Rozdział XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witojta misieee! Powracam po długiej nieobecności z nowiusieńkim rozdziałem :3 Nie będę się rozpisywał dlaczego nie mnie było, ponieważ to sprawy, które nie powinny wyjść na światło dzienne, ale żeby naprostować wasze zboczone myśli (jak ja was dobrze znam ^^) to powiem, że byłem w szpitalu xD Mam nadzieję, że miło wam się będzie czytało rozdział, który napisałem... uwaga! Z punktu widzenia TSUKASY! (czekajta. Właśnie. Ponieważ to Tsukasa to będo brzydkie słowa ._. Przepraszam za nie!)

TSUKASA :

Na początku wydawało mi się, że  miałem sen. Gadałem z jakimś smokiem, który bardzo dobrze się bawił,  dogryzając mi razem z Haru. Później polazłem po cząstkę ognia i tutaj  wszystko się kończy. Następnie jakieś dziwne obrazy, do których nie  przywiązywałem zbyt dużej uwagi, przelatywały przez moją głowę. Jednak  jeden sprawił, że zacząłem się obawiać o swoją głowę... czy wszystko z  nią w porządku...

Scena rozgrywała się w tym  ukrytym pomieszczeniu biblioteki. Pamiętam, że byłem podekscytowany, ale  z powodu, który nie do końca mi się podoba. Bowiem walczyłem  przeciwko... Haru. Co to za pojebany sen? Przecież nie mógłbym zrobić  czegoś tak idiotycznego... Dalej znowu nic nie pamiętam. Jakby ktoś  wziął nożyczki i powycinał części całej historii. Co to do cholery ma  znaczyć?!
To wszystko się powtarzało, aż  wreszcie uświadomiłem sobie prawdę. To wcale mi się nie przyśniło, tylko  wydarzyło na prawdę. Nie potrafię wytłumaczyć jak się teraz czuję. Mam  świadomość tego, jakie ruchy wykonuje moje ciało, jednak to nie ja nim  steruję. To ta pieprzona szmata, która opętała moje ciało i uważa się za  nie wiadomo kogo!
    Czułem jak biegnę. Słyszałem  swój oddech i dźwięk kroków, jakie wydawały moje buty po zetknięciu z  ziemią. Wysiliłem cały swój umysł i rozkazałem ciału by w tej chwili się  zatrzymało. Ku mojemu zdziwieniu, posłuchało.

- No, no. Widzę, że znowu się przebudziłeś - czyjś głos rozlał się w mojej głowie, a ja poczułem niesamowity ból.

- Kim jesteś szmato?! - wydarłem się, a moje usta pracowały zgodnie z resztą ciała, nad którym odzyskałem panowanie.

- Ej, przesadzasz. Na prawdę.  Zaraz mnie zdenerwujesz dzieciaku - słowa, które znowu zaatakowały mój  umysł, w trzy sekundy dały mi do zrozumienia kto jest ich właścicielem. W  okolicach serca znowu odczułem ból. Zgiąłem się w pół i nagle wszystko  mi się przypomniało. Ja. Cząstka. Demon. Haru...

- Wypierdalaj z mojego ciała! - krzyknąłem łapiąc się rękoma za głowę.

- Hej! - warknął demon i spróbował  unieruchomić moje ręce, przez co poczułem opór, jakbym znajdował się  gdzieś pod wodą. W końcu prawie by mu to się udało, gdyby nie jeden  szczegół, którego nie zauważył. Zrozumiałem jak to wszystko działa,  przez ten czas, który od niego dostałem. Zacząłem dosłownie wypychać go  ze swojego umysłu, używając tylko własnej wyobraźni i silnej woli.  Toczyliśmy walkę. Ale nie taką na pięści. To było coś w rodzaju walki  Bogów, podczas której jeden próbuje przejąć kontrolę nad umysłem  drugiego.

- Odejdź! - wykrzyczałem z całych  sił, dokładając do tego mocne tchnienie pochodzące od wyobraźni.

Poczułem trzask, a siła uderzeniowa odrzuciła mnie do tyłu, na tyle  daleko, że uderzyłem plecami o coś twardego. Podniosłem rękę by  pomasować pulsującą ze zmęczenia głowę i poczułem, że już nic nie  krępuje moich ruchów. Zebrałem się w sobie i otworzyłem oczy, tym razem z  własnej woli.

Ujrzałem coś niesamowitego. Nie  wiem jak, ponieważ nic nie pamiętam, ale znajdowałem się na polanie  otoczonej kwitnącymi drzewami. Nade mną spokojnie, we własnym tempie  płynęły po niebie chmury, a trawa na której leżałem miała mocno zielony  kolor. Początkowo widziałem wszystko przez mgłę, ale mojej uwadze nie  uciekł jeden ważny obiekt. Po drugiej stronie polany, leżało dziwne,  dymiące się ciało. Chciałem wstać, ale ból jaki mnie zaatakował przyćmił  mi wzrok. Złapałem się za brzuch i skuliłem, jęcząc cicho. Z oddali  doleciał śmiech, który wzbudził we mnie nienawiść. Uniosłem głowę, a  moje czerwone włosy zasłoniły mi widok. Mimo, że oddychałem ciężko,  starałem się skupić oczy na jednym punkcie, który powolnym krokiem  zbliżał się do mnie.

- No chodź tu! Pokaż się we  własnym ciele idioto! - krzyknąłem i uśmiechnąłem się złośliwie, widząc  irytację wstępującą na tą szkaradną mordę. Co prawda spodziewałem się  lucyfera ociekającego ogniem, ale ten piekielny wytwór w pełni zasługiwał na miano  demona. Miał czarne długie włosy, czerwoną skórę i bardzo silne ciało.  Stał ubrany w same spodnie do kolan, odsłaniając pokaźnych rozmiarów  tułów.

- Nie możesz ustać na nogach, a  dalej próbujesz zgrywać twardziela? Muszę przyznać, że wybrałem sobie  dobrego człowieka. Podoba mi się twoja wola walki dzieciaku. Nawet byłeś  w stanie wyrzucić mnie z umysłu. Moje serdeczne gratulacje. Niestety  jednak chyba będę musiał cię sprowadzić do parteru bo zaczynasz mi  działać na nerwy. - powiedział to dość cicho, ale usłyszałem wszystko.  Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i dźwignąłem na nogi. Podparłem się  drzewa i przytrzymując bolące ramię, wbijałem w niego ostre spojrzenie.  Zaczynałem coraz bardziej się nakręcać i nie widziałem w tym żadnego  problemu. Nie interesowało mnie to, że stał przede mną najsilniejszy z  demonów. Miałem ochotę po prostu go zajebać za to, co zrobił. Tylko to  się liczyło.

- Może przestałbyś obiecywać i  wreszcie przeszedł do czynów? Nie mogę się doczekać, aż ci wpierdolę! -  zaśmiałem się głośno prostując plecy i odgarniając włosy do tyłu.

- Utrudniasz mi życie, dzieciaku. I  zaczynasz mnie irytować. Przez ciebie mogę nie zdążyć. - odparł i  ruszył w moim kierunku. Napiąłem mięśnie i odczekałem chwilę.

- Nie zdążyć na co?

- Na przechwycenie cząstki. Nie  widzisz w jakim jesteśmy świecie? - zapytał, rozkładając ręce szeroko.  Opuściłem gardę i rozejrzałem się dookoła. Zerwał się silny wiatr, a z  drzew wyleciały ptaki.

- Kraina wiatru ?! - zaskoczyła mnie moja głupota. Dopiero teraz zrozumiałem, jaki błąd popełniłem.
- Dokładnie tak. Jak nie oddasz mi  ciała to cząstkę wiatru zabierze potomek Hyioriego, a wtedy będę  zmuszony do walki z nim, czego chciałbym uniknąć.

- O matulu. Czyżby najlepszy demon się czegoś obawiał ? - zadrwiłem jednocześnie zastanawiając się kim do cholery jest Hyiori.

- O niczym nie masz pojęcia  dzieciaku. - stwór zaśmiał się, zbijając mnie z tropu. - Zanim zabiorę  ci na zawsze ciało, mogę okazać ci łaskę i cię oświecić. Hyiori, to  stwórca cząstek i Bóg nieba, a twój czarnowłosy przyjaciel jest jego  potomkiem. I jest niebezpieczny... No dobrze! - klasnął w dłonie,  przywracając mnie do rzeczywistości - Bądź grzeczny i oddaj mi ciało,  gówniarzu - zaśmiał się i ruszył szybszym krokiem. Jednak ja nie mogłem  się na nim skupić. Moje myśli ciągle krążyły wokół Haru. Potomek  stwórcy? Boga?! Kuźwa! Powinienem być obok niego!

Demon wyprowadził pierwszy cios,  który raczej sprawdzał moje umiejętności. Oczywiście sparowałem go,  odskakując na kilka metrów. Uśmiechnąłem się i wyprowadziłem prawego  sierpowego, którego udało mu się uniknąć. Wymienialiśmy się ciosami,  kopniakami czy też używaliśmy ognia. Udało mi się trafić go w twarz, ale  chwilę później zareagowałem zbyt późno na jego szybki kontratak i  złamał mi kilka żeber. Sytuacja robiła się coraz bardziej nieciekawa,  ponieważ na początku walczyliśmy trochę jak na treningach, a z czasem  walka przerodziła się w prawdziwą bitwę na śmierć i życie. Muszę się  przyznać, że nie dorównywałem mu. Był silniejszy i szybszy, ale zaczął  mnie ignorować. Nie spodobało mi się to i wykonując skomplikowaną serię  uderzeń, której dopiero zaczynałem się uczyć, powaliłem go na ziemię i  przygwoździłem własnym ciałem.

- Nienawidzę cię - wyszeptałem pochylając się i przyduszając go.
- Ciało.. i tak będzie moje -  wysapał i złapał mnie za rękę. Jednak jego starania szły na marne,  ponieważ zakleszczyłem go w żelaznym uścisku.
- Chyba śnisz... - ścisnąłem  jeszcze mocniej, dusząc zupełnie demona. Zaczął charkać i się dławić, a  uśmiech na mojej twarzy coraz bardziej się poszerzał. - Zabiję cię  skurwysynie - wysyczałem i zaśmiałem się głośno. I wtedy zdarzyło się  coś strasznego, bowiem zza drzew wybiegła dobrze znana  mi osoba,  krzycząc moje imię.

HARUKA :

Ryuu oczywiście zignorował  słowa dziewczyny i poprosił abyśmy kontynuowali podróż. Szliśmy leśną  drogą, która raz była bardzo szeroka, a raz tak wąska, że musieliśmy iść  gęsiego by się nie zabić. Raiona oczywiście wpadła do dziury, ale  Ryuu pomógł jej się wydostać, co nie opóźniło naszej wędrówki.

- Daleko stąd masz kryjówkę? - zapytałem równając kroku z czarnym pegazem.
- Jeszcze z dziesięć minut i  będziemy na miejscu. Musisz wytrzymać. - odparła patrząc się ciągle  przed siebie.

Po dłuższej ciszy stwierdziłem, że chyba nie mamy  wspólnych tematów i zwolniłem kroku, czekając aż reszta do mnie dołączy.  Po mojej lewej szła białowłosa, a po prawej Ryuu. Śmialiśmy się z  potarganych włosów Raiony, która wpadała w spazmy gdy ktoś wspomniał  choć jedno złe słowo o jej wyglądzie. Jeszcze w międzyczasie zaatakował  mnie pająk, ale pominę tą sytuacje milczeniem. Przecież nikt nie może  się dowiedzieć o tym, jak o mało nie wskoczyłem Ryuu na głowę gdy na  wysokości moich oczu zjechało po pajęczynie to małe stworzonko mające  może dwa centymetry. Gdy oni dalej się ze mnie śmieli, ja naburmuszony  szedłem przed siebie z głową podniesioną do góry i oczywiście wlazłem na  pegaza.

- Przepra... - zacząłem, ale ona uciszyła mnie ruchem łba i wskazała przed siebie.

- Patrzcie. Tam na polanie coś się  dzieje - szepnęła do nas, a my od razu zbliżyliśmy się by lepiej  widzieć. Zauważyłem dwie postacie, które ewidentnie ze sobą walczyły.  Wyglądało to na groźną sytuację i już chciałem odejść by im nie  przeszkadzać gdy w oczy rzucił mi się kolor włosów jednego z walczących.  Moje źrenice się rozszerzyły, a z otwartych ust nie wydobył się żaden  dźwięk. Wystrzeliłem do przodu jak z procy i zupełnie ignorując głosy za  moimi plecami, rzuciłem się pełnym begiem na łączkę.

- Tsukasa - wykrzyczałem, a jeden z nich podniósł głowę i spojrzał wprost na mnie. Znalazłem go.

_________________________________________________________________________________

Dobra, dotarliście do końca. Chwała wam za to xD Chciałem przeprosić, że mnie tyle nie było. Niestety... um... jakby to powiedzieć... >..< Mój stan zdrowia troszkę się pogorszył... i eto... no. Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć WŻ ^^ Dlatego przepraszam, jeżeli rozdział nie spełnił waszych oczekiwań T^T

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro