Rozdział VII - ,,Musisz podjąć walkę"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mężczyzna spojrzał na niego, początkowo będąc mocno zdumionym.

Oto wielki Gregor Schlierenzauer, właśnie mu podziękował. Podziękował.

Nie spodziewał się tego po nim. Sądził, że chłopak, nie powie nic, albo rzuci jakimś obraźliwym tekstem.

Nie odpowiedział na ten uprzejmy gest z jego strony.

Gdy szatyn w końcu puścił jego ramię, Morgi, poszedł po duży koc, a następnie go nim okrył.

Usiadł na krześle tuż obok niego, nic przy tym nie mówiąc.

Widział, że ten potrzebuje chwilę ciszy. Poza tym ciągle ani razu od wczoraj na niego nie spojrzał.

Trwali tak w milczeniu, aż po jakimś czasie, blondyn postanowił to przerwać.

- Wiesz, że musimy w końcu porozmawiać? - młodszy tylko pokiwał twierdząco głową, dalej na niego nie spoglądając.

- Nie wiem co się z Tobą dzieje. Od wczoraj jesteś jakiś nie swój. Wiem, że nie spodobało Ci się to, iż wkroczyłem z butami w Twoje życie, ale uwierz mi, nie mam złych zamiarów. Chcę, tylko, abyś w końcu otworzył się na innych. Jeśli sądzisz, że teraz jesteś szczęśliwy taki jaki jesteś, to się mylisz. Wcale tak się nie czujesz, widzę to po Tobie. Unikasz mnie, nawet nie chcesz na mnie patrzeć.
Jeśli tak mnie nienawidzisz, to po prostu mi to powiedz.

Ten jednak dalej nie reagował na te słowa. Jedynie na jego policzku, pojawiła się jedna samotna łza.

Łza bezsilności.

- Odezwiesz się w końcu czy nie?! - powiedział to głośniej - Gregor, do jasnej cholery, odezwij się w końcu, przeklnij mnie, obraź, co kolwiek, tylko nie milcz! - nie potrafił dłużej być opanowanym.

Podszedł do niego, i złapał dłońmi jego policzków, tak aby ten na niego spojrzał. Wtedy dopiero dostrzegł, płynące po nich łzy.

Widok ten go rozczulił.

Nigdy nie widział go w takim stanie.

Starł z niego oznaki słabości.

- Ty płaczesz? Co się stało? - usłyszał tylko prawie niesłyszalny szloch.

Gregor strącił jego ręce, ze swojej twarzy, a następnie zdjął z siebie koc. Szybko wstał i po raz pierwszy od jego pamiętnego wybuchu złości, odważył się skierować na niego swój wzrok.

- Mam tego dość, to wszystko mnie przerasta - odwrócił się od blondyna, kierując się na balkon.

- Może najwyższy czas coś z tym zrobić? - podszedł do szatyna, opierając się o barierkę tak, aby ich oczy się spotkały.

- Co masz na myśli? - spojrzał na niego niepewnie, nie wiedząc, o co może mu chodzić.

-  To proste, Greg. Musisz walczyć, ale nie tak jak do tej pory - kiedy nie usłyszał odpowiedzi, doprecyzował swoją wypowiedź - chodzi mi o to, że tym razem musisz podjąć walkę z samym sobą, ze swoim demonami.

- Jakimi demonami? - nie mógł zrozumieć jego stwierdzenia.

- Może uznasz to za dziwne, ale wczoraj podczas, gdy na mnie krzyczałeś, spoglądając w Twoje oczy, momentalnie zobaczyłem w nich płomienie, gorący ogień pochodzący dosłownie z dna piekła.

Szatyn zaniemówił, a jednocześnie poczuł ulgę.

Bał się, że blondyn wyczytał z jego oczu zupełnie co innego. Jednak nie widać było po nim, co tak naprawdę aktualnie w sobie trzyma.

Kiedy chwilowy szok minął, odzyskał tym samym zdolność mówienia.

- I jak mam je pokonać według Ciebie?
- musiał dać po sobie poznać, że zrozumiał przekaz, starając się przy tym, nie wydać swoich prawdziwych obaw.

- To proste, oczywiście dla mnie. W Twoim przypadku, to będzie trochę trudniejsze - już Ci wyjaśniam. Jak dobrze wiesz, mam dobre, nawet bardzo dobre kontakty międzyludzkie. Zawsze staram się mówić miłe słowa, tak z siebie, szczerze, od serca. Kiedy inni mają gorszy dzień, daję im otuchy i wsparcie. W zamian otrzymuję to samo. I nawet jeśli teraz tego nie zrozumiesz, to lepiej to zrób. Takie gesty naprawdę pomagają. Sprawiają, że dzień staje się o wiele lepszy, dzięki czemu, przed oddaniem skoku, nie mam ochoty myśleć o różnych wątpliwościach. Staram się odrzucić strach, i po prostu zrobić swoje. Taka jest moja recepta na szczęśliwe życie.
Mówiąc w skrócie - chcę, abyś ty też spróbował tak żyć.

- Myślisz, że naprawdę mi to pomoże? Przecież dobrze wiesz, że mój charakter nie łączy się w parze z tym co powiedziałeś - mówiąc to nie mógł tym razem oderwać od niego wzroku. Nie chciał, aby ta chwila dobiegła końca.

- Wiem, ale musisz coś z tym zrobić. Nigdy się nie dowiesz, jeśli nie spróbujesz. Nie pozwolę, na to, aby ten ogień, który w Tobie tkwi, Cię wykończył.

- Dobrze, niech Ci będzie. Jeśli tego naprawdę chcesz, to spróbuję - był gotowy zrobić to, o co ten go poprosił.

- Dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

To ja Ci dziękuję Thomas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro