oponować, mężczyzna jedynie podniósł rękę, skutecznie mnie uciszając. - Nie, nie masz nic w tej sprawie do powiedzenia. Miło cię było znów widzieć, do zobaczenia Jessico.

Nim zdążyłam cokolwiek zrobić czy powiedzieć, mężczyzn już nie było, a mnie ponownie otoczyła cisza, która jednak nie potrwała długo, bo zaledwie pół minuty. Po tym czasie, w próżnię rozleciał się mój krzyk. Głośny, pełny niepowstrzymywanej furii. Gdyby w tym momencie ktoś wszedł do magazynu nie pożyłby długo.

Jakbym nie miała dość problemów, to teraz jeszcze wbrew mojej woli zostałam włączona w skład gangu. No wprost zajebiście. Odmowa jednak nie wchodziła w grę, ponieważ musiałam zrobić jeszcze kilka rzeczy w tym życiu. Musiałam zakończyć pewne sprawy, a do tego potrzebowałam pozostać wśród żywych. Nie było innej opcji, musiałam przystać do warunków Starego, a przynajmniej dopóki nie zakończę swoich planów. Do tego czasu musiałam żyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro