Rozdział XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witaaaaam! Powracam do was z nowisienkim rozdziałem. Dopiero co skończyłem pisać. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu :3

UWAGA! Wiem, że nie wszyscy docierają do końca, ale mam prośbę byście tam zajrzeli! :D




Przebudziłem się czując ruch gdzieś obok mnie. To Tsukasa, a raczej jego ręka, która mocniej objęła mnie w pasie, sprawiła że otworzyłem oczy. Przyglądałem się jego spokojnej twarzy. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe, kilka ledwo widocznych blizn, a czerwone włosy idealnie kontrastowały z opaloną skórą.

- Gapisz się na mnie. Mam coś na twarzy? - spytał nie podnosząc powiek do góry. Nic nie odpowiedziałem. Jedynie na moich ustach zagościł szeroki uśmiech. Opuszkami placów dotknąłem jego policzka, od którego biło przyjemne ciepło. Otworzył oczy i przysunął się do mnie muskając moje wargi swoimi.

- Jak się czujesz ? - zagadnął.

- Lepiej. Przynajmniej jest mi ciepło - zaśmiałem się. Czerwonowłosy wydawał się szczęśliwy moją odpowiedzią. Podparł się na rękach i jednym ruchem niemalże skoczył na równe nogi. Odprowadziłem go wzrokiem gdy zbliżał się do krawędzi jaskini.

- Burza minęła. Chyba możemy ruszać - krzyknął z drugiego końca ciemnego miejsca.

Mruknąłem z niezadowoleniem, ponieważ wyjście z jaskini oznaczało wyjście spod ciepłego koca. Tsukasa zebrał nasze rzeczy do jednego podręcznego plecaka i brutalnie wyciągnął mnie spod materiału. Chwilę później staliśmy przy wyjściu gotowi do dalszej drogi.

Na dworze pogoda nieco się uspokoiła, a ponieważ nie było wiatru samo zimno nie było jakoś szczególnie odczuwalne. Przełęcz, w której się znaleźliśmy była stosunkowo krótka, dlatego już po trzydziestu minutach drogi naszym oczom ukazał się wspaniały widok.

Góry zostały w tyle, a przed nami widniał krajobraz wyglądający niczym namalowany. Dookoła rozciągała się puszcza z gęsto osadzonymi drzewami. Ale nie to było piękne. Wrażenie jakie wywoływały drzewa pojawiał się tylko dzięki śniegowi, który je opatulał. Gdy byłem mały mama opowiadała mi, że śnieg to zimne płatki białej róży, które Bóg Ziemi wyrzuca przez okno, odliczając dni do powrotu swojej córki z podziemi. Teraz mógłbym w to uwierzyć. Korony drzew mimo braku liści lub igieł dzielnie trwały na swoich miejscach, a śnieg spoczywał na nich cztero centymetrową warstwą. Wokół panowała zupełna cisza, którą od czasu do czasu przerywały głośniejsze gwizdy delikatnego wiatru.

- Haru! - czerwonowłosy zawołał mnie do miejsca, w którym stał. Nawet nie zauważyłem kiedy odszedł. Zszedłem ostrożnie po łagodnym zboczu i zatrzymałem się przy nim. Było tam coś jeszcze. Drewniany drogowskaz, stał przy rozwidleniu dwóch ścieżek. Teksty wyryte na tabliczkach były napisane łaciną, ale na szczęście znaliśmy ich znaczenie. Ta bardziej na lewo, żwirowa, prowadziła do „wioski", natomiast ta na wprost do „zakazanego lasu". Oczywiście Tsukasa od razu ruszył do przodu, ale zdążyłem złapać go za rękaw i szarpnąć.

- Co ? - warknął.

- Widziałeś te napisy ? - wskazałem palcem na małe tabliczki przybite pod napisem „Zakazany las".

- Które znowu ? - powiedział już zirytowany. Jednak gdy przeczytał, jego oczy utraciły nieco blasku, bowiem wszystko wskazywało na to, że wstęp do lasu rzeczywiście jest zakazany. Mało tego, czają się tam dziwne stwory i dzieją się dziwne rzeczy.

- Jestem za tym by iść do tej osady. Może przy okazji się czegoś dowiemy - powiedziałem i skręciłem w lewo. Tsukasa wyraźnie się ociągał, jakby las przyciągał go swoim wołaniem.

Po drodze nie zdarzyło się nic ciekawego, chociaż o mało nie pękłem ze śmiechu, gdy czerwonowłosy nie zauważył małego schodka na drodze i runął jak długi na ziemię. Mało mnie nie zabił wzrokiem, gdy tarzałem się po trawie.

Droga ze żwiru stawała się coraz bardziej ubita, a także coraz wyraźniej ukazywały się ślady po kołach od wozów. Niedługo po tym, zaczęły piętrzyć się szpiczaste dachy wykonane z drewna. Wszystkie miały kolor laski wanilii, posypanej cukrem pudrem. W dole było słychać odgłosy miasta. Głośny gwar, krzyki, nawoływania do kupna produktu... Chyba trafiliśmy na dzień targu.

- Masz, załóż to - Tsukasa wyciągnął do mnie rękę, trzymając w niej coś czarnego.

- Co to jest ? - wziąłem to i obróciłem w dłoniach - Okulary ? Oszalałeś ?

- To przeciwsłoneczne. Zasłonią kolor oczu - musiałem przyznać mu rację. Prawie zapomniałem, że lud tego miasteczka to Zwykli. Wyglądając jak dwójka idiotów, zeszliśmy na dół i wtopiliśmy się w tłum. Ciepło buchające od ciał, a także od ognisk i lamp naftowych, było tak duże, że naraz zapragnąłem pozbyć się kurtki. Czerwonowłosy już to zrobił. Widziałem spojrzenia ludzi rzucane w naszą stronę, ale tłumaczyłem sobie, że to na pewno wina okularów. Nieświadomie złapałem Tsukasę za rękę, ale chyba mu to nie przeszkadzało. Zamiast tego ścisnął ją mocniej i pociągnął w stronę fontanny, która stała na samym środku dużego placu. Plusk wody i krople, które swoim ciężarem mąciły idealnie płaską powierzchnię, dawały uspokajający efekt. Zastanawiało mnie jak to jest, że pomimo tak dużego mrozu fontanna nadal jest czynna. Rozglądałem się za jakimś głównym domem czy czymś podobnym, ale nic takiego nie rzuciło mi się w oczy.

- Haru.. - mruknął do mnie czerwonowłosy. Smagnął wzrokiem tłum, który jak zdążyłem zauważyć, okrążył nas tworząc coś na kształt żywego kręgu.

- Co jest...? - zacząłem się cofać, ale ktoś odepchnął mnie od siebie. Poleciałem na ziemię, ale rękoma wyciągniętymi do przodu zamortyzowałem upadek. Niestety moje okulary spadły i zbiły się, zostając niezdatne do użytku. W tempie błyskawicy skoczyłem i znalazłem się obok Tsukasy dumnie unosząc pierś i patrząc się w zbiorowisko. Wszyscy patrzyli na nas złowrogo, ale tłum nagle zaczął się rozstępować. Przepuścili kobietę w średnim wieku do środka okręgu. Miała długie brązowe włosy przyprószone siwizną. Smukłe, drobne ciało, a zarazem potężny i groźny wyraz twarzy. Po jej odważnej postawie można by sądzić, że przewodzi całej wiosce. Podeszła bliżej i złapała mnie za podbródek. Odkręciła raz z prawo raz w lewo, jakby coś sprawdzała.

- Wiedziałam. Wodny demon - gdy otworzyła usta z jej gardła wydobyło się coś na kształt skrzeku ropuchy pomieszany z gdakaniem kury i skrzypieniem zawiasów w drzwiach.

- Demonem to bym go nie nazwał... chyba, że w łóżku... - odezwał się Tsukasa, a ja rzuciłem mu zabójcze spojrzenie. Babka odwróciła się i z szybkością pantery jej ręka wystrzeliła w stronę twarzy czerwonowłosego. Temu jednak bez problemu udało się ją zatrzymać gdy sięgała po okulary.

- No bardzo ładnie traktujecie gości - mruknął i odrzucił szczupłą dłoń od siebie. Kobieta odskoczyła kawałek do tyłu by przyjrzeć się Tsukasie.

- Nie jesteście gośćmi - powiedział ktoś spośród tłumu.

- W takim razie wychodzimy - odwrócił się.

- Nie! - krzyknęła babka. Dobry jest... również zauważył, że starszą kobietę niemalże roznosi od pytań, które kłębią się w jej głowie.

- Chłopcze. Pokaż mi swoje oczy - poprosiła robiąc krok do przodu.

- Za to się płaci - prychnął, a zaraz potem się zaśmiał gdy zobaczył zdziwione miny zebranych. Podniósł rękę do góry i płynnym ruchem zdjął okulary. Podeszła bliżej i spojrzała w jego czerwone jak krew tęczówki.

- Hmm.. Nie. To nie to - zerknęła na mnie i przeniosła ciężar ciała na prawą nogę. Położyła rękę na moim policzku. - Mogę? - skinąłem głową, ale nie miałem pojęcia czego ode mnie chciała. Kątem oka zauważyłem, że Tsukasa bacznie ją obserwuje, napinając wszystkie mięśnie. Ale ona tylko zbliżyła swoją twarz i także spojrzała mi w oczy. Wyglądała tak jakby próbowała odczytać moje myśli, albo zobaczyć przeszłość, co nieco zbiło mnie z tropu.

Nagle jej źrenice zwężyły się do nienaturalnych rozmiarów, a sama wydała z siebie przeraźliwy wrzask i rzuciła się do tyłu. Gdyby nie jeden z chłopów, który ją złapał, wylądowałaby na twardej ziemi. Złapała się za głowę drżąc, jak małe zwierzątko. Wszyscy patrzyli w osłupieniu to na mnie to na kobietę, a ja nie wiedziałem co robić.

- Claryso, uspokój się - czyjś niski głos odezwał się zza naszych pleców. Odskoczyliśmy zaskoczeni, a w ręku Tsukasy pojawił się nóż. Na środku fontanny stał wysoki mężczyzna, ubrany jak mnich. Jego czarna szata spływała do samej ziemi zakrywając kostki, a złoty sznurek będący przewiązany przez pas, wyszczuplał właściciela. Twarz miał schowaną pod kapturem, toteż nie mogłem jej dostrzec.

- Ludzie! to Cichy Człowiek! - ktoś krzyknął, a tłum ludzi ogarnęła panika. Odsuwali się i wytykali palcami mężczyznę, jakby był trędowaty.

- Chodźcie ze mną - powiedział nie zwracając uwagi na zebranych. Zszedł z gracją na ziemię i ruszył przez główny plac w nieznanym nam kierunku. Niewiele myśląc poszedłem za nim.

***

Szedłem wraz z Tsukasą za nieznajomym, który dosłownie mnie przerażał. Wyglądał jak chodząca śmierć. Zresztą zaprowadził w nas w niewiele przyjemniejsze miejsce. Na środku polany stał mały domek, który był zbudowany z kamienia, co nadawało mu mroczny klimat. Pchnął drzwi i zniknął w ciemnościach. Zerknąłem z obawą na czerwonowłosego, ale on posłał mi ciepły uśmiech i skinął głową. Wszedłem za mężczyzną, a od środka zaatakowało mnie zimno przenikające przez kamień i zapach stęchlizny.

- Siadajcie - nieznajomy gestem ręki wskazał skórzaną kanapę stojącą obok niskiego stolika. Gdyby nie to, że nasz wzrok jest dużo lepszy od wzroku Zwykłych, nic bym nie zobaczył. W tym domu nie było żadnych okien toteż promienie słoneczne w ogóle tu nie docierały. Zajęliśmy miejsce, a przed nami pojawiły się kubki z dziwną, zieloną i bulgoczącą cieczą. Tsukasa popatrzył i skrzywił się na ten widok.

- Nie masz może Coli ? - mruknął zawiedziony, ale mój łokieć sprawił, że nic już więcej nie powiedział.

- Po co nas pan tu sprowadził ? - utkwiłem spojrzenie w jego kapturze. Nie chciałem być nie miły, ale ciężko jest rozmawiać z osobą, której twarzy nie da się zobaczyć.

- Wiem czego szukacie - odparł, siadając naprzeciwko nas.

- Skąd ta pewność, że czegoś szukamy? - odparłem.

- Ludzie nie przechodzą od tak przez portal by pozwiedzać - odparował.

- Skąd pan wie... - Tsukasa zamrugał, a ja od razu kopnąłem go w nogę.

- Nie wiedziałem. Przyznałeś się - spod kaptura wydał się dźwięk, jakby mężczyzna się zaśmiał.

- To niedorzeczne! Haru, wychodzimy! - Tsukasa krzyknął zdenerwowany i szybko wstał kierując się do wejścia.

- Czekaj! - zatrzymał go mnich. Wyciągnął przed siebie rękę, a ja wystraszyłem się nie na żarty, bowiem zamiast skóry i paznokci, dostrzegłem tylko kości, splecione ze sobą zgniłymi kawałkami ścięgien. Zdusiłem krzyk, ale gdy zobaczyłem co kryje się pod kapturem, dosłownie upadłem na podłogę. Spod materiału wyłoniła się blado-żółta twarz, a właściwie to co po niej pozostało. Zamiast oczu, były tylko czarne oczodoły, ale najgorsze były usta. Wyglądało to tak, jakby ktoś wziął żyletkę, przeciął policzek wzdłuż linii ust z jednej i drugiej strony, a na końcu zszył czarną nitką. Mężczyzna widząc, jak upadam, zabrał rękę i schował się pod osłoną kaptura.

- Czy ty powiedziałeś Haru? Rozwiń proszę. - zagadnął.

- Haruka... - tym razem ja odpowiedziałem, stając naprzeciwko niego. - Coś nie tak ?

- Mikako i Samiko - wypowiedział na głos te słowa, a z mojej ręki wysunął się nóż Tsukasy, który trzymałem.

- Skąd ty... - zacząłem.

- Znałem twoich rodziców. Byli moimi przyjaciółmi...



UWAGA! POSZUKUJĘ BETY!

Słuchajta mnie, z racji tego, że książka nabiera coraz większych obrotów, muszę coraz bardziej się starać. Dlatego też błędy językowe nie wchodzą w grę. Zatem potrzebuję bety, która mogłaby poświęcić z 10 min ze swojego życia by spojrzeć na me dzieła. Nie oczekuję ani nie potrzebuję niewiadomo czego. Po prostu zwykłą osobę, która wyda werdykt i sprawdzi przez dodaniem czy nie wkradły się jakieś złośliwe błędy :3

Wymagania (ach, zaszaleję!)

- min. 15 lat

- dobra umiejętność posługiwania się językiem polskim xD

- no homofob >.<

- możliwość oddania mi 10 min ze swojego życia.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany, to zapraszam na priw. Serdecznie dziękuję wszystkim ^>^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro