11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  - A miałam nadzieję, że Theo w końcu się ogarnie! - wykrzyknęłam spacerując a tym czasie po plaży wraz z moją paczką przyjaciół.
- Oh my God... Przeadzasz już no. Nic się nie stało przecież - odparła Kylie, która ku mojemu zdziwieniu nie podzielała mojego zdania.
- Ale mnie zdenerwował! - powiedziałam ze złością. Chyba trochę za głośno, bo grupka ludzi zwróciła na mnie uwagę. No czego on się patrzą?
- Ash, wyluzuj - Kendall położyła dłoń na moim ramieniu - Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Ugh... Ogarnijcie się! Zmieńmy temat, ok? - zapytałam.
- Haha, jasne! - uśmiechnęła się Gulie.
- A właśnie, co to za chłopacy, których ostatnio wyrwaliście? - zaśmiała się Kendall.
- Nie znasz. To co, siadamy tutaj? - zapytałam gestykulując.
- Mhm.
Rozłożyłyśmy swoje rzeczy. Szczerze mówiąc, to nie mam ochoty na opalanie się.
- Co będziemy robić? Bo nie chce mi się leżeć na tym skwarze - oznajmiłam po chwili.
- W sumie to mi też nie - odparła Kylie. Ufff! Nie jestem jedyna! - Ej! - wskazała palcem- Czy to nie są ci chłopacy których poznaliśmy wczoraj?
- Faktycznie! Kylie! - szepnęłm cicho w jej stronę - Nie gap się tak! - skarciłam ją, lecz chyba za późno, bo wczorajsza dwójka nas dostrzegła. No to pięknie.
Chris i jego towarzysz podbiegli w naszą stronę. A chciałam ten dzień spędzić tylko z przyjaciółmi!
- Hej piękne!
- Cześć - odpowiedziała Kylie chowając twarz za ręką. Serio? Strzeliła buraka? No nie wieżę.
- My się już znamy - powiedział  Dominic i puścił nam mi i mojej towarzyszce oczko - ale tych panienek jeszcze nie. Ja jestem Dom, a to mój kumpel Chris- oznajmił po czym obaj podali dłonie Kendall i Gulie, a one również się im przedstawiły.
- No to jakie macie plany? - zapytali po chwili.
- W sumie to żadne - odpowiedziałam.
- Chcecie z nami zagrać? - spytał Dominic wskazując ruchem ręki boisko.
- Okay - odpowiedziałyśmy, po czym poszłyśmy we wcześniej wskazanym kierunku.
Rozstawiliśmy się. Zaczęliśmy grać.
Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już zmęczeni.
- To ja pójdę po picie - powiedziałam i skierowałam się w kierunku małego, plażowego sklepiku.
- To i mi kup! - krzyknęła w moją stronę Kylie.
- No chyba nie - Nie jestem niczyją służącą, prawda? Wiem, że czasami jestem chamska, bo mam takie humory i mi się nie chce. No cóż, ŻYCIE.
Dotarłam na miejsce. Zamówiłam lemoniadę, zapłaciłam i wyszłam.
Nie ma nic lepszego, niż zimny, orzeźwiający nap...
Nagle ktoś mnie wywalił na ziemię. No pięknie! Jestem cała upaćkana w lemoniadzie! Spoglądam na osobę, która mi to zrobiła.
Nie wierzę... Czemu on musi zawsze wszystko zepsuć i robić mi na złość? Co on tutaj wogóle robi?
Podniosłam się i ze wściekłością powiedziałam do Theo:
- Zobacz co narobiłeś! - wskazałam na moją koszulkę i włosy.
- Ja nie chciałem, serio. To było niechcący.
- Tak, jasne. Zrobiłeś to specjalnie. Robisz wszystko, żeby mi upszykszyć życie. Pytanie: tylko po co? Co ja ci do cholery takiego zrobiłam? - wykrzyknęłam w jego stronę. Tak bardzo działał mi już na nerwy... Podobno się pogodziliśmy... Tsaa... Gadanie. Mam już go serdecznie dosyć.
- Ashley, naprawdę to było niechcący! Grałem w siatkówkę, niezauważyłem cię, za bardzo się skupiłem na grze. Ale ty też mogłaś bardziej uważać, a nie myśleć o niebieskich migdałach.
- Jak mogłam uważać, skoro idę sobie spokojnie, bezpiecznie, a tu taki debil mnie przewraca na ziemię i jestem teraz cała brudna w lemoniadzie!
- Tylko nie debil! Ja cię nie wyzywam. Chodziło mi o to, że mogłaś zauważyć, że gramy i mogłaś nie iść tak blisko boiska.
-Tak, jasne. Najlepiej byłoby, żebym samolotem cię ominęła.
- Przynajmniej nic by się nie stało - odparł ironicznie.
- Ale się stało! Jestem cała brudna! Ciekawa jestem, jak ja wrócę do domu w takim stanie.
- Dla twojego przypomnienia. Jesteśmy na plaży, więc możesz chodzić w bikini.
- Do domu też wróce w bikini?!
- O Mato Boska! - wykrzyknął po czym poszedł w kierunku plażowych straganów. Aha, myśli sobie, że sprawa jest już rozwiązana?
- Ej! - krzyknęłam w jego stronę - Gdzie idziesz?
- Kupić ci koszulkę. Nie mam zamiaru wysłuchiwać twojego zrzędzenia - co jak co, ale tego to się po nim nie spodziewałam.
Pognałam szybko do Thea.
- Wow! Co ci się stało? - spytałam gdy byliśmy już przy stoiskach.
- Po prostu nie chce mi się wysłuchiwać twoich zażaleń i ten dzień chcę spędzić dobrze  ze znajomymi. Jasne?
- Tak, ale to i tak bardzo dziwne.
- Dobra, nieważne bo się rozmyślę. Która? - spytał wskazując na bluzki.
- No chyba żartujesz, że będę chodziła z napisem "I ❤ LA" !
- OMG. Nie przesadzaj.
Jak ja mam nie przesadzać, skoro tu są tak żałosne i głupie nadruki!
Ostatecznie zdecydowałam się na biały T-shirt z małym, czerwonym serduszkiem.
- Ile płacę? - spytał Theo sprzedawcę.
- 10 dolarów - odpowiada kasjerka, a mój towarzysz wyciąga banknot z kieszeni i jej podaje.
Gdy już mieliśmy odchodzić, sprzedawczyni powiedziała do mojego towarzysza:
- Masz bardzo ładną dziewczynę. Pasujecie do siebie.

  Ja się pytam: Co to ma być? Czy ona ze mnie drwi?
- To nie jest mój chłopak - odpowiadam po chwili.
- Też tak kiedyś mówiłam o takim jednym, gdy byłam w twoim wieku. Teraz jesteśmy starym, dobrym małżeństwem.

  Nie no, teraz to ewidentnie przesadziła. Zdenerwowałam się. Natomiast Theo zaczął się śmiać.
- Ale on NIGDY nie będzie moim mężem!
- Nigdy nie mów nigdy, dziecino.

Miałam ochotę jej się tak odgryźć, żeby popamiętała. Nikt nie ma prawa mówić, co będę robiła w przyszłości. Chyba ja wiem lepiej, kogo będę żoną, prawda? No może na razie nie, ale NAPEWNO nie będę żoną mojego sąsiada.
Gdy już otworzyłam buzię z zamiarem odgryźienia się tej głupiej sprzedawczyni, mój towarzysz powstrzymał mnie.
- To my już pójdziemy. Do widzenia! - powiedział, po czym złapał mnie za rękę i odciągnął od stoiska.

- Ej, co ty robisz? - zapytałam wyrywając rękę z jego uścisku.
- Jeszcze trochę, a rozszarpałabyś tej facetce gardło. Czy ty nie możesz, choć na chwilę wyluzować i nie brać wszystkiego na serio?
- Jestem wyluzowana w przeciwieństwie do ciebie.
- Tsa... Właśnie widać.
- Ciebie nie wkurwiło to, że ona wygadywała takie głupoty?
- Tak wkurzyło, ale do cholery, czasami trzeba się opanować! Nie zachowuj się jak rozwydżony bachor!
- Odezwał się dorosły. A, i kase oddam ci później bo teraz nie mam.
- Jaką kase?
- No za tą koszulkę.
- Nie musisz...
- Dobra to ja lece. Nara - mówię szybko po czym kieruję się w stronę moich przyjaciółek. Przez przypadek usłyszałam jeszcze rozmowę Thea.
- Kto to był? - spytała niska blondynka.
- Nikt ważny - odpowiedział James.
 
I nawet nie wiem dlaczego, ale te słowa zabolały mnie w pewien sposób. Nikt ważny. Z jednej strony go nie lubię, ale jest dla mnie przykre, że jestem dla niego Nikim.

- Gdzie ty byłaś tyle czasu? Gdzie twoja lemoniada? I co z twoją koszulką? - zapytała Kylie, gdy podeszłam do naszej "paczki".
- Nie uwierzysz... Ten ciota Theo mnie przewrócił i wylałam na siebie cała lemoniadę. Więc poszliśmy kupić mi czystą bluzkę.
- Znowu on?
- Tak... Zarzekał się, że to było niechcący.
- Theo James? - spytał po chwili milczenia Dominic.
- Mhm, a co?
- Skurwiel z niego - odpowiedział.
- Dlaczego?
- Bo... - i tu urwał, bo Chris klepnął go w ramię - a zresztą nieważne.
- No dokończ jak zaczełeś.
- My już musimy iść - powiedzieli obaj i wstali z ziemi - Pa.
- Nara.

  Zastanawia mnie, czemu tak nagle zwiali. Co było pomiedzy nimi a Theo? Chciałam to wiedzieć. Chyba jakaś grubsza sprawa z tego była.  A byćmoże nadal jest. Muszę to zbadać.





×♡☆×♡☆×♡☆×♡☆×♡☆

Jak podoba wam się ten rozdział?
Bardzo chciałabym przeczytać od was szczere opinie na temat tej książki. I te pozytywne, i negatywne. Co wam się podoba, a co nie. Co byście zmienili? Podoba wam się wogóle ta książka? Jest sens dalszego jej pisania? Ile osób to czyta?
Pozostawcie coś po sobie.

Dziękuję, za przeczytanie 💋💋💋
                            _ Black_Widow__

🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚🌚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro