Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 No i jest! Proszę, w wasze ręce przekazuję kolejny rozdział. Mam nadzieję, ze się spodoba ;D


Stałem przed gablotami, w których trzymane były wszystkie puchary wygrane przez plemiona. Każdy żywioł miał swoją gablotę, a te z wody i ognia były zapełnione niemalże po same brzegi. Najczęściej my, czyli woda, wygrywaliśmy w konkurencjach, gdzie raczej trzeba było użyć mózgu aniżeli siły, z kolei w gablocie ognia widniały wielkie puchary z dyscyplin siłowych. Wygrywali wszystko jak leci, ale moją uwagę przykuł jeden, dość sporych rozmiarów, srebrny puchar w kształcie żołnierza. Oczywiście była to wygrana z poprzedniej gry „Uratować księżniczkę". Gdy powróciły do mnie wszystkie wspomnienia z tego dnia moja twarz aż pobladła z zażenowania. Westchnąłem tylko i ruszyłem wolnym krokiem do sali gimnastycznej gdzie zaraz miał się odbyć kolejny apel.

- Drodzy uczniowie! - zaczął dyrektor — Ponieważ dobrze spisaliście się podczas ostatniej zabawy razem z nauczycielami przygotowaliśmy wam niespodziankę! - rozłożył ręce i uśmiechnął się czekając na aplauz z naszej strony. Gdy on nie nadszedł odchrząknął i kontynuował wypowiedź.

- Jutro, moi uczniowie, wyjedziecie na obóz przetrwania! Nie będę zdradzał szczegółów, bo jaka byłaby to zabawa? Wszystkie potrzebne informacje zdobędziecie zaraz na następnej lekcji od nauczyciela. A więc, zapraszam na lekcje! - klasnął w dłonie i zniknął ta szybko ja się pojawił. Po tłumie zebranych przeszły pomruki niezadowolenia i przekleństwa, ale wszystko naraz ucichło gdy wychowawcy zgromili nas wzrokiem.

Udałem się do klasy gdzie miała odbyć się lekcja matematyki i usiadłem w swojej ławce. Chwilę po dzwonku przyszedł nauczyciel i reszta też zajęła miejsca.

- Słuchajcie, zostałem poproszony by przekazać wam wszystko na temat jutrzejszej wycieczki. Zasady są dość proste... musicie przeżyć dwa dni w lesie bez naszej pomocy. Dziecinnie proste. Ponadto będziecie podzieleni na dwuosobowe grupy więc szansa na przeżycie wzrasta o pięćdziesiąt procent. - nic nie wzruszony naszym oburzeniem nauczyciel zaczął czytać listę grup.

Siedziałem coraz bardziej przerażony gdy została już tylko jedna osoba bez przydziału, czyli Tsukasa, a moje imię ciągle nie zostało wymówione.

- I na sam koniec, nasza elitarna grupa nad zdolnych uczniów, którzy są ze sobą tak zgrani, że nawet razem uciekają z lekcji, czyli Tsukasa i Haruka! - spojrzał na nas i złośliwie się uśmiechnął, a ja niemal nie spadłem z krzesła. Jak to? Dlaczego mój los ciągle musi przecinać ten oto osobnik, z mózgiem dorosłej mrówki ?! Opadłem głową na zeszyt i położyłem ręce na głowie. Za co ja się pytam? Za co ?

***

Po zapakowaniu wszystkich rzeczy do autokaru, wsiedliśmy i ruszyliśmy w dwugodzinną podróż. Usiadłem bardziej z przodu i włożyłem do uszu słuchawki, tak by muzyka zagłuszyła tych idiotów z ognia, którzy siedzieli na samym końcu i zachowywali się jak stado niewyżytych dzikusów, które po raz pierwszy jedzie większym samochodem. Westchnąłem tylko i zamknąłem oczy, ale nie dane było mi zasnąć, ponieważ już po chwili zabrzęczał mój telefon.


~ Od : Nieznany

~ Do : Haru

~ Treść : Jak tam ci mija podróż moja księżniczko ?


~ Od : Dama w opałach

~ Do : Niedojebany idiota

~ Treść : Skąd masz mój numer.. ?


~ Od : Niedojebany idiota

~ Do : Dama w opałach

~ Treść : Ten twój blondasek mi dał :D


~ Od : Dama w opałach

~ Do : Niedojebany idiota

~ Treść : ..., Idź przepadnij, najlepiej umrzyj.


~ Od : Haruka-senpai

~ Do : Idiota nr.2

~ Treść : Dlaczego dałeś Tsukasie mój numer ??


~ Od : Idiota nr.2

~ Do : Haruka-senpai

~ Treść : Groził mi ;______;


~ Od : Haruka-senpai

~ Do : Idiota nr.2

~ Treść : Zabiję Cię później...


Wreszcie udało mi się zasnąć, ale sen nie trwał długo, ponieważ już po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Wygonili nas z autokaru i ustawili w szeregu. Każdy z nas dostał karteczkę z numerem domku, w którym miał mieszkać oraz jedna z osób dostawała klucz do drzwi.

Dostałem klucz z numerem 7.

Cały ośrodek był dość duży i położony w lesie. Przy głównej bramie znajdował się biały budynek, w którym były pokoje dla nauczycieli oraz stołówka i inne większe sale. Niedaleko tego budynku stał mały drewniany domek zrobiony trochę w stylu góralskim i był to sklepik. Natomiast do naszych domków prowadziła leśna, wydeptana przez ludzi dróżka. Ruszyłem ją i na pierwszym rozwidleniu skręciłem w lewo, tak jak pokazywała tabliczka. ''Domki 1-10". Bez trudu minąłem pierwsze mieszkania i zatrzymałem się przed małym drewnianym domku, także zrobionym w stylu góralskim. Duży szpiczasty dach, który schodził prawie do samej ziemi. Byłem w trakcie otwierania drzwi gdy ktoś delikatnie owiał moje ucho swoim oddechem. Odskoczyłem jak poparzony trzymając się za prawą część głowy. Patrząc na owego sprawcę.

- Co ty robisz ?! - krzyknąłem, a przechodzący uczniowie spojrzeli się dziwnie w moją stronę.

- Ależ nic. Będę tutaj mieszkał i niecierpliwie czekałem, aż wreszcie otworzysz drzwi — mruknął czerwonowłosy, po czym zabrał mi klucze. Otworzył je z klucza i pchnął ciężkie, dębowe drzwi, a zawiasy zaskrzypiały. Wszedł do środka, a ja z oburzoną miną za nim. Moim oczom ukazał się piękny widok. Strasznie lubiłem tego typu budynki. Ściany zrobione z jasnych desek dawały idealny kontrast z ciemnymi meblami. Od razu na lewo od wejścia, była łazienka z prysznicem, a obok drzwi do niej, była mała kuchnia. Znajdował się w niej cały potrzebny ekwipunek. Sztućce, talerze, miski dalej lodówka, a nawet kuchenka gazowa i zlew. Po prawej stronie były schody, które prowadziły na górę. Zanim jednak na nie wszedłem, wstąpiłem do salonu. Ciemna kanapa, jeden stół z czterema krzesłami i balkon. Dla mnie dom w sam raz. Nie było tutaj luksusów, ale i niczego nie brakowało. Oczywiście Tsukasa ruszył od razu na górę, gdzie pewnie znajdowały się łóżka. Naprzeciwko schodów stała szafa z ubraniami, a zaraz obok niej dwa łóżka. Na jednym już zaległ chłopak z ognia i udawał, że śpi. Rzuciłem rzeczy na drugie łóżko i również położyłem się wyciągając z torby ulubioną książkę, którą zacząłem czytać. Dzieliła nas nocna szafka i dwie lampy. Za oknem ściemniało się z minuty na minutę, ponieważ dochodziła już dwudziesta, więc zapaliłem lampkę by lepiej widzieć. Niemalże od razu ktoś je wyłączył.

- Po co ci sztuczne światło ? Nie lepiej użyć naturalnego ? - odezwał się głos z mojej prawej strony, a w ręku właściciela tego głosu zapłonęła mała kula ognia.

- Czyś ty zdurniał do reszty ?! Przecież ten dom jest z drewna!! - wydarłem się rzucając na Tsukasę.

- A... fakt — szybko zgasił płomień — Ale wiesz.. jesteś ciężki... - po chwili zorientowałem się, że siedzę na czerwonowłosym. Zerwałem się szybko i w duchu dziękowałem, że on jest na tyle niepełno sprytny iż nie wpadł na pomysł włączenia światła, tym samym pokazując moją czerwoną twarz. On tylko się zaśmiał i wstał z łóżka kierując się na schody.

- Idziesz na kolację ? Czy zostajesz tutaj ?

- Zostaję — mruknąłem tylko, chowając twarz w stronach książki. Tsukasa coś burknął pod nosem i wyszedł z domku.

***

Śniadanie mięliśmy o ósmej, więc nie było mowy o wyspaniu się. Większość uczniów snuła się po drodze prowadzącej do głównego budynku gdzie mięliśmy spotkanie.

- Słuchajcie, dzisiaj zaczynacie pierwszy dzień przetrwania. Dostaniecie prowiant, wodę i mapę, ale nic poza tym! Autokar zawiezie was do miejsca, z którego rozpoczniecie bieg kończący się w tym ośrodku. Nie ma czasu do stracenia więc idźcie do wychowawców! - starsza kobieta z siwymi już włosami stała na środku dużej platformy, a jej głos choć dość spokojny niósł się daleko w głąb lasu. Wiedzieliśmy, że nie żartuję, więc czym prędzej nasza klasa stanęła wokoło pana od matematyki. Każdy z nas dostał potrzebne rzeczy, a potem odesłali nas do domów po ekwipunek i kazali stawić się o dziesiątej na dziedzińcu białego budynku.

Właśnie za trzydzieści minut miał się zacząć mój koszmar, z tym durniem na czele.

***

Wysadzili nas w starej części lasu, gdzie chyba nie było ani krzty ingerencji człowieka. Las żył swoim życiem i podobnie wszystko co w nim było. Gdy jechaliśmy, dowiedzieliśmy się, że trasa jest oznakowana, ale po drodze trzeba będzie wykonywać zadania, bez których nie zostaniemy dopuszczeni do kontynuacji biegu. Dodatkowo żeby było śmiesznie, byśmy nie rozłączali się z grup, każdy był przywiązany do drugiej osoby pięciometrowym sznurem przy nodze, którego nie dało się w żaden sposób odwiązać czy przeciąć.

Westchnąłem zmęczony tą całą chorą sytuacją i ustawiłem się na linii startu obok Tsukasy, który wydawał się być szczęśliwy. Rozbrzmiał dzwonek i wszyscy jak na komendę ruszyli szybkim biegiem przed siebie. Zrobiliśmy to samo i szybko wyszliśmy na początek, ale po chwili nagle zatrzymałem się o mało nie przewracając Tsukasy.

- Nie mogłeś mnie uprzedzić, że zahamujesz aż tak szybko ? - warknął w moją stronę. Więc on też zauważył... Ludzie zaczęli nas wymijać, śmiejąc się i przyśpieszając.

- Śmiejcie się śmiejcie... - mruknąłem. Zaczęliśmy iść wolniejszym krokiem, gdy do naszych uszu dobiegły krzyki i przekleństwa. Połowa osób wpadła do wielkiego dołu przykrytego liśćmi. Widziałem to już z linii początkowej, ponieważ te liście różniły się nieco kolorem od całej reszty. Spojrzałem na czerwonowłosego, który z rozbawieniem obserwował ludzi próbujących wyjść z głębokiego dołu. Jednak wcale nie był taki głupi...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro