4. To nie byłam ja!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przypominam o głosowaniu na profilu adriananitaniteczka wasze głosy stanowią połowę wyniku końcowego ❤️

Same słowa "masz tydzień" już brzmią jak wyrok, a w moim przypadku, to by się nawet zgadzało. Tylko tyle czasu względnego spokoju mi pozostało. Chociaż patrząc na to obiektywnie, to już zostałam pozbawiona wolności na całe swoje życie. Gdzie w tym głupim świecie jest sprawiedliwość?! Ja mam siedzieć za coś czego nie zrobiłam, podczas, gdy prawdziwa morderczyni dalej będzie zabijać? Co ja komu zrobiłam, żeby zasłużyć na taką niesprawiedliwość?! 

Całe życie byłam przykładną obywatelką. Nigdy się z nikim nie biłam, nigdy nic nie ukradłam, nawet jak byłam na zakupach i strasznie chciało mi się jeść, to później płaciłam za puste opakowanie po drożdżówce! Nigdy nawet nie przeklinałam! A teraz mam spędzić całe życie za kratami. Z dala od przyjaciół, których nie posiadam, z dala od rodziny, która się mnie wyparła i z dala od domu, którego już w sumie nie mam. 

A co z moimi studiami? Zostało mi tylko półtora roku i mam to wszystko stracić, przez pójście na łatwiznę pewnych policjantów?! Łatwiej było złapać sobowtóra morderczyni, niż ją samą i teraz to ja mam cierpieć. Ja tego nie przeżyję. Już bym wolała, żeby ta cała Red Killer dopadła mnie i zabiła, niż żebym miała taką przyszłość jaka rozpościera się przede mną obecnie.

Przez te kilka dni w tymczasowym areszcie nauczyłam się czego się mogę spodziewać. Słabo ukrywanej nienawiści i obrzydzenia moją osobą, docinków i kpiny na temat mojego załamania oraz towarzyszącej mi na okrągło atmosfery strachu. Co tu dużo mówić, byłam przerażona i to okropnie. I nie chodzi tu tylko o mój los, a bardziej o fakt z kim przebywałam pod jednym dachem. Ze zwyczajnymi przestępcami, którzy często byli całkowicie pozbawionymi uczuć bestiami. Bałam się o swoje życie i to dlatego nawet, gdy miałam możliwość przejścia z celi do małego pomieszczenia na wzór biblioteki nie ruszałam się z łóżka, siedząc w kącie i modląc się, żeby nikt nie postanowił złożyć mi wizyty. Tych ludzi bałam się chyba jeszcze bardziej, niż tego co mnie czeka. 

W sercu dalej miałam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Sędzia będzie mądrym człowiekiem, który przyzna, że dowodów jest za mało, mój obrońca uratuje mnie i dzięki temu zostanę uniewinniona, a gdy wyjdę na wolność brat przeprosi mnie za to, że mi nie wierzył, rodzice mocno mnie uściskają, a ja wrócę do mojego codziennego piekła na uczelni, ale nie bojąc się o swoje życie.

W poniedziałek moja rutyna dnia została lekko zaburzona, bo po śniadaniu, które swoją drogą było praktycznie niejadalne, przyszedł policjant, każąc mi stanąć pod ścianą, po czym zakuł moje ręce w metalowe kajdany.

- Co się dzieje? - zapytałam zachrypniętym ze strachu i od nieużywania głosem.

- Zamknij mordę - syknął mężczyzna, po czym siłą wypchnął mnie z celi.

Gdyby nie fakt, że nie jestem tu na wakacjach i za bardzo martwiłam się o swoje życie, to spisywałabym wszystko co tu się wydarzyło, żeby następnie pokazać wszystkim ludziom co tak na prawdę dzieje się w amerykańskich więzieniach. Sądząc jednak po gazecie jaką wrzucił do mojej celi kilka dni temu jeden ze strażników, nikogo by teraz nie obeszło co się ze mną dzieje.

Na okładce tego brukowca było moje zdjęcie w kajdankach, gdy prowadzona byłam do budynku w którym się obecnie znajdowałam przez czterech strażników, a pod obrazkiem znajdował się napis głoszący, że "Red Killer oczekuje w areszcie stanowym na proces! Szczegóły na stronie trzeciej". Widząc tam swoją twarz oblał mnie zimny pot, ale otworzyłam gazetę na wskazanej stronie i zatopiłam się w lekturze, a z każdym przeczytanym słowem łzy coraz mocniej zraszały mi twarz.

"Dnia 23.11.2017 r. podczas kolacji dziękczynnej została aresztowana najokrutniejsza morderczyni tego stulecia w swoim rodzinnym domu w stanie Minesota. Dla niewtajemniczonych Red Killer, jest seryjną morderczynią, która po za zabijaniem, także torturowała swoje ofiary. W swojej karierze zabiła pięćdziesiąt cztery osoby, w tym ponad czterdzieści w szczególnie okrutny sposób. Swój pseudonim zawdzięcza czerwonemu znakowi "x", który zostawiała zawsze na miejscu zbrodni, razem z numerem ofiary. Red Killer znają ludzie na całym świecie, nie tylko w Stanach i większość z nich drży na samo brzmienie jej pseudonimu. 

Okazało się iż, Red Killer to tak naprawdę dwudzistojednoletnia Jessica N., studentka trzeciego roku filozofii na University of Minnesota Duluth. Dziewczyna nie przyznaje się do winy, zarzekając się, że to pomyłka, ale czy to w ogóle możliwe? Nasza redakcja zdobyła nagranie na którym widoczna jest twarz morderczyni, a obok znajduje się zdjęcie Jessicki (patrz zdj. 1 i 2). Kobiety są identyczne, więc nie ma mowy o pomyłce. Nasza redakcja ma nadzieję, że Jessicka spędzi w więzieniu długie lata, ale jest szansa, że gubernator specjalnie dla Red Killer przywróci karę śmierci, która będzie transmitowana na żywo we wszystkich stanach, a może i w całym świecie. Co o tym myślicie? Podzielcie się swoimi przemyśleniami na naszym fanpage'u. Jessice powinna grozić kara śmierci, czy zwielokrotnione dożywocie? O wszystkim dowiemy się już 30.11.2017 r., bo to na ten dzień planowany jest proces dwudziestojednoletniej amerykanki. Będziemy was o wszystkim informować na bieżąco na naszej stronie internetowej, a relacja z procesu pojawi się w przyszłotygodniowym numerze. Trzymajcie razem z nami kciuki, żeby Red Killer dostała jak największy wyrok. P.G."

Nawet teraz na samo wspomnienie tamtych słów, czułam spływające mi po twarzy łzy, ale nie miałam ich nawet jak wytrzeć przez skute przeguby, więc ciekły sobie spokojnie po moich policzkach, mocząc następnie pomarańczowy kombinezon. Strażnik widząc moją słabość jedynie się zaśmiał.

- Myślisz, że udawanie wyrzutów sumienia ci w czymkolwiek pomoże? Zgnijesz w pierdlu, a jak nie, to ludzie cię zabiją. Zresztą powinni cię oddać ludziom, których bliskich zabiłaś w taki sposób. Wtedy sprawiedliwości stałaby się zadość.

- Ale to nie byłam ja! To wszystko jest zwyczajnym nieporozumieniem! 

- Uważaj, bo ktoś ci uwierzy - prychnął mężczyzna, ale nim zdołałam odpowiedzieć zostałam wepchnięta do pomieszczenia z którego ostatnio dzwoniłam do Josh'a.

Po drugiej stronie stołu, przy którym zostałam posadzona, siedział jeden już znajomy mi z widzenia policjant i jeden zupełnie nieznajomy mężczyzna w garniturze. Strażnik, który mnie tu przeprowadził, sprawnie przepiął moje ręce do przodu, a następnie opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie na pastwę tej dwójki.

Siedząc na krześle vis a vis mężczyzn miałam możliwość dokładniej im się przyjrzeć. Policjant był bardzo wysoki i umięśniony tak mocno, że miałam wrażenie, iż mundur niedługo się rozerwie na jego bicepsach. Wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat, ale podejrzewam, że tak na prawdę miał więcej. Ciemne, krótko ostrzyżone włosy, nie były w stanie ukryć kilku małych blizn na jego twarzy. Drugi z moich towarzyszy miał odrobinę szczurzy wygląd. Długi szpiczasty noc, niewielkie ciemne oczy i rozbiegany wzrok. W przeciwieństwie do funkcjonariusza nie mógł się też pochwalić budową, bo należał do chuderlawych i niskich mężczyzn.

- Nazywam się Herman Slade i jestem pani adwokatem przyznanym z urzędu - odpowiedział lekko piskliwym tonem.

- Dzień dobry - przywitałam się cicho. - Nazywam się Jessica Nichols.

- Nie obchodzi mnie to - oznajmił mężczyzna, przez co moje spojrzenie momentalnie zatrzymało się na nim. - Mało kto zna twoje prawdziwe nazwisko, a mi starczy to, że jesteś seryjną morderczynią znaną jako Red Killer.

- Nie jestem Red Killer - powtórzyłam zdanie, które od mojego zatrzymania padało z moich ust najczęściej. - Nie wiem, kim ona jest, ale to nie jestem ja.

- Dowody mówią co innego. Pogódź się z tym, że wszystko się wydało, a za trzy dni będziesz już siedziała w pudle o zaostrzonym rygorze, no chyba, że gubernator wyda zgodę na karę śmierci, na co mam ogromną nadzieję.

- Czemu zgodził się mnie pan bronić, skoro nawet pan we mnie nie wierzy? - zapytałam cicho.

- Taka moja praca, a przy okazji mogę cię bardziej pogrążyć. Oskarżona nie wykazuje żadnych wyrzutów sumienia, wspominając swoje ofiary - przeczytał słowa, które właśnie zanotował, a moje nadzieje upadły, jak domek z kart.

Właśnie w tej chwili dokładnie sobie uświadomiłam, w jak bardzo złej sytuacji jestem. Red Killer jest zbyt do mnie podobna z wyglądu, żeby ktoś uwierzył, że jesteśmy dwoma różnymi osobami, ale nawet jakby ktoś znalazł te różnice, to by tego nie powiedział. Policja chce móc zamknąć sprawę, a we mnie znaleźli sobie kozła ofiarnego. Rodzina się do mnie nie odzywa, bo wszyscy uwierzyli w te fałszywe oskarżenia, mimo, że nigdy nie dałam powodów, aby we mnie zwątpili. Przecież nawet nie wiem, gdzie i kiedy zostały popełnione te morderstwa. Ja wtedy pewnie siedziałam na uczelni.

- Właśnie - powiedziałam cicho, ze słabo skrywaną nadzieją w głosie. - Kiedy i gdzie została popełniona ta zbrodnia?

- Nie udawaj, że nie wiesz? - prychnął policjant. - Przecież na pewno doskonale pamiętasz każde jedno swoje morderstwo.

- Proszę - załkałam, nie kontrolując łez, które zaczęły zraszać moje policzki. - Niech mi pan powie, kiedy została popełniona ta zbrodnia uwieczniona na zdjęciu?

- Trzynastego października bieżącego roku, o godzinie trzeciej osiemnaście po południu w Waterloo w Iowa - odpowiedział mężczyzna, a moje myśli popłynęły do odpowiedniego dnia.

- To był piątek - zastanawiałam się na głos. - W piątki wykłady kończę o wpół do dwunastej, a potem wróciłam do akademika, gdzie robiłam projekt na zajęcia.

- Po skończeniu zajęć na spokojnie zdążyłabyś do jechać do Waterloo - oznajmił policjant.

- No, ale mówię panu, że byłam wtedy w akademiku!

- W waszym akademiku nie działają kamery. Sprawdzaliśmy. Czy jest ktoś, kto może to potwierdzić?

Zastanowiłam się chwilę, a przed oczami odtworzyły mi się wydarzenia sprzed tygodnia.

- Tak! - krzyknęłam uradowana. - Przed drugą do pokoju wróciła moja współlokatorka, bo zapomniała książki. Nie miałam jak przez godzinę dojechać do Waterloo.

- Dopilnujemy, żeby pani Streninng została powołana jako świadek na rozprawie. - obiecał mężczyzna, a mnie ogarnęła ulga. Może jest dla mnie jeszcze nadzieja. - Jeśli pani słowa okażą się prawdą, to istnieje szansa, że uda się wywalczyć pani uniewinnienie, ale bym się tak nie cieszył. Z tego co wiem, to nie ma pani dobrego kontaktu z współlokatorką, więc wątpliwe, żeby potwierdziła pani kłamstwa.

Słowa policjanta w sekundzie ostudziły mój zapał. Miał rację i mimo, że Carol naprawdę mnie widziała tamtego dnia, to jakie są szanse na to, że się do tego przyzna? Dziewczyna mnie nienawidzi, a kłamiąc policji pozbędzie się mnie raz na zawsze. Tylko z drugiej strony, czy okaże się aż tak zepsuta, żeby skazywać niewinną osobę na możliwą karę śmierci, tylko dlatego, że jej nie lubi?

- Ma pan jeszcze jakieś pytania do oskarżonej? - zapytał policjant mojego adwokata, a on zaprzeczył ruchem głowy.

- Wiem wszystko co musiałem. Proszę się jednak ze mną skontaktować, gdy współlokatorka złoży zeznania.

- Oczywiście - zgodził się funkcjonariusz, a po chwili do pomieszczanie wszedł kolejny mundurowy, ponownie przekuwając moje ręce za plecy, a następnie wyprowadzając mnie.

Wciąż nie mogło do mnie dotrzeć to, w co ja się wpakowałam. To miały być zwykłe odwiedziny w rodzinnym domu. Czas spędzony z bliskimi w świątecznej atmosferze. W zeszły piątek miałam jechać z siostrą i szwagierkami na zakupy, a zamiast tego spędziłam czas chowając się w kącie i żywiąc nadzieję, że nikt mnie nie zaatakuje. Zamiast dziękować, jak przystało na ten dzień, ja błagałam o litość i sprawiedliwość. Nie chciałam, ani nie zasłużyłam, żeby spędzić całe życie w więzieniu. Powinnam skończyć studia, znaleźć sobie dobrą pracę, założyć rodzinę i być szczęśliwa, a zamiast tego w najgorszym wypadku najzwyczajniej w świecie mnie zabiją. Chociaż w sumie to nie wiem, czy to nie jest ta lepsza opcja. Szybka i prosta śmierć, albo dożywocie w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze. Żaden z tych wariantów nie był zadowalający, a przerażał mnie w takim samym stopniu. 

Teraz moja jedyna nadzieja w Carol, a mi pozostało się jedynie modlić, żeby dziewczyna miała chociaż okruchy serca i powiedziała policji prawdę. Pierwszy raz czyjeś słowa mają nade mną aż taką władzę, że mogą mnie całkowicie pogrążyć. Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona, a z dnia na dzień bałam się coraz bardziej, bo z każdą chwilą moje nadzieje na wolność malały. Jedyne co mi pozostało to czekać na proces z nadzieją, że Carol ten pierwszy raz okaże mi człowieczeństwo. Ale jak można z niecierpliwością czekać na coś co może okazać się końcem wszystkiego co znasz? Nie można, a pomimo tego, że chciałabym znać wyrok, to jednocześnie chciałbym odsunąć to jak najdalej w przyszłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro