Rozdział XXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ohayoooo misiaczki :3 chwilę mnie nie było... no ale co zrobić... mam tylko nadzieję, że razem ze mną będziecie trzymać kciuki żebym... zdążył... z dokończeniem tego opowiadania. Bo przecież je właśnie kocham najbardziej ne? ^^ Żeby nie przedłużać zapraszam na kolejny, jeszcze świeży rozdział :3


          Mimo bólu jaki czułem, moja ciekawość oczywiście musiała wygrać. Wkładając wszystkie siły jakie mi zostały, zmusiłem swoje ciało do podniesienia się z ziemi. Stanąłem chwiejnie na nogach i tak by nikogo nie obudzić, powoli ruszyłem przed siebie. Wlazłem gdzieś w jakieś krzaki, ukrywając się przed resztą towarzyszy i nie wiele myśląc ściągnąłem z siebie koszulkę. Bandaż przewiązany był przez brzuch i kończył się aż na ramieniu. Zacząłem go delikatnie odwiązywać, chociaż moje zimne dłonie wcale nie ułatwiały pracy. Wreszcie odłożyłem na bok zawiniątko białego materiału i schyliłem się trochę by dojrzeć ranę. 

- Nosz cholera. Dlaczego jest tak ciemno?! Nic nie widzę - mruknąłem zły sam do siebie.

- Może dlatego, że mamy noc? - słysząc głos za plecami krzyknąłem i odskoczyłem kilka metrów dalej. Przerażony zilustrowałem wzrokiem osobę, która mnie podeszła. Oczywiście był to Ryuu. 

- Ale żeś mnie wystraszył! Zawału dostanę kiedyś przez ciebie głupku! - warknąłem wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie.

- No już, no już. Przepraszam. Poświecić ci? - zapytał, a ja zerknąłem na niego zdziwionym wzrokiem.

- Wiesz... ja lubię swoje włosy... naprawdę... - powiedziałem cicho, kopiąc jakiś patyk.

- Spokojnie. Panuję nad ogniem lepiej niż Tsukasa

- A to akurat mnie w ogólnie nie uspokaja - westchnąłem zrezygnowany - No dobrze. Ale jak mi coś zrobić to cię zamorduję.

- Ma się rozumieć - zaśmiał się i wytworzył małą kulkę ognia, dając mi wystarczającą ilość światła.

            Przybliżyłem się trochę, ale ciągle utrzymując bezpieczną odległość i popatrzyłem na swój brzuch. O mało nie upadłem ze zdziwienia i ... przerażenia? gdy nie dostrzegłem na ciele żadnej rany. Nic tam nie było, nawet małego zadrapania. Wystraszony popatrzyłem na czerwonowłosego, u którego także malowało się zdziwienie na twarzy. 

- No no... I po problemie - uśmiechnął się do mnie ciepło, dzięki czemu sam trochę się uspokoiłem.

- Ale... nie uważasz, że to dziwne? Ogólnie rany mi się szybko goją, ale kurna no! tu wystawał sztylet chwilę temu! - zacząłem powoli panikować i machać rękoma, ale Ryuu od razu mnie uspokoił.

- Wtarliśmy ci specjalną maść, która właśnie takie ma właściwości.

- Zaraz zaraz, chwilunia! Skąd miałeś tą maść?? - zapytałem zestresowany.

- No wiesz...

- Jak się dowiem, że na mnie nasikałeś czy coś bo masz uzdrawiający mocz, to tak ci skopię dupę, że do końca życia na niej nie usiądziesz!!! - napiąłem mięśnie zupełnie zapominając o tym, że przecież powinno mnie to boleć i rzuciłem Ryuu złowrogie spojrzenie. 

- Nie! Nic z tych rzeczy - podniósł ręce w geście obrony. - Raiona znalazła jakieś zioła, które później utarła, ja podgrzałem i gotowe - uśmiechnął się i zgasił kulę ognia, która już nie była nam potrzebna.

- Twoje szczęście - odetchnąłem i naciągnąłem na siebie z powrotem bluzkę. - Wracasz spać? Jest chyba środek nocy... - zapytałem ruszając wolnym krokiem do naszego obozowiska. 

- Chyba tak. Wypadałoby się przespać po tym ciężkim dniu... - 

~***~

           Nad ranem obudziły mnie promienie słoneczne, które bez żadnego skrępowania wtargnęły na moją twarz. Przeciągnąłem się głośno ziewając i wycierając twarz rękoma. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo tutaj nie było, więc musiałem się podnieść i sprawdzić gdzie wszyscy poszli, co było nie lada wyczynem. 

- Dzień dobryyyy - wyszedłem z prowizorycznego namiotu i przywitałem się z resztą osób, które siedziały na powietrzu. Tsukasa pierwszy zerwał się z miejsca i podbiegł do mnie, łapiąc w dłonie moją twarz. 

- Jak się czujesz ?? - zapytał.

- Bardzo dobrze - uśmiechnąłem się czule do niego - Rana z brzucha zupełnie zniknęła... - wymamrotałem cicho mając nadzieję, że nikogo to za bardzo nie zdziwi.

- Cieszymy się - Raiona posłała mi radosny uśmiech. Przeleciałem wzrokiem po każdej twarzy i wszyscy wesoło się do mnie uśmiechali. Poczułem się naprawdę szczęśliwy mając tak genialnych przyjaciół jakimi oni właśnie są. 

- No dobra kochani... to co? Zbieramy się do domu? - Ryuu wstał z ziemi, wycierając ręce o spodnie. 

- No jasne! - wszyscy odkrzyknęli, a ja na chwilę zgłupiałem.

- Ej...ale chwila! Co z resztą cząstek..Wiecie, nie musicie się o mnie martwić...Ja dam radę... - zacząłem paplać i jąkać się jak głupi, dodatkowo kopiąc jakiś kamyk. 

- Ależ słoneczko. Nikt się o ciebie nie martwi - Ryuu podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Wszystko to bacznie obserwował Tsukasa. 

- No dzięki ci... Ale to ja nic nie rozumiem - spuściłem głowę zmartwiony. 

- Mamy już wszystkie cztery cząstki - odparł po chwili, podnosząc moją twarz i patrząc mi się prosto w oczy. Odwróciłem wzrok speszony, ale po chwili energicznie się ruszyłem.

- Jak to? Przecież do tej ostatniej nawet nie dotarliśmy! - zacząłem wymachiwać rękoma na wszystkie strony. Tsukasa odwrócił mnie przodem do siebie, wyrywając z rąk Ryuu i uśmiechając się, wsadził rękę do torby, którą miał przymocowaną do bioder. Po chwili wyjął z niej cztery błyszczące kulki, a ja myślałem, że przewrócę się z radości i zdziwienia. 

- Skąd ty to... - nie dokończyłem, ponieważ rzuciłem się czerwonowłosemu na szyję mocno go przytulając. Tsukasa śmiał się obejmując mnie, a ja z całych sił powstrzymywałem łzy, które już zdążyły napłynąć mi do oczu. Dziewczynom udzielił się mój entuzjazm toteż same podbiegły i zaczęły się do nas przytulać. Śmialiśmy się i ściskaliśmy do momentu gdy Ryuu nie wydał z siebie czegoś pomiędzy chrząknięciem, a warknięciem. 

- Zbieramy się dzieci. Nie chce tu zostać ani chwili dłużej - wymamrotał zbierając swoje rzeczy. Po chwili każdy z nas zaczął coś pakować i niedługo potem już staliśmy na drodze, gotowi do powrotu.

~**~

            Podróż minęła nam dość szybko, jako że wiedzieliśmy już gdzie się kierować i jak wrócić. Standardowo prze teleportowaliśmy się do starej biblioteki i jak na złość wszyscy musieli wylądować na mnie. Gdy wszyscy pojawili się w naszym wymiarze, zatrzymałem ich przed drzwiami i  zebrałem w jedną grupkę.

- Słuchajcie. Zrobimy tak, że... Ja wywalę z pokoju mojego współlokatora i to samo zrobi Tsukasa. Będziemy mięli dwa pokoje do podziału, a rano wszystko sobie obmyślimy i zaplanujemy co dalej. Chyba każdemu przyda się teraz porządny sen prawda? - zapytałem, a każdy przyjął ten pomysł pozytywnie. Ponieważ droga zajęła nam cały dzień, u nas robiło się już ciemno, co działało oczywiście na naszą korzyść. W ekspresowym tempie dostaliśmy się do pokoi i wyeksmitowaliśmy resztę lokatorów. Chciałem by dziewczyny spały same w jednym pokoju, a my w drugim, ale niestety Tsukasa oczywiście musiał się wtrącić i zarządzić, że ja i on śpimy w jednym, a reszta w drugim. Zrezygnowany dalszą kłótnią, postanowiłem pożegnać się ze wszystkimi i powolnym krokiem ruszyć do pokoju czerwonowłosego. Już miałem wychodzić i iść w ślady Tsukasy gdy przy drzwiach dopadł mnie Ryuu.

- Haru... moglibyśmy pogadać? - spytał uciekając gdzieś wzrokiem. Nie spodobało mi się to, ale nic nie mogłem na to poradzić. 

- No..no dobrze. Wyjdźmy przed pokój - mruknąłem i zamknąłem za nami drzwi. Staliśmy chwilę oparci o ścianę, a towarzyszyła nam ciężka cisza. W końcu Ryuu oderwał się od zimnej powierzchni i zrobił coś czego się nie spodziewałem. Oparł obie dłonie po obu stronach mojej głowy i spojrzał mi prosto w oczy. 

- Ryuu... co robisz? - zapytałem czując, że jest za blisko. 

- Muszę to w końcu powiedzieć Haru... Ja wiem, że ty nie czujesz tego samego, a już na pewno nie poczujesz, ale... ja się w tobie zakochałem Haru... - wypowiedział te słowa bardzo powoli i spokojnie, ale przysunął się jeszcze bliżej co skwitowałem cichym jęknięciem. 

- Ryuu... 

- Nie przerywaj - warknął i wsunął swoje kolano między moje nogi. Złapałem go za rękę i opuściłem głowę. - Jutro jak się wszystko ułoży, ja odejdę. Nie mogę być blisko ciebie, ale jako że jestem twoim strażnikiem, muszę zostać gdzieś niedaleko. Zawołaj mnie tylko wtedy gdy będziesz potrzebował pomocy. Inaczej nie chcę mieć z tobą już styczności...Za bardzo mnie to boli. Dlatego pozwól mi zrobić ostatnią rzecz, a jutro już nie będziesz mnie widział - wypowiedział te wszystkie słowa cichym głosem, a następnie podniósł moją głowę i niebezpiecznie się zbliżył. Byłem pewien, że mnie pocałuje, czego w tym momencie pragnąłem jak najmniej, gdyby nie on. 

- Ej! Co to robisz?! - zza drzwi wyskoczył Tsukasa, który jednym susem dotarł do Ryuu, a następnie mocno go odepchnął. Wylądował plecami na ścianie, a ja znalazłem się w objęciach Tsukasy. 

- Nie waż się go dotykać. Udam, że tego nie widziałem jeśli za pięć sekund znajdziesz się za drzwiami pokoju, w którym masz spać - warknął złowrogo, wskazując palcem drzwi. Ryuu nie patrząc na mnie, niemalże wbiegł do pokoju, a ja dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą. Nie miałem pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Lubiłem Ryuu, a nawet zależało mi na nim. Ale nie tak, jak na osobie, którą się kocha i zrozumiałem to wtedy, gdy ponownie ujrzałem Tsukasę. Jednak nie wiedziałem, że to wszystko tak bardzo go przytłacza. 

Zostałem wyrwany siłą z rozmyślań, ponieważ Tsukasa złapał mnie mocno za rękę i wciągnął do pokoju. 

- Hej to boli! - krzyknąłem, lądując na miękkim materacu jego łóżka. 

- Tyle czasu na to czekałem, - mówił, ściągając z siebie jednym ruchem koszulę i niemalże wskakując mi na biodra - a ty robisz coś takiego i to przed moim pokojem?? - zawarczał łapiąc mnie za nadgarstki i zawiązując je własną koszulą. 

- Tsukasa..to nie tak... Aj... rozwiąż mnie! - błagałem go, szamocząc się.

- Oj mój drogi...Będę musiał dać ci nauczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro