Rozdział XXXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Chyba zmienię rzymskie liczby na zwykłe bo się sam powoli gubię jak to leci XD Zapraszam na rozdział!)

Haru:

 Powolnym ruchem uniosłem głowę i spod białej grzywki spojrzałem na moich przyjaciół. Raiona zakryła usta dłonią i odwróciła się do nas plecami, nie mogąc znieść widoku, którego sam byłem przyczyną. Z ciała mężczyzny, a dokładniej miejsca, w którym powinna znajdować się głowa, powolnie sączyła się krew, opadając ciężkimi kroplami na drewniane belki. Czarnowłosa jak gdyby nigdy nic przeszła obok mnie, trącając dość mocno łokciem moje żebra, co sprawiło, że nieco się zachwiałem lecz wciąż pozostawałem w stanie, którego nie potrafiłem opisać. Byłem zszokowany do tego stopnia, że nie zarejestrowałem momentu, w którym Tsukasa podbiegł do mnie i przycisnął sobie moją głowę do ramienia. Wszystko stało się przez ich wzrok. Przez zaskoczenie i przerażenie wymalowane na twarzach i spowodowane moim zachowaniem.

- Co ja zrobiłem...- wyszeptałem niemal bezgłośnie i mocno przylgnąłem do ciepłego ciała chłopaka, zaciskając mocno powieki. A on? On spokojnie zaczął mnie głaskać, szepcząc do ucha słowa, których nie potrafiłem zrozumieć. 

Wyszliśmy we dwójkę z pokoju, ponieważ Pegaz poinformował nas, że wszystkim się zajmie. Nie wnikałem jak. Nie byłem w stanie. Pierwszy raz tak bardzo bałem się potęgi siły, która we mnie tkwiła. Była dziedzictwem tego świata, była ogromna, była...przytłaczająca i cholernie niebezpieczna. 

- Musimy się zbierać. Idą tutaj - białowłosa dziewczyna znalazła się obok mnie, a ja zdziwiony zerknąłem na jej zdeterminowaną minę.

- Jacy oni? - przystanąłem i pytająco wbiłem wzrok w Tsukasę. Ku mojemu zdziwieniu, odwrócił się do mnie plecami i zaczął nasłuchiwać. W końcu złapał mnie za rękę i dając znak Raionie, puścił się biegiem przed siebie ciągnąc mnie za sobą.

- Hej! Co się dzieje? - tym razem oczekiwałem odpowiedzi od dziewczyny, biegnącej na równi ze mną. 

- Chcą cie dopaść i unicestwić. Zrobiłeś coś do czego dążyli twoi rodzice i za co ponieśli śmierć. Strach pomyśleć co chcą zrobić z tobą Haru...- powiedziała z lekko przyspieszonym oddechem. Widziałem, że mimo próby ukrycia emocji, ze zdenerwowania cała się trzęsie. Nie spodobało mi się to, bo wbrew pozorom tę babkę cholernie ciężko było zdenerwować w taki sposób. Ona po prostu bała się o to, co może się zaraz wydarzyć i ze wszystkich sił starała się uniknąć najgorszego. A ja zaufałem jej instynktowi i bez zawahania pobiegłem z nimi.

Nagle wpadłem na plecy Tsukasy, którego dosłownie wryło w ziemię, a chwilę później leżałem już na płytkach w jakimś pokoju, widząc przed sobą tylko znikającego za drzwiami chłopaka. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę krzycząc coś, ale ten tylko pokręcił głową i zamknął drzwi, topiąc metalową klamkę od swojej strony by uniemożliwić mi wyjście.

Zostałem mimowolnie wepchnięty do małej łazienki, co nie pozwoliło mi na dalsze kontynuowanie ucieczki. Nie z nimi.

 Podniosłem się dość szybko i podbiegłem do drzwi chcąc się wydostać i wrócić do przyjaciół gdy nagle usłyszałem stukot kilkunastu ciężkich butów. Zamarłem w ułamku sekundy, wsłuchując się w odgłosy dobiegające zza ciemnego dębowego drewna i tylko modliłem się o to by nie znaleźli mnie przez dźwięk obijającego się o klatkę serca. Bałem się. Bałem, ale nie o siebie. Bałem się o Tsukasę, o Raionę...wiedziałem, że zrobili to tylko i wyłącznie po to by mnie chronić i nie chciałem krzyżować ich planów, ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, że sprawa jest poważna. Nie było źle. Było tragicznie, a ja przez ogarniający mnie chaos nie potrafiłem poskładać myśli w jedność. 

Biorąc głębszy oddech, rozejrzałem się po pomieszczeniu, zawieszając wzrok na oknie.

- Mam! -

Tsukasa:

- Przygotuj się, może się tu zrobić gorąco - mruknąłem do dziewczyny mocno stając na nogach i ze spokojem obserwując zakręt, zza którego powinna pojawić się oczekiwana przez nas liczna grupa ochrony. Napiąłem mięśnie i uspokajając się w środku, przymknąłem na sekundę oczy, aby chwilę później pojawił się w nich żywy ogień. Uśmiechnąłem się pod nosem jak psychopata i gdy tylko zobaczyłem czubek pierwszego buta, z krzykiem rzuciłem się do przodu. Nie liczyło się dla mnie nic, prócz zagrodzenia im drogi do Haru. Nic nie było teraz ważniejsze niż jego ratunek, dlatego szybko, ale z głową zacząłem kłaść na ziemię pierwszych przeciwników. Dobrze mnie wyszkolili i zapewne pluli sobie teraz w brodę, ale bądź co bądź, to ich problem. Walczyłem o coś, co oni chcieli zniszczyć z własnych, niewyjaśnionych względów i za nic w świecie miało to przysporzyć ludziom wolność i spokój. Wiedziałem, że nie muszę się martwić o Raionę, bo szczerze mówiąc nasze umiejętności były zbliżone. Szczególnie gdy znajdowała się w obecnym ciele ogromnego lwa. 

Walka trwała długo. Za długo. 

- Gadaj gdzie on jest! - 

Jedno uderzenie.

Drugie.

Traciłem powoli świadomość, ale nie istniała na ziemi taka siła, która zmusiła by mnie do tego, by udzielić im jakiejkolwiek informacji o Haru. Mogliby mnie nawet zabić, a nie pisnąłbym ani słowa. Nigdy nie oddam im Haruki.

Zimne i ciężkie kajdany, wrzynały mi się mocno w ręce i kostki na nogach, a zaciskająca się z każdym moim ruchem pętla na szyi, zaczynała doprowadzać mnie do szału. Nie byłem w stanie zliczyć ile miałem otwartych ran, z których sączyła się krew czy ile siniaków znajdowało się na mojej brudnej skórze. Ubranie już podczas walki zostało porozrywane i zniszczone, a poparzenia niemiłosiernie piekły. Ale jednego nie mogli we mnie zniszczyć, co tak bardzo zaczynało działać im na nerwy. Mojego oporu. Śmiałem się z każdym uderzeniem, pozostawiając ich w coraz to większej konsternacji i ogarniającym gniewie. Plułem im w twarz i taki stan rzeczy bardzo mi się podobał, choć ciało powoli odmawiało mi współpracy. 

Raiona uciekła, nie wiedziałem co dzieje się z czarnowłosą i gdzie jest Haruka, ale pewny byłem tego, że dziś nie zginę z rąk ochroniarzy. Nie pozwolą na to moi przyjaciele. I gdy ta informacja trafiła do mnie, przeszyła mnie na wylot, z uśmiechem uniosłem głowę, wbijając wzrok w czarny, betonowy sufit. Po raz pierwszy byłem tak bardzo szczęśliwy. Wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Że nie jestem już sam i właśni dlatego im się nie poddam.

Haruka:

Na płaczącą i poobijaną Raionę trafiłem przed wyjściem do lasu. Podbiegłem do niej i pierwsze co to mocno przytuliłem ją do siebie i choć łzy staneły mi w oczach przez fakt, że była sama, nie chciałem na głos usłyszeć jej odpowiedzi. 

- Już dobrze, jestem z tobą - szepnąłem gładząc jej włosy najdelikatniej, jak w tym momencie potrafiłem. Mimowolnie zacząłem się trząść, co dziewczyna na bank wyczuła, podnosząc wzrok i wbijając go we mnie.

- Tsukasa żyje - powiedziała głośno, jakby wiedziała w środku, że ta informacja była dla mnie najważniejszą. - Ale go złapali. Udało mi się uciec tylko dlatego, że on nie pozwolił mi się ratować. Musimy go im zabrać...Oni go zabiją! - zaczęła coraz chaotyczniej mówić, a ja ciągle ją uspokajałem. 

- Pójdę po niego, ale najpierw się uspokój dobrze? - schyliłem się lekko i ująłem jej twarz w obie dłonie, zerkając jej prosto w oczy. - Nie martw się, odbijemy go - uśmiechnąłem się szczerze, a widząc jej jaśniejącą twarz, odetchnąłem głośno z ulgą.

- Pomogę Ci - otarła twarz z łez i pociągając jeszcze nosem, hardo odpowiedziała mi wzrokiem. 

- I to mi się podoba! - pogłaskałem ją po głowie. - Musimy pokazać im swoją siłę, a nie słabości, pamiętaj - dodałem i razem z nią skierowaliśmy się do miejsca gdzie ostatni raz widziała Tsukasę. Po drodze złapaliśmy jeszcze czarnowłosą, która doskonale widziała gdzie go zabierają co bardzo ułatwiło nam sprawę.

Wiedziałem, że to co robiłem jest idiotyczne, biorąc pod uwagę jak bardzo Raiona i Tsukasa próbowali ochronić mnie przed spotkaniem z ochroniarzami. Ale teraz dużo bardziej liczyło się dla mnie odbicie chłopaka niż moja moc, z czego białowłosa zdawała sobie sprawę na tyle by nie próbować odciągać mnie od tego tematu.

Tsukasa:

Ledwo byłem w stanie podnieść powieki gdy jeden z członków grupy po razu któryś już pytał mnie o to samo. Bezwładnie wisiałem na łańcuchach, nie mogąc już o własnych siłach ustać na nogach. Było mi nie dobrze, chciało mi się spać, lecz mimo to, utrzymywał mnie przy życiu fakt, że Haru gdzieś tam jest. Egoistycznie rozmyślałem nad faktem czy przyjdzie mnie uratować, ale po kolejnym ciosie w brzuch od razu skupiłem na mężczyźnie swoją uwagę.

- Odpieprz się kuźwa - wydyszałem, plując mu krwią pod nogi. - Ile razy mam powiedzieć, że nie wiem gdzie jest co? - warknąłem, ciężko unosząc głowę i wbijając w niego złe spojrzenie.

- Ile razy jeszcze będziesz nas oszukiwać Tsukasa? - złapał mnie za szczękę i szarpnął tak, że linka zacisnęła się niebezpiecznie. Pokazałem mu zęby i ponownie puściłem głowę na dół.

- Haru, błagam...- wyszeptałem, na co odpowiedział mi głośny śmiech zgromadzonych ludzi. Jeden podszedł bliżej, mając założone ręce na torsie.

- Gówno ci pomoże. Niech tu tylko przyjdzie. - zarechotał, a ja zacisnąłem powieki, wiedząc, że ma rację. 

Minęła chwila, a ku zaskoczeniu mężczyzn, od strony drzwi doszedł nas huk i ciężkie drewno wraz z zawiasami, poleciało na ziemię. 

- Dobra panowie, przedstawienie czas zacząć - tak bardzo znajomy mi głos rozległ się po sali, a ja nie wiedziałem czy mam płakać ze szczęścia czy przerażenia. Zanim zemdlałem, widziałem tylko białowłosą furię szalejącą między ochroniarzami, wraz z lwem i pegazem do pomocy. 


***

Coraz bliżej święta, coooraz bliżej święta!

.

Tak serio to coraz bliżej koniec, ale nie martwcie się, jeszcze trochę pomęczę was WŻ. Mam nadzieję, że miło się czytało :3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro