39. Zdrada boli najbardziej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie sądziłam, że zdążyliśmy odjechać aż taki kawał od głównej bazy, ale biorąc pod uwagę, iż droga powrotna zajęła Blakowi, a zauważmy prędkość z jaką jechał, ponad godzina drogi była niemałą odległością. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia czego konkretnie Stary ode mnie chciał, ale ponownie wzywał mnie do siebie. Powtórka z rozrywki, tylko wtedy przynajmniej miałam świadomość czego się spodziewać. Teraz jechałam w ciemno. Nie miałam pojęcia co i jak, ale prawdę powiedziawszy, wolałam chyba tego nie wiedzieć. W przeciwnym wypadku bym się stresowała i zamartwiała, a tak nic mnie to nie obchodzi.

A przynajmniej miałoby to miejsce, gdy byłam jeszcze starą sobą. Teraz już nie byłabym tak pewna czy potrafiłam dalej czuć tak przyziemne rzeczy. Moja psychika była dla mnie samej tajemnicą. Chwilami miałam wrażenie, że jestem normalna. Pojawiały się uczucia, a później to znikało i znów byłam pusta, wyprana z wszystkiego. Chciałam się tego pozbyć, ale podejrzewałam, iż jest na to już stanowczo za późno. Wybór podjęty w więzieniu, gdy walczyłam o przeżycie, pozostawił cień na mojej późniejszej egzystencji.

Jak się okazało szef całej grupy przestępczej chciał się widzieć jedynie ze mną. Bez światków, a nawet bez swojej ochrony. Za sprawą tego moje myśli pędziły w nieubłaganym tempie. Spotkanie pozbawione osób trzecich, nie pozostawiało żadnych złudzeń, zrobiłam coś przez co mężczyzna zapragnął konfrontacji. Pozbawiając się jednak ochrony sam nastawił się na niebezpieczeństwo. Przecież w wypadku gdyby miał mi coś do zarzucenia, normalną reakcją byłby atak. W tym świecie jednak nie słowny. Prawdopodobieństwo strzelaniny było nad wyraz wysokie, a największy problem stanowił mój brak uzbrojenia. Nie wiem nawet kiedy, dlaczego, ani jak, ale udało mi się pozbawić Blake spluwy. Nie wzbudzającym podejrzeń mężczyzn ruchem, udało mi się ukryć broń za paskiem moich spodni. W tej chwili naprawdę mogłam dziękować jedynie samej sobie, ze postanowiłam założyć dzisiaj o wiele za dużą dla mnie skórzaną kurtkę. W mojej egzystencji jednak od czasu do czasu pojawiało się szczęście.

Ku mojemu zdziwieniu spotkanie zaplanowane przez starszego mężczyznę nie miało mieć miejsca w bazie, ani nawet żadnym klubie. Ściągnął mnie do mojego własnego magazynu. Tego samego, w którym pod poluzowaną deską w podłodze znajdowała się rozpiska jego każdego dnia i ogólny plan pozbycia się mężczyzny.

- Powiedz, że wszystkie wartościowe papiery masz pochowane - mruknął do mnie Blake, gdy tylko usłyszał jakie miejsce spotkania wybrał jego szef.

- Tak - potwierdziłam - ale nie uważasz za podejrzane, że to właśnie tam zechciał się ze mną spotkać?

- Nie mam pojęcia czego możesz się spodziewać, ale pomimo tego, że nie mam wstępu do magazynu, będę w pobliżu. Wystarczy, że mnie zawołałam, a ci pomogę - obiecał.

- Poradzę sobie - mruknęłam.

Nie mogę mówić, że mężczyzna chociaż raz nadwyrężył moje zaufanie, ale więzienie nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy. Mianowicie nikomu nie można ufać bezgranicznie. We wszystkim istnieją jakieś ukryte motywy. Nie ma ludzi, którzy bezinteresownie proponują jakąkolwiek pomoc. Zawsze chcą czegoś w zamian, nawet Blake.

Po dwudziestu minutach od tej rozmowy byliśmy na miejscu. Wzdychając w duchu, ruszyłam na miejsce, które może być końcem wszystkiego. To właśnie w tym miejscu, w którym rozpoczęło się moje trzecie życie, prawdopodobnie zakończy się moja całkowita egzystencja.

- Jestem - powiedziałam, zamykając za sobą drzwi.

- Witaj Czerwona - przywitał się szef całej grupy. - Cieszę się, że dotarłaś tutaj tak szybko. Miło cię znowu zobaczyć.

- Wezwał mnie pan tutaj, żeby powymieniać się uprzejmościami?

Moje słowa wywołały śmiech u mężczyzny.

- Jak zawsze konkretna.

- Pan wybaczy, ale w tym świecie raczej czas jest niesłychanie drogocenną walutą, a mówiąc w prost, ja nie należę do ludzi zamożnych.

- Blake ma wpływ na twój sposób wyrażania się - zauważył, zarabiając tym samym moje zdziwione spojrzenie. - Nie dziw się tak, jako głowa tego wszystkiego muszę mieć oko na wszystkich moich ludzi. Wiem, więc ile czasu ze sobą spędzacie, a dodatkowo zaczęłaś mówić podobnie do niego.

- To raczej nie jest spowodowane czasem jaki z nim spędzam. Sama wychowałam się w normalnym domu, ze zwyczajną rodziną, a do tego kończyłam właśnie studia filozoficzne, gdy...

- Gdy zostałaś aresztowana - dokończył. - Swoją drogą zastanawia mnie jedno. Dlaczego tak dobrze rokująca studentka filozofii społeczno-etycznej, tak minęła się ze swoim kierunkiem, mordując ludzi po zajęciach? Zaznaczmy też, że twoje pochodzenie, jak sama mówisz nie miało tu żadnego wpływu.

- Sprawdzał mnie pan - zauważyłam, nie kryjąc lekkiego rozbawienia. - Powiedzmy, że każdy ma jakieś swoje hobby, a to było właśnie moje.

Dlaczego nie powiedziałam mu prawdy? Przecież tak łatwo mogłam wyrzucić z siebie słowa, które przed kilkoma laty padały nieustannie - „to nie byłam ja". Prawda praktycznie w każdym przypadku jest nieporównywalnie lepsza od kłamstwa, ale niestety nie w tym. Tutaj potrzebowałam respektu za to czego dokonałam, nawet jeśli nie byłam to wcale ja. Biorąc pod uwagę ile lat spędziłam przez to w celi i co tam znosiłam, zasłużyłam chociażby na szacunek.

Nie potrafię zrozumieć dlaczego moje życie przyjęło taki obrót. Czym zawiniłam, żebym teraz oczekiwała respektu za zbrodnie, które nie należały do mnie. Morderstwa, które zapewniały mi chwałę. Było to jednocześnie żałosne i potworne.

- Nie tylko ciebie. Sprawdzam każdego swojego potencjalnego współpracownika. W tym świecie nie można sobie pozwolić na błędy i pomyłki. Każda najmniejsza chwila nieuwagi może skutkować przedwczesną śmiercią. Pewnie dlatego tak ciężko w nim o zaufanie i prawdziwe relacje - wyjawił.

- Bez urazy, ale do czego zmierza ta rozmowa? Jeśli chodzi o jakiekolwiek relacje, to życie bezapelacyjnie nauczyło mnie braku zaufania. Więc jeśli o to panu chodzi, to bez obaw nie mam zamiaru wchodzić z nikim w głębsze relacje, a na każdego i tak patrzę z dość dużą ostrożnością.

- Wiedziałem, że kto, jak kto, ale ty zrozumiesz mnie bez problemu - mruknął bardziej do siebie, aniżeli do mnie. - Żyjemy w tak brutalnym świecie, że nawet tak oczywista rzecz, jak przetrwanie kolejnego dnia, jest dla nas enigmą. Na każdym kroku czeka na nas śmierć i zdrajcy, a najwięcej ich jest wśród osób będących najbliżej nas.

Wyznania mężczyzny były dość podejrzane. W dalszym ciągu, gdzieś w zakamarkach mojego umysłu tliła się delikatna obawa, że szef grupy przestępczej zdaje sobie sprawę z mojej podwójnej roli w tym wszystkim. Zabicie mnie byłoby tak proste. Nie ma nikogo kto by mnie szukał, ani jednej osoby, która by za mną tęskniła, a zamiast żałoby na wieść o mojej śmierci, na całym świecie zapanowałaby ogólna radość. Taki czarny charakter jak ja, musi umrzeć. Nawet bym się nie zdziwiła, gdyby datę mojej śmierci traktowano jako święto narodowe i całe rodziny puszczałyby fajerwerki, tak jak na czwartego lipca.

- O kim pan mówi? - zapytałam. - Musi pan zrozumieć, że raczej nie interesują mnie te wszystkie plotki, które mają miejsce wokół mnie, a dodajmy do tego strach, jaki większość osób odczuwa słysząc jedynie moje imię. Nikt przy mnie nie rozmawia o tak przyziemnych rzeczach.

- Odkąd zostałem szefem całej tej grupy, mam wrażenie, że każdy jest przeciwko mnie i tylko czeka na jakieś drobne potknięcie. To już po mału doprowadza mnie do paranoi, ale chyba słusznie. Chociażby Jasper, którego mie... - urwał mężczyzna, gdy zdał sobie sprawę, że powiedział chyba za dużo. Zdając sobie jednak sprawę, iż nie cofnie już tego co padło z jego ust, postanowił kontynuować. -  W sumie ponad miesiąc temu, przyłapałem Jaspera, jeśli się nie mylę, ty go znasz jako Key'a, w moim biurze. Może i nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie fakt, że był tam podczas mojej nieobecności, a nawet tamtego dnia nie wzywałem go do siebie.

- Ale ukradł coś panu? Albo przeglądał jakieś papiery, czy coś? - dopytywałam.

- Nie. Siedział sobie spokojnie na kanapie, ale według ciebie nie jest to podejrzane? Włamał się do mojego gabinetu, przecież to jest wręcz oczywiste, że chciał mnie zdradzić i potrzebował jakichś informacji - stwierdził.

- Co było dalej?

- Zawołałem moich ludzi, ogłuszyli i związali go, a następnie przetransportowali do magazynu - wyjawił. - Mam zbyt wiele do stracenia, żeby pozwolić sobie na dopuszczanie do siebie zdrajców. W każdej chwili mógł chcieć mnie zabić... Tylko nie do końca mam jeszcze pomysł co z nim zrobić. Muszę to dobrze przemyśleć.

- Dlaczego w sumie mi pan o tym mówi i po co chciał się pan ze mną zobaczyć? W tym wszystkim co usłyszałam, nie ma ani jednej rzeczy, która dotyczy mnie, więc po co to całe spotkanie?

Nie twierdzę, że świadomość tego co stało się z Keyem, nie jest interesująca, ale z punktu widzenia mężczyzny, opowiedzenie mi jej było raczej bezcelowe. Czego oczekiwał, że wyskoczę z tekstem, że ma rację bo ktoś tam powiedział mi, że usłyszał... Nawet przed aresztowaniem nie byłam plotkarą. Moje życie zmieniło się diametralnie, ale jednak jakieś stare nawyki w nim pozostały.

- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę o tym czego od ciebie oczekuję? - zapytał. - Sprawy się trochę pozmieniały. Teraz, gdy Jasper już z pewnością nie będzie tak blisko zaangażowany, potrzebuję kogoś na jego miejsce.

- I tym kimś mam być ja - zgadywałam. - Problem jest jednak taki, że ja również nie chcę być tak blisko zaangażowana w to wszystko. Mam zamiar spłacić swój dług i na tym skończyć moje zamieszanie w tą sprawę.

- Panno Nichols - mruknął mężczyzna, już lekko zirytowany. - Ten świat nie jest niestety wygraną na loterii. Tutaj nie do końca do ciebie należy decyzja w jaki sposób i przez ile będziesz mi pomagała. Fakt, że przyszedłem to z tobą omówić, był pewnym ukłonem w twoją stronę, ale jeśli zrozumiałaś to jako pytanie o zdanie, to niestety się nie zrozumieliśmy. Moim celem było przekazanie ci swojej decyzji.

Po usłyszeniu swojego nazwiska przeszedł mnie dreszcz. To było coś z czym nie spotkałam się już od naprawdę bardzo długiego czasu. Jednocześnie przeświadczenie Starego, jakoby jego słowa były nie podważalne, zdołało mnie jedynie rozwścieczyć. Wiele się zmieniło, ale dalej jestem człowiekiem obrażonym wolną wolą, którą mogę dysponować wedle swojego uznania.

Jednocześnie ta rozmowa uświadomiła mi jak przerażony był mężczyzna. Osoby, które wyczuwają spisek dosłownie wszędzie wokół siebie, zwykle mają okropnie zaniżone mniemanie o sobie. Ich samoocena po prostu leży.

- Co ma pan zamiar zrobić z Keyem?

- Nie mam pojęcia - oznajmił. - Jasper siedział w tym od naprawdę długiego czasu i już od dawna miał moje pełne zaufanie. Jak widać nie była to zbyt mądra decyzja z mojej strony. Zdrada jest bolesna zawsze, ale dopiero, gdy robi ci to osoba, której ufałeś bezgranicznie, zaczynasz zdawać sobie sprawę czym jest prawdziwy ból. Nie mogę mu tego odpuścić. Jakby to o mnie świadczyło? Darując mu życie, dałbym innym ludziom świadomość, że mogą mnie bezkarnie zdradzać. 

- Zabije go pan dla przykładu - powiedziałam beznamiętnie.

Od momentu mojego zatrzymania, nie poznawałam siebie. Śmierć przestała być dla mnie tragedią, a stała się sposobem zarabiania, formą zemsty czy po prostu codziennością. Ucierpiały również moje relacje międzyludzkie. Już nie byłam oddaną czy wierną przyjaciółką, teraz to wszystko ograniczały korzyści. Stałam się materialistką, robiłam to, co przynosiło mi większe benefity, nie patrząc w ogóle za siebie. 

- Tak - westchnął mężczyzna. - Pomimo wszystko nie chcę z tego robić jakiejś wielkiej szopki. Będą tam jedynie moi najbliżsi współpracownicy oraz osoby, które muszą wiedzieć, że nie warto ze mną zadzierać. Wieści o tym, że go zabiłem i tak rozprzestrzenią się błyskawicznie, nie potrzebuję więcej światków.

- Ja to zrobię - mruknęła po chwili ciszy. - Chce pan, żebym dla pana pracowała. Bądź, co bądź zostałam skazana za seryjne morderstwa, wykonywane jako płatny zabójca. Nie dość, że pokaże pan to, co chce, to dodatkowo jeszcze pana wrogowie dowiedzą się, iż żyję i pracuję u was. Pomimo zatrzymania moja renoma w żaden sposób nieucierpiana, a ucieczka z pierdla jedynie mi w tym pomogła. 

- A do tego jesteś dziewczyną, a nie ma większej ujmy na honorze gangstera, niż umrzeć z rąk kobiety - mruknął. - Dobrze, zgadzam się. Jeszcze w tym tygodniu się z tobą skontaktuję i przekażę szczegółowe informacje na temat egzekucji. Do zobaczenia, panno Nichols.

Trzaśnięcie drzwiami rozeszło się echem po całej przestrzeni, a to dało mi świadomość, że nie mam dużo czasu. Za kilka minut wpadnie tu Blake, żądając wyjaśnień, które za cholerę mu się nie spodobają. Nie będę miała drugiej szansy na wyjaśnienia, gdyż zginę zanim zdążę wyjaśnić co mi siedziało głowie. O ile sama wiedziałabym to.

Jedyna szansą była moja ucieczka z tego miejsca. W chwili, gdy ten pomysł ledwo zaświtał w mojej głowie, zerwałam się do sprintu. Problem był jeden, a mianowicie jedno jedyne wejście, przez które właśnie przechodził wkurwiony gangster.

- Masz dokładnie minutę na wyjaśnienie swoich motywów, albo wpakuję ci cały magazynek w brzuch, po czym ledwo żywą podrzucę cię pod mury twojego poprzedniego domu, czy to jest jasne? Czas start - syknął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro