Rozdział X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witaaam! Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale te dni jakoś szybko strasznie zleciały xD Oczywiście znowu chcę wam podziękować, ponieważ prawie każdy rozdział ma już ponad 100 gwiazdek. Z tej okazji wrzucam rozdział, który jest nieco dłuższy od swoich poprzedników. By nie przeciągać zapraszam do czytania ! :D


Zasnąłem w drodze powrotnej i miałem sen. Widziałem moich rodziców, siedzących w naszym domu i wykonujących zwykłe domowe obowiązki. Ojciec naprawiał zepsute drzwi balkonowe, a matka jak zwykle pichciła coś w kuchni. Ich spokojny wyraz twarzy zmienił się, gdy do domu wpadli nieproszeni goście ubrani od stóp do głów na czarno. W ręku trzymali sztylety, takie same jakie miałem u siebie w szafce przy łóżku. Ujrzałem doskonale każdy szczegół, który wyróżniał ostrza od innych. Wbiegli i we trójkę zaatakowali mamę, a reszta ruszyła na tatę. Wszystko działo się dość szybko. Jeden wskoczył tacie na plecy, lecz on jednym ruchem ręki ściągnął go z siebie i rzucił w innych napastników. Zatoczyli się, ale chwilę później byli już na nogach, gotowi do dalszego ataku. Drugi ruszył na wprost ojca, ale jak się okazało był tylko pionkiem, który miał za zadanie odwrócenie uwagi, gdy jego wspólnik bezszelestnie zaszedł ofiarę od tyłu, a następnie ją podciął. Wysoki mężczyzna runął do tyłu, a upadając został przygwożdżony do podłogi za pomocą sztyletu, który został mu wbity prosto w serce. Walcząca kobieta widząc co stało się z jej mężem krzyknęła, a przez moment nieuwagi chłopak powalił ją u przytrzymał ręką. Ugodził przerażoną kobietę drugim sztyletem, centralnie pod piersiami. Pomimo zaciekłej walki rodziców, napastników było zbyt wielu i chwilę później ich ciała, bez krzty życia w sobie, legły na podłodze. Widać było, że owi sprawcy nie robią czegoś takiego po raz pierwszy. Sprawnie położyli mojego ojca na kanapę, a matkę zanieśli do sypialni. Reszta zmyła podłogę z czerwonej cieczy. Jednak zastanowiła mnie jedna rzecz. Spod kominiarki jednego chłopaka wystawały kosmyki czerwonych włosów, a posturą znacząco przypominał mi jednego z moich znajomych. Dodatkowo gdy chwycił brudną szmatę do ręki, ta zapaliła się żywym ogniem, a następnie zamieniła w popiół, który porwał wiatr. Wyjął z kieszeni zapisaną karteczkę i położył ją na stole w jadalni, a następnie dał znać wszystkim by opuścili pomieszczenie. Przez furtkę domu, jako ostatni przeszedł właściciel czerwonych włosów, który na końcu zdjął z głowy czarny materiał. Moim przerażonym oczom ukazał się Tsukasa. Uśmiechnął się szyderczo w moją stronę, dumny ze swego dzieła.

***

Obudziłem się z wrzaskiem, omal nie zabijając czołem mojego wychowawcy. Nachylał się nade mną, próbując zbudzić mnie ze snu i poinformować, że za pięć minut dojedziemy do akademika. Zdziwiła go moja reakcja, ale wytłumaczyłem, że to zwykły koszmar, i że nie ma się czym przejmować. Wysiadłem z autokaru i szybko złapałem swoją torbę, między innymi po to, by ukryć trzęsące się dłonie. Unikając wzroku każdej napotkanej osoby, wróciłem do swojego starego pokoju.

Resztę dnia mięliśmy wolną, toteż zabrałem się za czytanie nowo wypożyczonej książki z biblioteki. Opowieść kryminalna rozgrywała się wiele lat temu i opowiadała o starych metodach morderstw i ataków znienacka, na zupełnie nieświadomych ludzi. Lektura wciągnęła mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłem gdy do pokoju wparował Kaneko.

- Słuchaj !!! Czego ja się dowiedziałem!! - krzyczał biegając dookoła kanapy.

- Najpierw usiądź, a potem zacznij mówić – mruknąłem.

- No to mówię, ale musisz słuchać! To cie zainteresuje! Otóż, podsłuchałem rozmowę nauczycieli... - znowu się zaczyna. Zaraz wyleci mi z durną informacją... - Pamiętasz o tej historii o Czterech Żywiołach ? Podobno gdzieś w lasku obok akademika znajduje się wejście do jakiejś starej, opuszczonej biblioteki, w której znajdują się książki i mapy prowadzące do ukrytych reliktów! - radość niemalże roznosiła go od wewnątrz gdy mi o wszystkim mówił, ale muszę przyznać, że gdy usłyszałem termin ''Cztery Żywioły" automatycznie przestałem patrzeć w książkę i zwróciłem oczy na blondyna.

- Ale ktoś wie jak można ją znaleźć ? - spytałem podtrzymując rozmowę.

- A co? Nagle cię to zainteresowało ? - mruknął do mnie porozumiewawczo.

- Upadłeś na głowę ? Mam ważniejsze sprawy do załatwienia – od razu zmieniłem temat by blondyn nie zaczął czegoś podejrzewać. - Odpowiesz mi ?

- No więc, nikt z personelu szkolnego nie ma pojęcia gdzie może być, chociaż wielu już próbowało ją odkryć. Ale pomyśl sobie taką rzecz. Gdybyś przykładowo ty, albo ja, miał tak dużą moc, moglibyśmy dosłownie zniszczyć każdego... również zabójców twoich rodziców – uspokoił się i patrzył na mnie oczekując reakcji. Nie mogłem pochwalić takiej teorii.

- Przestań wymyślać idioto. Słyszałeś, że możemy co najmniej pomarzyć o takiej sile. Idź lepiej spać, bo już jest późno. Jeszcze ci coś wpadnie do tego pustego łba, a ja cię ratować nie będę – walnąłem go lekko w głowę i sam wstałem kierując się do łazienki. Była o niebo lepsza, od tej w domku letniskowym. No.. przynajmniej była ciepła woda! Podczas gdy moje ciało opatulała gorąca woda, ja myślałem tylko o jednym. O zemście.

***

Zadzwonił dzwonek, informując uczniów o zakończeniu ostatniej na dzisiaj lekcji. Większość zerwała się chcąc czym prędzej opuścić klasę, ale ja musiałem zaczekać. Pan od biologii poprosił mnie bym został chwilę, ponieważ musi ze mną porozmawiać. Zarzuciłem pasek od torby na ramię i stanąłem przy biurku.

- O jesteś! Bałem się, że nie zostaniesz.

- Tak jak obiecałem, jestem.

- Haruka... Mam do ciebie prośbę. Widziałem, że ostatnio dobrze dogadujesz się z Tsukasą..

- Nie, proszę mi wybaczyć, zaszło nieporozumienie. My ze sobą rywalizujemy... - przerwałem mu w pół zdania, chcąc wyprowadzić go z błędu w jakim się znalazł.

- Ach, wielka szkoda... Mam tutaj list od dyrektora, który muszę mu przekazać, ale jak widzisz ciągle go nie ma w szkole. Niestety to sprawa niecierpiąca zwłoki, a ja jutro i pojutrze mam wolny dzień... Rozumiesz mnie ? - podrapał się w głowę i poprawił okulary.

- Więc mam tylko dostarczyć to do niego ? - spytałem.

- Jakbyś mógł – uśmiechnął się przepraszająco i podał mi kawałek papieru. - Dziękuję ci bardzo!

Usłyszałem za sobą, gdy opuszczałem ściany sali.

Zastanawiało mnie co mogło być w owym liście i choć na początku chciałem zwyczajnie go otworzyć,kultura nie pozwalała. Podniosłem go nad głowę tak, by promienie słoneczne pozwoliły mi spojrzeć co zawiera koperta. W oczy rzucił mi się tylko duży napis : ZAGROŻENIA. No ładnie.. pewnie trochę ich ma... Może mógłbym mu jakoś pomóc, czy coś... ? W sumie, ostatnio on był dla mnie dziwnie miły, może czas bym mu się odwdzięczył ?

Tak rozmyślając, dotarłem do pokoju z jego numerem. Nie czekając pchnąłem drzwi, a moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Dziewczyna bez koszulki, leżała na łóżku z wypiekami na policzkach, a nad nią pochylał się półnagi czerwonowłosy. Stanąłem jak wryty z tępym wyrazem twarzy, patrząc na całe zajście. On obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem, natomiast dziewczyna schowała się pod kołdrę. Nagle zrobiło mi się przykro.

- Haru, mogę to wyjaśnić... - zaczął, podnosząc się i podchodząc do mnie. Po tych słowach, zapanowała nade mną wściekłość.

- Nic mi nie tłumacz! Nic nie chce wiedzieć! - krzyknąłem i rzuciłem na podłogę list, czym prędzej wychodząc z pokoju. Trzasnąłem drzwiami i wybiegłem z budynku obierając nieznany mi kierunek ucieczki. Chciałem być sam. Sam ze swoimi myślami, ponieważ to co teraz zrodziło się w mojej głowie było nie do zniesienia. Dlaczego tak zabolał mnie ten widok ? Przecież to normalne, że mężczyzna robi to z kobietą... Ale dlaczego akurat on ? Dlaczego przez chwilę, przemknęła mi przez głowę myśl, że chciałbym być na miejscu tej dziewczyny ? Upadłem na kolana, a po policzkach spłynęły słone łzy rozpaczy.

Samotność nie trwała długo, ponieważ za moimi plecami usłyszałem kroki biegnącej osoby, a także swoje imię.

- Haru! - krzyknął, a ja podniosłem się szybko z ziemi. Zatrzymał się kilka kroków przede mną, ciężko dysząc.

- Zostaw mnie – wydusiłem z siebie. Nagle wyprostował się i spojrzał prosto w twarz.

- Ty.. Ty płaczesz ? - po tym pytaniu odwróciłem wzrok i zgarbiłem się nieco.

- Zwariowałeś ? - mruknąłem czując, że jak się nie opanuje to wybuchnę płaczem. Zamiast tego, podszedł do mnie o otoczył swoimi potężnymi ramionami.

- Haru, przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić... - mruknął mi do ucha. Chciałem odwzajemnić uścisk, ale odepchnąłem go, opierając się plecami o drzewo.

- Nie dotykaj mnie – warknąłem przez zaciśnięte zęby.

- Haru, proszę. Zrozum mnie, robiłem to dla ciebie... - zanim zdążyłem wysłuchać drugiej połowy zdania, wymierzyłem mu silnego, prawego sierpowego. Włożyłem w niego całą frustrującą mnie złość, więc zatoczył się, upadając i nagle znikając mi z oczu. Usłyszałem krzyk i odgłos upadku, co dość mocno mnie zdziwiło. Podszedłem bliżej miejsca, w którym chwilę temu stał Tsukasa.

- Em.. Tsukasa?... Halo?... Przepraszam? - powiedziałem cicho, zastanawiając się gdzie on jest. Teraz ogarnęła mnie panika. - Nie chciałem tak mocno! Wybacz! Żyjesz?! - krzyczałem do ciemnego dołu, w którym zniknął.

- Żyje! Ale lepiej mnie wycią... - nie zdążył dokończył, ponieważ bez chwili namysłu wskoczyłem do ciemnej dziury. Oczywiście, musiałem wylądować na nim. Zamarłem gdy wreszcie otworzyłem oczy, a jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej. Poczułem, że nie mogę się ruszyć, jakby moje ciało było całkowicie sparaliżowane. Zanim się spostrzegłem już leżałem na plecach, a on na mnie. Jego nieziemsko czerwone oczy emitowały blaskiem, hipnotyzując i pochłaniając mnie całego.

- Haru.. - wyszeptał prawie bezgłośnie i musnął moje wargi. Oddałem pocałunek i zarzuciłem mu ręce na plecy, przyciągając go do siebie. Spodobało mu się to, co skwitował cichym mruknięciem i zaczął jeździć językiem po moich ustach, prosząc bym je otworzył. Uległem, a on od razu do nich wtargnął, błądząc i badając umiejętnie wnętrze mojego podniebienia. Dałem się ponieść chwili rozkoszy i nawet jęknąłem jak robił mi malinkę na szyi. Dopiero gdy poczułem dotyk na wewnętrznej części mojego uda, wróciłem do rzeczywistości.

- Hej, chwila. Nie zapędzasz się ? - spytałem automatycznie go odsuwając.

- O co chodzi ? - odpowiedział zdziwiony.

- Zabieraj tą rękę z mojej nogi.

- Pragnę zauważyć, że trzymam rączki przy sobie...

- Więc co to było ? - zapytałem będąc nieco przerażonym. Gdy znowu poczułem ruch, zerwałem się do pionu zrzucając z siebie czerwonowłosego. Zacząłem wrzeszczeć jak opętany i biegać dookoła dołu.

- Zabierz go cholera! To jest pająk !! - krzyczałem, by mnie ratował, a on zamiast tego, świetnie się bawił obserwując całe zajście. W końcu zlitował się nade mną i złapał w pasie, jednocześnie mnie zatrzymując i zrzucając małe zwierzątko, które już zdążyło wejść na bluzę. Gdy czarne stworzonko zniknęło pod podeszwą ciężkiego buta Tsukasy, odetchnąłem z ulgą łapiąc się za brzuch. Chłopak widząc moje przerażenie, stworzył małą kulę ognia, oświetlając miejsce, w którym się znajdowaliśmy.

- Spokojnie, widzisz ? Niczego już tu nie ma – zaśmiał się cicho, a ja tylko skasowałem go wzrokiem. Rozejrzałem się i zauważyłem coś wystającego z bluszczu, jakby starą, zardzewiałą klamkę. Podszedłem bliżej i ręką starłem kurz z przybitej wyżej tabliczki. Tsukasa stanął obok, a naszym oczom ukazał się napis : Biblioteka Pamięci.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro