Rozdział XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry, dobry wieczór wam xD Szybciutko napisałem kolejny rozdział i z wielką chęcią podrzucę wam go na wattpada ^^ Żebyście mieli co czytać, oczywiście :D Serdecznie zapraszam do czytania kolejnego rozdziału ^^



      Rzuciłem się na ziemię, obok mnie wylądował Tsukasa, a chwilę po tym, runęła cała ściana, w której jeszcze kilka minut wcześniej widniało wejście do jaskini. Podparłem się na rękach ciężko dysząc. Chmury pyłu wzbiły się w powietrze wokół nas, toteż nasze gardła stały się suche, a wewnątrz coraz bardziej mnie drapało. Odkaszlnąłem i dźwignąłem się na nogi, lekko chwiejąc. Kątem oka dostrzegłem ruch, ale to tylko lew podniósł się z kamienia i leniwym krokiem szedł w nasza stronę. Wyprostowałem się i spojrzałem mu w oczy. Byłem gotowy, w razie gdyby zwierzę zechciało odebrać mi to, co właśnie udało nam się zdobyć. Jednak gest ogromnej istoty wprawił mnie w osłupienie. Lew zgiął jedną łapę, a jego falująca na wietrze grzywa, owinęła się wokół opuszczonej głowy.

- Ja.. ten.. co jest? - spytałem jąkając się.

- To tobie udało się zebrać cząstkę prawda ? - odezwał się, pozostając w tej samej pozycji.

- W zasadzie to nam, ale owszem. Mam ją przy sobie – odparłem zerkając na Tsukasę, który zdążył się podnieść i obserwował wszystko czujnym okiem.

- A więc dobrze. Pan nakazał mi, bym chronił tego, który zdobędzie cząstkę. Dlatego też ja, strażnik pierwszej cząstki wody, obiecuję trwać u twego boku i chronić cię przed wszelkim niebezpieczeństwem, a także zdaję się na twą łaskę – wyrecytowało zwierzę. Nie miałem zielonego pojęcia co na to odpowiedzieć, ale patrząc na minę czerwonowłosego, on chyba również nie miał żadnego pomysłu.

- No dobrze, tylko... no wiesz. Mieszkamy w akademiku. Raczej wątpię by udało mi się cie jakoś ukryć przed nauczycielami...

- O to się nie martw – mruknął i podniósł się z klęczek. Stanął na tylnych łapach, przewyższając mnie o dwie stopy i głośno zaryczał. Jego ciało zaczęło się mienić złotem i błękitem, unosząc do góry. Przez chwilę nie widziałem zupełnie nic, ponieważ blask zupełnie mnie oślepił. Następnie w wielkim wirze kolorów ciało jakby przybierało inny kształt, aż wreszcie pod całkowitą postacią opadło z gracją na ziemię. Naszym oczom ukazało się coś niezwykłego. Z wielkiego, śnieżnego lwa, pozostało coś równie pięknego, lecz dużo dużo mniejszego. Oto stała przede mną szczupła dziewczyna, możliwe że w moim wieku, o włosach białych jak mleko i długich do bioder. Miała na sobie błękitną sukienkę sięgającą zaledwie do połowy uda, długie skórzane buty za kolano i łańcuszek zawieszony na szyi. Jej błękitna peleryna szalała na wietrze odsłaniając gołe ramiona i obfity biust. Była piękna, a zarazem budziła grozę.

- I jak teraz? - przemówiła delikatnym głosem, zupełnie niepodobnym do tego, jakim wcześniej operował lew. Zamiast coś odpowiedzieć, stałem jak wryty, dosłownie wlepiając w nią swój wzrok. Zmarszczyła brwi i pochyliła głowę przyglądając się swoim butom.

- Źle wyglądam? Nie podoba ci się ? - zapytała smutno.

- Nie nie! - niemalże krzyknąłem machając rękami w powietrzu. - Jesteś piękna – odparłem.

- Naprawdę? - odpowiedziała uradowana i klasnęła w dłonie. - No dobrze. Więc teraz mogę iść z wami do świata ludzi – odparła i skocznym krokiem zbliżyła się do nas.

- Tylko jak mamy stąd wyjść? Wpadliśmy przez jakiś dziwny portal. O tam z góry – wskazałem palcem na miejsce, gdzie wcześniej wyrzucił nas wir.

- Mój drogi. Mam prawie czterysta lat. Myślisz, że ciągle siedziałam na tym kamieniu i patrzyłam na ta durna jaskinię ? Znam każdy zakamarek tej krainy – powiedziała jakby obrażona.

- Na prawdę? To jesteśmy uratowani! - rzekłem i ruszyłem w stronę Tsukasy, który dalej błędnym wzrokiem wpatrywał się w dziewczynę.

- Żyjesz ? - spytałem.

- Jak on.. ona.. tutaj... co ? - wymamrotał.

- Sam tego nie rozumiem, ale może najpierw wróćmy do domu. Później zastanowimy się co zrobić dalej, okej ? - poklepałem go w ramię i ruszyłem za kobietą, która chwilę temu wyglądała jak ogromny lew. Czerwonowłosy zrównał się ze mną i teraz całą trójką szliśmy przez ciemny las, do którego najwyraźniej nie docierały promienie słoneczne.

- Em.. Jak mamy się do ciebie zwracać ? - zapytałem, przerywając długą ciszę.

- Mówcie mi Raiona. Tak zwracał się do mnie mój pan – uśmiechnęła się ciepło w moją stronę.

- Trochę długie. Mogę mówić do ciebie Rai ? - spytał Tsukasa.

- Nie ma problemu mój Tsukasiu – zaśmiała się cicho.

- Tsukasiu ? - odparłem lekko zdziwiony – Też chcę tak mówić, mogę ? - dźgnąłem go w ramię.

- Wykluczone. Chyba, że chcesz umrzeć. A uwierz mi, że śmierć będzie bardzo bolesna... - warknął.

- Oj daj spokój Tsukaś – odparowałem i zwinnie usunąłem się z toru lotu jego szybkiej pięści.

***

- To tutaj – Rai zatrzymała się przed kamienną ścianą pokrytą bluszczem. Po dwugodzinnym marszu miałem ochotę jedynie usiąść i dać odpocząć nogom. Czerwonowłosy westchnął i przystanął przy dziewczynie wpatrującej się w kamień.

- Wiesz, nie wiem jak ty, ale my nie umiemy przechodzić przez ścianę...

- Naprawdę? Myślałam, że każdy to potrafi... - zrobiła zmartwioną minę.

- Widzisz, jesteś w błędzie.

- Tsukaś, ona powiedziała to z ironią – mruknąłem, a Raiona zaśmiała się, wskazując na niego szczupłym palcem.

- Oh, a więc gracie w jednej drużynie? I dodatkowo przeciwko mnie? Nie ma sprawy, zemszczę się jakoś. - powiedział i obrażony zaczął udawać jak bardzo fascynująca jest jedna z roślin przy drodze.

- Uważaj, jest trująca – dodała Rai'a.

- Przecież wiem – warknął cicho Tsukasa, ale na wszelki wypadek odsunął się kilka... naście metrów od czerwonej roślinki, która zakołysała się w jego stronę.

Raiona zaczęła kreślić w powietrzu jakieś znaki, a po chwili w kamiennej ścianie, pojawiło się coś na kształt kolejnego portalu.

- Ranyyy, mam dość portali – westchnąłem zrezygnowany.

- Przepraszam panie, ale to jedyna droga do waszego domu. - dziewczyna odwróciła się w moją stronę ze skruszonym wyrazem twarzy.

- Nie martw się. Myślę, że jeszcze jeden przeboleję – podniosłem się i bez zawahania wskoczyłem w portal. To samo uczynił Tsukasa, a za nim Raiona.

***

                   Podróż trwała zaledwie kilka sekund, ale po czymś takim napadały mnie mdłości. Otworzyłem oczy i zorientowałem się, że siedzę na swoim dywanie w Akademiku. Pustkę panującą w pokoju przerwał czerwonowłosy, lądując na moich plecach, a także Raiona, która z gracją opadła na miękki dywan tuż obok nas.

- Złaź ze mnie – powiedziałem podnosząc się i zrzucając Tsukase na podłogę.

- O matko! Jak tu pięknie! - krzyknęła białowłosa przyklejona do okna. Tak mocno przyłożyła twarz do szkła, że jej nosek lekko się spłaszczył, co wyglądało zabawnie. Następnie odwróciła się gwałtownie w naszą stronę, ale gdy zrobiła krok do przodu, runęła na ziemię i gdyby nie mj szybki refleks, zaryła by głową o podłogę.

- Wszystko w porządku ? - spytałem niepewnie, przyglądając się jej bladej skórze, idealnie kontrastującej z włosami.

- Tak. Tylko muszę chwilkę odpocząć. Dawno nie używałam tego ciała i w dość szybkim tempie tracę siły – odparła, a ja poczułem jakby uleciało z niej powietrze. Dźwignąłem ja na rękach i położyłem w swoim łóżku, szczelnie przykrywając kołdrą. W tym czasie Tsukasa zdążył wyjść z łazienki.

- Już pakujesz ją sobie do łóżka? Dopiero się poznaliście... - ściszył głos, opierając się o jedną z kolumn.

- Nie bądź zazdrosny – odparłem poprawiając koc leżący w nogach. Poruszał się bezszelestnie, dlatego w ostatniej chwili zdążyłem zareagować gdy jego ręce oplotły mnie w pasie.

- A mam powód do zazdrości ? - mruknął chowając głowę pomiędzy moim ramieniem, a szyją.

- Oczywiście, że nie. Ona jest tylko moim strażnikiem – syknąłem gdy złożył krotki pocałunek na szyi. Odwróciłem się w jego stronę i mocno naparłem, dotykając jego warg. Ten fakt zdecydowanie go ucieszył, ponieważ przyciągnął mnie do siebie i położył rękę na moim policzku. Daliśmy się ponieść emocjom, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zamarliśmy oboje, modląc się by intruz zrezygnował z kolejnych prób wejścia do pokoju.

- Haru-senpai! - doskonale znałem ten głos.

- To . Szybko, schowaj się w łazience. - ponagliłem go i odchrząknąłem. Otworzyłem drzwi i tak jak się spodziewałem, ujrzałem w nich mojego współlokatora.

- Jesteś! Wszyscy myśleli, że zachorowałeś, bo zamknąłeś drzwi od pokoju i nie było cię na dzisiejszej lekcji! - wrzasnął radośnie.

- Tak, ale czuję się już lepiej. - odparłem beznamiętnie.

- Kto to? - moje serce podskoczyło do góry, gdy blondyn wskazał na Raione.

- Tsukasa. Tak naprawdę to on jest chory. A że wisiałem mu przysługę, obiecałem że się nim zajmę. Słuchaj... mógłbyś dzisiaj spać w pokoju Tsukasy ? - zapytałem z nadzieją w głosie.

- Nie ma sprawy – zaśmiał się i uciekł z pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą, a czerwonowłosy wyszedł z łazienki.

- Jestem chory ? A to nowość – uśmiechnął się.

- Na głowę. Ale w sumie już za późno by podejmować próby leczenia – odwzajemniłem złośliwy uśmiech.

- Wredota – rzucił i ruszył w stronę drugiego łóżka znajdującego się na podwyższeniu. I wtedy, rozległo się drugie pukanie do drzwi. Ruchem ręki pokazałem mu łazienkę, a on ze zrezygnowaną miną wbiegł prosto do niej. Ponownie otworzyłem drzwi i mało się nie przewróciłem widząc akademickiego pielęgniarza.

- W czym mogę pomóc? - zapytałem słodko.

- Słyszałem, że Tsukasa jest chory. Przyszedłem go zbadać – poczułem jak od mojej twarzy dopływa krew.

- Nie ma potrzeby! Już jest zdrowy, tylko po prostu zasnął – zaśmiałem się nerwowo.

- Jednak chciałbym zerknąć.

- Ależ nie ma takiej potrzeby! - przerzuciłem mu rękę przez ramię i odwróciłem w stronę drzwi.

- Panie Haruka Hikari. Proszę mnie puścić.

- Nalegam by Pan opuścił moje skromne progi.

- A ja nalegam byś mnie puścił szczeniaku. Idę go zbadać czy ci się to podoba czy nie – wyrwał mi się i niemalże biegiem ruszył w stronę łóżka, na którym spała dziewczyna. Zdążyłem już trzy razy dostać zawału gdy sięgał ręką do kołdry, ale nagle do pokoju wbiegł jeden z klanu wiatru.

- Proszę pana! Katsu upadł i chyba skręcił nadgarstek! Proszę szybko iść ze mną! - zdawało mi się, że mężczyzna zaklął pod nosem, ale zostawił biedną kołdrę w spokoju i w pośpiechu wyszedł z pomieszczenia. Zdążył jeszcze rzucić mi zabijające spojrzenie. Zamknąłem drzwi na klucz i zjechałem po nich szorując plecami. Czerwonowłosy dobiegł do mnie i prawie że zaniósł do łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro