Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

No witam :D Po dłuuuugiej przerwie świątecznej wracam do was z nowym rozdziałem :D Zapraszam:P

      Otworzyłem oczy chwilę przed dźwiękiem budzika. Ubrałem się szybko i bezszelestnie opuściłem pokój by móc jak co dzień pobiegać. Ostatnio strasznie nudziła mi się standardowa trasa, którą pokonywałem, więc postanowiłem ją nieco zmienić. Zamiast skręcić w lewo, pobiegłem w prawo i ruszyłem spokojnie leśną dróżką. Prowadziła mnie przez las co nawet mi się spodobało. Zimny podmuch porannego wiatru poruszał delikatnie zielonymi liśćmi i wydawać by się mogło, że drzewa chylą się w moim kierunku, jakby poruszając się powolnie po piaszczystej ziemi. Z zafascynowaniem patrzyłem na to i zanim się spostrzegłem wybiegłem na jakąś ulicę. Strach przebiegł mi po plecach gdy zobaczyłem ludzi. Zwykłych ludzi, którzy na mój widok się zatrzymywali i skupiali swoje oczy właśnie na mnie. Przytłaczało mnie to, chciałem wrócić do domu. Jednak uspokoiłem się biorąc głęboki oddech i naciągając na głowę kaptur odwróciłem się w drugą stronę z zamiarem powrotu.

- Ej! Ludzie! Patrzcie! Przecież to Odmieniec! - ktoś krzyknął z coraz większego i liczniejszego tłumu. Zignorowałem szepty i chichoty twardo idąc do przodu i chowając oczy za kapturem. Nagle poczułem ból w okolicach prawej łopatki. Zatrzymałem się i podniosłem kamień, który wyleciał z tłumu. Ścisnąłem go w dłoni, a po chwili z moich palców zaczęła wypływać woda.

- Wracaj do swojego świata bękarcie szatana! - kolejne krzyki i obelgi rzucane w moją stronę coraz bardziej rozpalały ogień złości i nienawiści. Ludzie zbliżali się zacieśniając krąg, przez co nie miałem żadnej drogi ewentualnej ucieczki. Ktoś podszedł od tyłu i ściągnął mi kaptur ukazując kruczoczarne włosy i oczy błękitne jak bezchmurne niebo. Stałem spokojnie starając się nie zrobić żadnego gwałtownego ruchu, który mógł ich sprowokować do działania. Nie byłem głupi żeby atakować tylu ludzi naraz podczas gdy ja byłem zupełnie sam. Kątem oka zauważyłem kolejny lecący przedmiot, ale zanim dosięgnął mojej skóry zamienił się w kilka kropel wody. Po tłumie przeszły szepty przerażenia, ale do środka kręgu weszło trzech wysokich i dość barczystych mężczyzn. Uśmiechali się wrednie w moją stronę, trzymając w rękach kije.

- Nic nam nie powiesz ? A może zamienisz nas w wodę i zostaniesz skazany na śmierć hę ? - spytał jeden. Cholera, skąd oni znają panujące u nas zasady? Nas, Odmieńców, obowiązywał kodeks, w którym zabronione jest krzywdzenie istot ludzkich pod najwyższą karą.

- Nie mam wam nic do powiedzenia.

- To po coś tu przylazł ? - brunet skierował kij w moją stronę.

- Nie twój interes głupcze – warknąłem będąc coraz bardziej zirytowany obecną sytuacją.

- Jak mnie nazwałeś ?! - wydarł się i ruszył na mnie wymachując kijem. Zwinnie unikałem ciosów, co jeszcze bardziej denerwowało mężczyzn, a mnie bawiło. Ich styl walki prawdziwie mnie rozbawiał, a tak machając tym kawałkiem drewna nie trafiłby mnie nawet jakbym stał w miejscu.

- Kurwo, zabijemy cię! - krzyknął inny facet i ruszył na mnie z kolejnym kijem. Złapałem go w ręce i spojrzałem z wrednym uśmiechem na blondyna.

- Nie sądzę – wyszeptałem i wykręciłem drewno tak, że mężczyzna stracił równowagę upadając na ziemię. Reszta widząc to nieco się cofnęła, ale za plecami usłyszałem ruch i szybko reagując, zniknąłem z miejsca gdzie właśnie leciała cegła. Stanąłem za plecami bruneta, który rzucał i pochyliłem się w jego stronę.

- Bu – szepnąłem mu do ucha, a ten jak oparzony uskoczył z wrzaskiem i wbiegł w tłum.

          Wszystko szło po mojej myśli, ale nie przewidziałem tego, że wylądowałem za blisko reszty ludzi. Ktoś zarzucił mi sznur na szyję i pociągnął do siebie. Nasze ciała stykały się ze sobą, a chłopak coraz mocniej cofał ręce zaciskając sznur. Próbowałem się wyrwać jednak mój opór szedł na marne. Poczułem, że zaczyna mi brakować tlenu i zwyczajnie się duszę. Poczułem przyjemne ciepło obok głowy, a chwilę później za mną rozległ się krzyk i oprawca puścił mnie trzymając się za rękę.

- No Haru, znowu muszę cię ratować – znajomy głos dobiegał z lasu. Czerwone włosy mignęły mi przed oczami i nie wiadomo skąd przy mnie znalazł się Tsukasa. Wokół nas pojawił się okrąg zrobiony z ognia, a ludzie zaczęli uciekać w popłochu.

- Spadamy stąd – mruknął, łapiąc mnie za rękę i wyciągając z tego miejsca prosto w stronę lasu. Biegliśmy szybko, dopóki naszym oczom ukazała się znajoma ziemia i znajomy świat. Czerwono oki puścił nie i zatrzymał się ciężko dysząc. Padł na ziemię próbując złapać oddech po szaleńczym biegu. Po krótkiej ciszy przerywanej odgłosami łapczywego łapania powietrza postanowiłem się odezwać.

- Dzięki za ratunek – burknąłem siedząc.

- Nie ma problemu moja księżniczko – zaśmiał się i szturchnął mnie ramieniem.

- Zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś ? - popatrzyłem na niego. Mina nieco mu zrzedła, ale po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech.

- Poradzę sobie. Powiedz mi lepiej, po kiego grzyba polazłeś do miasta ludzi ?

- Zgubiłem się gdy biegałem – odpowiedziałem, a ten wybuch śmiechem.

- Hahaha! No nie wierzę! Jesteś idiotą! - krzyknął i znowu zaczął się śmiać.

- A zamknij się! - walnąłem go w brzuch. Zgiął się w pół udając, że płacze, ale przez śmiech jakoś nie specjalnie mu to wyszło. Podniosłem się z ziemi i otrzepałem brudne ubranie.

- Wracajmy – rzuciłem i ruszyłem w stronę akademika.

- Poczekaj. Nie możemy tu zostać ? Mija już druga lekcja. I tak nie zdążysz.

- Druga ?! Jak?! - spojrzałem na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Zakląłem pod nosem.

- Czego się denerwujesz, to tylko szkoła – burknął przewracając się na plecy.

- Tylko ? Może dla ciebie. Co roku mam stuprocentową frekwencje.

- Nigdy nie chorujesz? Co ty jesteś, cyborg ? - otworzył jedno oko i spojrzał na mnie.

- Czasem miewam gorączkę. Moje ciało jest prawie całkowicie zrobione z wody. Nieco inaczej niż reszta z was. Po prostu samo dużo szybciej się regeneruje dzięki czemu nigdy nie byłem bardzo chory. Nie mogę mieć zapalenia płuc czy czegoś takiego – Tsukasa podniósł się i szybkim ruchem zbił mi mały nożyk w brzuch. Syknąłem i zgiąłem się w pół upadając na ziemię.

- Co.. ty robisz ? - spytałem zaciskając dłonie na ostrzu. Wyciągnąłem je ze swojego ciała i odrzuciłem na trawę ciężko oddychając. On pochylił się i ciągnąc za koszulkę odsłonił mi brzuch. Patrzył na niego chwilę z otwartymi ustami.

- Prawie nie ma śladu! Jesteś cyborgiem! Wiedziałem! - zaczął się drzeć i wymachiwać rękoma.

- Zamknij się idioto! Jestem człowiekiem – warknąłem – To cecha, którą posiada każdy facet z mojej rodziny. Z ojca przeszło na mnie.

- Ale czad – oczy mu się zaświeciły, a wzrok powędrował na leżący obok nóż.

- Nawet się nie waż – złapałem ostrze i wyrzuciłem gdzieś daleko przed siebie.

- Co ty robisz ?! Kochałem go! - krzyknął i spojrzał za wyrzuconą rzeczą.

- Nie masz co kochać ? - zaśmiałem się. Nim się spostrzegłem leżałem na plecach, a on przygniatał mnie swoim ciężarem.

- Co robisz durniu ? - spytałem, próbując go zrzucić.

- Widzisz... Teraz nie mam co kochać. Może zajmiesz jego miejsce ? - mruknął zmysłowo.

- Złaź idioto – zacząłem się szamotać, ale on swoimi biodrami otarł się o mnie. Jęknąłem i zakryłem usta ręką.

- Ops, cóż to było ? - pochylił się nade mną, a ja zacisnąłem oczy. Czułem jego ciepły oddech na swoim policzku.

- Eeeeeeeeeej! Chopaki! - ktoś biegł w naszą stronę. Zrzuciłem go z siebie i szybko podniosłem. W naszą stronę pędził blondyn Kaneko.

- Zrywacie się obaj ze szkoły po to by się kurna napierdzielać na łące ?? - chłopak zatrzymał się przed nami.

- A ty co tu robisz ? - spytałem.

- Nauczyciel kazał mi was poszukać. Bał się, że niedługo znajdziemy zwłoki któregoś z was- zaśmiał się i podrapał w głowę.

- Chyba skorzystam z tej zachęcającej opcji – rzuciłem spoglądając na Tsukasę.

- Nie! To tylko żart! Nie bierz tego na poważnie Haru! - krzyczał próbując mnie odciągnąć od czerwonowłosego, którego właśnie dusiłem.

***

- Chcecie mi to jakoś wytłumaczyć ? Panie Haruka ? - zostaliśmy wezwani obaj do dyrektora. Postanowiliśmy nie mówić gdzie byliśmy, a może ominą nas skutki.

- Przepraszam – mruknąłem cicho.

- A może powiecie mi co robiliście w mieście ludzi ? - obaj z przerażeniem spojrzeliśmy na starszego faceta, który w tym momencie mnie przerażał.

- My tego... - zaczął Tsukasa.

- To moja wina – uprzedziłem go zanim zaczął mówić.

- Twoja? Haruka...jak? - opadł na krzesło i dosłownie się załamał.

- Biegałem i pomyliłem drogę. Nim się obejrzałem wybiegłem na ulicę pełną ludzi. To nie było celowe...

-W takim razie co robił tam nasz pan Tsukasa?

- On.. on mi pomógł. Ludzie mnie zaatakowali i gdyby nie on to nie jestem pewien czy by wrócił. Proszę całą karę dać mi – ukłoniłem się głęboko.

- Hola, hooola! A ja to co ? To ja zraniłem człowieka, nie on. - z niedowierzaniem wbiłem wzrok w chłopaka. Jesteś idiotą czy co ? Właśnie próbuję cię ratować!

- Dobrze. Chłopcy, ponieważ działaliście w obronie własnej, co osobiście sprawdzę, nie dostaniecie dużej kary. Jednak coś wam myślę. Idźcie już – machnął na nas ręką więc pośpiesznie opuściliśmy pokój.

- Jesteś idiotą? Mało masz problemów? Po cholerę się odzywałeś ? - uderzyłem go i przygniotłem do ściany.

- Nie denerwuj się tak, bo mnie zabijesz wzrokiem – zabrał moje ręce i zrobił krok naprzód zmuszając mnie do cofnięcia się.

- Spokojnie. Odpłacisz mi się za to kiedy indziej. - zaśmiał się i odszedł w stronę swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro