40. Taniec na grobie śmierci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kochani moi, to już ostatni rozdział Walki, na dniach postaram się dodać epilog, który kończy całą historię Jess. Mam nadzieję, że wszystko co się wydarzyło w tym opowiadaniu, mimo wszystko Wam się podobało, a moja przerwa została mi wybaczona. 

Jest to trochę dłuższy rozdział niż zazwyczaj, więc życzę Wam miłego czytania.

Wasza Vera.


Nie ma na świecie osoby, która lubiłaby się tłumaczyć. To jest po prostu czynność, powodująca u każdego jedynie ból głowy i złość. U mnie też. Nienawidziłam tego momentu, a jeszcze najgorsze w tym wszystkim było, gdy osoba nie wierzyła w nasze słowa. Taką sytuację miałam tamtego właśnie wieczora, podczas rozmowy z Blakiem. Minuta, którą mężczyzna dał mi na wyjaśnienia, dość mocno rozciągnęła się w czasie, a mnie już po mału brała cholera, bo nie było ważne co powiedziałam, gangster miał swoją wersję wydarzeń, w którą wierzył.

- Kurwa - syknęłam. - Po cholerę karzesz mi się tłumaczyć skoro i tak nie chcesz słuchać moich wyjaśnień.

- Nie słyszysz, jak bezsensowne są twoje słowa? - zapytał. - Sama mówisz, że lojalności to ty nie masz, a mam wierzyć w twoje dobre intencje. Jedno dość mocno neguje drugie.

- Jesteś śmieszny - stwierdziłam. - Wierzysz, że można mi pomóc, uratować moje szczątki psychiki, ale jednocześnie nie ufasz niczemu co mam do powiedzenia. Nie sądzisz, że jedno dość mocno neguje drugie? - zakpiłam parodiując jego wcześniejsze słowa. - Zresztą, wiesz co? Pierdolić to wszystko. Chcesz to strzelaj, tylko jeśli chcesz utrzymać mnie przy życiu, to musisz się nieźle postarać, bo ja ci tego ułatwiać nie będę.

Z tymi słowami odwróciłam się na pięcie, całkowicie ignorując spluwę dalej wycelowaną w moją osobę. W tamtej chwili było mi już wszystko jedno, zaczerpnięty oddech, mógł być moim ostatnim, a ja przyjęłabym to z najzwyklejszą w świecie ulgą. Chciałam tego, potrzebowałam i pragnęłam. Wolność stała się moim marzeniem, a chwile, w których czułam ją najbliżej były podczas igrania ze śmiercią. Nie liczyło się już dla mnie nic. Życie było nieśmiesznym żartem, na który nie miałam już siły. Brakowało mi motywacji do czegokolwiek, w tym to egzystencji.

Dźwięk trzaskanych drzwi po raz kolejny rozniósł się po praktycznie pustej przestrzeni hałasem wystrzału z armaty. Zostałam sama. Po raz kolejny poczułam dojmującą samotność. Tak wielką, że chyba jedynie dzięki sile woli, moje ręce nie objęły ciała, aby dać chociaż wrażenie ciepła. Ogarniający mnie chłód był straszny, bo dzięki niemu zdałam sobie sprawę, że nie mam na tym świecie nikogo. Nie mam rodziny, przyjaciół czy kogokolwiek. Byłam sama na świecie pełnym ludzi. Zabijało mnie to bardziej niż mógłby pistolet, nóż czy jakakolwiek przemoc. Z każdym mijającym dniem, znikającą godziną czy przemykającą minutą traciłam siebie. Moje człowieczeństwo ginęło, w tym samym czasie co przybywało mi poczucia odrzucenia. 

Nasz świat tworzą ludzie. Dobrzy sprawiały, że otaczające nas środowisko było szczęśliwe, kolorowe, a negatywni bohaterowie, wysysali cały ten kolor, pozostawiając nas w nieograniczonym mroku. Pomimo zła jakie mnie spotkało, jakie sama wyrządziłam, byłam człowiekiem, potrzebowałam w swoim życiu ludzi, dobrych chwil, uczuć... A tego nie miałam. Prawda była bolesna. Nie miałam przyjaciół,  rodziny, a nawet domu czy jakichkolwiek pieniędzy. Jedyne co mi pozostało to czas, który postanowiłam dobrowolnie oddać, podejmując decyzję o tym, kiedy pozbawię się życia i cierpienia. Tak więc nie miałam niczego.

Z pistoletem w dłoni siedziałam na podłodze, analizując wszystko. Tak łatwo byłoby mi to teraz zakończyć, wystarczyłoby przyłożyć lufę do skroni i po raz ostatni zacisnąć mięśnie w dłoni. Pragnęłam tego. Zaledwie w zakątkach mojego umysłu pozostawała świadomość obietnicy jaką złożyłam sobie już jakiś czas temu. Miałam zabić Starego i pomimo zmieniających się okoliczności, ta jedna myśl nie pozwalała mi zakończyć wszystkiego. Te głupie słowa, wypowiedziane w chwili głupoty, nie pozwalały mi ziścić swoich pragnień. Kazały mi walczyć i spełnić swoje przyrzeczenie.

Z jękiem wściekłości odrzuciłam broń, nie krzywiąc się nawet w momencie, w którym niechcący wypaliła, robiąc dziurę w ścianie. Tak, moja głupota, mogłam zabezpieczyć to gówniane urządzenie, zanim nim rzuciłam.

***

Dni, w których pozbawiona byłam mojego jedynego towarzystwa, ponownie zaczęły się plątać i przenikać, tak długo aż kompletnie straciłam poczucie czasu. Przez zabite dechami okno, którym kiedyś strzelałam do ludzi Blake, nie wpadały nawet promienie słonecznie, więc nie miałam nawet pojęcia czy mamy dzień, czy noc. Wszystko było takie samo, a ja już naprawdę nie mogłam się doczekać przybycia Starego, a co za tym idzie ostatniego zlecenia w tym życiu.

Przez cały ten czas nie wychyliłam głowy poza magazyn, praktycznie przyrosłam do tego miejsca. Od momentu trzaśnięcia drzwiami przez Blake, nie miałam z nim żadnego kontaktu, nie wiedziałam nawet, czy mężczyzna jeszcze żyje. Być może próbował odbić Key'a, a tym samym wkurwił Starego, zarabiając jednocześnie kulkę w głowę. Albo postanowił mnie wsypać, informując swojego przełożonego na temat moich zamiarów i tego, że nawet nie jestem prawdziwą Red Killer, po czym wspólnie planowali moją egzekucję. Nie miałam pojęcia ile życia mi pozostało, ale nie zamierzałam tego kwestionować. Być może przy ogólnym zamieszaniu również uda mi się zabić Starego, a tym samym spełnię swoje ostatnie zlecenie.

Nie miałam pojęcia czy postąpiłam słusznie, ale w moim obecnym życiu na prawdę ciężko było o takie przekonanie. Wszystko co robiłam, powodowała chwila, głupi moment, w którym po raz kolejny traciłam nad sobą panowanie. Nie było miejsca ani czasu na wyrzuty sumienia, czy podważanie własnych decyzji, bo świat toczył się dalej, a wszystko przemijało, pozostając jedynie odległym wspomnieniem, widmem z przeszłości. Pewnie, nie zliczę ile było rzeczy, które mogłam zrobić inaczej, ale z każdym mijającym mnie dniem, coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że wszystko pozostałoby tak samo, albo byłoby jeszcze gorzej. Sporo rzeczy zrobiłabym inaczej, chociażby zemstę na Carol. Gdybym miała okazję ją zmienić byłaby o wiele gorsza. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, iż to co ją spotkało było okropne, ale nie cierpiała z moich rąk. To mnie w tym wszystkim bolało najbardziej. W chwili śmierci bardziej nienawidziła Starego, niż mnie i to jego obwiniała o wszystko.

Przez taki czas samotności, na prawdę odzwyczaiłam się od ludzi. Zawsze byłam trochę aspołeczna, ale po epizodzie z więzieniem i ucieczce z niego, to się jedynie nasiliło. Dźwięk otwieranych drzwi, przyprawił mnie praktycznie o zawał, ale gdy tylko uświadomiłam sobie, że od kłótni z Blakiem nie było osób, które powinny mnie odwiedzać, pistolet, który leżał obok mnie momentalnie znalazł się w wyciągniętej dłoni i wycelowany w gościa.

- Ach ta amerykańska gościnność - prychnął przybysz, z jakimś dziwnym akcentem. - Nawet w środku nocy, gdy kogoś kulturalnie odwiedzasz w domu, to wita cię spluwą. Nie zrozumiem tej kultury.

- Od zawsze twierdziłam, że Stany to dziwny kraj - oznajmiłam, przeładowując broń. - Ale najdziwniejszy dla mnie jest w ogóle zwyczaj pukania, gdy się do kogoś przychodzi, czy przedstawiania się. To jest w ogóle bez sensu! Po co poznając nową osobę mam jej mówić, jak mam na imię?

- Aleksiej - przedstawił się ze śmiechem. - Jestem Aleksiej.

- Świetnie. To skoro to mamy załatwione, to miło byłoby się jeszcze dowiedzieć czego tu chcesz?

- No bo widzisz, to mamy ciekawą sprawę. Mianowicie moja droga Red Killer, kojarzysz taką pracę, jak łowca głów? - zapytał, na co skinęłam głową. - No to szczerze ci wyjawię, że to nie jest zła fucha. Hajs wpada odpowiedni, a jest na tyle ekscytująca praca, że nie da się nudzić - opowiadał, siadając na krzesło przy moim biurku. - Pełniąc jednak taką, a nie inną rolę w społeczeństwie, dość często mieszałem się z półświatkiem, który mnie wychował.

- Więc lecisz na dwa fronty - domyśliłam się, skracając tym samym jego historię. - Wszystko super, ale jaki związek ma to ze mną?

- Chyba nie zaskoczę cię informacją, że jesteś poszukiwana? - upewnił się, na co jedynie głośno prychnęłam. - Za doprowadzenie cię żywej, nagroda wynosi pełną bańkę, a za martwą ćwierć. Bądź co bądź zajebiste pieniądze.

- Nie przeczę.

- No właśnie, ale dostałem na ciebie jeszcze cztery inne zlecenia. Stałaś się pewną ikoną w tym świecie i sporo ludzi pragnie twojej pomocy, a za pomoc przy złapaniu ciebie oferują również potężne sumy.

Głośne westchnięcie opuściło moje usta. Naprawdę? Jakbym nie miała dość problemów na głowie, to jeszcze ta informacja. Red Killer naprawdę posiadała niemałą renomę w swoim środowisku, skoro nawet aresztowanie i siedmioletnia odsiadka nie zaszkodziła jej reputacji. Tylko dlaczego przez jedno nieporozumienie w to wszystko mieszali mnie? Red Killer była nieuchwytna. Można jej zarzucić naprawdę wiele. Była sadystyczną bestią, lubowała się okrucieństwem i mordami, ale nie była głupia. Nie licząc tych kilku zdjęć, nikt jej nawet nigdy nie widział, a gdy jej wizerunek wypłynął, skazując tym samym mnie, udało jej się zaszyć pod ziemię. Nawet to nie przeszkodziło jej w kontynuowaniu swojej pracy. Dalej wszystkich mordowała, a wina nawet za kratami spłynęła na mnie. Jakbym conajmniej spierdalała z pudła, aby zamordować kolejną osobę. Biorąc pod uwagę, jak nieprawdopodobne to jednak było, popularniejsza plotka głosiła, że doczekała się swoich następców.

Naprawdę nie chciałam po raz kolejny naciskać na spust i zabijać kolejną osobę, ale to była chyba jedyna opcja. Kompletnie nie podobał mi się pomysł pomagania kolejnej grupie przestępczej. Tak niewiele dzieliło mnie od wolności, więc nie chciałam kolejnych zobowiązań, które tylko odwlekałyby moją wieczną emeryturę.

- No to stoi przed tobą trudny wybór - zauważyłam. - Niech zgadnę, wybrałeś zlecenie, które prowadzi do najwyższych korzyści finansowych.

- Nie jestem amerykanem - zaśmiał się. - To jest właśnie najdziwniejsza rzecz w waszej kulturze. Nie liczą się przekonania, tylko kto da najwięcej.

- No co mam ci powiedzieć - prychnęłam. - Amerykanie są cholernymi materialistami. To co wybrałeś, skoro pieniądze nie są twoim priorytetem?

- Spłatę długu. Mało kiedy dług życia można spłacić tak łatwo i w przystępnych warunkach, a właśnie takie zobowiązanie na mnie zalegało. Jedna z osób, która dała mi to zlecenie uratowała mi kiedyś życie i mimo, że nie oferuje największych pieniędzy, to właśnie to zamówienie wybrałem.

- Zamówienie? - zakpiłam. - Czyli teraz jestem produktem... Robi się coraz ciekawiej. Mamy w tym wszystkim tylko jeden dość dramatyczny problem. Nie zamierzam dać się nigdzie dostarczyć.

Mężczyzna westchnął po czym najzwyczajniej w świecie zaczął się śmiać. Najwidoczniej psychiczność w tym świecie była czymś całkowicie normalnym. Tu nie była ważna poczytalność, a wręcz była pewną dość znaczącą przeszkodą. Dużo bardziej pożądana była umiejętność życia z tym co się zrobiło, a człowieczeństwo uniemożliwiało życie z takimi zbrodniami na koncie. 

- Jesteście cudowni - śmiał się. - Nic mnie tak nie bawi, jak wasze przekonanie, że wasza życie zależy tylko do was. Muszę cię rozczarować skarbie, nie zawsze wszyscy będą cię pytać o zdanie. Zwykle los decyduje za nas i często to nie będzie decyzja, która przypadnie nam do gustu. 

- O dziwo muszę się z tobą zgodzić - przyznałam. - Tylko zapominasz o jednym, a mianowicie o mojej profesji. Potrafię się bronić, a biorąc pod uwagę, że już od dłuższego czasu nie miałam okazji, to z chęcią odrobinę się rozerwę. Także do dzieła Łowco Głów.

Zgodnie z moją prośbą mężczyzna zerwał się z miejsca podchodząc do mnie z uprzednio wyciągniętym z kieszeni scyzorykiem. Delikatne prychnięcie wyrwało się z moich ust, bo zobaczeniu uzbrojenia mężczyzny. Bez zawahania odrzuciłam, tym razem zabezpieczony pistolet, wymieniając go na nóż bojowy. Tym jeszcze nie miałam okazji walczyć, a biorąc pod uwagę chandrę, jaka ostatnio towarzyszyła mi na codzień, z przyjemnością próbowałam czegoś nowego. Mój gość miał utrudnione zadanie przez fakt, że zależało mu na moim przeżyciu. Ja z kolei bądź co bądź walczyłam o przetrwanie. Nie musiałam się powstrzymywać i nie miałam takiego zamiaru.

Zajebiście byłoby powiedzieć, iż mężczyzna nie miał żadnych szans, bo walczyłam jak zawodowiec. Niestety nie była to prawda. Facet walczył rewelacyjnie, ale jego trafne ciosy, które powinny działać na mnie negatywnie, zniechęcać mnie czy rozpraszać, dawały odwrotne skutki. Czerwone krople krwi mieszały się ze sobą tworząc strużki płynące po moim ciele. Żałowałam, że nie miałam czasu przyglądać się ścieżce, tworzonej przez życiodajną ciecz. Jednak walczyłam i to zaciekle, ciosy leciały z obu stron i ku mojej ogólnej uciesze, mój przeciwnik również krwawił.

Nie spodziewałam się cudów, będąc szczera ze sobą, nie miałam nawet szans na wygraną. Nigdy nie walczyłam z nikim, a ilość mordów, której dokonałam, nie zrobiłaby szacunku na nikim z tego świata, a wręcz by mnie wyśmiali. Również sposób w jaki póki co zabijałam ludzi, nie był spektakularny. W momencie, w którym został mi wybity nóż z ręki powinien być moim końcem, więc było to coś do czego nie chciałam dopuścić. Jednak jak to w życiu bywa najczęściej, moment którego nie chce doczekać, następuje o wiele za szybko. Nóż po upuszczeniu mojej dłoni odleciał na kilka metrów, a mój nadgarstek boleśnie dał o sobie znać.

Udało mi się połknąć przekleństwo, nim opuściło moje usta, w czasie gdy twarz Aleksieja wykrzywiła się w ogromnym uśmiechu.

- Szach mat amerykanko - zaśmiał się. - Domyślam się, że mimo przegranej walki, nie udasz się ze mną z własnej woli, także pozwól, że z lekka cię ogłuszę, chociaż na czas wrzucania cię do samo...

Wypowiedź mężczyzny została bezpowrotnie zatrzymana w momencie, gdy padł martwy u mych stóp. Bez większego zainteresowania spojrzałam na swojego nowego gościa, wzdychając na sam fakt, że ci wszyscy ludzie nie potrafili mnie zostawić w spokoju. W ręku Starego dalej widniała spluwa z przymocowanym tłumikiem.

- Witam panią, pani Nichols - przywitał się grzecznie. - Przyszedłem cię poinformować, że to już jest ten czas, w którym powinnaś udać się ze mną na egzekucję, o której mówiliśmy. Oczywiście nie przejmuj się swoim gościem, zanim wrócisz już go tutaj nie będzie.

Westchnęłam, ale posłusznie podniosłam z ziemii pistolet, jak i nóż, po czym bez słowa ruszyłam za mężczyzną.

- Miejmy to już za sobą - mruknęłam.

***

Po półgodzinnej drodze, którą przebyliśmy bez zamienienia ze sobą chociażby jednego zdania, dojechaliśmy na miejsce. Niesamowicie zszokował mnie widok prowadzącego mężczyzny. Podejrzewałam, że on najzwyczajniej w świecie ma on swojego kierowcę. Nie zastanawiałam się nawet nad tym czy potrafi prowadzić, ale ku mojemu zdziwieniu prowadzi jak wariat. Jeździ szybko, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek przepisy czy chociażby innych uczestników ruchu.

Nie znałam miejsca do którego trafiliśmy, był to jakiś ogromny plac, który możliwe, że kiedyś służył za parking, ale nie miałam niczego na potwierdzenie swojej teorii. Oprócz olbrzymiej przestrzeni znajdował się jeden średniej wielkości budynek z ogromną bramą przed którą stało około dziesięciu osób. Spośród ich wszystkim znałam jedynie Blake, ale kilkoro z mężczyzn kojarzyłam z czasów przebywania w ich głównej siedzibie.

- Jesteśmy już prawie w komplecie - oznajmił szef, podchodząc do swoich ludzi. - Dla osób, które nie znają mojej towarzyszki, mam zaszczyt wam przedstawić słynną Red Killer, która po dzisiejszym dniu, w naszym szeregu, zajmie miejsce Jaspera.

- A co z nim? - zapytał jeden z mężczyzn, którego nie znałam.

- To jest właśnie powód naszego dzisiejszego spotkania, Anthon - mruknął z uśmiechem Stary. - Przyprowadźcie go proszę.

Nie minęła dłuższa chwila, a liczebność naszej gromadki podniósł obiekt rozmowy. Key wyglądał potwornie. Widać było po nim, jak słaby i wychudzony się stał. Nie mam w sumie pojęcia, jak długo przebywał w niewoli, jednak patrząc na jego obrażenia i ogólną postawę, trwało to o wiele więcej niż tydzień czy dwa.

Widok Key'a nie wywołał jednak w mojej mimice najmniejszej zmiany. Stałam w tym samym miejscu co wcześniej z identyczną obojętnością wypisaną na twarzy. Jednak w przeciwieństwie do mnie wielu mężczyzn drgnęło, mając w sobie odruch pomocy sprzymierzeńcowi. Koniec końców udało im się jednak pozostać tam gdzie stali, a to dało mi niesłychane przeświadczenie o tym jak podważalną była ich lojalność wobec kogokolwiek.

Większość mężczyzn przeniosła swoje nienawistne spojrzenie na mnie, jakbym to ja odpowiadała za krzywdę gangstera. Może i po części było w tym ziarenko prawdy, ale oni nie mieli tej świadomości. Realia wyglądały jednak tak, iż mimo że wiedziałam gdzie znajdował się Key, nie przyłożyłam palca do tego co go spotkało. Nie pomogłam mu, ale też nie zaszkodziłam.

Jedyną osobą, której wyprany z emocji wzrok nie opuszczał mnie ani na moment, należał do Blake. Mężczyzna przyglądał mi się z chłodną kalkulacją. Wiedział jakie były moje plany, ale jak sam to powiedział, nie wierzył, iż tego dokonam.

- Jasper dopuścił się jednej z najgorszych zbrodni jaką można dopuścić się w naszym świecie. Zdradził nas. Trzy miesiące temu przyłapałem go na węszeniu w moim gabinecie, a po dłuższym przesłuchaniu, przyznał się do szpiegowania - wyjawił, ale z prawdą nie miało to niestety zbyt wiele wspólnego.

Od samego mężczyzny miałam informacje, że przyłapał go na siedzeniu w jego gabinecie, ale Key się do niczego nie przyznał. To jasno pokazywało, jak bardzo Stary chciał poparcia i potrzebował uznania.

- To właśnie dlatego w dniu dzisiejszym nastąpi jego egzekucja - kontynuował. - Niech będzie ona przestrogą dla wszystkich naszych ludzi, wy jako świadkowie macie mówić jaka była prawda, jak skończy każdy, kto dopuści się zdrady. Zdrajcy nigdy nie zasługiwali na szacunek, a największą ujmą na honorze gangstera, jest zginąć z rąk kobiety. To właśnie z tego powodu towarzyszy nam dzisiaj panna Nichols. To ona będzie katem.

Ponownie zimny wzrok wszystkich zebranych, oceniająco spoczął na mnie. Znając reputację Red Killer, nie dziwię się, że nie wiedzieli czego mogli się spodziewać po mojej osobie. Tym bardziej, że dla nich była to jedna persona.

- Podprowadźcie go na środek, a sami zajmijcie miejsca tak, aby niechcący nie oberwać. Nie potrzebuję większej ilości strat wśród swoich ludzi. Czyń honory panno Nichols - polecił, gdy mężczyźni posłuchali go, odsuwając się od miejsca, w którym miałam zabić mojego porywacza.

Sam zajął miejsce nieopodal Key'a, jakby wierząc w swoją nieśmiertelność. Wierzył chyba w moją niezawodność i to, że po tylu śmierciach, których rzekomo się dopuściłam moja ręka się nie omsknie.

Posłusznie wyjęłam spluwę zza paska, umiejętnie ją odbezpieczając i przeładowując. Czynności, które kiedyś były dla mnie niewyobrażalnie skomplikowane, teraz stały się proformą. Wycelowałam broń prosto w głowę Key'a, nie oglądając się za siebie na ludzi, oglądających egzekucję. Moje zadanie było dziecinnie proste, wystarczyło w tym momencie pociągnąć za spust, przedostatni raz w moim krótkim życiu. Jeden trup więcej na koncie, skoro i tak skończę w piekle, nie robił wielkiej różnicy. Tylko, że doskonale zdawałam sobie sprawę, jak niewłaściwie została wycelowana. Bądź co bądź, Key uratował mnie od spędzenia dożywocia w więzieniu. Od tego horroru jaki tam spotykał kobiety.

W tej chwili nie słyszałam, ani nie widziałam nic co działo się wokół mnie. Nie ma więc nic dziwnego w fakcie, że ostateczny strzał, wykonałam ułamek sekundy przed powaleniem mnie na ziemię. Gliniarz, który aktualnie zakładał mi kajdanki na rękach był cholernie masywny, ale z moich ust ulatywał jedynie śmiech. Pierwszy raz od momentu aresztowania był to naprawdę szczery i niepohamowany śmiech. Towarzyszyła mi wręcz euforia i ulga, bo wiedziałam, że za to czego świadkiem była policja, za ucieczkę z więzienia i fałszywe oskarżenia, które dalej okrywają mnie złą sławą, otrzymam śmiertelny zastrzyk. Pragnęłam tego najbardziej na świecie. 

Moja głowa, z przyciśniętym do zimnego podłoża policzkiem, skierowana była w stronę wykrwawiającego się właśnie szefa całej tej organizacji. Przyglądałam się krwi wypływającej z jego ran, dalej śmiejąc się w niebogłosy. Dopiero teraz zaczęły do mnie wracać dźwięki z otoczenia. Słyszałam jakieś strzały, ryki syren, wrzaski bólu i krzyki otaczających mnie ludzi, ale to wszystko odchodziło w zapomnienie przez moją niczym niezmąconą radość.

Byłam wolna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro