1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właśnie przemierzałam świat na kawałku bekonu z tęczowymi okularami, gdy coś mnie wyrwało.

Budzik. Jak ja nienawidzę poniedziałków! Szybko wstałam i załatwiłam poranną toaletę. Postanowiłam, że dziś założę krótki crop top i długie czarne rurki. Włosy związałam w wysoki kucyk. Szybko zeszłam na dół, aby coś zjeść.

-Jest coś do jedzenia?-spytałam mojego brata, który właśnie robił jajecznicę.

-Tak, w lodówce-zaśmiał się szyderczo.

-Ej no! Powinieneś o mnie dbać!-wykrzyknęłam z przekąsem. Liam zawsze lubił się ze mną droczyć.

-O matko! Kobiety! Masz dla świętego spokoju!-powiedział po czym nałożył mi na talerz dopiero co zrobioną potrawę.

Podziękowałam mu i szybko zjadłam.

-Mam jechać autobusem czy mnie zawieziesz samochodem do szkoły?-zapytałam Liama.

-Jak chcesz, ja zaraz będę jechał.

-No to okej.

Po kilku minutach byliśmy już przy samochodzie. Już mieliśmy wsiadać, kiedy ten debil Theo nie podbiegł w naszą stronę.

-Ej, jadę z tobą-powiedział do mojego brata.

No zajebiście! Czemu on zawsze musi się wpierdzielić? Już zepsuł mi dzień.

-Ej wsiadasz?-zapytał mnie Liam.

-Wiesz co, dzięki, ale ja nie będę jechała z kimś takim jak on!-powiedziałam.

-I kto to mówi. Myślisz, że ja z Liamem będziemy przygnębieni, że z nami nie jedziesz? No to jesteś w błędzie!-wykrzyczał James.

Boże, jak ja go nienawidzę. Czemu on jest takim debilem. Czemu?

-Okej, jeśli będzie ci źle, że z wami pojadę to to zrobię-mówię, po czym wsiadam do samochodu. Chce się mnie pozbyć? Nic z tego! Ja będę robiła mu na przekór.

-Dobra, a teraz słuchajcie. Nie chcę słyszeć żadnej wymiany zdań pomiędzy wami, bo jak nie to wysiadacie oboje i lecicie z buta-powiedział Liam.

Nic się nie odezwałam.
Po okołu 15 minutach auto zaparkowało na parkingu szkolnym.

-Złego dnia suko!-wykrzyknął Theo na odchodnym.

-Nawzajem pedale!

Weszłam do szkoły i poszłam do szatni. Przywitałam się z przyjaciółkami.

-Jak ja nienawidzę tego palanta! Co ja zrobiłam Bogu, że jestem na niego skazana?-zapytałam je.

-Nie przejmuj się. Masz przecież nas-odparła Kylie. Jej najbardziej z całej trójki ufałam. Była moją taką prawdziwą przyjaciółką. Nie to, że Kendall i Gulie nie lubiłam, bo ja wręcz je kochałam, ale Kylie najbardziej służyła mi pomocą w trudnych chwilach.

-Umm... Tak wiem. Ale mam dość jego głupiej mordy-odparłam
-Bądź co bądź, ale urody to mu nie braknie. On jest tak cholernie przystojny i dobrze zbudowa...

-Gulie co ty gadasz?! Mam rozumieć, że padłaś jego urokowi? Ty? Przecież to nasz wróg.

-Nie no coś ty! Wygląd to nie wszystko tak?

-Tak-uśmiechnełam się do niej.

Dzwonek na lekcje oznajmił nam koniec przerwy a początek zajeć. Szybko poszłyśmy pod salę biologiczną. Nawet lubiłam biologię, ale profesorka ucząca tego przedmiotu była tragiczna.

--------
Nadszedł lunch. Poszłyśmy w czwórkę na stołówkę, wziełyśmy coś do jedzenia i zasiadłyśmy przy stoliku.
Po chwili nie dosiadł się do nas nikt kto inny jak Theo!

-Spadaj, ok?-powiedziałam do niego.

-Spokojnie, nie przyszedłem do ciebie. Ciebie nawet nie tknął bym palcem.

-Okej, one również nie chcą z tobą gadać.

-A czemu mówisz za nie? Czy one nie mają języków?

-Spadaj!-powiedziały na raz moje przyjaciółki, a ja się uśmiechnełam.
Natomiast James wstał i uśmiechnął się głupawo.

-Wiesz co? Gdyby nie ty, Gulie od razu rzuciłaby mi się na szyję i zaczełaby mnie lizać.

-Ty to masz tupecik-powiedziałam i zaczełam sie śmaić.

Theo odszedł w swoją stronę. Co za debil.
Zauważyłam, że Gulie się czerwieni. Serio?
Muszę ją z tego wyleczyć.

Postanowiłyśmy, że po lekcjach idziemy do mnie i wybijemy durne zauroczenie Gulie z głowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro